– Skoro tak płacze, to nie utopię go, niech sobie żyje, jak długo chce.
I zostali oboje na tej wysepce.
Kiedy tylko niedźwiadek podrósł trochę, wygrzebał dla mamy norę, kryjówkę w ziemi i zdobywał dla niej pożywienie: a to miód leśny, a to owoce, a to znów korzonki jadalne.
A gdy dwa lata skończył niedźwiadek, to tak powiedział do matki:
– Mamo, ja będę próbował przepłynąć z powrotem na naszą ziemię, a jeśli mi się uda, to mama siądzie na moim grzbiecie, uchwyci się sierści i razem przepłyniemy. Tak też i uczynili, a niedźwiadek znowu dla matki wykopał kryjówkę i zaczął chodzić po żywność do miasta. Przyszedł do piekarza i prosi:
– Daj mi coś do jedzenia dla mojej mamy! – i piekarz dał mu chleba.
Przyszedł do rzeźnika i tak samo prosił, to dostał mięsa. I od kramu do kramu chodził, a w każdym coś dostał, bo nikt mu nie odmówił. I tak tę swoją mamę żywił.
Poszedł nawet niedźwiadek do tej królowej, co była matką jego mamy, i mówi: