Za darmo

Gargantua i Pantagruel

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Rozdział sześćdziesiąty drugi. Jako mistrz Gaster wynalazł sztukę i sposób, aby nie być zranionym i ugodzonym strzałem armatnim

Zdarzyło się, iż gdy Gaster ściągał swoje ziarno do fortecy, ujrzał się oblężonym przez nieprzyjaciół, i patrzał jak, za pomocą tej po trzykroć przeklętej i piekielnej machiny, po zburzeniu fortecy, tytaniczna siła rabuje i plądruje jego chleb i zboże. Zaczem wymyślił przeciwko temu sztukę i sposoby. I nie szło mu o to, aby ubezpieczyć swoje szańce, bastiony, mury i inne zasłony przed taką kanonadą, tak iżby kule, nie dosięgnąwszy ich, musiały zawisnąć nieruchomo w powietrzu, albo też, dosięgnąwszy, nie czyniły szkody ani fortecom, ani mieszkańcom broniącym ich. Tej niedogodności już wprzódy bardzo skutecznie zaradził i pokazał nam sposób: którego później użył Fronton, a obecnie jest już pospolicie rozpowszechniony w rzędzie zabaw i godnych ćwiczeń Telemitów. Sposób był taki. I odtąd bądźcie mniej oporni do wierzenia doświadczeniu przytoczonemu przez Plutarcha. Jeśli widzicie stado kozic, uciekające pędem ze wszystkich sił, włóżcie jeno ździebełko mikołajka w pysk ostatniej z biegnących, a zaraz wszystkie zatrzymają się.

Do brązowego falkoneta, na proch armatni, starannie przyrządzony, oczyszczony z siarki, i wedle proporcji w należytej ilości zmięszany z czystą kamforą, ładował kulę żelazną dobrego kalibru i dwadzieścia i pięć ziarnek szrutu żelaznego, częścią okrągłych i sferycznych, częścią w formie jak gdyby łez. Następnie, wziąwszy na cel jednego ze swych młodych paziów, jak gdyby chciał mu wsadzić nabój w sam żołądek, w odległości sześćdziesięciu kroków, na pół drogi pomiędzy paziem a falkonetem, zawiesił w linii prostej, na szubienicy drewnianej, na sznurze bujającym w powietrzu, dużą bryłę syderytu, to znaczy żelaznego kamienia, inaczej nazwanego herkuliańskim, niegdyś znalezionego na górze Ida, w krainie Frygii, przez niejakiego Magnesa (jak to zaświadcza Nikander). Stąd pospolicie nazywamy go magnesem. Następnie, przykładał lont do dziurki w falkonecie, obsypanej wkoło prochem. Skoro proch się zapalił, ażeby uniknąć powstania próżni (której natura nie może ścierpieć: raczej by cała machina wszechświata, niebo, powietrze, ziemia, morze, obróciły się w dawny chaos, niżby miała zdarzyć się próżnia w jakimkolwiek miejscu na świecie), kula i szrut wypadają gwałtownie przez paszczę falkonetu, iżby powietrze mogło wniknąć do jego komory: inaczej pozostałaby ona w stanie próżni, ile że proch uległ w tej chwili strawieniu przez ogień. Zdawałoby się, iż kula i szrut, wyrzucone z taką gwałtownością, powinny by zabić pazia; aliści w chwili gdy zbliżają się do owego kamienia, gubi się ich impet i stają w powietrzu, bujając się i kręcąc około tego kamienia, i żadna, by nawet z największym rozmachem pędząca, nie doleciała do pazia.

Ba, wynalazł sposób i sztukę, za pomocą której mocen jest wrócić kule wstecz przeciw nieprzyjaciołom, z taką samą siłą i impetem, z jaką były wystrzelone i w tej samej paraleli. Rzecz nie zdała się zbyt trudna, zważywszy, iż ziele nazwane ethiopis1036 otwiera wszystkie zamki, do których się je przytknie, i że echineis, taka mizerna rybka, zatrzymuje, wbrew wszelkim wiatrom, i zastanawia1037 w najgwałtowniejszej burzy największe okręty, płynące po morzu, i że mięso tej rybki, przechowane w soli, wywabia złoto ze studni, chociażby tak głębokiej, iż dna jej zmacać nie można; zważywszy, iż Demokryt pisze, a Teofrast potwierdza i sam sprawdził, iż istnieje zioło, przez którego samo dotknięcie, klin żelazny, głęboko i z wielką siłą wbity w gruby i twardy pień drzewa, natychmiast dobywa się na zewnątrz. Tego ziela używają ptaszki dzięcioły, kiedy ktoś potężnym klinem żelaznym zaczopuje dziurę w ich gnieździe: bowiem mają obyczaj nader przemyślnie budować gniazda i drążyć je w pniach dużych drzew;

