Za darmo

Agady talmudyczne

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Rabi Szymon bar Jochaj i jego syn rabi Elazar

Jedne usta

– Gdybym był wśród stojących na górze Synaj – powiedział rabi Szymon bar Jochaj – tobym poprosił Boga o to, żeby stworzył człowieka o dwóch ustach. Jedne do nieustannego uczenia się Tory, a drugie do zwykłych czynności.

Szybko się jednak rozmyślił i oświadczył:

– Patrząc na to z drugiej strony, może dobrze się właściwie stało tak, jak jest. Jeśli przy jednych ustach szerzy się dzisiaj tyle donosicielstwa i tyle oszczerstw, to jakby to wyglądało, gdyby człowiek miał dwie pary ust?

Pewnego razu rabi Jehuda, rabi Josij i rabi Szymon, członkowie bractwa, zwani chewerim, siedzieli sobie i gwarzyli. Był z nimi także pewien mąż, zwany Jehudą ben Gerim97.

Tematem rozmowy była charakterystyka i ocena narodu rzymskiego.

Powiada rabi Jehuda:

– Ileż to pożytecznych rzeczy stworzyli Rzymianie. Urządzili targowiska, wybudowali piękne fora, świetne mosty i wspaniałe łaźnie.

Rabi Josij pilnie go wysłuchał, ale słowem się nie odezwał. Natomiast rabi Szymon żywo zareagował na jego wywody:

– Tak, to prawda, ale wszystko to zrobili dla własnej wygody i przyjemności. Rynki, zwane przez nich forami, zbudowali po to, żeby osiedlić tam ladacznice. Łaźnie dla zażywania w nich rozkoszy. Mosty, żeby ściągać podatek mostowy.

Co zrobił Jehuda ben Gerim, który przysłuchiwał się ich rozmowie?

Rozpowszechniał wszem wobec o tym, co powiedzieli chawerim o Rzymianach. Wkrótce doszło to do uszu władcy, który wydał taki wyrok:

– Rabiego Jehudę za to, że chwalił Rzym, wynagrodzić. Rabiego Josija za milczenie zesłać na prowincję do miasta Cypori. Rabiego Szymona za krytykę Rzymu, uznaną za równą bluźnierstwu, skazać na śmierć.

Dowiedziawszy się w porę o grożącej mu śmierci, rabi Szymon szybko schronił się wraz z synem w jakimś bet ha-midraszu. Żona jego cichaczem przynosiła im codziennie chleb i dzbanek wody. Bojąc się, że władze wkrótce wpadną na jego trop, rabi Szymon powiedział do syna, że muszą opuścić bet ha-midrasz.

– Trzeba się liczyć z tym, że wezmą moją żonę na spytki. Poddana torturom, mogłaby im ujawnić miejsce naszego ukrycia.

Szybko opuścili bet ha-midrasz i schronili się w jaskini. I oto zdarzył się cud, bo nagle w jaskini wyrosło drzewo chlebowe i ze skalistej ściany wytrysnęła woda. Przez cały dzień, nieubrani, siedzieli w jaskini i studiowali Torę. Tylko do odprawiania modlitwy wdziewali szaty. Postępowali w ten sposób, aby nie niszczyć ubrań.

W jaskini przeżyli dwanaście lat. Pewnego dnia w wejściu do jaskini stanął prorok Eliasz, który gromkim głosem zawołał:

– Kto zawiadomi Szymona ben Jochaja, że cesarz umarł i jego wyrok został unieważniony?

Usłyszawszy to, Szymon ben Jochaj i jego syn w mig opuścili jaskinię. Rozejrzawszy się po okolicy, zauważyli rolników, który orali i siali w polu. Zgorszony tym, co zobaczył, rabi Szymon gniewnie zawołał:

– Odkładają na bok życie wieczne98 i zajmują się doczesnym.

A wtedy wszystko, na co spojrzał, stanęło w płomieniach. I rozległ się głos z nieba:

– Czy po to wyszliście z jaskini, żeby zniszczyć stworzony przeze mnie świat? Precz! Z powrotem do jaskini.

