Wiara, która przenosi góry

Tekst
0
Recenzje
Przeczytaj fragment
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

ROZDZIAŁ 3: WIARA I WIERZENIE

Proboszcz zwrócił się do parafian, z których większość to byli ludzie bardzo bogaci. Powiedział im: ,,Moi bracia, jak widzicie, nasz kościół jest stary, potrzebuje odnowienia; ale to będzie bardzo drogo kosztować, a więc pomyślmy, co możemy zrobić…” Jednym głosem parafianie odpowiedzieli, że będą prosić Boga, aby pomógł im znaleźć niezbędne pieniądze. ,,Jak to? – oburzył się proboszcz, jesteście miliarderami i chcecie niepokoić Pana, by otrzymać sumę pieniędzy, którą łatwo jest wam samym znaleźć?”

Oto, co wielu wierzących nazywa wiarą: zwracać się o boską interwencję, by załatwić swoje sprawy, podczas gdy z powodzeniem mogliby poradzić sobie sami, pod warunkiem, że zdecydują się robić, co trzeba. Kiedy są choć troszkę altruistami, proszą o pokój na świecie, by było mniej ludzi nieszczęśliwych… Ale zwłaszcza liczą na Pana, by zapewnić sobie dobrobyt, komfort, bezpieczeństwo. Ktoś wyjeżdża na wakacje i w momencie, gdy zamyka drzwi swojego domu, odmawia w myśli krótką modlitwę: ,,Panie, strzeż mojego domu”. Ale po powrocie odkrywa, że w czasie jego nieobecności w domu ktoś ,,był”. A więc jest wściekły: jak to się dzieje, że Pan nie był tu obecny, wiernie na posterunku? Ach tak, Pan jest dozorcą, powinien pilnować domu, kiedy on ,,gospodarz” udał się na spacer…

Powiecie: ,,A więc modlitwa nie jest wyrazem naszej wiary…? Nie należy się modlić…?” Tak, należy się modlić. Ale modlenie nie polega na kierowaniu żądań do Pana. Pan dał nam wszelkie środki materialne i duchowe, byśmy zaspokoili swoje potrzeby, a nawet potrzeby innych, a modlitwa powinna jedynie służyć naszemu doskonaleniu się dla znalezienia tych środków. Bóg już wykonał swoją ,,pracę”, jeśli tak można powiedzieć, i to dawno; to nie do Niego należy teraz dostarczanie nam tego, co nam brakuje, to my mamy tego poszukać. Czemu służy proszenie Go, by dał nam zdrowie czy uczucie innych ludzi, jeśli nadal prowadzimy życie, przez które jesteśmy chorzy i antypatyczni? I po co prosić o pokój, jeśli nadal nosimy w sobie prawdziwe pola bitwy…? Oczywiście modlitwa jest przejawem wiary, ale wiara powinna być rozumiana jako ta siła, która popycha człowieka do przejścia samego siebie, do przezwyciężenia siebie. Tylko że jest wiara inspirowana wysiłkiem, działaniem, i wiara inspirowana lenistwem. Iluż ludzi nazywa wiarą to, co jest w rzeczywistości tylko wierzeniem albo nawet błądzeniem!

Aby usprawiedliwić swoją niezręczność, błędy, porażki, ktoś mówi: ,,Ach, ale wierzyłem, że…” A tak, wierzył, wierzył, ale wierzenie tylko posłużyło mu do pobłądzenia. A najgorsze, że ten ,,wierzący” nadal wierzy… i błądzi! Jak długo? Aż nauczy się zastąpić swoje wierzenia wiarą, prawdziwą wiarą, tą opartą na wiedzy. Instynktownie czuje się różnicę między wierzeniem i wiarą, gdyż zdarza się mówić: ,,Wierzę” wyrażając niepewność. Kiedy się mówi: ,,Wierzę, że on przyjdzie jutro”, w rzeczywistości nie jest się zbyt pewnym, to wierzenie. A pytanie: ,,Wierzycie, że…?” oznacza, że wchodzi się na teren nieznany. Pracować w obszarze znanym, to znaczy w dziedzinie, w której nabyło się długie doświadczenie dzięki cierpliwie prowadzonej pracy, to jest prawdziwie wiarą.

Weźmy bardzo prosty przykład. Ogrodnik dysponuje różnymi nasionami: zasiał je i może powiedzieć, bez obawy o pomyłkę, że tu będzie miał sałatę, tam rzodkiewkę itp. I to się potwierdza, bo chodzi o wiedzę opartą o badanie i doświadczenie. Otóż w swych wierzeniach wielu ludzi jest jak ogrodnik, który oczekiwałby zbiorów, kiedy nic nie posiał, albo posiał nasiona marchewki, myśląc, że wyrosną gruszki. Oczekują rzeczy nie do zrealizowania, ponieważ nie mają wiedzy ani doświadczenia. Można zebrać tylko to, co się posiało. Wówczas tak, można mieć wiarę. I widzicie, tu znowu odnajduje się obraz ziarna użytego przez Jezusa w przypowieści o ziarnie gorczycy.

