Za darmo

Córka Ewy

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Posa esgondem – rzekł kasjer. Den Żmuge do pył musyg s Anzpachu – dodał wybitnie niemieckim akcentem, widząc podpis i przyprawiając tą uwagą o dreszcz hrabinę.

– Czyż ja robię interesa? – rzekła pani de Nucingen, karcąc kasjera wyniosłem spojrzeniem. To moja rzecz.

Kasjer daremnie śledził kolejno twarz hrabiny i baronowej, obie były niewzruszone.

– Może pan odejść. – Pani, hrabino, zechce może zostać kilka chwil, aby nie wyobrażano sobie, że pani gra jaką rolę w tej transakcji – rzekła baronowa do pani de Vandenesse.

– Jako dopełnienie tylu uprzejmości – odparła hrabina – poproszę jeszcze o zachowanie sekretu.

– Gdy chodzi o dobry uczynek, rozumie się to samo przez się – odparła baronowa z uśmiechem. – Odeślę powóz pani na koniec ogrodu, odjedzie próżny, następnie przejdziemy przez ogród razem, nikt nie zobaczy pani wychodzącej: będą to istne czary!

– Ma pani wdzięk osoby, która dużo cierpiała w życiu – rzekła hrabina.

– Nie wiem czy mam wdzięk, ale wiele cierpiałam – odparła baronowa; pani nabyłaś swój tańszym kosztem, mam nadzieję.

Dawszy rozkaz, baronowa wzięła wysokie ciepłe pantofle, futro i odprowadziła hrabinę do furtki.

Kiedy ktoś uknuł plan taki, jak ten, który przysposobił du Tillet przeciw Natanowi, nie zwierza go nikomu. Nucingen wiedział coś niecoś, ale żona jego była zupełnie obca tym machiawelicznym kombinacjom. Mimo to baronowa, która wiedziała, że Raul jest w kłopotach, nie dała się omamić obu siostrom; odgadła dobrze, w jakie ręce przejdą te pieniądze, była niezmiernie rada, iż może zobowiązać hrabinę, miała zresztą głębokie współczucie dla takich kłopotów. Rastignac, którego pozycja pozwalała czytać w machinacjach obu bankierów, zaszedł do pani de Nucingen na śniadanie. Delfina i Rastignac nie mieli dla siebie tajemnic; opowiedziała mu tedy scenę z hrabiną. Rastignac, który nie wyobrażał sobie, aby baronowa mogła być kiedy wmieszana w tę sprawę, uboczną zresztą w jego oczach, jeden środek z pomiędzy całego jego arsenału, oświetlił sytuację. Delfina zniszczyła może nadzieje poselskie du Tilleta, udaremniła matactwa i ofiary całego roku. Wówczas Rastignac wtajemniczył baronową we wszystko, zalecając sekret co do błędu, jaki popełniła.

– Byleby – rzekła – kasjer nie wspomniał nic Nucingenowi.

Na kilka chwil przed południem, podczas śniadania, oznajmiono du Tilletowi Gigonneta.

– Niech wejdzie – rzekł bankier, mimo że żona była przy stole. – I cóż, stary Schyloku, ptaszek już w klatce?

– Nie.

– Jak to! czyż nie mówiłem ci: ulica du Mail, hotel…

– Zapłacił – rzekł Gigonnet, dobywając z portfelu czterdzieści biletów bankowych.

Twarz du Tilleta przybrała wyraz rozpaczy.

– Nie trzeba nigdy kwaśno przyjmować talarów – rzekł niewzruszony wspólnik du Tilleta – to może przynieść nieszczęście.

– Skąd wzięłaś te pieniądze? – rzekł bankier, obrzucając żonę spojrzeniem, pod którym zaczerwieniła się po same włosy.

– Nie wiem, co znaczy to pytanie – rzekła.

– Przeniknę tę tajemnicę – odparł, wstając wściekły. – Obaliłaś moje najdroższe plany.

– A pan obalisz stół – rzekł Gigonnet, który przytrzymał obrus zaczepiony o połę szlafroka bankiera.