Wrócili do swojej jaskini i spędzili w niej jeszcze dwanaście miesięcy.

Zaczęli się skarżyć:

– Nawet złoczyńcy przebywają w piekle nie dłużej niż dwanaście miesięcy.

Wtedy znowu rozległ się głos z nieba:

– Możecie opuścić jaskinię.

Wyszli obaj z jaskini. Tym razem rabi Szymon łagodził gniewne słowa syna, który dalej chciał niszczyć to, co nie miało związku z nauczaniem Tory99.

– Synu mój – powiedział rabi Szymon. – Wystarczy, że ja i ty zajmujemy się Torą.

Był wieczór poprzedzający nadejście soboty. Idąc ulicami miasta, zauważyli biegnącego starszego Żyda, który niósł w ręku dwie wiązki mirtu.

– Starcze, po co ci dwie wiązki – zapytali.

– Ku czci soboty.

– Nie wystarczy ci jedna?

– Nie. Jedna wiązka dla słowa „zachor”100, a druga dla słowa „szmor”101.

Zwracając się do syna, rabi Szymon powiedział:

– Widzisz, jak micwa jest miła Żydom.

I obaj odczuli w sercu przypływ błogości.

Kiedy rabi Pinchas ben Jair, zięć rabiego Szymona, dowiedział się o powrocie teścia, wyszedł mu na spotkanie: przywitawszy się z nim, zaprowadził go do termy w Tyberiadzie. Tam go wykąpał, umył, oczyścił i wytarł ręcznikiem. Na widok ran na ciele teścia wybuchnął płaczem. Spływające z oczu łzy spadały na nie zabliźnione jeszcze rany i rabi Szymon poczuł tak piekący ból, że zaczął krzyczeć wniebogłosy.

Przejęty współczuciem do cierpiącego teścia rabi Pinchas westchnął i powiedział:

– Biada mi, że cię widzę w takim stanie.

– Dobrze, że mnie widzisz w takim właśnie stanie. Gdybyś mnie nie zobaczył takim, jakim w tej chwili jestem, tobym nie był tym, kim jestem.

Po tym, jak lecznicze kąpiele poprawiły stan zdrowia rabiego Szymona, ten zaczął się zastanawiać, w jaki sposób powinien odwdzięczyć się Tyberiadzie. Pytał spotkanych mieszkańców, w czym mógłby być pożyteczny dla miasta.

I tak dowiedział się, że w rynku jest miejsce nieczyste102. Cierpią na tym kapłani, którzy muszą omijać ten kąt i nakładać drogi. Nie przestaje więc wypytywać ludzi o starca, który by mógł pamiętać, czy plac ten nie był kiedyś uznany za nieczysty?

I znalazł się jeden, który oświadczył, że w tym miejscu rabi Jochanen ben Zokaj ścinał kiedyś łupiny z terumy103. Usłyszawszy to, rabi Szymon zaczął badać ziemię w tym miejscu. Tam gdzie była twarda, uznał ją za czystą, tam zaś gdzie była miękka, uznał ją za nieczystą. W taki sposób oczyścił wiele miejsc w rynku, przez które kapłani mogli już swobodnie przechodzić.

Starzec potem dodał:

– Ben Jochaj doprowadził do czystości miejsce, na którym przedtem był cmentarz.

Słysząc to, rabi Szymon się rozgniewał i powiedział:

– Gdybyś nie był z nami albo gdybyś nawet był z nami i nie zgodził się z nami, miałbyś prawo tak twierdzić, ale teraz, kiedy byłeś z nami i zgodziłeś się z nami, ludzie powiedzą: „Nawet rozpustne kobiety nawzajem się upiększają. Cóż dopiero uczeni”. I powiedziawszy to, przeszył go takim wzrokiem, że ten natychmiast umarł.

Pewien Samarytanin, który był świadkiem tego, czego dokonał rabi Szymon w Tyberiadzie, postanowił z niego zakpić. Ruszył głową: „Co by to wymyślić, żeby tego starszego, poważanego przez Żydów rabiego wystawić na pośmiewisko”. Wpadł na pomysł: przywlókł na rynek trupa i pochował go w miejscu, które poprzednio oczyścił rabi Szymon, po czym podszedł do niego i drwiąco zapytał:

– Czy oczyściłeś już to miejsce?

