Za darmo

Macocha, tom drugi

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Dzieło to chińskiej cierpliwości kosztowało kilkaset dukatów, a miało ten przymiot wielki, iż nad kilka godzin nikt go w świecie dłużej nosić nie mógł.

Drzwi gabinetu natychmiast się zawarły. Książę, który nie zaniedbywał żadnej zręczności, by choć przed najmniej znaczącą istotą popisać się z czemś osłupiającem, zaczął od tego, że posadziwszy Lassy, zaprosił ją na czekoladę… Żadnego nigdy smacznego napoju ani jadła stara jejmość nie odmawiała… lecz owej czekolady – nie było… Książę Andrzej kazał jej usiąść na kanapce w kątku… Zaledwie zajęła miejsce, wnet w posadzce otworzyła się tafla i stoliczek z całym do śniadania przyborem zjawił się wychodząc czarodziejsko z pod stóp zadziwionej jejmości.

Książę spojrzał na nią, osłupienie jej pochlebiało mu.

– A widzisz! rzekł, a co?

– Cudo mości książę.

– Nigdzie tego nie ma, tylko u mnie….

To mówiąc, zasiadł z drugiej strony stoliczka…

– Mówże ty mi, moja Lassy, co to za jedna? ale – otwarcie.

Stara niepłonną mając nadzieję, że darmo mówić nie będzie, rozpoczęła historję Laury do swojego pobytu w Borowcach. Jako bardzo utalentowana improwizatorka, trochę owoców swej imaginacji przydała do wspomnień. Opowiadanie przez to tem więcej kolorytu nabrało.

Książę słuchał.

– Więc istota… niewinna, skromna, cnotliwa…. rzekł, tylko rozbujana! Ja to lubię… młodość i wielką fantazję. Lecz – czem ją przywabić? czem się jej przypodobać? jak ją sobie ująć? czy nie możnaby skłonić, aby się u mnie ukazała? Dałbym dla niej taką fetę z fajerwerkiem, illuminacją, wieczerzą w grocie… jakiej jeszcze nie widziano.

– Mości książę, odezwała się Lassy: jest to tak niezwalczony, energiczny charakter, że namówić jej na nic w świecie nie można… Niech się książę stara sam, pozna, prosi. Któż wie?

– A tak podejściem ją ściągnąć? zapytał książę Andrzej.

Lassy kiwnęła głową.

– Proś pan kasztelanowej chyba, ażeby ją z sobą przywiozła, rzekła po chwili. Wczorajsze przedstawienie może księciu dać pretekst do odwiedzenia jej.

– Z prezentem? ale jakim? zapytał książę; ja nie pożałuję!

– Ale ona i szpilki nie przyjmie! rozśmiała się Lassy.

– To źle! Cóż ma pieniądze?

– Zdaje się, że z domu ich zapas wziąć musiała, bo wcale nie oszczędza.

– Lubi wspaniałość?

Lassy potrząsła głową.

– Nie można tego wiedzieć co ona lubi, co się jej podoba a co nie. Raz przepada za czemś, potem gotowa za okno wyrzucić…

– Artystka! wzdychając rzekł książę; a czy i po dniu taka piękna?

– Po dniu świeższą i jeszcze może piękniejszą się wydaje dla tych, co tego rodzaju piękności lubią.

Stary książę przejrzał się w lustrze i rzekł z westchnieniem:

– Ja wszelkiego rodzaju piękności lubię, orjentalne, południowe, północne, byle były oryginalne…

– Więc jakże myślisz moja Lassy, będzie co z tego? nie?

– Z czego mości książę?

– Z bliższej z tą czarodziejką znajomości, tłómaczył książę; bo widzisz asindźka, całe miasto goreje ciekawością i zapałem dla niej, a jabym chciał innych wyprzedzić – i – popisać się.

Lassy się rozśmiała.