Pani du Tillet podniosła się zimno, aby wyjść, odezwanie bowiem męża przeraziło ją. Zadzwoniła, zjawił się lokaj.

– Każ zaprzęgać – rzekła do służącego. – I zawołaj Wirginię, chcę się ubierać.

– Dokąd jedziesz?

– Dobrze wychowani mężowie nie indagują żon – odparła – a ty masz pretensje uchodzić za szlachcica.

– Nie poznaję cię od dwóch dni, odkąd widziałaś dwa razy tę impertynentkę… twoją siostrę.

– Zaleciłeś mi, abym była impertynentką – rzekła – próbuję się na tobie.

– Sługa państwa – rzekł Gigonnet – nieciekawy sceny małżeńskiej.

Du Tillet popatrzył bystro na żonę, która patrzała nań tak samo, nie spuszczając oczu.

– Co to znaczy? – rzekł.

– Że nie jestem już małą dziewczynką, którą będziesz mógł nastraszyć – odparła. – Byłam i będę dla ciebie całe życie dobrą i wierną żoną; będziesz panem, jeżeli chcesz, ale tyranem nie.

Du Tillet wyszedł. Po tym wysiłku Maria Eugenia przeszła do siebie, wyczerpana.

– Gdyby nie niebezpieczeństwo siostry – rzekła w duchu – nigdy nie odważyłabym się na takie wystąpienie; ale, jak mówi przysłowie, każde nieszczęście zda się na coś.

W ciągu nocy pani du Tillet przeszła w pamięci zwierzenia siostry. Pewna była ocalenia Raula, rozsądku jej tedy nie ćmiła myśl o wiszącym nad głową niebezpieczeństwie. Przypomniała sobie straszliwą energię, z jaką hrabina objawiała gotowość ucieczki z Natanem, aby go pocieszyć po klęsce, jeżeli nie zdoła jej zapobiec. Zrozumiała, że ten człowiek, w nadmiarze wdzięczności i uczucia, mógłby nakłonić siostrę do kroku, który dla rozsądnej Eugenii był oczywistym szaleństwem. Były, w świetnym towarzystwie, świeże przykłady tego rodzaju zapomnień, w następstwie których wątpliwe rozkosze opłaca się wyrzutami, ruiną opinii wynikłą z fałszywej pozycji. Eugenia przypomniała sobie fatalny obrót takich postanowień. Odezwanie du Tilleta dopełniło jej przerażenia; lękała się, aby się wszystko nie wykryło; wyobraziła sobie podpis hrabiny de Vandenesse w portfelu bankowym Nucingena; chciała błagać siostrę, aby wyznała wszystko Feliksowi. Pani du Tillet nie zastała hrabiny. Feliks był w domu. Jakiś wewnętrzny głos zawołał na Eugenię, aby ratowała siostrę. Być może jutro będzie już za późno. Przebyła ciężką walkę, ale postanowiła wszystko powiedzieć hrabiemu. Czyż nie okaże się pobłażliwym, widząc iż honor jego jest jeszcze nietknięty? W postępowaniu hrabiny było więcej zbłąkania niż zepsucia. Eugenia przelękła się, iż popełni podłość i zdradę odsłaniając tę tajemnicę, której dochowuje całe społeczeństwo, jednomyślne w tym bez zastrzeżeń; ale, w końcu, uzmysłowiła sobie przyszłość siostry, zadrżała iż ujrzy ją pewnego dnia samą, zrujnowaną przez Natana, biedną, znękaną, nieszczęśliwą, w rozpaczy: przestała się wahać i kazała się oznajmić hrabiemu. Feliks, zdziwiony tą wizytą, odbył z siostrą żony długą rozmowę, w czasie której okazał tyle spokoju i panowania nad sobą, iż Maria Eugenia zadrżała, lękając się, iż waży może jakie straszne postanowienie.

