Za darmo

Maria. Powieść ukraińska

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

XIX

 
W tym ciemnym ludzkich uczuć i posępnym lesie
Dla jednych czas powoli odrętwienie niesie320;
Gubią listek po listku; aż w późnej jesieni,
Jak mszyste, głuche dęby stoją obnażeni.
Drugim – skwarem ich słońca zbite nawałnice321
Rzucą z trzaskiem i grzmotem dzikie tajemnice;
I znów błyśnie pogoda – i czasem się zdaje,
Że weselsza zieloność po burzy powstaje —
Lecz kto się bliżej wpatrzy, choć pozór jednaki,
Dostrzeże – czarne wewnątrz spalenizny znaki:
A gdy w rażonym drzewie wicher rdzeń rozżarzy?
Któż pożar od piorunu gasić się odważy322?
I tak bujna krzewina zniszczenie rozniesie
W tym ciemnym ludzkich uczuć i posępnym lesie.
Co Wacław sobie w życiu może obiecywać,
Trudno by wytłumaczyć – i straszno zgadywać;
Na jego sercu ciemna, skrwawiona zasłona,
Dosyć – na cóż ją zdzierać z ranionego łona?
Wszystko on już postradał – i chyba to zyska,
Że nie czas, ale płomień zniszczy w nim zwaliska.
To w krótkim zamyśleniu korząc się przed Bogiem323
Z swym małym przyjacielem, czyli nowym wrogiem,
Umarłe ciało nazad wnieśli do komnaty324;
A księżyc mglistym oczom pożyczył oświaty.
Tam Wacław raz ostatni posłanie jej mości;
I czułym wyręczeniem bezwładnej Skromności
Jej członki, włosy, szaty w porządek układa,
Bo ciekawa Złośliwość i w śmierci ogada.
Wtedy – z tęsknym wejrzeniem na jej martwe lica325,
W którym żałość rozstania, lecz i obietnica
Prędkiego połączenia – z uwagą Rozpaczy,
Co każdy rys Nieszczęścia w pamięć sobie znaczy —
Wtedy dobywszy miecza, co świsnął, a w cięciu
Srogim będzie, i w trupa zostanie ujęciu326,
Wyszedł – i zaraz z twarzy wszelkie znikły bole;
Skoczył na koń – a za nim usiadło pacholę.
Lecz któż był ten człek mały z okiem zapłakanem?
Czy Duchem jego losu? Aniołem? Szatanem?
Czy szczerze drażni męki lub smutek z nim dzieli327?
Nie wiem – objął rycerza, i w czwał polecieli328.
 

XX

 
Na ukraińskiej cerkwi błyszczą się trzy wieże329;
A ukraińskie baby szepczą swe pacierze.
Biją we dzwony żaki, i zysk sobie krzeszą;
Ludzie dobrzy – czy pogrzeb, czy to chrzciny – śpieszą:
Wewnątrz – kiry, katafalk, i truna330 – a w rzędy
Blado się palą świece – czarno, straszno wszędy.
Czyjaż tam wzniosła postać wśrzód ciekawych grona
Leży długim i martwym krzyżem rozścielona?
Czyjaż tam pierś rycerska w kurzawie się wala?
I z tą cichą pokorą, co się nie użala,
Choć i najsroższych kaźni ciężkie dźwiga brzemię,
W swej niemej pobożności jakby wbita w ziemię?
Blady – jak łysk od gromnic, co mu na twarz wbiega,
Smutny – jak śpiew umarłych, co się tam rozlega,
Z poziomego zniżenia, gdzie go wiara tłoczy,
Jak robak świętojański świecą jego oczy.
Ah! to Pana Miecznika siwa, nędzna głowa;
Niedawno żonę stracił – teraz córę chowa.
Na to huśtał kołyskę, by w trumnie uśpili331,
Na to jej woził lamę332, żeby całun szyli.
I dziwno – tak nieczułym zdał się na pogrzebie,
Jak by już dusza jego była z córką w niebie.
I takim był i potem – ni żalu, ni skargi,
Nikomu nie zwierzyły wypłowiałe wargi;
Ni łzów w hardym spojrzeniu nie było oznaki;
Mniej z ludźmi, więcej z Bogiem, a zresztą – jednaki.
Co dzień on w jednej porze chodził po kryjomu;
Lecz nim wydano hasła, powracał do domu333.
Raz, i północ minęła, a Miecznik nie wraca;
I gdy patrząca Czujność334 nadzieję utraca —
Gdy dziko grają trąby – a ze snu, jak z procy,
Rzucili się rycerze k’zemście lub pomocy —
Znaleźli go w cmentarzu335; przy córki i żony
Przyległych dwóch mogiłach klęczał nachylony:
Taż sama w ustach słodycz, a w czole sędziwość —
Taż sama bladość twarzy, ale oczu żywość —
Czapka, wąsy, dla Polski straszydło na wrogi336
I żupan ten sam czarny – tylko że gdy trwogi
Odgłos z trąby wojennej dochodził daleki,
Nie porwał się do korda – już spał – spał na wieki.
I cicho – gdzie trzy mogił w posępnej drużynie337;
I pusto – smutno – tęskno w bujnej Ukrainie.
 

Komentarz Józefa Ujejskiego

I. Antoni Malczewski

1. Koleje życia

Autor Marii urodził się w 1793 r., w domu, który wyrósł na gruncie świata zepsutego czasów stanisławowskich338. Ród, niegdyś niewiele lepiej niż chudopacholski, niedawno dopiero – przez spryt dorobkiewiczowski i następnie ożenek dystyngowany dziadka poety, Ignacego – wszedł w sferę wielkopańską, zaczerpnąwszy nawet trochę krwi saskiej dynastii. Poza tym pani Ignacowa Malczewska, Duninówna z domu, spokrewniła synów swoich, Jana i Ksawerego, z Sanguszkami, spowinowaciła więc z całą arystokracją i stosownie do takiej sytuacji towarzyskiej wychowała na modnych kawalerów, „ptymetrów339” bez żadnych aspiracyj prócz zabawy i najgrubszego użycia, a wreszcie na marnotrawców całej wielkiej mężowskiej fortuny. Ojciec Antoniego, Jan, dobrawszy sobie godną towarzyszkę życia w osobie Konstancji Błeszyńskiej, którą był uwiódł pierwszemu mężowi – pułkownikowi (później dzielnemu jenerałowi Kościuszkowskiemu) Haumanowi, uwinął się ze swoją częścią spadku pierwej jeszcze niż młodszy brat. Na szczęście Targowiczanin ten, wpierw orderami srebrny niż wiekiem, jenerał wojsk rosyjskich, wychowaniem synów swych, Antoniego i Konstantego, niewiele się zajmował. Złamany stratą żony, która (także na szczęście) zmarła, kiedy Antoni miał zaledwie 7 lat, pozostawił opiekę nad nim rozumnej i zacnej pani Juliannie z Błędowskich Skibickiej, a ożeniwszy się później po raz drugi, o dzieci z pierwszego małżeństwa nie bardzo się już troszczył. Umarł zresztą w r. 1808, gdy starszy syn był dopiero w III klasie krzemienieckiego gimnazjum.

 

Znalazł się tam przyszły poeta właśnie za sprawą pani Skibickiej, osobistej przyjaciółki Czackiego, a podobno i Kołłątaja. Protekcja Czackiego towarzyszyła też Malczewskiemu przez cały czas studiów, a on rzetelnie na nią zasługiwał. Wybitnymi zdolnościami i pracą zarabiał na odznaczenia coroczne, zachowaniem, mimo wielkiej żywości temperamentu, również wzorowym jednał sobie zupełne uznanie przełożonych. „Cień nagany go nie dotknął” – pisze Czacki w świadectwie, które mu na końcu (w r. 1811) wystawił. Z uznaniem łączył się zarazem i powszechny sentyment. Antośko podbijał sobie serca zarówno nauczycieli, jak i kolegów dużymi zaletami charakteru (nie wiedzieć po kim odziedziczonego), a także naturalnym wdziękiem obejścia i nieporównanej urody.

Co się tyczy samych studiów – widać z pomienionego świadectwa Czackiego, że cały ich niemal zakres krzemieniecki, tak obowiązkowy, jak i nadobowiązkowy (włącznie z tzw. talentami), Malczewski ogarnął. Z wykładów stylistyki i poetyki Euzebiusza Słowackiego, a potem literatury – Alojzego Osińskiego, skorzystał zapewne przyszły poeta niemało. Prawdopodobnie jednak, zgodnie z górującą tendencją zakładu, oraz z powziętym już w gimnazjum zamiarem kariery wojskowej, ze szczególną gorliwością oddawał się studiom matematycznym.

Opuścił Krzemieniec, nie ukończywszy (nie wiedzieć dlaczego) ostatniego kursu – gdzieś w maju 1811 r., i już z dniem 1-go września tegoż roku wstąpił w Warszawie do Korpusu Inżynierów w randze podporucznika. Przez czas służby w tym Korpusie pracował głównie przy zarządzonych rozkazem Napoleona robotach fortyfikacyjnych w Modlinie, ale to mu nie przeszkadzało bawić się szeroko w Warszawie. Pierwsze salony stolicy, oczarowane jego urodą i świetnym ułożeniem, zabiegały oń skwapliwie, powodzeniem u płci pięknej wnet głośno zasłynął. Najczęstszym gościem bywał w domu Wołynianina Aleksandra Chodkiewicza, znanego chemika, równocześnie poety i żołnierza, przy tym zaś możnego pana, który życie prowadził wystawne i rozrzutne. Acz znacznie starszy niż Malczewski, dopuszczał on go jednak do bliskich i poufałych stosunków, a nie mniejszymi łaskami darzyła też młodego oficera i pani Chodkiewiczowa, słynna z urody i zalotności Karolina z Walewskich. Te jej łaski miały Malczewskiego doprowadzić do pojedynku z najbliższym przyjacielem, Aleksandrem Błędowskim, którego morały poczytał sobie porywczy młodzieniec za śmiertelną obrazę. Z pojedynku wyniósł przyszły autor Marii dużo wstydu i strzaskaną nogę, którą, wnet po wyleczeniu, nadwerężył ponownie przy harcach na dzikim, nieujeżdżonym koniu. Było to zaś w chwili, kiedy właśnie – już jako porucznik konnej artylerii i adiutant polowy jenerała Kosseckiego – gotował się do wyprawy moskiewskiej 1812 r. Nim stał się zdolnym na nowo do służby, rozpoczął się już odwrót. Udział więc jego w tej pamiętnej wojnie ograniczył się tylko do uczestnictwa w obronie oblężonego Modlina. Pocieszał się jakimiś nowymi miłostkami, dla których raz nie wahał się nawet przekradać przez obóz Paskiewicza do Warszawy.

Po upadku Napoleona, spędziwszy jakiś czas u rodziny, wstąpił znów do wojska Królestwa Kongresowego, tym razem do sztabu kwatermistrzostwa, ale jeszcze w tym samym roku (28 grudnia 1815) otrzymał na własne żądanie dymisję. Przyczyną takiej decyzji była, zdaje się, znowu miłość. W każdym razie wkrótce potem wyjechał Malczewski zagranicę z księżną Fryderykową Lubomirską, z którą, jak własny jej brat (Józef Załuski) świadczy, niedaleko było do małżeństwa. Historii tego romansu bliżej nie znamy; to tylko zdaje się być pewnym, że go poeta mocno odcierpiał. Pobyt zagranicą trwał blisko pięć lat. Bywał Malczewski przez ten czas dłużej lub krócej w Szwajcarii, Włoszech i Francji, robił wycieczkę do Anglii, wracając do kraju miał się zatrzymać i w Niemczech. Wśród tych wędrówek oddawał się różnym studiom – to literackim, to znów przyrodniczym, najgoręcej podobno zajął się głośnym wówczas w całej Europie wynalazkiem Mesmera, tzw. magnetyzmem zwierzęcym. Zresztą szukał wrażeń i niebezpieczeństw, odbył zuchwałą wprost wówczas wycieczkę na Mont-Blanc i Aiguille du Midi, z której zdał sprawę w drukowanym zaraz liście do genewskiego profesora Picteta. We Włoszech, gdzie najczęściej i najdłużej przebywał, poznał się osobiście z Byronem, którego, gorącym wielbicielem pozostał do śmierci. Do ojczyzny powrócił polski Childe-Harold 1820 lub 1821 r., w lecie. Majątku pozostało mu ledwie tyle, że mógł wziąć małą dzierżawę w powiecie włodzimierskim. Na swoje nieszczęście, podjął się niedługo potem leczyć za pomocą magnetyzmu chorą na histerię powinowatą swoją, Zofię Rucińską, której mąż gospodarował w pobliskim Hrynowie. Kuracja ta wymagała ciągłej niemal obecności przy chorej i miała pozbawić poetę wolności do końca życia. Gdy sobie uświadomił, że się na to zanosi, próbował pęta zerwać, uciekł z domu Rucińskich (do którego się musiał był całkowicie przenieść), ale było już za późno. Pani Rucińska przybyła do niego do Laskowa i raz odwieziona mężowi i dzieciom, uczyniła to ponownie. Malczewski nie widział innej rady, jak tylko wywieźć ją za zgodą męża z powiatu zrazu, a następnie z kraju – i starać się dla niej o rozwód. Po rocznym pobycie u krewnych w okolicach Łucka przybyli oboje z początkiem 1824 do Warszawy. Rozwodu dla braku funduszów, czy z innych jakich powodów, uzyskać się nie dało, a związek niepojętej mocy trwał i pogrążał Malczewskiego z każdym dniem w coraz większą melancholię i w coraz dotkliwszy niedostatek. Ofiarowaną sobie (podobno) przez jen. Kosseckiego posadę w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych musiał zaraz porzucić, gdyż pani Rucińska nie mogła znieść kilkugodzinnej jego nieobecności. Nadzieje dochodów z pracy literackiej rozwiało zupełne niepowodzenie księgarskie wydanej w r. 1825 Marii. Bliski nędzy, opuszczony przez świat, wśród którego niedawno jeszcze błyszczał, nawet przez najbliższych, do których sam ręki o pomoc wyciągać nie chciał, pogrążony w magnetyzmie, którego tajemnicze sprawy odrywały go od bolesnej rzeczywistości, umarł Malczewski 2 maja 1826 r. śmiercią, o której różnie mówiono.