Nie należy więc robić sobie złudzeń. Jeśli napotyka się na porażki zamiast na oczekiwane sukcesy, oznacza to, że nic nie posialiśmy albo nie umieliśmy posiać dobrych ziaren. To sprawdza się w każdej dziedzinie a nawet w dziedzinie religii. Wielu uważa się za wierzących, ludzi ducha, ale gdy widzimy, w jakich sprzecznościach się plączą, zastanawiamy się, co z tego zrozumieli. Co zrobić, żeby im pomóc? Już byłby to jakiś postęp, jeśliby przyznali, że się mylą, że jeszcze nie wiedzą, czym jest naprawdę wiara. Zamiast tego będą się oburzać, odpowiadać, do jakiej religii należą, w co wierzą; wyliczą modlitwy, które odmawiają, obrzędy, w których uczestniczą itp., jak możecie wątpić w ich wiarę? Oto ludzie nieszczęśliwi, chorzy, złorzeczący, zawistni, zgorzkniali; zatruwają życie sobie i swojemu otoczeniu, ale mają wiarę!

Otóż ci ignoranci nie wiedzą, że wiara i sukces idą w parze, a przez ,,sukces” chcę powiedzieć zwycięstwo nad trudnościami i wewnętrznymi przeszkodami. Nie znają przypowieści Jezusa o ziarnie gorczycy, albo o niej zapomnieli: nie tylko nie przenieśli gór, ale są pod nimi pogrzebani. To, co nazywają swą wiarą jest w rzeczywistości tylko wierzeniami, czy indywidualnymi przekonaniami. Jednak przekonania często nie są wcale bardziej uzasadnione niż wierzenia. Przekonania są oczywiście siłą z racji energii, jaką wyzwalają. Kto jest do czegoś przekonany wysyła fale zabierające wszystko na swej drodze, jak silny podmuch wiatru wymiatający zeschłe liście. Dlatego często niemądrzy ludzie narzucają swoje przekonania innym, bo, jak to się mówi ,,nie mają żadnych wątpliwości”. Ale do czego ich to prowadzi? Tego pytania już sobie nie zadają.

Nie należy więc mylić wiary z wierzeniem. Niestety większość z tych, którzy uważają, że mają wiarę czynią zamieszanie: tak, bo można mieć wierzenia i nawet wierzenia religijne, a nie mieć naprawdę wiary! Mieć wiarę, to umieć wybrać ziarna i zasiać je w sobie: wyrosną wtedy wspaniałe drzewa, i z tych drzew zbierze się wyborne owoce. Jeśli się niczego nie zbiera, albo tylko osty, kolce, oznacza, że nie stało się jeszcze dobrym siewcą, prawdziwie wierzącym.

Aby prawidłowo rozróżnić między wiarą i wierzeniem, potrzebuje się kryteriów. Pierwszym kryterium wiary jest to, że czyni ona człowieka lepszym, bardziej stałym, zrównoważonym, bardziej troszczącym się o innych… Jest to proces, który powinien rozwijać się, niczym drzewo z przypowieści, które nie przestaje rosnąć, aż ptaki z nieba – to znaczy cnoty, świetlne istoty – przybędą zamieszkać w jego konarach.

Niebiosa nie wymagają od ludzi, żeby byli doskonali, ale pracowali nad swoim udoskonaleniem. Któregoś dnia każdy powinien powiedzieć sobie: ,,Teraz zrozumiałem, sieję ziarna w mojej duszy (myśli i uczucia światła, miłości dla wysokiego ideału) i nie przestanę czuwać nad nimi, ocieplać je, podlewać, karmić tym, co posiadam najlepsze. Wiem, że wszechświat jest rządzony prawami, i jednym z tych praw jest to, że każde ziarno przynosi owoce”. Oto, czym jest naprawdę wiara. A więc, niezależnie jaka jest wasza religia: chrześcijaństwo, islam, judaizm, hinduizm itp., dopóki nie zrozumieliście tego prawa i go nie stosujecie, nie macie wiary, lecz tylko wierzenia, które nie mogą was daleko zaprowadzić. Albo raczej mogą was bardzo daleko zaprowadzić, ale w lenistwie, porażce, buncie itp.