– Niech pani będzie spokojna – rzekł Vandenesse – postąpię sobie w taki sposób, iż kiedyś siostra będzie błogosławiła panią. Mimo iż rozumiem, jak przykrym jest dla pani taić się przed nią, powiadomiwszy mnie o wszystkim, zechciej mi udzielić kilkudniowej zwłoki. Te kilka dni są mi potrzebne, aby przeniknąć tajemnicę, której się nie domyślasz, a zwłaszcza aby działać z przezornością. Być może dowiem się wszystkiego w jednej chwili! Ja jeden jestem tu winien, siostrzyczko! Wszyscy kochankowie grają swoją komedię; ale nie wszystkie kobiety mają szczęście oglądać życie takim, jakie jest.

Pani du Tillet wyszła uspokojona. Feliks de Vandenesse pobiegł natychmiast wziąść w Banku Francuskim czterdzieści tysięcy franków i udał się do pani de Nucingen: zastał ją, podziękował za zaufanie okazane żonie i zwrócił pieniądze. Hrabia wytłumaczył tę tajemniczą pożyczkę szałem dobroczynności, której pragnie położyć granice.

– Niech mi pan nie daje żadnych wyjaśnień, skoro pani de Vandenesse wszystko panu wyznała – rzekła baronowa de Nucingen.

– Wie wszystko – pomyślał Vandnesse.

Pani de Nucingen oddała list hrabiny i posłała do kasy po cztery obligi. Przez ten czas Vandenesse objął baronową przenikliwym okiem dyplomaty; zaniepokoił ją niemal i osądził, iż chwila sposobna jest do negocjacji.

– Żyjemy w epoce, pani, gdzie nic nie jest pewne – rzekł. – Trony wznoszą się i padają we Francji z przerażającą łatwością. Piętnaście lat to okres czasu zdolny uporać się z wielkim cesarstwem, monarchią, a także rewolucją. Nikt nie odważyłby się ręczyć za przyszłość. Zna pani moje przywiązanie do prawej monarchii. Te słowa nie mogą dziwić w moich ustach. Niech pani przypuści katastrofę: czy nie byłabyś rada mieć przyjaciela w stronnictwie, przy którym zostałoby zwycięstwo?

– Z pewnością – rzekła uśmiechając się.

– Więc dobrze, czy chce pani mieć we mnie, po cichu, człowieka zobowiązanego, który mógłby, w danym razie, zachować pana de Nucingen przy parostwie, o które się zabiega?

– Czego pan żąda? – wykrzyknęła.

– Niewiele – odparł. – Wszystkiego, co pani wie o Natanie.

Baronowa powtórzyła ranną rozmowę z Rastignakiem i rzekła, oddając ex-parowi Francji cztery akcepty przyniesione właśnie przez kasjera:

– Niech pan nie zapomni obietnicy.

Vandenesse tak dalece nie zapomniał o tej kuszącej obietnicy, że błysnął nią przed oczyma barona de Raistignac, aby uzyskać odeń jeszcze kilka objaśnień.

Wychodząc od barona, podyktował publicznemu pisarzowi następujący bilecik do Floryny:

„Jeżeli panna Floryna chce wiedzieć, jaka będzie najbliższa jej rola, zechce potrudzić się na przyszły bal Opery, postarawszy się o towarzystwo p. Natana”.

Oddawszy list na pocztę, poszedł do swego pełnomocnika, człowieka bardzo zręcznego i sprytnego, mimo iż nieposzlakowanej uczciwości; poprosił go o odegranie roli przyjaciela, któremu Schmuke zwierzył się rzekomo z wizyty pani de Vandenesse, zaniepokoiwszy się nieco późno słowami: Akcept na dziesięć tysięcy franków, powtórzonymi cztery razy, który przychodzi żądać od p. Natana weksla na czterdzieści tysięcy franków jako zabezpieczenia. Była to gra bardzo śmiała. Natan mógł już wiedzieć, w jaki sposób sprawy się ułożyły, ale trzeba było nieco zaryzykować, aby wiele wygrać. W pierwszym pomieszaniu Maria mogła zapomnieć prosić Raula o skrypt dla Schmukego. Pełnomocnik udał się natychmiast do redakcji i o piątej wrócił tryumfalnie do hrabiego, przynosząc oblig na czterdzieści tysięcy: po pierwszych słowach wymienionych z Natanem mógł przedstawić się jako posłany przez hrabinę.

