Za darmo

Agady talmudyczne

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Lew i bocian

Pewnego dnia władze rzymskie udzieliły Żydom zezwolenia na odbudowanie Świątyni Pańskiej.

Na wieść o tym dwaj znaczący, wysoko postawieni w hierarchii społecznej Żydzi, Papus i Lulianus, ustawili na drodze między miastami Akko i Antiochią stoły, na których piętrzyły się złote i srebrne monety.

Każdemu Żydowi, który zdecydował się wrócić z diaspory do Jerozolimy, ofiarowali tyle złota i srebra, ile tylko potrzebował. Usłużni Samarytanie donieśli cesarzowi, że Żydzi szykują bunt przeciwko Rzymowi.

– Co w takim razie – zapytał ich cesarz – mam zrobić?

– Zakaż im budować Świątynię na dawnym miejscu lub każ zmniejszyć rozmiary budowli. Wtedy sami zrezygnują z jej odbudowy.

Tymczasem lud Izraela zebrał się już w dolinie Beit-Rimon. Kiedy nadeszła wieść o tym, że cesarz nakazał wybrać inne miejsce pod budowę i zmniejszyć rozmiary Świątyni, lud wpadł w rozpacz. Niektórzy, bardziej krewcy Żydzi, oburzeni, rozkazem cesarza, postanowili przeciwstawić mu się siłą…

Bardziej umiarkowani Żydzi ostrzegali lud przed niebezpieczeństwem stawiania oporu cesarzowi. Tłum coraz wyraźniej się burzył. Umiarkowani zaczęli się zastanawiać nad tym, który spośród mędrców potrafi uspokoić wzburzony lud. Po wymianie poglądów doszli do wniosku, że najlepiej nadaje się do tego rabi Jehoszua ben Chanania. Wiedzą i mądrością przewyższał wszystkich potencjalnych konkurentów.

Rabi Jehoszua wystąpił wtedy przed tłumem i zaczął swoje przemówienie od przypowieści:

– Pewnego razu lew pożarł owieczkę. Kość owieczki stanęła mu w gardle. Ryknął lew na cały głos: „Kto wydobędzie kość z mego gardła, ten dostanie nagrodę”.

Na wieść o nagrodzie zjawił się bocian i wsunąwszy dziób w gardło lwa, wydobył tkwiącą w nim kość, i powiedział:

„Teraz, lwie, możesz mi zapłacić!”

– „Co? – ryknął lew. – Mało ci tego, że pozwalam ci odejść spokojnie i nawet chwalić się, że byłeś w paszczy lwa i szczęśliwie uniknąłeś śmierci?”.

To samo można powiedzieć o Żydach:

– Wystarczy, że wpadliśmy w ręce Rzymian i uszliśmy z życiem.

Jedna owieczka wśród siedemdziesięciu wilków

Pewnego razu cesarz Adrian powiedział do rabiego Jehoszuy:

– Jak silna musi być owieczka, skoro przyszło jej przebywać wśród siedemdziesięciu wilków.

– Jak silny musi być pasterz, który ratuje owieczki przed wszystkimi wilkami – odpowiedział rabi Jehoszua.

Wyzwolone dziecko

Pewnego razu rabi Jehoszua ben Chanania przybył do Rzymu. Tu dowiedział się, że w więzieniu siedzi żydowskie dziecko. Podobno bardzo mądre i ładne. Ma jasne oczy i kędzierzawe włosy. Nie zwlekając, udał się rabi Jehoszua do więzienia. Stanąwszy przed bramą, zawołał głośno:

– Kto wydał Jakuba na splądrowanie a Izraela łupieżcom?

W odpowiedzi usłyszał głos dziecka z więziennej celi.

– Czy nie Pan, przeciwko któremu zgrzeszyliśmy? Nie chcieli chodzić jego drogami ani też nie słuchali jego zakonu.

Słysząc te słowa, rabi Jehoszua zawołał:

– O dzieci Syjonu, cenniejsze jesteście od złota!

I roniąc łzy nad losem uwięzionego dziecka, dodał:

– Jestem pewien, że to dziecko wyrośnie na wielkiego uczonego wśród Żydów. Przysięgam, że dopóty nie ruszę się z tego miejsca, dopóki nie uwolnię go z więzienia. Nie będę liczyć się z kosztami.