Wierzenie jest nieskuteczne, ponieważ jest czymś, co przychodzi z zewnątrz albo z peryferii naszej istoty, i w takim czy innym momencie, wobec rzeczywistości rozpada się. Wiara, przeciwnie, pochodzi z wewnątrz, ze środka i stąd czerpie swoją skuteczność. Jakim błędem jest więc wyobrażanie sobie, że wiara jest sprawą ludzi nierozumnych, naiwnych czy nawet trochę opóźnionych w rozwoju, i że kolejnym jej etapem w ewolucji ludzkości jest porzucenie wierzeń nazywanych irracjonalnymi! Przeciwnie, wiara jest oparta na znajomości praw; czyż jest większa wiedza od tej o prawach?

Mieć wiarę, to budować swoje życie na solidnych podstawach, ponieważ zna się prawa. Kto ma wiarę czuje, że posuwa się po dobrze wytyczonej drodze. Drogę tę on sam wybiera i on decyduje o jej kontynuowaniu, ponieważ sprawdził prawo przyczyn i skutków. I gdy jest zajęty budowaniem czegoś solidnego, pięknego, nie ma czasu na zajmowanie się głupstwami, opowiadanymi czy toczącymi się wokół niego: jego uwaga skupiona jest na pracy, której się podjął. A jeśli w jego życiu pojawiają się trudności, rezultaty, jakie już uzyskał w tej pracy wzmocniły go i pomagają mu je przezwyciężyć.

Tylu ludzi jest zagubionych! Nie są pewni niczego, widzą wszędzie niebezpieczeństwa, ponieważ mają uczucie, że zostali rzuceni w życie jak w tryby, których mechanizmów nie znają. A to tylko dlatego, że nie potrafią pracować z prawami; nie mogą więc oczyścić drogi, by upewnić się co do swojej przyszłości. Otóż nie można zbudować swojej przyszłości złą teraźniejszością, bo nie ma między nimi przerwy. Póki nie nauczyli się stawiać teraźniejszości na trwałych podstawach, oczywiście mogą się wszystkiego spodziewać po swej przyszłości. Jak się nie bać, jeśli się nie wie, dokąd się idzie, kiedy się nie ma żadnej pewności, gdy pozostaje się w ciemności? Ciemność jest źródłem wszystkich lęków, wszystko się w niej wydaje zagrażające.

Życie ludzkie można porównać do wędrowania przez las czy wspinania się na wysoką górę. Ileż wysiłków do zrobienia, ileż niebezpieczeństw do pokonania, by dojść do celu! A jeśli przemierza się ten las czy wspina na górę w ciemności, ryzykuje się zabłądzeniem, zaatakowaniem przez dzikie zwierzęta, wpadnięciem w zasadzki, stoczeniem się w przepaść itp. W ciemnościach nie tylko rzeczywiście wystawionym jest się na niebezpieczeństwa, ale co jeszcze groźniejsze, straszy się samego siebie nie wiedząc jak interpretować dochodzące hałasy i widziane poruszające się nieokreślone kształty. Nie można zaufać niczemu i żyje się w niepokoju i pomieszaniu, przekonując siebie, że coś złego stale się szykuje.

A ponieważ wierzyć, to otworzyć drzwi w nas samych, bać się to dać władzę temu, czego się boimy, to przygotować mu warunki, by nam szkodziło. Oto, czym symbolicznie jest życie ludzi, którzy nie posiadają światła wiary, prawdziwej wiary, która jest w rzeczywistości prawdziwą wiedzą, wiedzą, która nam towarzyszy jako światło, która daje nam bezpieczeństwo i pokój. Nawet jeśli trzeba przejść przez próby, kiedy wie się, jaka jest istota rzeczy, idzie się spokojnie, pełni nadziei na przyszłość. I w ten sposób pojawia się relacja między wiarą i nadzieją, to znaczy między teraźniejszością i przyszłością.

 

Oto jeszcze snop światła rzucony na słowa Jezusa: ,,Nie troszczcie się o jutro, bo jutro samo będzie się o siebie troszczyć; dosyć ma każdy dzień swojej biedy”. Czyńcie więc dzisiaj waszą powinność wiedząc, że jest jedyną dobrą rzeczą do zrobienia, i to wystarczy, nie macie co się martwić o jutro: ponieważ jutro jest nieuchronnie związane z dniem, który je poprzedza, ono także będzie uporządkowane, harmonijne. To także jest jak ziarno przez was posiane i to ziarno przyniesie owoce.