– Za nic nie ręczę; mówię jak jest; książę niech sam szuka środków…

– Ale mi pomagać będziesz, przerwał książę wsuwając jej w dłoń jakiś pakiecik, który Lassy prędko skryła pod płaszczykiem – i nikomu więcej.

– Czy się to zda na co? nie wiem; lecz że gorliwie będę popierała…

– A innych staraj się, usunąć. Któż tam jest?

– Nie ma nikogo! rozśmiała się Lassy; dzika jest. Rozkochała swego stryjecznego brata i odpędziła go precz. Oszalał dla niej chevalier Georges, wychowaniec hetmana, odprawiła go z niczem. Z hrabiego Artura w oczy się śmieje.

Książę ręce załamał.

– To okropna kobieta!

Po namyśle dołożył:

– Asindźka jej naprzód wytłómaczysz, kto i co za jeden jestem, bo gotowa i tego nie wiedzieć; potem ja będę z wizytą i przyniosę z uwielbieniem, bukiet… lub wieniec opleciony złotym łańcuchem… hę?

– Ja księciu radzić ani odradzać nie mogę; wy mężczyzni lepszy instynkt macie!

– Tak! gadanoby po całej Warszawie o tem zwycięztwie, toby mi było bardzo przyjemnie… dodał jakby sam do siebie książę.

Lassy ruszyła się na kanapce, stoliczek zaimprowizowany drgnął i poszedł się schować pod posadzkę.

Ta pierwsza sztuczka naśladowana z tysiąca nocy, nie zadowoliła księcia… Z okna gabinetu widać było ogród.

– Widziałaś mój ogródek? spytał książę.

– Dawniej…

– A! bo teraz bardzo wiele ładnych inwencji przybyło… Chcesz wyjść trochę zobaczyć, hę?

Lassy odmówić nie mogła, wiedząc jaką przyjemność czyniły księciu pochwały… Zaledwie się zgodziła, książę pocisnął guzik w ścianie od ogrodu i ściana posłuszna rozsunęła się zostawiając wolne przejście.

Tuż była galerja ostawiona kwiatami, schodki kamienne wiodły z niej ku ogrodowi najdziwaczniej pokrajanemu, na sypane wzgórki i kopane sadzawki… Na nich pływały mikroskopijne okręty, stały domki chińskie dla Lilliputów i mostki filigranowe… Drzewa skarłowacone okrywały je cieniem chudym…

– Szczególniej chcę ci się moją wodą pochwalić, rzekł książę, bo mi ją od Wisły machina hydrauliczna djabelnie mądra prowadzi… Chodźmy na wysepkę, ztamtąd ją obejrzymy najlepiej.

Ścieżka właśnie wiodła ku mostowi… Lassy szła przodem… Książę Andrzej wpuścił ją na most, dał jej go przejść, i w chwili, gdy sam miał na nim stawić nogę, mostek, zachwiał się, ugiął i pod wodą zniknął.

Lassy została się na bezludnej wyspie trochę przelękła, sama jedna, książę się śmiał stojąc u brzegu.

– Otóż to, rzekł, jak to oni budują. Musisz być ciężka, mostek pod tobą zatonął… Cha! cha! chyba łódź po asindźkę poszlę… lecz przejdźże się dalej po wyspie, są tam ładne rzeczy do widzenia. Lassy na wpół śmiejąc się, pół przestraszona, ruszyć się nie miała odwagi.

– Mości książę, to bardzo niemiła siurpryza! zawołała…

– A cóżem ja temu winien!

Chwilę jeszcze zabawiwszy się jej zakłopotaniem, książę Andrzej znalazł jakiś sposób na wskrzeszenie mostku, który z pod wody wypłynął. Z przestrachem przebiegła po nim na powrót stara jejmość.