I jak rzekł, tak uczynił. Zapłacił dużą sumę za wypuszczenie go.

Minęło kilka lat. Wyzwolony chłopczyk wyrósł i zasłynął wśród Żydów jako wielki uczony. Był nim rabi Iszmael ben Elisza.

Pokonały go trzy osoby

Opowiada rabi Jehoszua:

– Odkąd żyję, nie pokonał mnie nikt poza trzema osobami. Sztuka ta udała się kobiecie, dziewczynce i chłopcu.

Co do kobiety, to rzecz ma się tak:

– Pewnego razu zatrzymałem się w zajeździe należącym do kobiety. Kiedy zasiadłem do stołu, podała mi bardzo smaczną potrawę z bobu. Potrawa tak mi smakowała, że wylizałem talerz. Następnego dnia znowu podała mi bób i znowu zjadłem go z apetytem. Trzeciego dnia także podała mi bób, ale przesolony. Skosztowałem, ale nie nadawał się do jedzenia. Odstawiłem więc talerz. Gospodyni zapytała mnie wtedy:

„Dlaczego nie jesz?”.

„Nie jestem głodny – odpowiedziałem. – Jadłem już dzisiaj chleb”.

„Nie powinieneś był jeść chleba. Może dlatego, że nie zostawiłeś za pierwszym i drugim razem sziraim75, teraz zostawiasz sziraim za wszystkie trzy razy”.

Co zaś się tyczy dziewczynki, to historia wyglądała tak:

Pewnego razu szedłem drogą prowadząca przez obsiane pole. Zauważyła mnie stojąca tam dziewczynka. Podeszła do mnie i spytała:

„Rabi, czyżbyś nie widział, że chodzisz po obsianym polu?”

„Czy to nie droga wydeptana już wcześniej?”.

„Tak, bo tacy jak ty zbójnicy ją wydeptali”.

Z chłopcem znowu rzecz się miała tak:

Pewnego razu zobaczyłem siedzącego na rozstaju dróg chłopca. Zapytałem go:

„Chłopcze, jaką drogą najlepiej dojść do miasta?”

„Do miasta prowadzą dwie drogi. Jedna jest długa i krótka, druga zaś jest krótka i długa”.

Wybrałem tę drugą drogę. Dochodząc do miasta, stwierdziłem, że drogę zagradzają otoczone parkanami sady. Musiałem zawrócić. Na rozdrożu siedział jeszcze chłopczyk.

Zapytałem go:

„Czy nie powiedziałeś mi, że droga, którą wybrałem jest krótka?”

„A czy nie dodałem do słowa krótka słowa długa?”

Pocałowałem w czoło chłopca i powiedziałem:

„Szczęśliwe jesteście, dzieci żydowskie. Wszystkie mądre od małego po dużego”.

Gościa pięknie przyjmij, ale bądź ostrożny

Pewnego razu przyszedł do rabiego Jehoszuy wędrowny żebrak. Rabi przyjął go tak, jak przyjmuje się drogiego gościa. Poczęstował go jedzeniem i piciem, po czym zaprowadził go do pokoju na poddaszu, gdzie stało przygotowane dla niego łóżko, żeby mógł się spokojnie wyspać. Zszedłszy jednak z poddasza, rabi zabrał drabinę, po której wchodziło się na górę.

O północy gość wstał i zapakowawszy do płaszcza rzeczy znajdujące się w pokoju, usiłował po cichu wymknąć się. Było ciemno. Żebrak nie zauważył, że nie ma drabiny i natrafiwszy nogą na próżnię, spadł na dół i połamał sobie ręce i nogi. Nad ranem rabi Jehoszua zobaczył leżącego na podłodze gościa. Podszedł do niego i powiedział:

– Młodzieńcze, czy wypada, żeby taki człowiek jak ty, coś podobnego uczynił?

– Rabi, kto mógł się spodziewać, że zabierzesz drabinę?

– Ach, młokos z ciebie. Nie pomyślałeś, że przed takimi jak ty musiałem się zabezpieczyć.