zważywszy, iż jelenie i sarny, ciężko skaleczone ostrzem grotów, strzał albo pocisków, jeśli natrafią na ziele zwane dyktam, pospolite w Kandii, i zjedzą go troszkę, natychmiast groty wychodzą z nich na zewnątrz i nie zostaje żadnej rany. Tym zielem Wenus uleczyła swego ukochanego syna Eneasza, skaleczonego w lewe udo strzałą wystrzeloną przez siostrę Turnusa Juturnę;

zważywszy, iż sam zapach, wydzielający się z drzewa bobkowego, figi i cielęcia morskiego, ma zdolność odwracania piorunu, tak iż nigdy w nie nie ugodzi;

zważywszy, że na sam widok tryka rozjuszone słonie przychodzą do opamiętania; byki wściekłe i rozszalałe, zbliżając się do dzikich fig, zwanych kapryfikami, uspakajają się i stają jakoby zmartwiałe i nieruchome, zasię furia żmij przemija za dotknięciem gałązki buku;

zważywszy także, że na wyspie Samos, zanim zbudowano tam świątynię Junony, Euforion widział i opisuje bestie nazwane Neadami, na których sam ryk ziemia rozpękała się w rozpadliny i czeluście;

zważywszy podobnie, iż ziele bzu rośnie bardziej dźwięczne i bardziej sposobne do gry na fletni w kraju, w którym nie słyszy się piania koguta, jako przekazali nam starożytni mędrcy, wedle zapisków Teofrasta, jak gdyby pianie koguta przytępiało, rozmiękczało i zastanawiało materię i drzewo tegoż bzu; a na toż samo pianie koguta, również i lew, zwierzę tak silnie i zuchwałe, staje w osłupieniu i popłochu. Wiem, że inni rozumieli i odnosili to mniemanie do dzikiego bzu, pochodzącego z miejsc tak oddalonych od miast i wsi, iż śpiew koguta nie mógł być tam słyszany. Ta odmiana bzu musi z pewnością być odpowiedniejsza na fletnie i inne instrumenty muzyczne i lepsza od domowego, rosnącego wpodle1038 chat i zagród.

Inni zrozumieli to bardziej podniośle, nie dosłownie, ale alegorycznie, wedle zwyczaju pitagorejczyków. Na przykład to, że posągu Merkurego nie godzi się czynić z jakiego bądź drzewa bez różnicy, wykładają tak, iż Boga nie powinno się uwielbiać w sposób pospolity, jeno w sposób osobliwy i określony przepisami religii. Podobnie i owo twierdzenie wykładają nam tak, iż ludzie mądrzy i uczeni nie powinni parać się muzyką gminną i pospolitą, jeno niebiańską, boską, anielską, bardziej nieścigłą i jakoby z dala zaczerpniętą, to znaczy z okolicy, w której nie słychać jest piania koguta. Bowiem, skoro chcemy oznaczyć jakieś miejsce ustronne i mało uczęszczane, powiadamy, iż w nim nigdy nie słyszano piejącego koguta.

Rozdział sześćdziesiąty trzeci. Jako, niedaleko wyspy Chaneph1039, Pantagruel się zdrzemnął i jakie problemy przedstawiono mu po przebudzeniu

Następnego dnia, wśród uciesznych pogwarek wędrując naszą drogą, przybyliśmy do wyspy Chaneph, gdzie wszelako nie mógł przybić okręt Pantagruelowy, bowiem nie mieliśmy znikąd wiatru i była na morzu wielka cisza. Patrzyliśmy tedy po sobie, wielce zakłopotani, markotni, odudziali i zgnębieni, nie mówiąc jedni do drugich ni słowa. Pantagruel, usadowiony na krzesełku koło wielkiego masztu, drzemał, trzymając w dłoni Heliodora po grecku. Taki był jego obyczaj, iż lepiej mu się spało z książki niż z pamięci. Epistemon patrzył na swoim astrolabie, w jakiej wysokości znajdowaliśmy się od bieguna. Brat Jan przeniósł się do kuchni i z położenia rożnów i horoskopu pieczystego rozważał, która by mogła być godzina.