– Jeszcze nie widziałaś groty! rzekł książę… chociaż do niej wprowadzam tylko młodsze osoby… lecz…

– Mości książę, ależ ja stara przecież nie jestem…

– No, zapewne że nie, a jednak… bodaj czyś trzeciej dwudziestówki nie zaczęła? rozśmiał się gospodarz… Chodź do groty… Kosztuje mnie tysiące… drą mnie ci panowie jak chcą, znając tę moją słabość, że coś szczególnego mieć lubię. Takich grot jest tylko dwie w Europie… u Pallavicinich i u mnie, a moja piękniejsza…

Gdy to mówił książę, wchodził właśnie do pieczary z kamienia sztucznego, naśladującego stalaktyty… W środku stał darniowy świeżemi wieńcami ubrany ołtarz przyjaźni, a po za nim piękna ławeczka dla dwojga tylko dobrych przyjaciół snadź przeznaczona, ze względu na to, że od czasów greckich, zawsze ich liczba bywała bardzo mała. Zaprosiwszy Lassy, by spoczęła… książę zabierał się zająć przy niej miejsce, gdy łoskot dał się słyszeć u wnijścia, i otwór groty, którym weszli, został cały zasłoniony szeroką kaskadą spadającej z góry wody, tak, że wyjście stało się niemożliwe.

– A co? spytał książę, a co? jest tu gdzie co podobnego?…

Zastanowiono jednak wodę wprędce, bo igraszka ta była zbyt kosztowna i zapasy wiślane oszczędzano.

Po wschodkach jeszcze zaprowadziwszy książę wielce ucieszoną tą gościnnością Lassy na górę po nad salę balową, i zaprosiwszy ją, by siadła na krzesło, które się zaraz zamknęło, śmiał się wielce, widząc ją mimo woli spuszczającą się na dół z nim razem…

W końcu przebrało się zabawek, a zacny gospodarz był pewien, że wypuszcza ją zachwyconą, pożegnał więc polecając swą sprawę łaskawej opiece…

Lassy rada, że się staremu dziwakowi przypomnieć i coś utargować od niego mogła, opuściła pałac w bardzo dobrym humorze…

Było z południa, gdy powróciła na Długą ulicę… Zdziwiła się niemało postrzegłszy przed domem stojący bardzo wytworny powóz i służącego w herbowej liberji. Wbiegła co najprędzej na górę, i nie zrzucając nawet ubrania rannego, chcąc co najrychlej ciekawość gorączkową zaspokoić, otworzyła drzwi saloniku.

Laura w męzkiem ubraniu stała w nim wsparta na poręczy krzesła; przed nią z bukietem w ręku, wystrojony, tylko co przybyły hrabia Artur, prawił dosyć pomieszany, niewiadomo komplement czy orację. Otwierające się drzwi mu przerwały… Lassy dygnęła… spojrzawszy na Laurę, która twarz miała ironicznie uśmiechniętą.

– Bardzo mi żal, że pan hrabia siostry mojej nie znalazłeś w domu! Lecz w jej imieniu muszę oświadczyć, że wdzięczna za sympatję dla jej gry okazaną, byłaby wielce skłopotana, gdyby jej miano oddawać wizyty… Mieszkamy… sami.

Hrabia słuchał, patrzał, widocznie walcząc z powątpiewaniem…

– Gdyby też kiedy można, odezwał się, choć na minutę pana z siostrą razem zobaczyć! zawołał. To osobliwsze podobieństwo…

– I twarzy i charakterów, rzekła Laura, myślimy, czujemy, sądzimy jednakowo… oboje lubimy samotność, i żałujemy ilekroć rozstać się z nią jesteśmy zmuszeni.

– To szczęście dla ludzi, rzekł hrabia, iż oboje państwo unikacie ich, bobyście im głowy pozawracali.

– Te zawroty zwykle krótko trwają i nie bywają niebezpieczne… przerwała Laura.

– Ale czasem… mogą przyprawić nawet o szaleństwo… nawet o życie! zawołał hrabia.