Nie dziwota przeto, że rabi Jehoszua zwykł często powtarzać:

– Gościa pięknie przyjmij, ale bądź ostrożny!

Oblicze Boga

Pewnego razu cesarz Adrian zapytał rabiego Jehoszuę:

– Czy świat ma nad sobą wszechwładnego Pana?

– Oczywiście. Inaczej być nie może. Świat nie może być puszczony na żywioł.

– Powiedz mi, kto stworzył niebo i ziemię?

– Bóg. Jest bowiem wyraźnie napisane: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię”.

– Dlaczego więc ten Bóg nie pokaże się choćby dwa razy w roku stworzeniom na ziemi? Powinien to uczynić, żeby poczuły przed nim strach.

– Nie pokazuje się, gdyż nikt nie wytrzymałby bijącego od Niego blasku. Jest bowiem napisane: „Człowiek nie może mnie zobaczyć, bo zaraz umrze”.

– Jeśli nie pokażesz mi waszego Boga, nie uwierzę w jego istnienie.

W południe ustawia rabi Jehoszua cesarza na wprost słońca i powiada:

– Wpatrz się w słońce, to Go zobaczysz.

– Niemożliwe. Nikt nie jest w stanie wpatrywać się w słońce.

– Niechaj więc twoje uszy usłyszą to, co powiedziały twoje usta. Jeśli w słońce, które jest jednym tylko z jego licznych tworów, nie można się wpatrywać, to jak można zobaczyć twarz samego Boga, którego blask wypełnia cały świat.

Obiad dla Boga

Przy następnym spotkaniu cesarz Adrian powiedział do rabiego Jehoszuy:

– Mam zamiar wydać obiad dla waszego Boga.

– Nie jesteś w stanie tego zrobić – oświadczył Jehoszua.

– A to dlaczego?

– Ponieważ Bogu towarzyszą liczne zastępy wojska.

– Ale ja chcę to zrobić – uparł się cesarz.

– Skoro się tak upierasz, to przygotuj ucztę nad rzeką Rewita, gdzie jest dużo wolnego miejsca.

Przez sześć miesięcy lata cesarz Adrian zajęty był nieprzerwanie przygotowaniem uczty. Nadeszła jesień i wiatr zdmuchnął do rzeki to wszystko, co cesarz przygotował. Nadeszła zima. Przez sześć miesięcy zimy cesarz na nowo czynił przygotowania do uczty. I oto nadeszła wiosna, a wraz z nią deszcze, które zmyły wszystko, co było przygotowane, do rzeki.

Zmartwił się cesarz. Nie rozumiejąc tego, co się stało, zapytał Jehoszuę:

– Co to wszystko ma znaczyć?

– Na razie były to tylko wiatry i deszcze, a one stanowią dopiero przednią straż Boga.

– Jeśli sprawa tak wygląda, to przyznaję, że nie dam rady wydać uczty dla Boga.

Bej-Iloi

Pewnego razu cesarz Adrian powiedział do rabiego Jehoszuy:

– Wasi prorocy przyrównują często Boga do lwa. Z tego porównania wynika, że wasz Bóg nie jest tak silny, albowiem byle rycerz potrafi zabić największego lwa.

– Przyrównują Boga nie do każdego lwa, lecz tylko do lwa z Bej-Iloi – wyjaśnił mu rabi Jehoszua.

– Wskaż mi tego lwa. Chcę go zobaczyć.

– Nie dasz mu rady.

– Ty mi go jednak pokaż!

Pomodlił się rabi Jehoszua i lew wyszedł z lasu Bej-Iloi. Kiedy zbliżył się na odległość czterystu parsot76 od Rzymu, ryknął tak mocno, że mury miasta zawaliły się, a ciężarne kobiety poroniły. Trzysta parsot od Rzymu znowu wydał ryk. Od tego ryku mieszkańcom miasta wypadły szyby, a sam cesarz Adrian spadł z tronu.

 

Śmiertelnie przerażony cesarz zaczął błagać rabiego Jehoszuę.

– Spraw, żeby lew wrócił do swego lasu.

Rabi Jehoszua pomodlił się do Boga i lew wrócił do gęstego, ciemnego lasu Bej-Iloi.

Rozkaz cesarza i rozkaz Mojżesza

Pewnego razu cesarz Adrian powiedział do rabiego Jehoszuy:

– Mnie jest lepiej niż waszemu mistrzowi Mojżeszowi.

– Pod jakim względem?

– Pod tym względem, że ja żyję, a on nie. Znasz chyba powiedzenie: „lepiej być żywym psem niż martwym lwem”.

– Jak myślisz cesarzu, czy byłbyś w stanie sprawić, żeby nikt w Rzymie nie zapalił ognia w ciągu trzech dób?

– Z całą pewnością.

I nie zwlekając, wydał rozkaz, w którym zabraniał mieszkańcom miasta zapalania ognia.

Tego samego dnia wieczorem cesarz Adrian razem z rabim Jehoszuą weszli na taras pałacu, żeby zobaczyć, jak Rzym tonie w ciemnościach. Patrzą i nagle dostrzegają, że gdzieś daleko unosi się dym.

– Co to dym? – zapytał rabi Jehoszua.

– Jeden z moich książąt jest ciężko chory i lekarz zalecił mu gorące kąpiele.

Wtem rabi Jehoszua zauważył dym unoszący się z innego miejsca w mieście.

– A co to za dym? – zapytał znowu Jehoszua.

– W tym domu leży chory naczelnik miasta. Doktor polecił mu wsypać leki do szklanki z ciepłą wodą i zamieszać.

Usłyszawszy to, rabi Jehoszua oświadczył:

– Zważ więc cesarzu, że rozkaz wydany przez ciebie, żyjącego władcę, nie wytrzymał próby nawet przez jeden dzień, natomiast rozkaz Mojżesza, żeby Żydzi nie rozpalali ognia w sobotę, jest po dziś dzień przestrzegany. Czy widziałeś kiedyś, żeby Żyd zapalił ogień w sobotę? A ty twierdzisz, że jesteś lepszy od Mojżesza.

Rabi Jehoszua i ateńscy uczeni

Pewnego dnia w trakcie rozmowy z rabim Jehoszuą cesarz Adrian powiedział:

– Skoro uważasz się za mądrzejszego od ateńskich uczonych, to proponuję ci, żebyś się udał do Aten i tam na miejscu pokonał ich w dyskusji naukowej. Potem masz ich sprowadzić do mnie, do Rzymu.

– Dobrze, ale ilu uczonych tam jest?

– Sześćdziesięciu.

– Każ więc zbudować dla mnie statek, na którym ma być sześćdziesiąt kajut. W każdej z nich należy postawić sześćdziesiąt krzeseł.

Cesarz wyraził zgodę i polecił zbudować dla rabiego Jehoszuy statek, jakiego sobie życzył.

Przybywszy do Aten, rabi Jehoszua najpierw udał się do i rzeźni. Zobaczył, jak rzeźnik zarzyna krowę. Podszedł do niego i zapytał:

– Czy twoja głowa jest do sprzedania?

– Owszem.

– Ile chcesz za nią?

– Pół złotego denara.

Rabi Jehoszua zapłacił mu i powiedział:

– A teraz daj mi ją.

Podaje mu rzeźnik głowę krowy, ale rabi Jehoszua pyta go:

– Czy kupiłem od ciebie głowę krowy? Kupiłem przeciez twoją głowę. Jeśli chcesz, żebym cię zwolnił ze zobowiązania, to wskaż mi gmach, w którym przebywają ateńscy uczeni.

Drżąc ze strachu, rzeźnik na to powiada:

– Tego się boję. Ten bowiem, który wskaże wejście do gmachu uczonych, zostanie przez nich uśmiercony.

– Zrobimy to tak. Włożysz na plecy wiązkę drewna i przechodząc obok wejścia do gmachu uczonych, udasz, żeś zmęczony. Przystaniesz i zrzucisz z ramion ciężar. Będzie wyglądało na to, że chcesz trochę odpocząć. Dalej to ja już będę wiedział, co i jak.