Panurg, ze zwitkiem pantagruelionu przy ustach, robił w wodzie bańki i bulgotki. Gymnastes ostrzył wykałaczki z drzewa mastyku. Ponokrates odpoczywał wpół senny, łaskotał się, aby się pobudzić do śmiechu i drapał się palcem po głowie. Karpalim sporządzał z łupiny włoskiego orzecha ładny, mały, wesoły i harmonijny młynek. Eustenes wygrywał palcami po długiej kolubrynce, jak gdyby po monokordeonie. Rizotomos sporządzał aksamitny woreczek ze skorupy żółwia gareńskiego. Ksenomanes łatał starą latarnię pętlicą kobuza. Pilot wraz ze swymi majtkami ziewali na wyprzódki. Na to wszystko brat Jan, przyszedłszy z kajuty, spostrzegł, iż Pantagruel się obudził.

Zaczem, przerywając tak uparte milczenie, pełnym głosem, w wielkim weselu ducha, zapytał o Sposób spędzenia czasu w porę ciszy1040. Panurg zawtórował mu zaraz i zapytał podobnież o Lekarstwo przeciw nudzie. Epistemon wmięszał się na trzeciego i również wesoło spytał o Sposób oddawania uryny, kiedy jeszcze człowieka nie spiera. Gymnastes, podnosząc się na równe nogi, zapytał o Lekarstwo przeciw olśnieniu oczu. Ponokrates, przetarłszy sobie nieco czoło i strzepnąwszy uszami, spytał o Sposób przeciwko psiej drzemce.

 

– Zaczekajcie – rzekł Pantagruel. – Dekrety subtelnych filozofów perypatetycznych pouczają nas, iż wszelkie problemy, wszelkie kwestie, wszelkie wątpliwości, jakie ktoś przedkłada, winny być określone, jasne i zrozumiałe. Co rozumiesz pod „psią drzemką”?

– To jest – rzekł Ponokrates – spać na głodno i w pełnym słońcu, jako czynią psy.

Rizotomos leżał przykucnięty na pomoście. Zaczem, podniósłszy głowę i ziewając szeroko, tak iż za pomocą naturalnej sympatii pobudził towarzyszów do podobnego ziewnięcia, zapytał o Lekarstwo przeciwko wykrzywianiu gęby i ziewaniu. Ksenomanes, jak gdyby całkiem wlatarniony w sporządzanie swojej latarni, zapytał o Sposób utrzymania w równowadze i balansie kabzy żołądkowej, tak iżby nie przechylała się na jednę stronę bardziej niż na drugą. Karpalim, bawiąc się swoim młynkiem, zapytał, ile drgań poprzedzających musi zajść w naturze, zanim o kimś można powiedzieć, iż mu się jeść chce. Eustenes natarczywie pytał Pantagruela, czy w większym niebezpieczeństwie śmierci jest człowiek ukąszony na czczo przez węża również będącego na czczo, czy kiedy są najedzeni obaj, tak człowiek jak i wąż; także dlaczego ślina człowieka będącego na czczo jest jadowita dla wszelkich wężów i zwierząt jadowitych.

– Moi przyjaciele – odparł Pantagruel – wszystkim tym wątpliwościom i pytaniom przez was przedłożonym odpowiada jedno rozwiązanie i na wszystkie takie symptomata i przypadłości skutkuje jedno lekarstwo. Odpowiedź moją przedstawię wam rychło, bez długiego kołowania i marnowania słów: żołądek zgłodniały nie ma uszu i nic nie słyszy. Za pomocą znaków, gestów i uczynków, stanie się wam zadość, i otrzymacie odpowiedź po waszej myśli. Jako w Rzymie Tarkwiniusz Pyszny, ostatni król Rzymian – (to mówiąc Pantagruel dotknął sznura od dzwonka, zaś brat Jan w te pędy pognał do kuchni) – za pomocą znaku odpowiedział synowi swojemu Sekstusowi Tarkwiniuszowi, bawiącemu w mieście Gabinów. Ówże syn posłał mu umyślnego posłańca, aby dowiedzieć się, w jaki sposób mógłby Gabińczyków całkowicie ujarzmić i doprowadzić do doskonałego posłuszeństwa. Król, nie dość ufając wierności posłańca, nie odpowiedział mu nic, jeno zaprowadził go do ustronnej części ogrodu i tu w jego oczach i przytomności mieczykiem pościnał rosnące tam wysokie główki maku. Gdy poseł wrócił bez odpowiedzi i opowiedział synowi zachowanie się ojca, tak jak na nie patrzał, łatwo mu było z takich znaków zrozumieć, iż radził poucinać głowy co najznamienitszym tego miasta, aby tym lepiej resztę pospolitej ludności utrzymać w służbach i doskonałym posłuszeństwie.

