W miesiąc później Ludwik wstąpił jako majtek na okręt rządowy i wypłynął z Rochefort. Wsparty na parapecie korwety33 „Iris”, patrzył na wybrzeża Francji, które umykały szybko i gubiły się w błękitnej linii widnokręgu. Niebawem znalazł się sam, zgubiony pośród Oceanu, tak jak był w świecie i w życiu.
– Nie trzeba płakać, chłopcze! Jest Bóg dla wszystkich – rzekł stary marynarz głosem szorstkim i poczciwym zarazem.
Chłopiec podziękował spojrzeniem pełnym dumy. Następnie spuścił głowę, godząc się z życiem marynarza. Uczuł się ojcem.
Angoulême, sierpień 1832