Jak więc mylą się ci, którzy twierdzą, że niemożliwe jest poznać kryteria wiary! Wystarczy obserwować samego siebie, obserwować wydarzenia w swoim życiu psychicznym jak i wydarzenia w swoim życiu fizycznym i społecznym. Za każdym razem, gdy znajdą się w sytuacji bez wyjścia oznacza to, że nie wiedzieli, gdzie umiejscowić swoją wiarę. Ale mój Boże, czy to tak trudno zrozumieć, że przyczyna wywołuje zawsze odpowiadające jej skutki, i jeśli chce się znaleźć wyjaśnienie wydarzeń i tego wszystkiego, co nam się przydarza, trzeba zawsze szukać po stronie przyczyn? Oto kryterium wiary. Dotąd zadowalają się brodzeniem w wierzeniach. O tak, ryba jest nadal w morzu, a ponieważ postawiono na ogniu patelnię z olejem, wierzy się, że sama tu się pojawi dobrze usmażona! Otóż nie, trzeba się pozbyć tych iluzorycznych wierzeń, bo za nimi pojawią się tylko rozczarowania. Wierzenie jest produktem osobistych pragnień albo grą intelektu, i stąd prowadzi nieuchronnie do wątpienia, niepokoju, podejrzenia. Wiara, przeciwnie, jest absolutną pewnością zakończoną zawsze pozytywnym rezultatem.

Prawdziwa wiara oparta jest więc na wiedzy nabytej przez doświadczenie. Ale z natury swojej człowiek bardziej ciągnie do wierzenia niż wiedzy, bo wierzenie jest spontaniczne, instynktowne, podczas gdy wiedza wymaga studiowania, refleksji, doświadczenia. Wierzenie poprzedza więc zawsze wiedzę. Jak już się coś wie, wychodzi się z obszaru wierzenia. Wtedy wierzenie przenosi się na trochę dalszy obiekt, aż do chwili, gdy tu także, wiedza przyjdzie je zastąpić. Wiedza jest jak linia horyzontu: im bardziej się zbliżacie, tym bardziej się oddala, ale w ten sposób nie przestajecie się rozwijać.

Przy pierwszym podejściu być może stwierdzicie, że trudno wyraźnie rozróżnić wierzenia od wiary, bo granica je dzieląca jest źle określona; rozpływają się jedna w drugiej jak fizyczność rozpływa się po trochu w psychice i nie można jasno powiedzieć, gdzie kończy się jedna a zaczyna druga. Ich granica nie jest dokładniejsza niż kolorów widma: czerwony na przykład nie jest pomarańczowym a jednak nie wiadomo dokładnie, którędy przebiega granica. Podobnie z wiarą, mimo że różni się od wierzenia pozostaje blisko z nią związana.

Aby żyć potrzebujemy oprzeć się na pewnej liczbie wierzeń – są jak podpory naszego życia uczuciowego, intelektualnego. Bez tych podpór życie nie jest możliwe, to tak jakby iść do przodu po ruchomych piaskach. Wewnętrznie jak i zewnętrznie potrzebujemy wierzyć, ze mamy coś twardego pod stopami. Dlatego, mimo że robimy sobie jakieś złudzenia jest zawsze użyteczne wierzyć w dobre rzeczy, to pomaga w utrzymaniu się w konstruktywnym nastawieniu. Najważniejsze, to stać się świadomym, to starać się zastąpić te niepewne wierzenia prawdziwą wiedzą, i w wieku czterdziestu lat nie być już tak samo naiwnym jak wieku dwudziestu lat.

Można więc nawet powiedzieć, że wiara jest pracą nad wierzeniami i kto nie jest zdecydowany wykonać tę pracę staje się często ofiara przesądów. Bo wierzenia i przesądy idą w parze. Ponieważ istota ludzka ma zawsze potrzebę wierzenia w coś, ci, co nie zrozumieli, czym rzeczywiście jest wiara łapią się za wszelkie wymysły: jakiś przedmiot przynosi im szczęście, taka liczba czy taki dzień tygodnia jest dla nich szczęśliwy albo złowróżbny, spotkanie na drodze takiej czy innej osoby jest interpretowane jako dobry czy zły znak itp. Nie zaprzeczam, że można nadać znaczenie przedmiotom, liczbom, dniom, spotkaniom, ale to nigdy nie zastąpi wiary opartej na wielkich prawach, które rządzą naszym życiem psychicznym i duchowym.

Chcecie abym dał wam definicję przesądu? Być przesądnym, to myśleć, że można zbierać żniwa tam, gdzie się nie posiało. Prawdziwa wiara, przeciwnie, to oczekiwać wiedząc, że po zasiewach zbiera się plony, w tym czy innym życiu, czy poprzez swoje dzieci. Jeśli sadzicie dobre ziarna w żyznej ziemi i w sprzyjającym czasie, kiełkują i rosną. Być może kilka ziaren obumrze, ale większość wzrośnie i wyda owoce. Iluż mężczyzn i kobiet nigdy nie pracujących w dziedzinie intelektualnej, uczuciowej czy fizycznej ma nadzieję zebrać plony, a gdy stwierdzają swoją porażkę wołają, że to niesprawiedliwe. Ale czyja to wina? Kto sieje i sadzi nigdy nie jest zawiedziony. Kiedy ma się prawdziwą wiarę, nigdy nie jest się zawiedzionym. Kto jest zawiedziony oczekiwał zbiorów niemożliwych.