Rozdział sześćdziesiąty czwarty. Jako Pantagruel nie dał żadnej odpowiedzi na zadane problematy

Następnie zapytał Pantagruel:

– Co za ludzie zamieszkują na tej pięknej psiej wyspie?

– Nie masz tam innych – odparł Ksenomanes – jeno same obłudniki, ojczenaszki, godzinkarze, eremici i filuty. Wszystko biedni ludzie, żyjący z jałmużny wstępujących tam podróżnych.

– Nie idę tam – rzekł Panurg – możecie być pewni. Jeśli noga moja tam postanie, niechaj diabeł dmucha mi marsza do zadka! Eremity, ojczenaszki, godzinkarze, obłudniki, filuty, fora stąd do kroćset diabłów! Jeszcze mi stoją w pamięci nasi pulchni koncylipeci z Szezylu, bogdaj ich Belzelub i Astaroth pojednali z Prozerpiną. Toć, dzięki ich spotkaniu, ucierpieliśmy tyle od burzy i innych sztuk diabelskich. Słuchaj, mój ty mały bandzioszku, mój kapraliku, Ksenomanesie, powiedz, jeśli łaska: ci hipokryci, eremici, liżygarnki, sąli1041 dziewiczego stanu czy w stadłych żyjący? Czy jest między nimi takoż i jakowyś rodzaj żeński? Czy dałoby się z nich hipokrytycznie wyciągnąć mały hipokrytyczny kąszczek?

– Dalibóg – rzekł Pantagruel – a to mi ładne i ucieszne zapytanie.

– Ej, owszem – odparł Ksenomanes. – Są tam piękne i roskoszliwe hypokrycinie, eremitki, pustelniczki, białegłowy wielkiej pobożności. Jest także i obfitość małych hipokryciątek, eremiciątek, pustelnicząt…

– Schowaj się z tym – przerwał brat Jan. – Z młodego pustelnika wyłazi stary diabeł. Zanotuj sobie to autentyczne przysłowie.

– …inaczej, bez rozmnażania się rasy, od dawna już byłyby wyspa Chaneph opustoszała i wyludniona.

Pantagruel posłał im w szalupie przez Gymnasta swój datek: siedemdziesiąt osiem tysięcy pięknych półtalarów z latarnią. Następnie zapytał:

– Która godzina?

– Dziesiąta minęła – odparł Epistemon.

– Właśnie – rzekł Pantagruel – najlepsza godzina obiadu. Bowiem nadchodzi ta święta linia, tak uczczona przez Arystofanesa w komedii jego Prorokinie, która przypada wówczas, gdy cień ma dziesięć stóp długości. Niegdyś u Persów godzina posiłku była przepisana jedynie królom: każdemu innemu za zegar służył własny brzuch i apetyt. W istocie u Plauta pewien pasożyt uskarża się i wymyśla wściekle na wynalazców zegarów i kompasów, jako iż pewną jest rzeczą, że nie ma dokładniejszego zegaru od żołądka. Diogenes, zapytany, o której godzinie człowiek winien się posilać, odpowiedział: „Bogaty, kiedy będzie miał apetyt, biedny, kiedy będzie miał czym”. Jeszcze wyraźniej mówią lekarze, iż godzina kanoniczna jest

 
Wstawać o piątej, obiadować o dziewiątej,
Wieczerzać o piątej, kłaść się o dziewiątej.
 

Inna była magia słynnego króla Petozirysa1042.