– Tak – odpowiedział rabi Szymon.

– A co będzie, jeśli ci pokażę, że tam zostały jeszcze trupy?

– Pokaż!

Samarytanin zaprowadził go do miejsca, w którym leżał trup. Rabi Szymon w mig zrozumiał, że Samarytanin użył fortelu i natychmiast oświadczył donośnym głosem:

– Rozkazuję, żeby ten, który jest na górze, spadł do dołu, a ten, który jest w dole, wzniósł się w górę104.

 

I jak powiedział, tak się stało.

Potem rabi Szymon spotkał w rynku Jehudę ben Gerima. Na jego widok zawołał:

– Co? Ten osobnik jeszcze żyje na tym świecie?

I przeszywszy go gniewnym wzrokiem, zamienił w kupę kości.

Unieważniony dekret

Rząd rzymski wydał pewnego razu dekret zabraniający Żydom świętowania soboty i rytualnego obrzezywania chłopców.

Rabi Reuwen ben Istrobli ostrzygł się, ubrał i uczesał na wzór Rzymian i wszedł w towarzystwo bogatych miejscowych patrycjuszy.

Przy jakiejś okazji wszczął z nimi rozmowę na temat Żydów. Zadał im pytanie:

– Jak sądzicie, czy wrogowi można życzyć, żeby jeszcze bardziej się wzbogacił, czy też należy mu życzyć, żeby zbiedniał?

– Jasne, żeby zbiedniał!

– Skoro tak uważacie, to należy Żydom zabronić pracować w sobotę. Wtedy zarobią mniej.

– Masz rację – odpowiedzieli mu chórem Rzymianie.

– A jak myślicie – zapytał ich znów – czy wrogowi należy życzyć, żeby rósł w siłę, czy też, żeby słabnął?

– Oczywiście, żeby słabnął!

– W takim razie niech obrzezają swoich chłopców. Przez taką operację tracą siłę. Stają się słabsi.

– Słusznie mówisz – oświadczyli patrycjusze.

Zaraz po tej rozmowie spowodowali unieważnienie antyżydowskiego dekretu.

Radość Żydów trwała jednak krótko. Kiedy dowiedzieli się, że ich rozmówcą był Żyd, postarali się o przywrócenie dekretu, co też się stało.

Zebrali się Żydzi na naradę. Zastanawiali się, kogo by tu znowu wydelegować do Rzymu, żeby spowodował odwołanie dekretu. Po dłuższej dyskusji stanęło na tym, żeby posłać tam rabiego Szymona bar Jochaja, który już nieraz spotykał się z cudami. Jako towarzysza podróży przydzielili mu rabiego Elazara ben Josiego.

W drodze do Rzymu napotkali diabła, znanego ze sztuczek błazeńskich Ben Temaliona, który z miejsca oświadczył, iż gotów jest pójść z nimi, bo dzięki niemu pomyślnie załatwią sprawę.

Usłyszawszy propozycję diabła, rabi Szymon się rozpłakał i zawołał:

– Służąca naszego praojca Abrahama zasłużyła u Boga na to, że na swojej drodze spotkała anioła. Ja natomiast nie miałem szczęścia spotkać anioła. Nie pozostaje nic innego, jak tylko zdać się na cud, korzystając z byle jakiego pośrednika.

Diabeł Ben Temalion ruszył z impetem naprzód i pierwszy dotarł do cesarskiego pałacu. Tu wstąpił w ciało córki cesarza, która od tego ciężko zaniemogła. Zwołano lekarzy, ale żaden nie był w stanie postawić diagnozy. Kiedy rabi Szymon przybył do pałacu, z miejsca zabrał się do wypędzenia dybuka z ciała cesarzówny. Wyprosił wszystkich z pokoju chorej i kiedy zostali sam na sam, zawołał:

– Ben Temalionie, Ben Temalionie, wyjdź natychmiast!