Kilka osób ledwie odprowadziło jego zwłoki na Powązki, gdzie spoczywa w zapomnianym, nieznanym grobie, mniej więcej naprzeciw drugiej cmentarnej bramy.

2. Koleje twórczości

Jest rzeczą bardzo prawdopodobną, że pod koniec studiów w Krzemieńcu Malczewski należał do powstałego tam w 1809 r. Towarzystwa kształcących się w porządnym mówieniu i pisaniu. Gdyby się księga z protokołami zebrań tego towarzystwa i utworami jego członków kiedyś znalazła, to w niej znalazłyby się może i pierwsze próby pióra autora Marii. Na jedną z nich wygląda przechowana w sztambuchu towarzysza jego dzieciństwa i młodości, Franciszka Skibickiego, Oda do wojny. Jest to naprawdę coś niby ćwiczenie w porządnym pisaniu, mozolnie wypracowane w stylu i duchu jakby Woronicza, z postaciami alegorycznymi, z reminiscencjami z Karpińskiego, – bez najmniejszych śladów talentu.

W tym samym sztambuchu przechował się też zupełnie banalny czterowiersz miłosny (Jeżeli jest istota pełnie doskonała… itd.), który również z krzemienieckich jeszcze chyba lat pochodzi, i to wczesnych. Oba te grzechy studenckiej muzy (Odę z pewnymi opuszczeniami) opublikował po raz pierwszy K. Wł. Wójcicki w I tomie Cmentarza na Powązkach (1855) i następnie przedrukował w II tomiku Pism A. Malczewskiego w r. 1857.

Daleko bliższym zapewne prawdziwej twórczości poetyckiej był Malczewski, sam o tym nie wiedząc, wówczas, gdy w domu starych Januszewskich340 w kontuszu i żupanie dziadka Słowackiego „udawał szlachcica zawadiakę, perorującego na sejmiku lub poważnego starca przy kominku stare dzieje opowiadającego”341. To mogły być już jakieś zadatki na starego Miecznika w Marii.

 

Można przypuszczać, że po opuszczeniu Krzemieńca i wstąpieniu do wojska wywietrzała Malczewskiemu poezja z głowy zupełnie. W każdym razie, jeżeli nawet i próbował swoich sił na tym polu w owych latach, – to tak skrycie i wstydliwie, że nie mógł się tego domyślić nawet Aleksander Chodkiewicz. Pisząc do niego z początku r. 1815 list wierszem, wyobraża sobie poeta zdziwienie przyjaciela i sam żartuje ze swego zuchwalstwa całkiem szczerze:

 
Ja… co żadnych nie mam przymiotów poety,
Ja niebaczny puszczam się do tej śliskiej mety.
 

Cały też wiersz342 traktował Malczewski jako żart, żadnych zgoła pretensyj literackich z nim nie wiążąc. Inaczej jak w wymęczonej Odzie do wojny, tutaj najmniejszej troski o jakikolwiek kunszt nigdzie nie widać. W stylu typowo pseudoklasycznym, w którym czasem jakby echo Trembeckiego słychać, ale na ogół niedbałym, nie bez obrazy rytmu tu i ówdzie a w rymach często gramatycznych, przypomina poeta Chodkiewiczowi, jak – pułkownikiem wówczas będąc własnym kosztem wystawionego pułku – mężnie bronił niedawno oblężonego Modlina, jak się opierał podpisaniu kapitulacji i jak pewnego razu do niego (Malczewskiego) „nastrzelał się bez miary”, omylony kozackim przebraniem przekradającego się do Warszawy trzpiota; przypomina także dawniejsze jeszcze dysputy chemiczne, i na te „piękne rezonowania” się powołując, jako na dowód, że „nie tylko umie bruk zbijać w Warszawie” i że go „czasem zajmują poważniejsze rzeczy”, proponuje pogawędkę polityczną. Rozwiane nadzieje 1812 r., dola Polski i Napoleona, odbywający się w Wiedniu kongres – oto przedmiot jego dumań i troski. Wydaje mu się, że Polskę ściga najwyraźniej jakieś fatum, że jej nieszczęście okazało się mocniejszym nawet niż szczęście Napoleona, które „uciekło, bo o Polskę idzie”. „Dziś już niewolnik Elbie ten, co światem rządził”; ale Malczewski myśli o nim zawsze z tym samym entuzjazmem. „…Choć to zdanie tysiąc przeciwników wzbudzi: to zawsze wielki człowiek, to największy z ludzi!” Pisze tak, choć przypuszcza z góry, że Chodkiewicz jego zapału nie podzieli i choć sam wie, że ten zapał rozsądny nie jest:

 
Że też ja być rozsądnym nie mogę do końca —
Śliczny początek popsuł ten koniec szalony;
Teraz powiesz zapewne: to trzpiot zapalony!
 

I żeby zmienić temat, wypytuje przyjaciela o klub „Juntą343” zwany i jego członków344, a wreszcie:

 
Co tam wieść nowego o Monarchach niesie?
Czy długo myślą bawić na wiecznym kongresie?
Czy będzie Polska? Za nią nie przestaniem wzdychać!
Bo u nas na Wołyniu coś niedobrze słychać.
 

Być może, że w tym okresie czasu Malczewski istotnie już odczuwał „niezbędną pisania potrzebę”, którą się Chodkiewiczowi z popełnienia tego wiersza tłumaczy.

Bielowski, we wstępie do swoich wydań Marii, wymienia wśród zaginionych utworów jej autora, o których mu mówiono, listy wierszem i prozą na wzór Krasickiego (wiersz do Chodkiewicza byłby więc może jednym z nich), satyrę Karnawał Warszawski; tudzież parę aktów nieukończonej tragedii pod napisem Helena, ułożonej na sposób Barbary Felińskiego. Sam rodzaj wyraźnie klasyczny tych utworów świadczy, że powstały one przed podróżą zagraniczną poety, z której wrócił on już niewątpliwie zdecydowanym romantykiem. Bielowski przytacza też i opinię swych informatorów o tych poezjach, opinię n. b. trochę sprzeczną. Z jednej strony zapewniali go oni o niewielkiej ich wartości (w co chętnie wierzymy), z drugiej strony (w co wierzyć nie tak łatwo) o Helenie twierdzili, że wymowa niepoślednia i powierzchowna wierszów ogłada miały ją wielce przybliżać do swego wzoru, tj. do Barbary345.

Jakkolwiek jednak na podstawie prób znanych trudno przypuścić, żeby nieznane z tego samego okresu posiadały jakąś istotną poetycką wartość, a zwłaszcza żeby miały się właśnie odznaczać zewnętrzną ogładą wiersza, – to przecież jeszcze trudniej uwierzyć, żeby autor wiersza do Chodkiewicza (nie mówiąc już o autorze Marii) miał być równocześnie, czy później nawet, autorem tych powiastek, które się pod jego nazwiskiem ukazywały w Rozmaitościach lwowskich 1820 i 1821 r.346 Są to przypowieści moralizujące tonem i stylem, u młodego człowieka, który odrobinę bodaj współczesnej kultury literackiej zachwycił, wręcz niemożliwym. Wiersz Do Julii jest wprawdzie zgrabniejszy, ale także wygląda raczej na madrygał XVII wieku, czterowierszowy zaś Ucinek do Piotra i Pawła dowcipny nawet – jest drobiazgiem nic nie mówiącym. Utwory te przedrukował Bielowski w dwu swoich wydaniach Marii, bo mu zapewne nie przyszło do głowy, że tożsamość imienia i nazwiska bynajmniej jeszcze nie świadczy o tym, żeby to miały być rzeczy autora Marii. Tymczasem Malczewskich w samej tylko armii Księstwa Warszawskiego służyło wówczas dziewięciu; powiastki i wiersze w Rozmaitościach z większym zapewne prawdopodobieństwem można by przysądzić temu Antoniemu Malczewskiemu, który w czwartym dziesiątku XIX w. był proboszczem w Niżniowie i w r. 1838 wydał (również we Lwowie) Homilie na całoroczne niedziele i święta, a w r. 1820/21 jeszcze księdzem nie był. Co się zaś tyczy autora Marii, ten w tym czasie albo jeszcze był zagranicą, albo dopiero co był powrócił. Powrócił jednak ze smakiem literackim tak subtelnie wykształconym, że gdyby nawet mógł był kiedyś rzeczy tego rodzaju pisywać, to by ich w każdym razie teraz za nic w świecie już chyba nie drukował.