Jeszcze Pantagruel nie skończył mówić, kiedy służba dworska ustawiła stoły i kredence, nakryła je wonnymi obrusami, talerzami, serwetami, solniczkami; przyniosła gąsiory, flasze, czarki, puchary, miski, talerze. Brat Jan, w towarzystwie kredencarzy, szafarzy, podczaszych, giermków i paziów, wniósł cztery przeraźliwe pasztety z szynki, tak wielkie, iż przypominały mi cztery bastiony Turynu. Wielki Boże! Jakżeż tam żwawo zmiatano talerze i wysuszano gąsiory! Nie byli jeszcze przy wetach, kiedy wiatr północno-zachodni zaczął wzdymać żagle. Zaczem wszyscy odśpiewali rozmaite pieśni, na chwałę najwyższego Boga na niebiesiech.

Przy owocach, Pantagruel zapytał:

– Rozważcie przyjaciele, czy wątpliwości wasze nie są w pełni rozwiązane.

– Ja już nie ziewam, Bogu dzięki – rzekł Rizotomos.

– Ja już nie drzemię jak pies – rzekł Ponokrates.

– Mnie się już nie miga w oczach – odparł Gymnastes.

– Już nie jestem na czczo – rzekł Eustenes. – Na cały dzień dzisiejszy bezpieczne są od mojej śliny wszystkie jadowite zwierzęta wodne i lądowe.

Rozdział sześćdziesiąty piąty. Jako Pantagruel spędzał czas ze swymi domownikami

– Na jakim stopniu hierarchii – spytał brat Jan – wśród tych jadowitych zwierząt, kładziecie przyszłą małżonkę Panurga?

– Cóż ty tu będziesz szkalował kobiety – odparł Panurg – ty galancie zatracony, ty mnichu z łysym zadkiem?

– Na czeluście pustego brzucha! – rzekł Epistemon – Eurypides pisze, i mówi przez usta Andromachy, iż przeciwko wszystkim zwierzętom jadowitym znaleziono, dzięki wynalazkowi ludzi a nauce boskiej, skuteczne lekarstwo. Atoli dotychczas nie zaleziono lekarstwa przeciwko złej niewieście.

– Ten pyskacz Eurypides – rzekł Panurg – zawsze bezcześcił kobiety. Toteż, przez zemstę bogów, został zjedzony przez psy, jako mu to wymawia Arystofanes. Idźmy dalej. Kto ma co mówić, niech mówi.

– Ja jestem gotów teraz oddać wodę, ile tylko kto zażąda.

– Co do mnie – rzekł Ksenomanes – naładowałem bandzioch odpowiedzialnie; teraz już nie będzie się przechylał na jedną stronę bardziej niż na drugą.

Zaś Karpalim powiedział:

 
Już mi się nie chce wina ani chleba;
Na głód, pragnienie, nic mi już nie trzeba.
 

– Już się nie markocę – rzekł Panurg – Bogu i wam dzięki. Jestem wesół jak młoda papużka.

 
Wesoły, radosny, jako kobuz młody,
Jak motyl, co igra z drugimi w zawody.
 

Zaiste słusznie napisano jest1043 u waszego ulubionego Eurypidesa, i powiada też Silenus, pijak znamienity, że

 
Tenci1044 ma w klepkach coś przynadpsutego,
Kto pije, wraz się nie weseląc z tego.
 

To pewna, iż powinniśmy bardzo wysławiać dobrego Boga, naszego stwórcę, zbawiciela, który, za pomocą tego dobrego chlebusia, tego dobrego i świeżego winka, tych zacnych smakołyków leczy nas z wszelkich utrapień, tak dusznych, jak i cielesnych: nie licząc przyjemności a rozkoszy, jaką mamy w samym piciu i jedzeniu.

Ale nie odpowiadacie wcale na pytania naszego błogosławionego, czcigodnego brata Jana, który się pytał o: Sposób spędzenia czasu?

– Skoro – rzekł Pantagruel – zadawalniacie się tym pobieżnym rozwiązaniem przedłożonych przez was wątpliwości, uczynię wam zadość. Na innym miejscu i o innym czasie pomówimy o tym szerzej, jeżeli wasza wola. Pozostaje tedy roztrząśnienie pytania, które zadał nam brat Jan: „Sposób spędzenia czasu”. Czyśmy go należycie nie spędzili? Oto buja chorągiewka bocianiego gniazda. Oto szeleszczą żagle. Patrzcie, jak napinają się liny i postronki… Podczas gdy myśmy puszczali w kolej i wypróżniali kubki, toż i pogoda obróciła się pomyślnie, przez tajemne związki i sympatie w przyrodzie.

