Za darmo

Lekarz mimo woli

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

SCENA DRUGA

THIBAUT, PIETREK, SGANAREL.

THIBAUT

Panie dochtór, przyszliśwa tu do pana, ja i mój Pietrek.

SGANAREL

O cóż chodzi?

THIBAUT

Jego biedna matka, imieniem Piotrusia, leży chora już pół roku.

SGANAREL

wyciągając rękę jakby po pieniądze

I cóż wy chcecie, abym na to poradził?

THIBAUT

Chcielibyśwa, aby pan dochtór dał nam jakie liki, aby ją zratować.

SGANAREL

Trzeba by wprzód wiedzieć, co jej brakuje.

THIBAUT

Cierpi na hipokryzje, panie dochtór.

SGANAREL

Hipokryzję?

THIBAUT

Tak; to znaczy niby, że cała jest opuchła. Powiadają, że ma moc wody w cielsku i że jej wątroba i brzuch, czy ślidziona, jak to tam państwo nazywają, zamiast robić krew, robią samą wilgoć. Raz na dwa dni trzęsie ją okrutna frybra i wtedy zesłabnie i darcie ma w nogach straszliwe. Flegma się jej pcha do gardła, mało ją nie zadusi, a czasem to ją tak zemgli i rzuci nią, że się widzi, że już koniec. Jest we wsi japtykarz, uczciwszy uszy, co jej już dawał liki Bóg wi nie jakie, więcej niż dwanaście dobrych talarów kosztują mnie te syćkie z przeproszeniem lewatywy, a te czyszczenia, a te odwary z hiacyntu, a krople krzepiące. Ale to niby syćko, jak to mówią, ani zaszkodzi, ani pomoże. Chciał jej dać jednego liku, co go nazywają ludzie hametykiem; alem się strachał, prawdę rzekłszy, żeby jej na tamten świat nie wyprawił. Powiadają ludzie, że te wielkie dochtory nie wiem ile ludzi zakatrupili już tym nowym wymysłem.

SGANAREL

wyciągając rękę i potrząsając nią na znak, iż żąda pieniędzy

Do rzeczy, przyjacielu, do rzeczy.

THIBAUT

Rzecz jest ta, że przychodzimy prosić pana, abyś powiedział, co trza teraz robić.

SGANAREL

Nie rozumiem zupełnie, o co wam chodzi.

PIETREK

Panie dochtór, moja matka jest chora; macie tu dwa talary, żebyście nam dali jakie liki.

SGANAREL

O, tak, to rozumiem. Ten chłopak przynajmniej mówi jasno i wysławia się jak należy. Powiadasz, że matka chora jest na puchlinę, że obrzękła na całym ciele, ma gorączkę i bóle w nogach? Od czasu do czasu napadają ją kurcze i drgawki, to znaczy omdlenia?

PIETREK

To, to, panie dochtór, właśnie.

SGANAREL

Ciebie zrozumiałem od razu; nie tak jak ojca, który plecie sam nie wie co. A teraz, chciałbyś lekarstwa?

PIETREK

Tak, panie dochtór.

SGANAREL

Lekarstwa, aby ją wyleczyć?

PIETREK

Niby tak.

SGANAREL

Masz tu kawałek sera; dajcież go jej zaraz zażyć.

PIETREK

Niby syra?

SGANAREL

Tak, to jest ser szczególnie przyprawiony: wchodzi w to złoto, korale, perły i mnóstwo innych kosztownych rzeczy.

PIETREK

Panie dochtór, dziękujem piknie; zaraz to damy matuli do zbuchania.

SGANAREL

Do widzenia. Gdyby przypadkiem umarła, starajcież się ją przystojnie pogrzebać.

Zmiana dekoracji; scena przedstawia, jak w akcie drugim, pokój w domu Geronta.

SCENA TRZECIA

JAGUSIA, SGANAREL; ŁUKASZ w głębi.

SGANAREL

Otóż i urocza karmicielka. Ach, karmicielko mego serca, oczarowany jestem tym spotkaniem; widok twój to rabarba, kasja i senes, które czyszczą mą duszę z wszelkiej melancholii.

JAGUSIA

Na mą duszę, panie lekarzu, to za piekne dla mnie. Nie rozumiem ani słówka z pańskiej łaciny.

SGANAREL

Rozchoruj się, piękna mamko, błagam; rozchoruj się dla mej miłości. Leczyć cię byłoby dla mnie największą rozkoszą.

JAGUSIA

Całuję rączki panu, już ja tam wolę, żeby mnie nikt nie leczył.