A ponieważ mieć wiarę, to czynić, że ziarna wzrastają, te ziarna któregoś dnia was nakarmią, w przeciwieństwie do wierzenia, które w końcu pozostawi was głodnymi. Wierzenie jest porównywalne do hipnozy. Jeśli kogoś poddajecie hipnozie, możecie go przekonać na przykład, że spożywa dobry posiłek. Kiedy wróci do siebie, opowie wam nawet ze szczegółami jakie było menu i że wszystko mu smakowało; jednak jego żołądek pozostał pusty i przy takiej diecie szybko zgaśnie. W ten sposób wierzenia wyrządzają nadużycia u większości ludzi, podczas gdy wiara daje im smakować każdego dnia prawdziwe owoce, owoce pożywne będące wynikiem ich pracy.

Osoby zadowalające się wierzeniami pozostają wewnętrznie nikłe, wątłe, chwiejne, mimo że fizycznie są pełne energii. Wierzenie nie odżywia. Jedynie wiara żywi a żeby osiągnąć wiarę, trzeba uczyć się, doświadczać, czynić wysiłki. W starożytności Wiedza tajemna była zarezerwowana dla nielicznych nie tyle dlatego, że wyjawiano im tajemnice, których inni nie powinni znać, co posiadali oni cnoty pozwalające im coś zrobić z tymi wyjaśnieniami. Prawdy duchowe wzbogacają tylko tego, co posiada intelekt, by je zrozumieć, serce, by ich pragnąć, a zwłaszcza wolę, by rozpocząć pracę i trwać przy niej. Innym nic nie przynoszą albo wręcz są szkodliwe.

Jeśli redukuje się religię do aktów wiary niezależnie od doświadczenia i czynów, które powinny jej towarzyszyć, sprowadza się ją do oddzielenia od wiary i pozostają jedynie wierzący, którzy nikogo nie zbawią. Leniwi nigdy nie są zbawieni. Bez pracy, bez wysiłku, bez doświadczania, jaki rezultat można osiągnąć? Dopóki wierzący powtarzać będą niezrozumiałe formuły, gesty, rytuały, ich wiara nie przeniesie gór, nie uczyni żadnego cudu. A kiedy mówię o cudzie, nie chodzi ani o uzdrawianie chorych, ani o wskrzeszanie umarłych, ale o przeobrażanie samego siebie, wskrzeszanie siebie samego.

Czas już nauczyć się nie mylić więcej rzeczywistości wiary ze złudzeniem wierzenia. Jeśli wasze zdrowie się poprawia, jeśli wasza myśl staje się jaśniejsza, jeśli wasza siła rośnie, jeśli wasza miłość wzrasta, to żywicie się wiarą. Jeśli chodzi o wasze wierzenia, wyobrażenie, że was pożywią, przypomina owe słodycze sprzedawane na jarmarkach. Wiecie, o co chodzi, ta ,,cukrowa wata”, mają one właśnie konsystencję waty i raczą się nią dzieci. Otóż nie tylko się nią nie pożywią, ale jeszcze zepsują sobie zęby. W ten sposób wielu ludzi przyjmuje wierzenia: pochłaniają tony marzeń, obietnic, w których nie ma nic solidnego: tylko cukier i wata… Wierzą, wierzą, nie przestają wierzyć a rezultaty, jakie otrzymują są przeciwne do oczekiwań.

Wierzyć? Ale nie trzeba wierzyć, trzeba wiedzieć! Wiara jest kwintesencją odwiecznej wiedzy. Tam gdzie się nie wie, nie ma wiary. A więc uczcie się, wzmacniajcie, pracujcie każdego dnia nad cnotami boskimi: miłością, mądrością, prawdą, dobrocią, sprawiedliwością, bo to są ziarna, które zasadzicie na swej drodze. I na końcu tej drogi czeka na was pełnia życia, zmartwychwstanie.

ROZDZIAŁ 4: NAUKA I RELIGIA

Od wieków na Zachodzie obserwujemy nieustanne walki wytaczane sobie nawzajem przez religię i naukę. Długo religia była wystarczająco potężna, by odnosić zwycięstwa; to ona dyktowała swoje prawa do tego stopnia, że potępiała niektóre odkrycia pod pretekstem, iż podważały treści biblijne czy dogmaty Kościoła. A śmiałek, który miał odwagę na przykład poddać w wątpliwość, że Bóg stworzył świat w sześć dni albo twierdzić, że ziemia kręci się wokół słońca, ryzykował spalenie na stosie. Potem powoli sytuacja się odwróciła: wraz ze swoim postępem nauka wzięła górę i zemściła się doprowadzając do ośmieszenia religii, która została zmuszona do odtrąbienia odwrotu. Dzisiaj wszyscy przyznają, że religia utraciła swoje wpływy; niektórzy oczywiście tego żałują, podczas gdy inni się z tego cieszą. Ale żałować czy się cieszyć nie odpowie na pytania niepokojące ludzkość.