– Moja siostra powiada często, rzekła Laura, iż radaby bardzo, żeby się kto też dla niej raz utopił lub zastrzelił…

– Tak jest okrutna!

– Nie, tylko niedowierzająca i ciekawa.

– Kiedyżbym mógł jej złożyć moje uszanowanie? spytał hrabia.

– Siostra i ja nie przyjmujemy nikogo, odparła Laura.

– Czy to prawidło bez wyjątku?

– Bez żadnego i dla nikogo.

– I najgorętsze uwielbienie… nie zdoła przełamać…

– To co u panów nazywa się uwielbieniem, jeszcze mocniej drzwi zamyka…

 

– Lecz…

– Przepraszam hrabiego, że go muszę pożegnać, odezwała się Laura.

Hrabia ciągle wpatrzony w nią, stał.

– A! to trzeba oszaleć! zawołał. Będęż miał przyjemność widzieć pańską siostrę choćby u kasztelanowej?

– Za to ręczyć nie mogę, odezwała się Laura, ja i siostra mamy nieobrachowane dziwactwa i nic nigdy nie przyrzekamy na – jutro.

Skłoniła się po raz drugi.

Hrabia bukiet, nie mając snadź go gdzie złożyć, powoli patrząc w oczy Laury, rzucił u jej stóp na podłogę… Pochwyciła go z niej żywo…

– Śliczne kwiaty… mój Boże! za godzinę umrą… a ta woń, to ich konanie… im bliższa śmierć, tem silniej wyziewają tego ducha… zawołała Laura jakby do siebie. Panie hrabio, tak i z nami, im więcej blasku, uroku, woni, tem bliższa śmierć. Bądź pan pewien!

Ukłoniła mu się jeszcze.

Hrabia Artur stał wyjść nie mogąc, oczarowany.

Ukłon jeszcze jeden żegnał go raz ostatni, i Laura widząc, że się go nie pozbędzie… wyszła szybko do swego pokoju…

Hrabia na palcach zbliżył się do Lassy…

– Potrzebuje się z panią widzieć i pomówić! szepnął. O trzeciej jestem w Saskim ogrodzie…

Poznał z twarzy z kim miał do czynienia…

Lassy wskazała mu palcem drzwi, potem położyła go na ustach i szepnąwszy: – Będę! – śpiesznie uciekła do swego pokoju.

Wszystko to co się koło niej działo, uszczęśliwiało miłą towarzyszkę Laury, była w swoim żywiole… Sieć ta drobnych intryżek mogła doskonale posłużyć w końcu do zgubienia dziewczyny, czego sobie właśnie życzyła macocha, a tymczasem posługiwała osobistym interesom pani Lassy. Dla niej było zupełnie obojętnie, w jaki sposób zgubi się Laura, byle puściła się w życie, do którego jej pomoc doświadczonej, starej intrygantki mogła być użyteczna.

Nierychło ukazała się znowu Laura w saloniku, z książką w ręku, zamyślona, zniecierpliwiona i jakby na coś wyczekująca. Snadź nie mogąc wytrzymać dłużej, sama poszła otworzyć drzwi pokoju Lassy, która była zajęta rozmyślaniem i poprawą nadwerężonej fryzury.

– Szanowna Herminio! odezwała się przybierając szyderski ton teatralny, mamy z sobą do pomówienia…

Lassy odwróciła się cała w najsłodszych uśmiechach.

– Tylko dwa słowa, jakie między dwiema dobremi przyjaciółkami są potrzebne…

– A! słucham…

– Jest to przestroga z serca, moja Lassy, mówiła Laura. Ja mam niegodziwy charakter, podejrzliwam i porywcza… Bruliony listów, które zostawiasz na stoliku i robisz z nich papilloty… jakby do kochanej mojej macochy pisane… mogłyby mnie do ciebie zniechęcić i zrazić. Dla czego ich nie palisz?