Doszli do gmachu uczonych. Widzą, że u wejścia stoją straże. Straże na zewnątrz i straże wewnątrz gmachu. Nikogo nie wpuszczają i nikogo nie wypuszczają. Gdyby uczeni zauważyli wewnątrz ślad obcej obecności, strażnicy pilnujący gmachu z zewnątrz zostaliby natychmiast zabici. Gdyby zaś zauważyli ślad człowieka, który zdołał wyjść z gmachu, zostaliby zabici stojący wewnątrz.

Co robi rabi Jehoszua? Podchodzi i stawia jeden krok przed wejściem do gmachu i jeden za progiem. W rezultacie zostają zabici zarówno zewnętrzni, jaki i wewnętrzni strażnicy. Rabi Jehoszua wchodzi bez przeszkód do środka. Widzi, że młodsi uczeni siedzą na górnych ławkach, starsi zaś na dolnych. Zastanawia się: Kogo powinien najpierw pozdrowić? Jeśli najpierw pozdrowi starszych, mogą go zabić młodsi. Jeśli najpierw pozdrowi młodszych, zabiją go starsi uczeni. Młodsi bowiem mogą powiedzieć: „My jesteśmy ważniejsi, bo my siedzimy na górze, a starsi na dole”. Starsi zaś mogą powiedzieć: „My jesteśmy ważniejsi, bo my jesteśmy starzy, a oni to jeszcze dzieci”. W tej sytuacji rabi Jehoszua zdecydował się jednocześnie pozdrowić starych i młodych uczonych.

Widząc przed sobą przybysza, pytają go:

– Co tutaj robisz?

– Jestem żydowskim uczonym. Przybyłem tu, żeby się u was uczyć.

– W takim razie mamy do ciebie pytanie.

– Bardzo proszę, pytajcie. Jeżeli w toku dyskusji okaże się, że ja przegrałem, możecie mnie zabić. Jeśli natomiast ja was pokonam, będziecie musieli spożyć obiad ze mną na statku.

Ateńscy uczeni zaczynają zadawać mu pytania:

– Czy potrafisz zbudować dom w powietrzu?

– Jeśli dostarczycie mi w powietrzu cegieł i gliny.

– Gdzie znajduje się środek świata?

– Tutaj!

– Skąd wiesz, że tutaj?

– Przynieście sznury i zmierzcie.

– Mamy studnię w polu. Przenieś ją do miasta!

– Jeśli upleciecie mi sznur z jęczmienia, to ja przeniosę.

– Mamy rozłupane kamienie młyńskie. Zszyj je.

– Zszyję je, kiedy wystrzępicie z nich nici.

– Jest taka grządka, na której rosną noże. Czym je skosić?

– Rogiem osła.

Następnie podali mu dwa jajka i spytali:

– Które jajko pochodzi od białej kury, a które od czarnej kury?

Na to rabi Jehoszua pokazuje Ateńczykom dwa kawałki sera i pyta:

– Który kawałek sera pochodzi od białej kozy, a który od czarnej?

Zamiast odpowiedzi ateńscy uczeni zadają mu nowe pytanie:

– Powiedz nam, którędy wychodzi dusza pisklęcia, które zdechło w skorupie?

– Tędy, którędy weszła.

– Pokaż nam naczynie, które nie jest warte trudu włożonego w jego wykonanie.

Rabi Jehoszua przynosi im wtedy matę, rogożę, którą tak rozciąga, że nie można jej wnieść do gmachu.

Brama okazała się za mała. Zwraca się do uczonych tymi słowy:

– Weźcie siekierę i rozwalcie ścianę. To jest właśnie owo naczynie, które nie jest warte włożonego w nie trudu.

Po udzieleniu odpowiedzi na wszystkie pytania i po rozwiązaniu wszystkich zagadek rabi Jehoszua zaprosił ateńskich uczonych na swój statek. Każdego umieścił w oddzielnej kajucie. Zobaczywszy, że w kajucie jest sześćdziesiąt krzeseł, każdy z ateńczyków pomyślał, że zaraz wejdą do niego pozostali koledzy.

Tymczasem rabi Jehoszua polecił kapitanowi statku odbić od brzegu i wypłynąć na morze. Przed odjazdem z Aten wziął na drogę garść ziemi. Kiedy statek przepływał przez miejsce znane z niebezpiecznych wirów, które niejeden już statek pochłonęły, nabrał wody do dzbanka.