Aby uprościć, powiemy, że nauka dotyczy świata widzialnego, a religia świata niewidzialnego; niezrozumienie, jakie panuje między ludźmi nauki i ludźmi wiary bierze się stąd, że jedni opierają swoje stwierdzenia na rzeczywistości widzialnej, obiektywnej, a drudzy na rzeczywistości niewidzialnej, subiektywnej. Ale jedni i drudzy posiadają niekompletny punkt widzenia, ponieważ każdy ze swej strony ma tendencję do faworyzowania jednego aspektu rzeczy ze szkodą dla drugiego.

Wszechświat jest jednością, którą możemy uchwycić z zewnątrz przez naukę a od wewnątrz przez religię, bowiem istota ludzka sama jest jednością, która ma możność żyć jednocześnie w świecie obiektywnym i w świecie subiektywnym. Nauka i religia nie powinny się więc zwalczać, ale uzupełniać. Zresztą, to nie nauka zwalcza religię czy odwrotnie: to naukowcy i ludzie wiary ścierają się, ponieważ posiadają tylko część wiedzy.

Tak jak religia nie mogła unicestwić nauki, tak nauka nie będzie mogła unicestwić religii, bo są oparte na identycznych prawach. Nie ma między nimi ani oddzielenia ani sprzeczności. Podziały i sprzeczności istnieją jedynie w głowach ignorantów, którzy nie wiedzą, jak Bóg stworzył świat. Dobrze rozumiana nauka może tylko pomóc wierzącym w skupieniu się na najważniejszym, a religia, też dobrze rozumiana, nadaje prawdziwy wymiar nauce. Każda ma swoją funkcję, i powinny sobie pomagać, a nie sobą pogardzać, odrzucać się i usiłować się zniszczyć nawzajem. Zresztą i tak im się to nie uda.

Starcia te są po prostu działaniami sterylnymi i straconym czasem. Odtąd w każdym człowieku powinien być i człowiek religijny i naukowiec. Aby religia i nauka nie zwalczały się w życiu społecznym, muszą przestać się zwalczać w istocie ludzkiej. Bo tu dokonują się największe szkody. Kiedy człowiek wiary przeciwstawia się człowiekowi nauki – czy na odwrót – myśli, że atakuje zewnętrznego przeciwnika. Ależ skąd, atakuje samego siebie.

Niewierzący wyobrażają sobie religię w sposób błędny; zresztą, nawet wierzący w swej większości mają o niej nieprawidłowe wyobrażenie, ponieważ sprowadzają ją najczęściej do zbioru dogmatów i obrzędów. W rzeczywistości religia jest najpierw nauką opartą na znajomości istoty ludzkiej takiej, jaka została stworzona na obraz Boga. Można więc powiedzieć, że podstawy religii są wpisane w samą istotę ludzką. Stwarzając człowieka, Bóg odcisnął na nim swą pieczęć, i człowiek, niezależnie co zrobi, nie może się od niej uwolnić, to znak wpisany w jego budowę. Z tego punktu widzenia człowiek nie jest absolutnie wolny, nie może umknąć temu oznaczeniu, i temu schematowi, według którego zbudowana jest cała jego istota. Natomiast największa wolność została mu dana, by przejawił boskie przeznaczenie, które nosi w sobie. W ten sposób przejawia się różnorodność religii, które w zależności od epok i miejsc przyjęły najbardziej zróżnicowane i bogate formy.

Człowiek nauki powie wam, że przyjmuje jako prawdziwe i godne uwagi tylko to, co mógł zaobserwować, policzyć, zmierzyć, porównać, zaklasyfikować; cała reszta jest wątpliwa i powinno się ją odłożyć na bok. Bardzo dobrze, ale to niezmiernie redukuje jego pole świadomości. Bo dwie trzecie (mówmy dwie trzecie) życia człowieka zajmują działania, których nikt nie waży, ani nie mierzy. A tak, dwie trzecie czasu, żyje się po prostu, to wszystko. I jeśli to życie nie zasługuje ani na uwagę ani zainteresowanie, można zapytać, dlaczego naukowiec dalej żyje. Oddycha, je, pije, śpi, chodzi, myśli, czuje, odczuwa, pragnie, spotyka ludzi, rozmawia z nimi, nawet ich całuje, i nie pyta, czy robi to wszystko naukowo. Jak zgadza się na takie życie w wielkiej części nienaukowe? Powinien odmówić!