Ten, usłyszawszy głos rabiego Szymona, opuścił ciało cesarzówny, która natychmiast wyzdrowiała.

– Czym mogę ci się odwdzięczyć? – zapytał go cesarz. – Powiedz, a dostaniesz wszystko, czego zażądasz. Wejdź ze mną do skarbca i wybierz sobie, ile tylko chcesz złota, srebra i klejnotów.

Wszedł rabi Szymon z cesarzem do skarbca, a tam leżał wśród innych papierów także pergamin, na którym napisany był nieszczęsny dla Żydów dekret. Na oczach obecnych cesarz podarł go.

Dolina złotych monet

Jeden z uczniów rabiego Szymona wyjechał kiedyś za granicę i po pewnym czasie wrócił do kraju z pokaźnym majątkiem. Wzbudziło to zazdrość u pozostałych uczniów rabiego. Naraz wszyscy zapragnęli wyjechać za granicę. Na wieść o tym rabi Szymon zaprowadził ich do doliny położonej niedaleko od miasta Meiron105. Kiedy przybyli na miejsce, rabi Szymon najpierw odmówił modlitwę, po czym donośnym głosem zawołał:

– Dolino! Dolino! Zapełnij się złotymi monetami.

I dolina posłuchała rozkazu rabiego Szymona i zapełniła się złotymi monetami.

Wtedy rabi Szymon zwrócił się do swoich uczniów tymi słowy:

– Chcieliście złota, to je macie. Weźcie je sobie, ale wiedzcie, że ten, który teraz weźmie złoto, straci swój udział w tamtym świecie. Zapłata bowiem za Torę istnieje tylko w tamtym świecie.

Tragarz – uczeń proroka Eliasza

Syn rabiego Szymona, rabi Elazar, został tragarzem. Pewnego dnia przyszedł do niego przebrany za sędziwego starca prorok Eliasz:

– Mam coś do przewiezienia – powiedział do niego. – Postaraj się o jakieś zwierzę.

– Co masz do przewiezienia? – zapytał Elazar.

– Tę paczkę i ten płaszcz.

– I co powiecie na tego staruszka? – roześmiał się Elazar. – Potrafię przenieść na plecach cały twój bagaż. I to na kraniec świata. A ty mi każesz sprowadzić osła lub wołu. Zapewne tobie, staruszku, chce się trochę pojeździć na zwierzęciu.

– Tak. Rzeczywiście. Mam słabe nogi.

Rabi Elazar wziął go na plecy i ruszył w drogę. Nosi go, to pod górę, to w dół. Taszczy przez pola i lasy. W pewnej chwili poczuł, że staruszek mocno przywarł do jego pleców.

– Hej, staruszku – zawołał. – Nie napieraj tak na moje plecy, bo cię zrzucę.

– Chcesz trochę odpocząć? – zapytał staruszek.

– Tak.

Od tego spotkania ze staruszkiem Elazar zaczął się pilnie u niego uczyć. Przez trzynaście lat staruszek wprowadzał go w tajniki Tory, aż doszli do Sifry – komentarza do Trzeciej Księgi Mojżeszowej. Komentarz ten zawiera poglądy różnych tanaitów. Wtedy sam już z trudem mógł udźwignąć własny płaszcz.

Sam wziął na siebie cierpienie

Rabi Elazar ben Szymon zetknął się kiedyś z urzędnikiem, który zajmował się śledzeniem złodziei. Zapytał go:

– W jaki sposób rozpoznajesz złodziei? Czy podobni są do dzikich zwierząt, które w dzień się ukrywają, a w nocy wychodzą na żer? Przecież możesz złapać i zamknąć porządnych ludzi.

– Nic na to nie poradzę. Wykonuję tylko rozkaz cesarza.

– Powiem ci, co masz zrobić. O czwartej rano masz wstępować do szynku i jeśli zobaczysz tam osobnika lekko drzemiącego nad szklanką wina, to sprawdź, co to za jeden. Jeśli to student, który wstał wcześnie, by się uczyć, albo robotnik śpieszący do pracy, to wiedz, że to porządni ludzie. Jeśli okaże się, że ten osobnik nie jest ani studentem, ani robotnikiem, to wsadź go do więzienia. To na pewno złodziej.