– Dalibóg – rzekł brat Jan, wpadając w mowę – słyszałem od wielu czcigodnych doktorów, że Konewka, podczaszy waszego dobrego ojca, oszczędza corocznie więcej niż osiemset baryłek wina przez to, iż przyjezdnym i służbie daje pić, zanim uczują pragnienie.

– Jakoż – rzekł Panurg – powiada pospolite przysłowie:

 
Dobre powraca, a zaś złe przemija,
Podczas gdy szynkę tłustą się zapija.
 

– I nie tylko – rzekł Pantagruel – pojadając i popijając poprawiliśmy pogodę, ale także wielce ulżyliśmy statkowi, nie tylko w ten sposób, w jaki ulżyło się koszykowi Ezopa, to jest opróżniając go z wiktuałów, ale także wyzwalając się z trzeźwości. Bowiem jako ciało umarłe bardziej jest ciężkie niż żywe, tak i człowiek na czczo bardziej jest przyziemny i ciężki, niż kiedy popił i pojadł. I nie powiadają byle czego ci, którzy podczas długiej drogi rankiem piją i śniadają, a potem mówią: „Uff! konikom lżej będzie ciągnąć”.

Nie wiecież, iż niegdyś Amyklejczycy ponad wszystkich bogów czczili i ubóstwiali szlachetnego boga Bachusa i nazywali go znamiennym i wymownym imieniem Psila? Psila, w narzeczu doryckim, znaczy skrzydła. Bowiem jako ptacy za pomocą skrzydeł latają wysoko i lekko w powietrzu, tak samo przy pomocy Bachusa (to znaczy dobrego smakowitego i rozkosznego winka) wysoko wznoszą się duchy ludzi, ciała ich stają się oczywiście lżejsze i to, co w nich jest ziemskie, nabywa większej gibkości.

 

Rozdział sześćdziesiąty szósty. Jako wpodle wyspy złodziejskiej na rozkaz Pantagruela pozdrowiono Muzy

Wśród pomyślnego wciąż wiatru i wesołych pogwarek, Pantagruel ujrzał z daleka i rozpoznał jakowyś ląd górzysty. Zaczem ukazał go Ksenomanesowi i zapytał:

– Widzisz tu przed nami, po lewej, tę wysoką skałę o dwóch grzbietach, bardzo podobną do góry Parnasu w Focydzie?

– Widzę bardzo dobrze – odparł Ksenomanes. – To wyspa złodziejska. Chcecie tam, panie, wylądować?

– Nie – odparł Pantagruel.

– Dobrze czynicie – rzekł Ksenomanes. – Nie ma nic godnego widzenia. Mieszkańcy złodzieje i opryszki. Wszelako tam, koło tego lewego wzgórka, jest najpiękniejsze źródło w świecie i dookoła wielki las. Nasi ludzie będą tam mogli zaopatrzyć się w wodę i drzewo.

– Pięknie i mądrze powiedziane – rzekł Panurg. – Ha, ha, ha! Nie lądujmy nigdy w ziemi opryszków i złodziei. Ręczę wam, że ten kraj tutaj jest zupełnie podobien wyspom Cerk i Herm, pomiędzy Bretanią a Anglią, które zwiedzałem niegdyś, lub też Poneropli1045 Filipa w Tracji; to są wszystko wyspy hultai i opryszków, rzezimieszków, morderców i złoczyńców: szczere potomstwo mieszkańców najgłębszych zakątków kryminału. Nie lądujmy tam, zaklinam. Wierzcie, panie, jeżeli nie mnie, to bodaj radom tego zacnego i roztropnego Ksenomanesa. Dalibóg, to ludzie gorsi jeszcze niż kanibale. Zjedliby nas żywcem. Nie lądujmy tam, na miłosierdzie nieba. Bezpieczniej by nam było już lądować w Owernii. Słuchaj pan. Słyszę, jak mi Bóg miły, jakiś tumult straszliwy, taki, jaki niedawno podnieśli Gaskończycy w Bordo przeciw poborcom i komisarzom. Tak, nie mylę się; chyba że mi w uszach dzwoni. Zmykajmy stąd! Hej tam, żwawiej!