 

Nadając wartość naukowej wizji świata, która stawia na pierwszym miejscu badanie natury, a więc badanie świata fizycznego, świata będącego na zewnątrz nich, który jest jedynie materialnym okryciem ich głębokiego ja, ludzie gubią się na peryferiach swej istoty. Nie zdają sobie sprawy, że tracą oto swoje centrum, ten punkt nie tylko utrzymujący ich w równowadze, ale łączący ich ze Źródłem życia powszechnego. Oczywiście nie jest im zabronione uważać wszechświat za olbrzymie pole poszukiwań i doświadczeń, które Stwórca postawił do ich dyspozycji. Ale to nie rzucając się głową do przodu w fizykę, chemię, biologię, zoologię, astronomię itp. zakosztują smaku życia boskiego. Gdy są tak bardzo zajęci zaspokajaniem wszelkiej swojej ciekawości, czas mija, i ich życie odchodzi i słabną.

Niezależnie od możliwości badania i wykorzystania materii, jakie stają przed naukowcami, po okresie zachwytu wywołanym własnymi odkryciami zaczną odczuwać wiejącą stamtąd pustkę. Bo nic, co intelekt może dotknąć, ogarnąć, objąć, zrozumieć nie jest w stanie nas w pełni usatysfakcjonować. Tylko ogrom, tajemnica, niewidzialne, niedotykalne, wszystko, czego się nie zna, może zaspokoić i wypełnić ludzką duszę. Tam jest prawdziwa nauka.

Prawdziwa nauka nie jest wytworem osiągnięć intelektu, jest wiedzą dotyczącą istoty ludzkiej, jej struktury psychicznej i duchowej, jej ciał subtelnych, najwznioślejszych dążeń, i jej więzi z całym wszechświatem. Nie należy odrzucać zjawisk pod pretekstem, że nie należą do kategorii tego, co można obserwować i policzyć. Życie duchowe traktowane jest jako zjawisko nienaukowe. Powiedzmy. Ale jeśli chcecie zawsze pozostawać w niezadowoleniu i pustce, zajmujcie się tylko tym, co uważane jest za ,,naukowe”.

Wraz ze swym rozwojem nauka sądziła, że będzie mogła wszystko wyjaśnić i przynieść rozwiązania wszystkich problemów ludzkości. Przyniosła istotnie wielką poprawę w licznych dziedzinach, ale nie można stwierdzić, że dogłębnie poprawiła kondycję ludzką, bo dotyczy tylko świata fizycznego, i troszkę świata psychicznego; nie dotyka duszy i ducha, co jest normalne, to nie jej dziedzina. Dzięki nadzwyczaj precyzyjnym urządzeniom, w krótkim czasie poczyniła niesłychane odkrycia zarówno w obszarze makro nieskończoności jak i mikro, i te odkrycia wywołały w niektórych ludziach złudzenie, że nauka będzie mogła zająć miejsce religii. Ale iluż astronautów przemierza przestrzeń kosmiczną, z której przez tysiąclecia ludzie uczynili siedzibę Boga, iluż fizyków przenika tajemnice materii, iluż biologów uzyskuje coraz większą władzę nad życiem, ale to nie wystarcza, by człowiek mógł sądzić, że jest równy Bogu, ogłaszać, że On nie istnieje, albo że On umarł, i że Stworzenie jest tylko skutkiem przypadku.

Wszystkich tych filozofów i naukowców uważających, że wszechświat i człowiek są wytworem przypadku, kładę do jednego worka z tymi wierzącymi, którzy oczekują zbiorów, gdy nic nie zasiali. Tak, w obu przypadkach występuje ten sam błąd: w pierwszym chodzi o skutki bez przyczyn, w drugim o twórczość bez autora. Nie szkodzi, że tzw. inteligentni i uczeni ludzie drwią z naiwności wierzących: ich przekonania są tak samo śmieszne.

Tak jak religia nie mogła się przeciwstawić rozwojowi nauki, nauka, niezależnie od jej postępu, nie będzie mogła zastąpić ani zniszczyć religii. Istnieje związek między tymi dwiema postawami i każda powinna przyczynić się do uwypuklenia wartości, objaśnienia drugiej. Próbujący rozdzielić je czy sobie przeciwstawić popełniają błąd. Pan nie mógł wprowadzić do wszechświata, który On stworzył i do człowieka, którego On uczynił na swój obraz dwóch nieprzystawalnych rzeczywistości. Lecz żeby dojść do takiego rozumienia rzeczy, trzeba przeprowadzić pewne wewnętrzne dopasowania.