Lassy zbladła i twarz jej wykrzywiła się straszliwie z trwogi…

– Ja to wiem dobrze, mówiła Laura spokojnie, że ty, choćbyś nawet przez przyjaźń dawną dla niej chciała mnie pchnąć w błoto i zgubić, dokazać tego nie potrafisz… lecz, moja Lassy, zawsze mieć szpiega za rękawem nie jest rzecz przyjemna…

– Au nom de tout ce qu’ily a de plus sacré! poczęła drżącym głosem stara, wywijając rękami, je vous

– Stój! przerwała Laura dobywając z kieszeni papier. Służąca mi go przyniosła na papilloty… ja mam zwyczaj czytać zawsze, gdy mi głowę zawijają…

– Proszęż cię, po obiedzie, moja Lassy, każ sobie sprowadzić dobrą dorożkę i jedź… gdzie ci się podoba. Nie mogę znieść takich papillotów…

Skłoniła się i wyszła.

Lassy stała jak wryta w miejscu czas długi, pozbierała papierki leżące na ziemi, rzuciła na nie okiem, wyciągnęła pięść zaciśniętą ku zamkniętym drzwiom i ze wściekłością zaczęła się pakować.

– Au diable votre diner! je ne veux pas de votre diner!

Pakowanie jednak przerywane rzucaniem się rozpaczliwem na krzesła i kanapy, porywaniem się, chodzeniem, mdłościami, płaczem, nie szło tak prędko, jakby sobie Lassy była życzyła… Podano obiad…

Odmówiła go heroicznie Herminia. Laura sama usiadła do stołu, przynosząc książkę tylko. Była zupełnie spokojna.

Kończyła jeść, gdy zaszła dorożka po Lassy… która wahała się jeszcze, czy ma odjechać z milczącą pogardą, czy zakończyć imprekacją dramatyczną. Szczęściem dla siebie przypomniała sobie gwałtowny charakter swej wychowanicy, który próbę czynił niebezpieczną. Wolała więc dusząc się gniewem i złością, ujść w milczeniu, postanowiwszy korzystać z księcia i hrabiego Artura, a szkodzić Laurze na każdym kroku. Zrzuciwszy rzeczy swe w izdebce na Marywilu, o godzinie trzeciej znalazła się w Saskim ogrodzie.

Po ciemnej bocznej alei przechadzał się już niespokojny hrabia Artur.

– Wiesz pan hrabia co mnie spotkało? zawołała zbliżając się do niego, wiesz? Ta niegodziwa dziewczyna wypędziła mnie! Tak jest! warjatka! przywidziało się jej… zdrada! Lecz teraz – obowiązki moje względem tego stworzenia zerwane, stosunki, przyjaźń, wszystko… Wojna, więc wojna!

– Jakto? jakto? spokojnie spytał hrabia, nic nie rozumiem…

– A ta! ta wasza admiracja! ta śliczna Laura! szatan wcielony wypędziła mnie…

– Imię tedy ma Laura… a brat?

– Nie ma żadnego brata! przebiera się po męzku!

– Byłem tego pewien! krzyknął hrabia. Cóż to? kto to? zkąd?

Już po raz drugi tego dnia, tylko złośliwiej teraz poczęła Lassy opowiadać histoję swej ex-wychowanicy.

Hrabia słuchał z wielką uwagą.

– Hm! odezwał się, pani już z nią nie będziesz?

– Z nią nie, ale jak cień za nią włóczyć się będę, aby jej zawadzać, dokuczać… szkodzić, mścić się.

– Wiesz pani, rzekł hrabia chłodno, rola to przykra, ciężka i prowadząca do żółtaczki. Jabym nie radził.

– Ja panu być mogę pomocną, przerwała Lassy… Hrabia skrzywiony popatrzał na nią.

