Za darmo

O zapadłej karczmie

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Zrozumiał podróżny, że i on sam byłby w kipieli wodnej zginął, gdyby go głos Boga w porę nie uratował. Przeżegnał się więc tylko pobożnie i w dalszą drogę ruszył.

Od tego zdarzenia minęły długie lata. Wisłok powrócił z wolna do swego dawnego koryta, rozlewisko trzciną i sitowiem zarosło, kościół ludzie odbudowali niedaleko na wzgórzu.

Pewnego dnia świniarka, która pasła świnie na łące, zobaczyła, że jedna z jej podopiecznych odłączyła się od stadka i coś tam wygrzebuje na rozlewisku. Pobiegła więc za nią i patrzy, a tu z błota i sitowia jakiś kształt się odsłonił, coś jakby kociołek jakiś czy rondel?

Zaciekawiona, przyniosła wody z Wisłoka, zaczęła ten dziwny kształt polewać, trawą i sitowiem czyścić, patykiem oskrobywać. Kawałek tylko udało jej się odkryć i od razu poznała, że to nie garnek żaden, tylko dzwon w błocie zagrzebany leży!

Pobiegła więc do wsi i ludzi zwołała. Przybiegli chłopi, co niedaleko na polu pracowali, i z ciekawością dzwon oglądają, próbują go z błota wydobyć. Ale gdzie tam! Dzwon ani drgnie!