Często słyszy się, jak niektóre osoby oburzają się na fakt, że w XX wieku ludzie jeszcze nie pozbyli się wiary określanej jako irracjonalna. A nawet musimy stwierdzić, że po okresie materializmu, naukowości, coraz więcej ludzi zwraca się ponownie w stronę religii, duchowości, mistycyzmu, i ta tendencja przybiera czasami formy bezsensowne i pomieszane. Nawet władze duchowne są tym poruszone, bo często czują, że przerastają ich te nowe prądy, których nie mogą opanować. Cóż, odpowiedzialność za tę sytuację spada na samych duchownych, którzy byli bardziej zajęci umocnieniem dominacji Kościoła niż odpowiedzią na rzeczywiste potrzeby duszy i ducha, ale także spada ona na ludzi nauki i ich materialistyczną filozofię. A więc niech jedni i drudzy przestaną uskarżać się na sytuację, do której sami się przyczynili i niech zastanowią się raczej razem jak spróbować temu zaradzić.

Istota ludzka może w pełni rozkwitnąć tylko w wielkości, nieskończoności. To, co już jest widzialne, określone, zmierzone, zaklasyfikowane, nawet, jeśli uważa za pożyteczne, interesujące, nieodzowne, w końcu poczuje, że zadowala jedynie część jej samej, i nie wystarcza, by wypełnić jej egzystencję. Dlaczego dzieci tak bardzo lubią bajki? I dlaczego także dorośli w swej większości chronią się, jak tylko mogą, w dziwne światy, fantastykę, irracjonalność? Ponieważ jest to wrodzona potrzeba istoty ludzkiej: została stworzona, by żyć w dwóch światach, obiektywnym i subiektywnym, materialnym i duchowym, widzialnym i niewidzialnym; posiada więc zdolności, by wejść w relacje z tymi dwoma światami i potrzebuje obu. Tylko że nie należy tego mieszać: rzeczywistość postrzegana dzięki pięciu zmysłom nie jest tą, którą postrzega się dzięki zmysłom świata duchowego; to są dwa różne światy i ich poznanie wymaga różnych instrumentów.

Naukowcy powinni zadowolić się studiowaniem, obserwacją i przedstawieniem rezultatów swoich obserwacji, to wszystko. Nie mają się wypowiadać na temat życia psychicznego człowieka, jego życia moralnego, duchowego, jest granica, której nie mogą przekroczyć; dysponując określonymi środkami nie jest im wolno zastąpić religii nauką, a tym bardziej ją zniszczyć. Co mogą zniszczyć, to fałszywe wierzenia, i to dobrze. Prawdziwa religia nie potrzebuje obciążać się błędami i przesądami, a prawdziwa nauka nie może szkodzić prawdziwej religii: Bóg nie będzie obrażony, jeśli nie wierzycie, że On stworzył świat w sześć dni, i tym mniej będzie obrażony, bo w rzeczywistości On nie przestaje nigdy tworzyć…

Ale chcieć zwalczać religię w imię obiektywizmu i rozumu, to przedsięwzięcie skazane na porażkę. Nie da się zlikwidować religijnych uczuć, tak jak nie da się zlikwidować innych uczuć. Tu także znajduje się dziedzina, gdzie sam rozum nie ma swojego miejsca, ponieważ, powtarzam, znaczenie świętości, potrzeba odczuwania połączenia z tym boskim światem, w którym bierze swój początek, jest wpisana w strukturę istoty ludzkiej. Można próbować temu zaprzeczać, wyrwać te korzenie; nawet jeśli przez chwilę wydaje się, że się udało, sukces nie będzie trwał długo, i zmuszonym się będzie stwierdzić szkody wyrządzone przez takie działanie, nie tylko jednostkom, ale społeczeństwu.

A zresztą, czy ci wszyscy ludzie głoszący obiektywizm i rozum, zastosowali to chociaż w swoim życiu? Popatrzcie na nich: miotają się pośród niepokojów, lęków, złości, zawiści i wszelkiego rodzaju niekontrolowanych uczuć. Gdzie tu obiektywizm i rozum…? Ale akceptują te wszystkie niższe uczucia, uważają je nawet za naturalne. Podczas gdy uczucia wyższe, które może zainspirować wiara w najwznioślejszą Osobę, co stworzyła niebo i ziemię, zaufanie, wdzięczność, miłość, uwielbienie dla tej Istoty, uważają za śmieszne. Podobnie jak intelekt, rozum jest bardzo użyteczny, kiedy chodzi o zaprowadzenie jakiegoś ładu w dziedzinie uczucia; powiedzmy, że musi trochę doprowadzić dom do porządku, tak, porządku, a nie pustki. Kiedy sprzątacie u siebie, przesuwacie meble i przedmioty, by móc przejechać odkurzaczem, wytrzeć kurz, potem ustawiacie je z powrotem na miejscu, nie wyrzucacie ich przez okno. A więc w was także rozum musi robić porządki, nie po to, by pozbyć się prawdziwych religijnych uczuć, ale by ukazały się w całym swoim blasku uwolnione już od fałszywych wierzeń.

To koniec darmowego fragmentu. Czy chcesz czytać dalej?