– Za informację składam pani dzięki, odezwał się hrabia Artur, ściskając jej rękę tajemniczo. Co się tycze pomocy, przepraszam panią, ja nie zwykłem jej żądać od nikogo w niczem. Byłem ciekawy tej egzystencji dwu-osobowej… nic więcej…

Ukłonił się grzecznie: – Żegnam panią.

Pozostawszy wśród alei, Lassy pogniewała się na niegrzecznego hrabiego, gniewała się na cały świat… a wreszcie domyśliwszy się, iż to do niczego nie prowadzi, zawróciła nazad do swych tłomoczków na Marywilu.

Tu w podwórzu spotkała się z bryką, w której siedział Honory Dobek… Oczy jej błysnęły podwójny radością i gniewem…

Dobek wychylił się zdziwiony spotkaniem.

– Co pani tu robisz?

– A pan? do kochanej kuzynki? rozśmiała się szydersko. Bardzo w porę, bo właśnie mnie dziś wypędziła, zapewne żebym państwu do ich czułych braterskich wynurzeń nie przeszkadzała… Ha! ha! kuzyneczka zawraca tu głowy, i kochanków, admiratorów jak maku! Po cóżeś pan się tu zjawił? Jest dosyć zastępców… bawimy się doskonale! Grała na teatrze wczoraj publicznie, grzmi o tem cała Warszawa… A! a! ślicznych się tu pan napatrzysz i nasłuchasz rzeczy…

Tego szczebiotania złośliwego, pośpiesznego, które jak jad bryzgało z ust starej jejmości, Dobek słuchał ze ściśniętem sercem, zbladły i pomięszany… Choć czuł, że przez nią mówił gniew i chęć zemsty… nie mógł się obronić smutkowi, jaki te wyrazy weń wlewały.

– Dość, zawołał, dość! nie wstrzymuję pani…

– Ani ja… pana! Życzę mu szczęścia!

Dygała na bruku, nie zważając na ludzi obcych, którzy się jej śmiejąc przypatrywali i przysłuchiwali…

– Szczęścia z kuzyneczką, życzę… Żona o tem wiedzieć nie będzie, ja nie napiszę! Niech pan wierzy! Cha! cha! Szczęścia życzę!

Piekielniejsze zjawisko nie mogło biednego Dobka spotkać na Warszawskim bruku. Wzburzył się cały i potrzebował opamiętać, że z kobietą miał do czynienia, by nie wybuchnąć gniewem.

Lassy odchodziła dygając… widocznie upojona swoim nieszczęśliwym losem…

Honory zostawiwszy ludziom rzeczy i polecając im pilność koło nich, dopókiby nie wrócił, nie czekając chwili, pośpieszył na ulicę Długą. Drzwi zastał zamknięte… dobijanie się do nich sprowadziło nareszcie służącą.

Chciał wnijść, zaparto mu drogę.

– Niemożna! nie wolno! zawołała sługa przestraszona.

– Pani jest?

– Pani nie ma…

– Gdzież jest pani?

– Ja nie wiem… ja nie mogę… ja nie puszczę! rozpaczliwie poczęła obraniając wnijścia, snadź odprawą Lassy przestraszona sługa… Pani nigdy i nikogo nie przyjmuje! Tak powiedziała…

– Ale ja jestem jej bratem! ja wnijść muszę, nie ustąpię! zawołał Honory…

Głosy u drzwi wreszcie stały się tak wrzawliwe, że z całego domu poschodzili się ciekawi. Drzwi od saloniku otworzyły się, i w progu z groźnym twarzy wyrazem, stanęła Laura…

Zobaczywszy Honorego, z okrzykiem rzuciła się ku niemu, mimo woli… jakby na wszystko zapomniawszy…

Rzuciła mu się na szyję.

– To ty! mój Honory! a! jakżem szczęśliwa!

– Tak, ja jestem, zawołał wzruszony chorążyc, i przybywam, Lauro – po ciebie…

– Po mnie?

– Tak jest, po ciebie! Musimy jechać, musimy ojca ratować!

Inne książki tego autora