Za darmo

Rejent Wątróbka

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Don Kiszot!

*

Jakoś w kilka tygodni po tych imieninach, trafił się wypadek w sąsiedztwie, w domu ze wszech miar poszanowania godnym, w rodzinie nie majętnej, ale zacnej. Przyjęty do chłopców nauczyciel rozkochał w sobie jedną z córek państwa X. i wykradł ją. Ojciec wyparł się dziecięcia; nic go nie mogło przebłagać.

Zrobiło to wrażenie ogromne, bo wszystkim i rodziców i tej biednej panienki wielce żal było.

Jeszcze się tem zajmowano, gdy jednego dnia zajechał do nas rejent Wątróbka.

Ojciec go otwartemi przyjął rękoma, rad niezmiernie i miłemu gościowi i może w nadziei, że po południu wraz z komornikiem, wezwanym z Bogusławców, zaprosi go do wista po trzy grosze.

Ale z Wątróbką ani było mówić można o czem innem, oprócz awantury owej w sąsiedztwie, dla której, jak się okazało, przybył do nas naumyślnie.

Główną kwaterę założywszy u nas, miał stąd czynić wyprawy do L., aby ojca przebłagać, a córce i uwodzicielowi wyjednać przebaczenie.

Tej ciężkiej roli pośrednika dobrowolnie się podjął, a gotował się do niej z taką gorączką, jakby ona mu do serca przyrosła i obchodziła najbliższe pokrewne osoby. Rejent pannę raz w życiu widział, nieszczęśliwego zaś guwernera ani razu.

– Kochany rejencie – odezwał się zaraz w początku mój ojciec – jest to sprawa tak delikatnej natury, bolesna, że obcemu się do niej mieszać niepodobna. Tylko czas ułagodzi słuszny żal.

– A tymczasem oni z głodu poumierają! – zawołał rejent. – Sprawa delikatna, tak, drażliwa niewątpliwie, dlatego właśnie powinien się każdy starać dopomódz, aby się to szczęśliwie skończyło. Byłem już w Kobryniu, gdzie oni we dwoje u Żyda na komornem siedzą, i złajałem tego chłystka. Spłakałem się nad panienką, a teraz jadę… i, choćby plackiem przyszło paść do nóg… padnę, ale muszę gniew zażegnać.

– A mnie się zdaje – rzekł ojciec – bogdajbyś nie podrażnił gorzej jeszcze! Daj teraz pokój, czekaj!

– Ale nie mogę! – wykrzyknął rejent – obowiązek sumienia.

Ojciec chciał zmienić rozmowę, nie było sposobu: Wątróbka, przejęty, poruszony, ciągle powracał do swego.

Należy dodać, że naszego sąsiada X. znał bardzo mało, stosunków z nim nie miał żadnych; przewidzieć więc było łatwo, iż jego wmieszanie się źle zostanie przyjęte.

Wiedzieliśmy, iż pan X., do najwyższego stopnia zrozpaczony postępkiem córki, wpadał prawie we wściekłość, gdy się nawet matka ośmielała wstawiać za córką.

Wszystko to Wątróbkę, zamiast zrażać, podniecało jeszcze i zachęcało.

Do wista nie dał się nakłonić; po obiedzie zaraz pojechał do L., zabawił krótko i powrócił o mroku.

Ojciec, swym zwyczajem, siedział z fajką na baryerze przed domkiem, gdy rejent się zjawił.

– A cóż? – zapytał.

– No, nic, ale zrobiłem początek.

– Jakiż?

– Wypchnął mię za drzwi, powiadając, abym nosa nie wścibiał, gdzie nie należy – rzekł rejent spokojnie i tylko włosy ręką czochrał i następnie gładził. – Na dziś dosyć, jutro rekapituluję… Pan chorąży mnie nie wypędzisz? Przenocuję gdziekolwiekbądź.