Słowa rabiego Elazara doszły do uszu cesarza, który natychmiast wydał rozkaz brzmiący nieco dziwnie:

– „Autor listu ma zostać listonoszem”106.

Wezwali rabiego Elazara i powierzono mu funkcje łapacza złodziei.

Na wieść o tym, rabi Jehoszua ben Korcha mocno się oburzył na Elazara.

– Ty, syn wina, jesteś teraz octem107. Jak długo będziesz przekazywał katom na śmierć synów naszego narodu. Narodu i umiłowanego przez Boga?

W odpowiedzi rabi Elazar oświadczył:

– Ja wymiatam ciernie z winnicy.

Wtedy rabi Jehoszua zareplikował:

– To należy do właściciela winnicy108. On wymiecie ciernie ze swojej winnicy.

Po jakimś czasie spotkał się rabi Elazar oko w oko z praczem, który z miejsca zaczął go besztać:

– Tyś ocet, syn wina.

Zamyślił się rabi Elazar:

– Skąd się bierze u człowieka tyle zuchwałości i bezczelności. Ten człowiek musi być przestępcą. I bez zwłoki rozkazuje swoim sługom wsadzić pracza do więzienia. Kiedy jednak jego gniew przeminął, starał się ze wszystkich sił go uwolnić. Władze rzymskie chętnie trzymały ludzi w więzieniu, niechętnie zaś z niego wypuszczały. Wszystkie jego zabiegi o uwolnienie pracza zawiodły. Z tego powodu rabi Elazar bardzo cierpiał. Wyraził to w następujących słowach:

 
– Kto swego języka pilnie strzeże,
ten od cierpień się ustrzeże.
 

Pracz został wyrokiem sądu powieszony. Przy szubienicy stał rabi Elazar i gorzko płakał. Przez głowę przeszła mu myśl:

– Kto wie, czy tym razem nie przeze mnie zginął niewinny człowiek?

Widząc, że rabi Elazar bardzo cierpi, ludzie znający miasto powiedzieli mu:

– Rabi, nie masz powodu czynić sobie wyrzutów. My znamy tego człowieka. To był przestępca.

Odetchnął rabi Elazar z ulgą i położywszy ręce na brzuchu, zawołał:

– Cieszcie się moje trzewia i radujcie! Jeśli wasze „wątpliwości” są tak mocne, jestem pewny, że robaki się do was nie dobiorą.

I mimo to do końca nie mógł się uspokoić. Wreszcie podali mu do wypicia środek nasenny, po czym położyli go na stole! w domu zbudowanym z marmuru i otworzyli mu brzuch.

Wycięli z niego całe zwały tłuszczu109, które wystawili na upalne słońce lipcowe. Mimo upału tłuszcz nie wydawał smrodliwego zapachu. Uspokojony po tym zabiegu, rabi Elazar wypowiedział słowa z Psalmów, które według niego mogły się odnosić do niego samego:

– „Także moje ciało spoczywać będzie w spokoju”.

Wkrótce okazało się, że do całkowitego spokoju było mu daleko. Skazał wtedy siebie na ciężkie cierpienie. Co noc kazał sobie podkładać sześćdziesiąt sztuk pościeli i ściągać z żył sześćdziesiąt szklanek krwi i ropy. Po tak wyczerpującym zabiegu żona podawała mu do jedzenia sześćdziesiąt różnych potraw, po których spożyciu powoli odzyskiwał siły. Do bet ha-midraszu nie pozwalała mu już chodzić, ponieważ obawiała się, że przebywający tam uczniowie mogą przysporzyć mu zmartwień.

Co noc przed zaśnięciem zwracał się do swoich cierpień tymi słowami:

– Bracia moi i przyjaciele, przyjdźcie do mnie!

Nad ranem zaś powiadał do nich:

– Teraz idźcie sobie!