– Wylądujmy tam – rzekł brat Jan – wylądujmy. Jedźmy, jedźmy do brzegu, nuże. Oszczędzimy zapłaty za nocleg. Jedźmy. Wygarbujemy im skórę jak należy. Lądujmy.

– Bierzże1046 cię czort – rzekł Panurg. – Ten mnich diabelski, ten wściekły diabeł omniszony niczego się nie boi. Ryzykant jest jak wszyscy diabli i nie troszczy się wcale o innych. Myśli sobie, że świat się składa z mnichów jak on.

– Idźże, wszarzu zielony – rzekł brat Jan – do wszystkich milionów diabłów i oby ci zanatomizowali twoją mózgownicę i porobili z niej klepki do beczek. Ten wariat diabelski jest taki tchórz i nicpotem, że pos…ywa się jeno co chwila z piekielnego strachu. Jeśli cię tchórz taki oblatuje, nie wysiadaj, zostań tu przy prowiancie. Albo idź się ukryj pod kieckę Prozerpiny, do wszystkich milionów diabłów.

Na te słowa, Panurg wymknął się z kompanii i wsunął się w najostatniejszy zasiek między skórki, ośrodki i okruszyny chleba.

– Czuję – rzekł Pantagruel – w duszy mojej jakiś nagły skurcz, jak gdybym z daleka słyszał głos mówiący mi, iż nie powinniśmy lądować. Skoro tylko i ilekroć razy uczułem w duchu taki głos, zawsze dobrze wyszedłem na tym, zrzekając się i niechając rzeczy, którą mi odradzał: a przeciwnie, chwaliłem sobie, ilekroć poszedłem w stronę, w którą mnie popychał, i nigdy nie przyszło mi tego żałować.

– To coś – rzekł Epistemon – jakoby demon Sokratesa, tak wsławiony między Akademikami.

– Słuchajcież no – rzekł brat Jan – podczas gdy załoga zaopatruje się w wodę, Panurg, tam pod pokładem, zaszył się jak wilk w słomę. Chcecie się uśmiać? Każcie dać ognia z tej tu bazyliki, która obrócona jest na skały. W ten sposób pozdrowimy muzy na górze Antyparnasu. Proch się w niej i tak marnuje.

– Dobra myśl – odparł Pantagruel. – Każcie mi tu sprowadzić fajermistrza.

Fajermistrz przybył niebawem. Pantagruel kazał dać ognia z bazyliki i naładować ją, od wszelkiego wypadku, świeżym prochem. Co też bezwłocznie wykonano. Fajermistrze innych okrętów, wiosłowców, żaglowców i galionów, usłyszawszy wystrzał bazyliki z okrętu Pantagruela, dali podobnież ognia, każdy z największej sztuki działa, jaką tylko posiadał. Możecie sobie wyobrazić, że pukanina była sroga.

1036ziele nazwane ethiopis otwiera wszystkie zamki, do których się je przytknie (…) – Rabelais podrwiwa sobie z mnóstwa niedorzecznych przesądów, które za jego czasu znachodziły powszechną wiarę. [przypis tłumacza]
1037zastanawiać (daw.) – powstrzymać, zatrzymać, zastopować. [przypis edytorski]
1038wpodle (daw.) – obok, przy; wzdłuż. [przypis edytorski]
1039Chaneph – hebr.: wyspa obłudy. [przypis tłumacza]
1040sposób spędzenia czasu w porę ciszy – W oryg. Hausser le temps, co oznacza zarówno wyjaśniającą się pogodę, jak również, w przenośni, tęgie pijaństwo. Cały ten dialog, najeżony błahymi kalamburami i w oryginale już niezbyt zajmujący, w przekładzie staje się tym bardziej mało zrozumiałym. [przypis tłumacza]
1041sąli – konstrukcja z partykułą -li o znaczeniu pytajnym; inaczej: czy są. [przypis edytorski]
1042Petozirys – staroegipski matematyk. [przypis tłumacza]
1043napisano jest (daw. forma) – dziś: napisane jest. [przypis edytorski]
1044tenci – konstrukcja z partykułą wzmacniającą -ci. [przypis edytorski]
1045Poneropli – „Miasto złodziei”, miejsce deportacji za Filipa Macedońskiego. [przypis tłumacza]
1046bierzże – konstrukcja z partykułą wzmacniającą -że. [przypis edytorski]