Czy w czasie pobytu na Zachodzie tworzył Malczewski cokolwiek, – nie wiemy. Wspominają Bielowski i Goszczyński, że słyszeli o jakiejś drukowanej w pismach czasowych paryskich rozprawie przyrodniczej, która od powszechności ówczesnej z zapałem przyjętą była, ale nic bliższego nie umieją o niej powiedzieć. Pozostała z tego okresu tylko relacja z wyprawy na Mont-Blanc i Aiguille du Midi, drukowana w Bibliotheque uniuerselle genewskiej z r. 1818, pt. Lettre au Prof. Pictet sur une ascension à l’Aiguille du Midi de Chammouni et au Mont-Blanc, par un gentilhomme Polonais dans les premiers jours d’Août de l’année 1818. Tegoż jeszcze roku ukazał się przekład polski tego listu w październikowym zeszycie „Dziennika Wileńskiego” i ten też przekład, dokonany przez Józefa Bayznera, przedrukowywał następnie w swych wydaniach Bielowski347. Nie jest to żaden utwór literacki. Ani śladu romantycznych opisów – powściągliwość pod tym względem graniczy wprost z oschłością. Ujmuje za to zupełny brak chełpliwości turystycznej, zupełne niemal pomijanie niebezpieczeństw. Dopiero w jednym z przypisów do Marii powie nam poeta coś o swoich osobistych wrażeniach z tej wyprawy i da uczuć całą jej karkołomność. Z samego Listu nikt by się romantycznego poety w autorze nie domyślił.

Jakoż miał się taki poeta urodzić w Malczewskim – według pani Rucińskiej przynajmniej nieco później dopiero, pod wpływem osobistego zetknięcia się z Byronem. Wspominając w swym liście do K. Wł. Wójcickiego (por. Cmentarz na Powązkach I, str. 42) o pobycie autora Marii w Wenecji, pisze pani R[ucińska].: „Tam odezwał się w nim jeniusz pobratymczy Byrona – od niego duchem poezji natchniony został”. Istotnie pierwszym śladem prawdziwego talentu Malczewskiego jest dopiero wiersz: O jak przykro do swoich wracać bez nadziei!, którym po podróżach witał rodzinny Wołyń. W tej – drukowanej po raz pierwszy w Ateneum z r. 1876 – elegii odczuwamy już bardzo wyraźnie tchnienie Marii; całe też jedno porównanie i wiatr, co jęczy smutnie uginając kłosy, przeszły stąd do niej bez zmiany. Ale kiedy powstała Maria sama? „Różnie mówią o tem, lecz pewnie nikt nie wiedział ni przedtem ni potem”. A raczej zarówno ci, którzy twierdzą, że większa jej część powstała wkrótce po powrocie poety, na Wołyniu, jak i ci co, utrzymują, że dopiero w Warszawie, mówią tak, jakby wiedzieli pewnie, ale nie mówią, skąd wiedzą. To tylko pewne, że poemat nie został ukończony przed schyłkiem r. 1822. Świadectwo stanowi przypis 8-y do poematu, gdzie poeta objaśnia, że o tatarskiej technice mylenia śladów dowiedział się od Beauplana, którego Opisanie Ukrainy ogłosił Niemcewicz w III tomie Pamiętników o dawnej Polsce, właśnie w r. 1822348.

Na tym się kończy wszystko, co o czasie napisania Marii możemy dzisiaj powiedzieć pewnego. Z druku wyszła ona między połową lipca a 9 sierpnia 1825 r.349.

Nie ulega wątpliwości, że twórczość Malczewskiego, raz rozbudzona w całej pełni, już potem nie ustawała. Z pewnością można przyjąć, że wkrótce po Marii napisał on drugą powieść historyczną wierszem, której jednak ani losów nie znamy niestety, ani nawet tytułu. Bielowski i brat pani Rucińskiej, Michał Modzelewski, mówią o Samuelu Zborowskim. Ostatni dodaje przy tym informację, że był to poemat w guście Pieśni ostatniego minstrela Walter Scotta350. Atoli Hipolit Skimborowicz, który wiadomość swoją zdaje się czerpać od Karola Kossowskiego, najbliższego przyjaciela poety w ostatnim roku jego życia, zapewnia, że „poemat mniemany Samuel Zborowski, nigdy nie był na świecie. Pisał wprawdzie Malczewski poemat, ale ten odnosił się do czasów Księcia Zbaraskiego. Zborowski a Zbaraski (litera nocet, litera docet) mała na pozór różnica, a w rzeczy samej zupełnie co innego 351”. Wreszcie Józef Zieliński we wstępie do swego wydania Marii w Agen r. 1837 opowiada, że „krótko przed zgonem” autora Marii „miał sposobność słyszeć czytane, pełne zalet ustępy poematu z dziejów polskich wyjętego a osnowanego na rycerskich czynach i obywatelskich poświęceniach X-cia Jeremiasza Wiśniowieckiego, ojca króla Michała”. Można by z tych świadectw wnioskować, że były aż trzy powieści historyczne Malczewskiego obok Marii, a można też przypuścić, że wszystkie cztery świadectwa mówią o jednej i tej samej.