Nie chciał, żeby cierpienia przeszkadzały mu w studiowaniu Tory. Któregoś dnia żona usłyszała jego słowa skierowane do cierpień. Zapłonęła gniewem i zaczęła robić mu wyrzuty:

– Więc to tak wygląda? Ty sam, z własnej woli wzywasz na siebie cierpienia? Mało ci, żeś przechorował pieniądze mego ojca?

I wyrzuciwszy z siebie te słowa oburzenia, zabrała dzieci i przeniosła się do domu swego ojca.

I oto w tym samym czasie zdarza się cud. Sześćdziesiąt statków płynie po morzu. Nagle zrywa się gwałtowna burza i wzburzone fale zaczynają miotać statkami. Jeszcze chwila i pójdą na dno. Przerażeni marynarze wznoszą modły o ratunek:

– Boże Elazara, odezwij się!

I morze w jednej chwili się uspokoiło. Zszedłszy szczęśliwie na ląd, marynarze i pasażerowie statków zanieśli rabiemu Elazarowi duży prezent. Niosło go sześćdziesięciu niewolników. Każdy niósł trzos wypełniony pieniędzmi. Oni też codziennie przygotowywali dla niego sześćdziesiąt różnych potraw.

 

Pewnego dnia przebywająca w domu ojca żona Elazara powiedziała do córki:

– Pójdź do domu i dowiedz się, jak ma się ojciec.

Kiedy córka zjawiła się w domu ojca, ten do niej rzekł:

– Wracaj do matki i powiedz jej, że jestem teraz bogatszy od jej ojca.

I mówiąc to zacytował werset z Przypowieści Salomona o dzielnej żonie, odnosząc to do siebie:

 
„Ona jest jak statki kupca
Z dalekich krajów otrzymują swój chleb”.
 

W następstwie dobrego odżywiania się chory rabi Elazar wkrótce wyzdrowiał i znowu zaczął chodzić do bet ha-midraszu, żona z dziećmi zaś wróciła do niego. Któregoś dnia przypadkiem obnażyło się ramię rabiego. Na widok pięknej, czystej skóry ramienia żona najpierw się uśmiechnęła, a potem rozpłakała. Uśmiechnęła się z radości i powiedziała:

– Szczęśliwa jestem, że zespoliłam się z ciałem tego sprawiedliwego męża.

I rozpłakawszy się, tak rzekła:

– Biada mi, że takie ciało pochłonie ziemia.

Przed śmiercią rabi Elazar powiedział do żony:

– Wiem, że mędrcy są na mnie oburzeni i boję się, że mogą mnie pochować bez należnego mi szacunku. Dlatego uważam, że lepiej będzie, jeśli złożysz moje martwe ciało na poddaszu. Nie powinnaś z tego powodu bać się mnie.

Po wielu latach, które upłynęły od śmierci rabiego Elazara, jego żona opowiedziała o leżącym na poddaszu ciele męża:

– Chyba ze dwadzieścia lat ciało mego męża leżało na poddaszu. Kiedy wchodziłam do tej izdebki, zwykłam była oglądać jego włosy na głowie. Zauważyłam, że kiedy jakiś włos wypadał, pojawiała się kropla krwi. Pewnego razu zobaczyłam, że z ucha wylazł mu robaczek. Okropnie się tym przejęłam. Zjawił mi się potem we śnie i powiedział: „Nie martw się. To nic strasznego. To się stało wskutek tego, że kiedyś moje uszy usłyszały, jak pewien mędrzec został obrażony i ja na to nie zareagowałem”.

Kiedy do jego domu przychodziło dwóch Żydów, żeby ich rozsądził, i stojąc w drzwiach, wygłaszali swoje racje, z poddasza rozlegał się głos rabiego Elazara:

– Ty, który nazywasz się tak i tak, nie masz racji, natomiast ty, zwany tak i tak, masz rację.

Pewnego dnia żona rabiego Elazara pokłóciła się z sąsiadką, która w ferworze sporu przeklęła ją tymi słowy: „Obyś skończyła jak twój mąż. Żebyś jak on nie została pochowana zgodnie z prawem Izraela!”.