Kiedy przybyli do Rzymu, rabi Jehoszua od razu zaprowadził ateńczyków do cesarza Adriana. Ten zobaczywszy przed sobą zgarbionych i podupadłych na duchu uczonych, zawołał:

– Jehoszuo, to nie są ateńczycy!

Wziął wtedy rabi Jehoszua dzbanek z morską wodą i oblał nią uczonych ateńczyków, po czym obsypał ich głowy ziemią z ojczystego ich kraju. I oto w jednej chwili ateńczycy nabrali animuszu i wyprostowawszy się, przyjęli wobec cesarza postawę pełną dumy. Rozgniewało to cesarza, który gromkim głosem zawołał:

– Jehoszuo, możesz z nimi zrobić co zechcesz.

Wlał wtedy rabi Jehoszua morską wodę do beczki i rzekł do ateńczyków:

– Jeśli wypełnicie beczkę wodą po brzegi, to będziecie wolni.

Zaczęli ateńczycy czerpać wodę, żeby napełnić nią beczkę. Wlewali i wlewali wodę do beczki i nic z tego nie wyszło. Beczka nie chciała się napełnić. Woda z morskiego wirowiska, zwana „wodą pochłaniającą”, pochłaniała wlewaną wodę. Tak długo nosili wodę i wlewali do beczki, aż opadły im ręce. Wkrótce z wyczerpania wszyscy zmarli.

Rabi Jehoszua w jesieni życia

Cesarz Adrian zwrócił uwagę, że od pewnego czasu rabi Jehoszua przestał odwiedzać Dom Bej-Awidar, w którym zbierali się zwykle uczeni, aby przedyskutować skomplikowane kwestie naukowe. Zapytał wtedy rabiego, dlaczego nie uczestniczy w zgromadzeniach:

– Góra – odpowiedział rabi Jehoszua – jest pokryta śniegiem. Wokół góry płachty lodu. Psy już tam nie szczekają i młyny tam już nie mielą77.

Nachum Gamzo

Również i to wyjdzie na dobre

Tanaita Nachum miał przydomek Gamzo. Ludzie często rozdzielali ten przydomek, wołając Gam-zo, dlatego że miał zwyczaj reagować na każde zdarzenie słowami: „Gam ze letowa” – „Również i to wyjdzie na dobre”.

Pewnego razu Żydzi postanowili posłać cesarzowi prezent. Zastanawiali się przy tym, kogo by wysłać z podarunkiem dla cesarza. Naradzali się i naradzali, aż stanęło na tym, że prezent wręczy cesarzowi tanaita Nachum Gamzo, ponieważ z nim często zdarzają się cuda. Miał przekazać cesarzowi w darze szkatułkę z brylantami i diamentami. W drodze do Rzymu zatrzymał się na noc w zajezdnym domu. Kiedy zasnął, właściciele zajazdu dobrali się do szkatułki, wyjęli brylanty i diamenty i na ich miejsce wsypali piasek.

Rano, przed opuszczeniem zajazdu, Nachum otworzył szkatułkę i stwierdziwszy, że został okradziony, rzekł: „Również i to wyjdzie na dobre”, po czym ze szkatułką w rękach udał się w dalszą drogę.

Dotarłszy do Rzymu, od razu poszedł do cesarskiego pałacu, żeby wręczyć prezent. Cesarz otworzył szkatułkę i zobaczywszy w niej zamiast spodziewanych kosztowności zwykły piasek, wpadł w gniew i zawołał:

– Żydzi zakpili sobie ze mnie!

Natychmiast wydał też rozkaz uśmiercenia Nachuma, który przyniósł mu szkatułkę z piaskiem.

Nachum, zwany Gamzo, zachował spokój i zgodnie ze swoim zwyczajem powiedział: „Gam ze letowa” – „Również i to wyjdzie na dobre”.

I oto zjawił się prorok Eliasz w przebraniu dygnitarza cesarskiego dworu i tak oświadczył:

– Jest rzeczą możliwą, że piasek w szkatułce należy do gatunku ziemi, używanej przez praojca Żydów, Abrahama. W bitwach toczonych z wrogami bohatersko rzucał na wroga grudki ziemi, które lecąc zamieniały się w miecze i strzały. Jeśli cesarz ma kłopoty z jakimś państwem, którego nie może podbić, niech używa tego piasku w walce. Niechybnie je wtedy pokona.

Słysząc to, cesarz rozkazał zaprowadzić Nachuma do skarbca i włożyć mu do szkatułki mnóstwo brylantów i diamentów, po czym pożegnali go z najwyższymi honorami.

W powrotnej drodze Nachum zatrzymał się na noc w tym samym zajezdnym domu. Właściciele, którzy słyszeli o honorach uczynionych mu przy opuszczeniu Rzymu zapytali go:

– Co takiego podarowałeś cesarzowi, że z takimi honorami cię pożegnali?

– To, co stąd wziąłem, to i podarowałem cesarzowi.

Usłyszawszy to, właściciele zajazdu wzięli skrzynie i wsypawszy do nich pod same pokrywy ziemię, zanieśli je w darze do cesarza. Na pytanie cesarza, co znaczą te skrzynie, odpowiedzieli:

– Ta cudowna ziemia, którą podarował ci Żyd Nachum, pochodzi z naszych pól. My przynieśliśmy ci więcej skrzyń pełnych cudownej ziemi.

Cesarz polecił poddać przyniesioną w skrzyniach ziemię próbie. Nic jednak z tego nie wyszło. Zwyczajny piasek. Zwyczajna ziemia. Z rozkazu cesarza złodziejscy właściciele zajazdu zostali skazani na śmierć.

Sam dla siebie wyprosił

Opowiadają, że Nachum Gamzo wskutek ciężkiej choroby stracił wzrok, ręce i nogi. Całe zaś ciało pokryło się wrzodami. Przykuty do łóżka, leżał w gnijącym, walącym się domku. Nogi łóżka stały w kadziach z wodą, żeby pluskwy nie miały do niego dostępu. Uczniowie rabiego widząc, że domek chyli się ku upadkowi, postanowili najpierw wynieść łóżko z chorym, a potem naczynia. Rabi Nachum wtedy rzekł do nich:

 

– Dzieci moje, najpierw wynieście naczynia, a po nich łóżko. Zapewniam was, że dopóki ja tutaj jestem, dopóty domek się nie zawali.

Posłuchali go uczniowie. Najpierw wynieśli naczynia, a potem łóżko. Po krótkiej chwili domek runął.

Wtedy powiedzieli uczniowie:

– Rabi, jesteś przecież prawdziwym cadykiem. Jak to może być, żebyś tak cierpiał?

– Dzieci moje! Sam dla siebie wyprosiłem te cierpienia. Pewnego razu przybyłem w gości do mego teścia. Przyprowadziłem z sobą trzy osły obładowane wszelkim dobrem. Jeden osioł obładowany był żywnością, drugi napojami, trzeci słodkimi owocami. Nagle w drodze zobaczyłem przed sobą biednego człowieka. Podszedł do mnie i proszącym głosem powiedział: „Rabi, daj mi coś do zjedzenia”.

„Poczekaj chwileczkę – powiedziałem do niego. – Zaraz zejdę z osła i dam ci coś do przekąszenia”. Zanim jednak zlazłem z osła, biedak wyzionął ducha. Wpadłem w rozpacz. Zacząłem płakać i krzyczeć: „Niech moje oczy, które na czas nie okazały miłosierdzia dla twoich oczu, oślepną. Niech moje ręce i nogi, które nie ulitowały się nad twoimi rękami i nogami, zostaną odcięte. I niech całe moje ciało pokryje się wrzodami”.

75sziraim – okruchy; zwyczaj zostawiania na talerzu resztek jedzenia na wypadek, gdyby przyszedł głodny biedak. [przypis tłumacza]
76parsa – starożytna miara długości, równa mniej więcej 4500 m. [przypis tłumacza]
77Góra (…) jest pokryta śniegiem. Wokół góry płachty lodu. Psy już tam nie szczekają i młyny tam już nie mielą – znaczy to: Głowa pokryta już jest siwizną, wokół niej szara broda i wąsy. Głos osłabiony. Zęby już nie gryzą. [przypis tłumacza]