SGANAREL

Jakże mi cię żal, piękna żywicielko, że masz tak zazdrosnego i przykrego męża!

JAGUSIA

Cóż robić? To widać za moje grzechy; gdzie kozę przywiążą, tam się jej trzeba paść.

SGANAREL

Taki gbur! brutal, który cię pilnuje nieustannie i nie pozwala nikomu zbliżyć się do ciebie!

JAGUSIA

Ach! ach! pan jeszcze nic nie widział; to tylko mały smaczek tego, co on potrafi, kiedy go giez ukąsi.

SGANAREL

Czy podobna? Możeż być człowiek, który by miał duszę tak nikczemną, aby się znęcać nad taką istotą? Ach, znam takich, piękna karmicielko, i to niedaleko stąd, którzy uważaliby się za szczęśliwych, gdyby mogli ucałować bodaj same koniuszki twoich nóżek! I czemuż tak powabna kobieta musiała popaść w takie ręce! Żeby takie proste bydlę, bałwan, brutal, cymbał… wybacz, piękna mamko, jeśli w ten sposób wyrażam się o twoim mężu…

JAGUSIA

Ech, panie lekarzu, ja wiem dobrze, że on nie wart czego inszego.

SGANAREL

Bez wątpienia, piękna mamko, zasługuje na to; i zasługiwałby jeszcze, abyś mu czymś przystroiła głowę, by go ukarać za jego podejrzliwość.

JAGUSIA

To pewna, że gdyby tylko o niego mi chodziło, mógłby się doczekać brzydkiej rzeczy.

SGANAREL

Na honor, nic by nie było w tym złego, gdybyś się na nim zemściła w czyimś towarzystwie. Mówię ci, w zupełności mu się to należy; i gdybym ja był tym szczęśliwym, piękna karmicielko, wybranym przez ciebie do…

Gdy Sganarel wyciąga ręce, aby uścisnąć Jagusię, Łukasz podchodzi pod spodem i staje między nimi. Sganarel i Jagusia patrzą na Łukasza i oddalają się, każde w inną stronę; doktor w sposób nader komiczny.

SCENA CZWARTA

GERONT, ŁUKASZ.

GERONT

Słuchaj no, Łukaszu, nie widziałeś przypadkiem doktora?

ŁUKASZ

Ech, do wszystkich diabłów, widziałem i jego, i moją babę.

GERONT

Gdzież on się podział?

ŁUKASZ

Nie wiem, ale chciałbym, żeby się podział do wszystkich diabłów.

GERONT

Idź no zajrzeć, co porabia córka.

SCENA PIĄTA

SGANAREL, LEANDER, GERONT.

GERONT

Ach, to pan, panie doktorze, właśnie pytałem, gdzie jesteś.

SGANAREL

Zabawiałem się na dziedzińcu wydzielaniem nadmiaru przyjętych napojów. Jak się miewa chora?

GERONT

Nieco się jej pogorszyło po lekarstwie.

SGANAREL

Tym lepiej; znak, że działa.

GERONT

Tak, ale boję się, aby jej nie zadusiło.

SGANAREL

Niech pana głowa nie boli. Mam lekarstwa, które drwią sobie ze wszystkiego; czekam jej przy agonii.

GERONT

wskazując Leandra

Cóż to za człowiek z panem? …

SGANAREL

robiąc ręką znaki mające objaśnić, że to aptekarz

To…

GERONT

Co?

SGANAREL

Ten, który…

GERONT

Hę?

SGANAREL

Który…

GERONT

A, rozumiem.

SGANAREL

Będzie potrzebny pańskiej córce.

SCENA SZÓSTA

LUCYNDA, GERONT, LEANDER, JAGUSIA, SGANAREL.

JAGUSIA

Panie, idzie tu panienka; chce się przejść troszeczkę.

SGANAREL

To jej dobrze zrobi. Idź no pan, panie aptekarzu, zmacać puls, abym mógł później pomówić z tobą o jej chorobie.

Odciąga Geronta w głąb, obejmuje ręką za szyję i bierze go za brodę zwracając jego głowę ku sobie, ile razy Geront chce popatrzyć, co porabia córka z aptekarzem; zarazem, aby go zabawić, mówi co następuje:

Tak, panie, to ważna i subtelna kwestia sporna między lekarzami, czy łatwiej leczyć kobiety niż mężczyzn. Proszę, chciej pan posłuchać. Jedni mówią, że nie, drudzy, że tak; ja zaś mówię, że tak i nie; ile że, ponieważ oporność zmąconych wilgotności, pojawiających się we wrodzonych temperamentach kobiety, będąc przyczyną, iż strona zwierzęca dąży ustawicznie do zapanowania nad stroną czującą, pewne jest, iż nierówność ich usposobienia zależną jest od skośnego ruchu kręgu księżyca; że zaś słońce, które kieruje promienie na wklęsłość ziemi, natrafia…

LUCYNDA

do Leandra

Nie, niezdolna jestem odmienić się w uczuciach.