Kiedy słowa sąsiadki doszły do uszu mędrców, ci uznali, iż dalej nie można już tolerować tego stanu rzeczy i że należy nieboszczyka Elazara pochować zgodnie z żydowskim rytuałem.

Krążą również wieści o tym, że ojciec rabiego Elazara, rabi Szymon, miał jakoby przyśnić się mędrcom, którym oświadczył:

– Macie mojego gołąbka i nie chcecie go do mnie przynieść.

Zebrali się mędrcy, by urządzić pogrzeb Elazara, ale spotkali się ze sprzeciwem mieszkańców Achbary, którzy twierdzili, iż w czasie kiedy ciało Elazara spoczywało na poddaszu domu, żadne dzikie zwierzę nie napadło na ich miasto.

Pewnego dnia mędrcy, korzystając z wigilii Jom Kipur i z tego, że mieszkańcy Achbary byli zajęci przygotowaniami do święta, wynajęli tragarzy, którzy zanieśli ciało rabiego Elazara do groty, gdzie spoczywał jego ojciec rabi Szymon. Podchodząc go groty, natknęli się na jadowitego węża, który nie wpuścił ich do środka. Mędrcy wznieśli wtedy okrzyk:

– Wężu! Wężu! Otwórz wejście i wpuść syna do ojca.

I wąż posłuchał ich i otworzył wejście do groty.

Rabi Pinchas ben Jair

Pewnego razu rabi Pinchas ben Jair wyruszył w drogę, żeby wykupić wziętych do niewoli Żydów. Długo szedł, aż dotarł do dużej i głębokiej rzeki Ninaj. Nie mogąc jej przebyć, zawołał:

– Ninaju! Ninaju! Rozstąp się i otwórz mi drogę. Muszę się dostać na drugi brzeg.

– Pinchasie! Pinchasie! – odpowiedziała mu rzeka – wiem, że masz spełnić wolę Stwórcy, ale ja też spełniam wolę Stwórcy. Ty albo ją spełnisz, albo nie, ja zaś z całą pewnością ją spełnię.

Rozzłościł się rabi Pinchas i zawołał:

– Jeśli natychmiast się nie rozstąpisz i nie otworzysz mi drogi na drugi brzeg, to sprawię, że twoim korytem nigdy już woda nie popłynie.

I woda w rzece od razu się rozstąpiła i rabi Pinchas pokonał ją suchą stopą. Tymczasem na brzegu pozostał człowiek dźwigający worek z pszenicą przeznaczoną do wypieku macy na zbliżające się święto Pesach.

Zobaczył to rabi Pinchas i zawołał z drugiego brzegu:

– Rzeko Ninaj, rozstąp się także przed nim. On spełnia boży nakaz.

I rzeka spełniła jego żądanie. I oto nagle wyłonił się trzeci człowiek z zamiarem przekroczenia rzeki. Był nim Arab, który przez cały czas, krocząc za nimi obydwoma, pozostał nieco w tyle. Rabi Pinchas wstawił się za nim u rzeki:

– Otwórz także przed nim drogę – zawołał. – On nam towarzyszył w drodze i powinnaś potraktować go tak samo, jak nas.

I rzeka rozstąpiła się, i Arab przeszedł na drugi brzeg.

Rabi Pinchas dotarł wreszcie do zajezdnego domu. Zatrzymał się w nim i poprosił gospodarza o nakarmienie osła. Kiedy podano osłowi do jedzenia niewymłócony jeszcze z kłosów jęczmień, ten nie chciał go nawet tknąć. Wymłócili więc kłosy, ale osioł nadal nie chciał jeść.

Przebadali i dokładnie przebrali jęczmień, żeby był czysty i jadalny, ale osioł mimo tych zabiegów nie chciał nawet spojrzeć na niego.

Zastanowił się rabi Pinchas nad przyczyną takiego zachowania osła i doszedł do wniosku, że być może nie odstawiono tu do Świątyni należnej dziesięciny.

Szybko odłożyli dla lewitów dziesiątą część ze zbioru jęczmienia i osioł natychmiast zabrał się do jedzenia.