Ale oprócz tej (czy tych) powieści miało pozostać jeszcze wiele utworów drobniejszych polskich i francuskich, tylko gdzie się to wszystko podziało – Bóg raczy wiedzieć. Pani Rucińska twierdzi, że całą tę spuściznę zabrał Karol Kossowski, czemu przyświadcza i Michał Modzelewski, dodając tylko, że część mogła zostać u rządcy domu, w którym poeta umarł. (Elektoralna 796, dziś 3). Kossowski natomiast zapewniał, że Malczewski wszystkie swoje papiery przed śmiercią spalił. Jakkolwiek bądź, nie ma już nadziei, żeby się coś z tego odnalazło. Drukowany jeszcze w r. 1842 w „Tygodniku literackim” poznańskim wiersz pt. Dumanie nad Wisłą (Z pism niedrukowanych autora Marii) nie wiadomo z jakich czasów miałby pochodzić, a zresztą autentyczność jego budzi znaczne wątpliwości.

Pozostaje więc Antoni Malczewski i pozostanie zapewne na zawsze w historii literatury polskiej jako auctor unius libri352.

320Dla jednych czas powoli – Do tej kategorii ludzi należy Miecznik. [przypis redakcyjny]
321skwarem ich słońca zbite nawałnice – Znaczy zapewne: „przez skwar ich potężnych, gorących namiętności nagromadzone chmury, rzucą z grzmotem błyskawice, przy których blasku ujrzą „dzikie tajemnice” istoty życia (tą istotą jest cierpienie i zło). Do takich należy Wacław (por. w. 1405: „nie czas ale płomień zniszczy w nim zwaliska”.) Cała ta długa przenośnia przypomina zakończenie Paryzyny Byrona: «The tainted branches of the tree» itd. [przypis redakcyjny]
322Któż pożar od pioruna gasić się odważy? – Przesąd ludowy zabrania gasić pożar powstały od pioruna. [przypis redakcyjny]
323To w krótkim zamyśleniu korząc się przed Bogiem – „to” zam. więc. Korzenie się przed Bogiem w tym momencie jest w kontraście z obecnymi uczuciami Wacława trochę dziwnym. Może ma poeta na myśli mechaniczne tylko poruszenie kolan i warg, zwykłe u ludzi wobec majestatu śmierci. [przypis redakcyjny]
324Umarłe ciało nazad wnieśli do komnaty – Widocznie poprzednio („ogromne drzwi budynku wywalając z trzaskiem”) Wacław wyniósł zwłoki Marii przed dom. [przypis redakcyjny]
325Wtedy – z tęsknem wejrzeniem – Wtedy, tj. po dokonaniu wyżej wymienionych czynności. Jaśniej byłoby zam. wtedy powiedzieć: potem. Tak samo też w w. 1418. [przypis redakcyjny]
326i w trupa zostanie ujęciu – tj. nawet martwa już ręka jeszcze go nie upuści. [przypis redakcyjny]
327Czy szczerze drażni męki – Wyraz: szczerze tutaj niezrozumiały; zapewne znaczy: czy przez współczucie szczere, czy też przez kusicielską złośliwość (por. Aniołem? Szatanem?). [przypis redakcyjny]
328objął rycerza i w czwał polecieli – por.: «Post equitem sedet atra Cura» (Horacy: Carminae III, 1, 40). [przypis redakcyjny]
329Na ukraińskiej cerkwi (…) śpieszą – Te cztery wiersze mają budowę i rytm jakby ludowej pieśni. [przypis redakcyjny]
330truna – trumna. [przypis redakcyjny]
331Na to haśłał kołyskę, by w trumnie uśpili – należy rozwinąć: „Na to ją huśtał w kołysce, by ją (córę) teraz w trumnie uśpili”. [przypis redakcyjny]
332lama – materia przetykana złotem lub srebrem. [przypis redakcyjny]
333Lecz nim wydano hasła – hasła wojskowe strażom rozstawionym na noc. [przypis redakcyjny]
334I gdy patrząca Czujność – por. w. 1453 oraz w. 1457; widocznie było jakieś pogotowie wojenne, którego Miecznik był wodzem. [przypis redakcyjny]
335Znaleźli go w cmentarzu – zam.: na cmentarzu. [przypis redakcyjny]
336wąsy, dla Polski straszydło na wrogi – tj. służące Polsce jako straszydło na wrogi (postać Miecznika budziła postrach u wrogów). [przypis redakcyjny]
337trzy mogił w posępnej drużynie – tj. w towarzystwie jedna drugiej. [przypis redakcyjny]
338domu, który wyrósł na gruncie świata zepsutego czasów stanisławowskich – Należy zapewne zachować dystans wobec silnie wartościujących stwierdzeń Józefa Ujejskiego; doba stanisławowska przyniosła Polsce zgoła nie tylko i nie przede wszystkim zniszczenie, ale rozkwit kulturalny, który pozwolił Polakom przetrwać zabory, zachowując własną tożsamość. [przypis edytorski]
339ptymetr (daw.; z fr. petit-maître) – fircyk, dandys, elegant. [przypis edytorski]
340w domu (…) Januszewskich – informacje na ten temat znaleźć można w biografii autora Marii: J. Ujejski, Antoni Malczewski. Poeta i poemat. Warszawa 1922. [przypis redakcyjny]
341udawał szlachcica (…) opowiadającego – te szczegóły biografii autora Marii znaleźć można w artykule: Z życia Antoniego Malczewskiego „Dziennik literacki”, Lwów 1852 (Nr. 3, str. 20). [przypis redakcyjny]
342wiersz do Aleksandra Chodkiewicza – ogłoszony został po raz pierwszy w „Pamiętniku Literackim” w 1918 r. przez Kazimierza Czernego. [przypis redakcyjny]
343junta (hiszp.) – związek, rada; dziś najczęściej: sprawująca władzę rada złożona z wojskowych. [przypis edytorski]
344członkowie klubu „Junta” – W nocie do tego ustępu wiersza do Aleksandra Chodkiewicza czytamy, że „w Warszawie uformowali zgromadzenie Chodkiewicz, Bromirski i inni i rozprawiali na niej (sic!) o uczonych rzeczach; nazwali to Juntą”. [przypis redakcyjny]
345Felińskiego – Wprawdzie Barbara dopiero w 1817 r. została wystawiona w teatrze, a wydrukowana dopiero w 1820, ale właśnie w 1815 r. zdobyła już autorowi rozgłos wielki w stolicy, czytywana z zapałem w salonach warszawskich; Malczewski zatem poznał ją niewątpliwie już wówczas. [przypis redakcyjny]
346powiastki, które się pod jego nazwiskiem ukazywały w „Rozmaitościach lwowskich” – Pierwsza ukazała się Ifigenia czyli Skutki niewierności (Nr. 85, w sobotę 29 lipca 1820 r.). Potem Atenais (19 września), wreszcie Podroż (Nr. 33, 20 marca 1821). Pełnym nazwiskiem: Ant. Malczewski – podpisana jest tylko Podróż, inne noszą podpis: Ant, Mal…i. [przypis redakcyjny]
347przekład polski tego listu (…) przedrukowywał (…) Bielowski – Oryginał przedrukowała po raz pierwszy p. Janina Narzymska w wydawnictwie uczennic gimnazjum H. Strażyńskiej w Krakowie, pt. Na rozstaju (Kraków 1914). Dodała też swój własny przekład. [przypis redakcyjny]
348Beauplana ogłosił Niemcewicz w III tomie Pamiętników o dawnej Polsce w r. 1822 – Pozwolenie cenzury na druk tego tomu nosi datę 28 lutego 1822; przed jesienią więc tego roku do rąk Malczewskiego dostać się chyba nie mógł. [przypis redakcyjny]
349z druku wyszła między połową lipca a 9 sierpnia 1825 r. – „Kurier Warszawski” z dnia 7 lipca 1825 r. donosi, że wkrótce wyjdzie, a w dniu 9 sierpnia, że już wyszła. [przypis redakcyjny]
350był to poemat w guście (…) Walter Scotta – Michał Modzelewski pisał na temat nieocalałego dzieła Malczewskiego w artykule opublikowanym w „Bibliotece Warszawskiej” w r. 1876 (Tom II, str. 653). [przypis redakcyjny]
351Sprostowania i wiadomości tyczące się żywota Malczewskiego – w rękopisie Ossolineum Nr. 2442. [przypis redakcyjny]
352auctor unius libri (łac.) – autor jednej książki (jednego dzieła). [przypis edytorski]

Inne książki tego autora