GERONT

Przemówiła! O wspaniała potęgo lekarstwa! O boski lekarzu! Jakąż wdzięczność winienem ci, doktorze, za to cudowne uleczenie! Czym potrafię ci odpłacić takie dobrodziejstwo?

SGANAREL

przechadzając się po scenie i wachlując kapeluszem

Ha! ta choroba kosztowała mnie niemało trudu!

LUCYNDA

Tak, ojcze, odzyskałam mowę; lecz odzyskałam ją po to, aby ci powiedzieć, iż nigdy nie zaślubię innego niż Leandra i że próżno się starasz narzucić mi na męża Horacego.

GERONT

Ależ…

LUCYNDA

Nic nie zdoła zachwiać mego postanowienia.

GERONT

Co!

LUCYNDA

Próżno przedkładasz mi swoje argumenty.

GERONT

Jeżeli…

LUCYNDA

Wszystkie wywody nie zdadzą się na nic.

GERONT

Ja…

LUCYNDA

Rzecz rozstrzygnięta.

GERONT

Ale…

LUCYNDA

Żadna ojcowska władza nie zmusi mnie do małżeństwa wbrew mej woli.

GERONT

Mam…

LUCYNDA

Próżne usiłowania.

GERONT

To…

LUCYNDA

Serce moje nie podda się nigdy przemocy.

GERONT

To…

LUCYNDA

I raczej zagrzebię się w klasztorze, niż zaślubię człowieka, którego nie kocham.

 

GERONT

Ależ…

LUCYNDA

ogłuszającym głosem

Nie. W żaden sposób. Nie ma o tym mowy. Tracisz czas próżno. Nie uczynię tego. Rzecz postanowiona.

GERONT

Ach, cóż za nawał słów! Nie ma sposobu się obronić.

do Sganarela:

Panie, proszę pana, abyś ją uczynił na powrót niemą.

SGANAREL

To niemożliwe. Jedyna usługa, jaką mogę panu oddać, to jest uczynić pana głuchym, jeżeli pan sobie życzy.

GERONT

Ślicznie dziękuję.

do Lucyndy

I ty myślisz…

LUCYNDA

Nie; wszystkie perswazje, ojcze, do niczego nie prowadzą.

GERONT

Zaślubisz Horacego jeszcze dziś wieczór.

LUCYNDA

Raczej zaślubię śmierć.

SGANAREL

do Geronta

Mój Boże, przestań pan, pozwól pan mnie objąć tę kurację; to są wszystko objawy choroby i wiem, jakie lekarstwo zastosować.

GERONT

Byłożby możebne, abyś pan uleczył także i tę chorobę jej umysłu?

SGANAREL

Tak; pozwól mi pan działać. Mam lekarstwo na wszystko, aptekarz zaś pomoże nam w kuracji.

do Leandra

Jedno słowo. Widzisz, że miłość jej do tego Leandra jest zupełnie sprzeczna z wolą ojca; nie ma czasu do stracenia, humory są bardzo wzburzone; niezbędne jest tedy znaleźć szybko lekarstwo na tę chorobę, która mogłaby się przez opóźnienie pogorszyć. Co do mnie, widzę tylko jedno, to znaczy dawkę przeczyszczającą fugas chrustas10, którą zmieszasz jak należy z dwiema drachmami matrimonium11 w pigułce. Może będzie stawiała pewne trudności w zażyciu tego lekarstwa; jednakże, ponieważ jesteś człekiem biegłym w swym zawodzie, twoją rzeczą będzie ją nakłonić i podać ten specyfik, jak zdołasz najlepiej. Idź się z nią nieco przejść po ogrodzie, aby przygotować humory, podczas gdy ja będę zabawiał ojca; ale przede wszystkim, nie trać czasu. Lekarstwo jak najprędzej! Lekarstwo specyficzne!

10fugas chrustas – ucieczka w krzaki; żart. naśladowanie łaciny. [przypis edytorski]
11matrimonium (łac.) – małżeństwo. [przypis edytorski]