Widząc to, rabi Pinchas oświadczył:

– Biedne zwierzę spełnia wolę Stwórcy, a wy mu podajecie do jedzenia jęczmień nie odpowiadający wymogom naszego prawodawstwa.

Kiedy rabi Jehuda Hanasi dowiedział się, że do miasta przybył rabi Pinchas ben Jair, wyszedł mu naprzeciw i powitawszy go, rzekł:

– Uczyń mi tę łaskę i przyjdź do mnie na obiad.

– Chętnie to uczynię – odpowiedział rabi Pinchas.

Twarz rabiego Jehudy promieniała radością. Widząc to, rabi Pinchas powiada do niego:

– Myślałeś, że mogę odmówić Żydowi i nie przyjąć jego zaproszenia na posiłek? Uchowaj Bóg! Żydzi są święci. Jeden Żyd chce i nie może, drugi może, ale nie chce. Ty zaś i chcesz, i możesz. Teraz jednak śpieszę wypełnić ważną micwę. Dlatego wstąpię do ciebie dopiero w drodze powrotnej.

Wracając tą samą drogą, rabi Pinchas wstąpił do domu rabie go Jehudy. Dochodząc do drzwi, zauważył, że stoją w nich białe muły110. Krzyknął z wrażenia:

– W tym domu gości Anioł Śmierci! Ja tu nie będę się posilał.

Usłyszał to rabi Jehuda i wyszedłszy do niego na dwór, oświadczył:

– Sprzedam te muły.

– Przed ślepcem nie rzuca się kłód111.

– Przepędzę je.

– Wtedy wyrządzisz jeszcze większą szkodę.

– Przetnę im żyły w nogach.

– Szkoda zwierząt. Należy im się miłosierdzie.

– To je zabiję.

– Wtedy naruszysz zakaz Tory, który mówi, iż nie wolno niszczyć wartościowych rzeczy.

Rabi Jehuda nie przestawał jednak zapraszać gościa do domu. Tak długo na niego nastawał, aż w pewnej chwili wyrosła między nimi wysoka góra.

Rabi Jehuda zareagował na to płaczem. Łamiącym się głosem zawołał:

– Jeśli Bóg czyni cuda cadykom za życia, to cóż dopiero po ich śmierci!

97ben Gerim – syn prozelitów. [przypis tłumacza]
98wieczne życie – Tora. [przypis tłumacza]
99łagodził gniewne słowa syna, który dalej chciał niszczyć to, co nie miało związku z nauczaniem Tory – Rabi Elazar źle się odnosił do tych ludzi, którzy zajmowali się bytowymi sprawami. [przypis tłumacza]
100zachor – pamiętaj. [przypis tłumacza]
101szmor – przestrzegaj. W dekalogu nakaz przestrzegania soboty zaczyna się od słowa zachor i szmor. [przypis tłumacza]
102w rynku jest miejsce nieczyste – uważano, że w tym miejscu pochowani są ludzie. Dlatego kapłani nie mają prawa tamtędy przechodzić. [przypis tłumacza]
103teruma – danina w naturze, którą otrzymywali kapłani. Teruma też musiała być czysta. [przypis tłumacza]
104żeby ten, który jest na górze (…), a ten, który jest w dole (…) – ten, który stoi nad grobem, czyli Samarytanin, i ten, który jest w dole, czyli trup. [przypis tłumacza]
105Meiron – rodzinne miasto rabiego Szymona [przypis tłumacza]
106„Autor listu ma zostać listonoszem” – to znaczy, że rabi Elazar ma zostać łowcą złodziei. [przypis tłumacza]
107Ty, syn wina, jesteś teraz octem – Zszedłeś ze słusznej drogi swego sprawiedliwego ojca. [przypis tłumacza]
108Właściciel winnicy – Bóg. [przypis tłumacza]
109Wycięli z niego całe zwały tłuszczu – Rabi Elazar był otyły. [przypis tłumacza]
110białe muły – białe muły mogą uśmiercić człowieka. [przypis tłumacza]
111Przed ślepcem nie rzuca się kłód – Nie wolno wprowadzać w błąd niedoświadczonych. [przypis tłumacza]