Sukces zależał od tego, czy Vandenesse zdoła zapobiec, aby żona nie widziała Raula aż do balu Opery, dokąd miał zamiar ją zaprowadzić i pozwolić jej samej wejrzeć w stosunki łączące Natana z Floryną. Znał zazdrosną dumę hrabiny; chciał, aby sama z siebie wyrzekła się swej miłości… i nie musiała rumienić się w jego obliczu. Wreszcie, w sposobnej chwili, miał jej pokazać własne jej 1isty do Natana, sprzedane przez Florynę, od której spodziewał się je odkupić. Ten roztropny plan, powzięty tak błyskawicznie i częściowo wykonany, miał chybić przez igraszkę trafu, który wszystko odmienia na ziemi. Po obiedzie Feliks sprowadził rozmowę na bal Opery, podnosząc że Maria nigdy jeszcze nie była na tej zabawie; zaproponował jej tę rozrywkę na dzień następny.

 

– Dam ci kogoś do intrygowania – rzekł.

– Och, z przyjemnością.

– Aby żart był naprawdę udany, kobieta powinna wziąć za cel nie lada ofiarę, jakąś sławę, człowieka na świeczniku, i doprowadzić do tego, by kąsał palce z wściekłości. Chcesz, bym ci dał na pastwę Natana? Mogę, przez kogoś, kto zna Florynę, mieć sekrety zdolne przywieść go do szaleństwa.

– Floryna – rzekła hrabina – ta aktorka?

Maria spotkała już to imię na ustach du Quilleta, służącego w redakcji: przeszyło jej duszę niby błyskawica.

– No tak, jego kochanka – odparł hrabia. – Czy jest w tym coś dziwnego?

– Sądziłam, że p. Natan zbyt jest zajęty, aby mieć kochankę. Czyż autorowie mają czas kochać?

– Nie powiadam, że kochają, moja droga; ale są zmuszeni gdzieś mieszkać, jak wszyscy inni ludzie; i, kiedy nie mają własnego domu, kiedy ich ścigają komornicy, mieszkają u swoich kochanek, co może ci się wydać nieco płoche145, ale co jest nieskończenie milsze, niż mieszkać w więzieniu.

Policzki hrabiny oblały się płomieniem.

– Chcesz zabawić się jego kosztem? przerazisz go – ciągnął hrabia, nie zwracając uwagi na fizjognomię żony. – Dam ci sposób udowodnienia mu, że twój szwagier du Tillet wodzi go za nos jak dziecko. Ten nędznik chce go wtrącić do więzienia, aby usunąć go jako konkurenta w okręgu wyborczym, z którego wyszedł Nucingen. Wiem od przyjaciela Floryny cyfrę, jaką uzyskała ze sprzedaży ruchomości i dała na założenie dziennika; wiem, ile mu przesłała ze żniwa, na jakie się wybrała w tym roku na prowincję i do Belgii, które to pieniądze wyszły ostatecznie na korzyść du Tilleta, Nucingena i Massola. Wszyscy trzej z góry już sprzedali dziennik rządowi, tak są pewni, że uprzątną tego wielkiego człowieka.

– Pan Natan nie byłby zdolny przyjąć pieniędzy od aktorki.

– Nie znasz wcale tych ludzi, moja droga – rzekł hrabia – on sam nie zaprze ci tego.

– Pójdę na bal, z pewnością – rzekła hrabina.

– Zabawisz się – odparł Vandenesse. – Mając podobną broń, wysmagasz ostro miłość własną Natana i oddasz mu przysługę. Ujrzysz, jak będzie się wściekał, jak opanuje się, to znowuż skoczy pod twymi przycinkami! Niby żartując, oświecisz tego utalentowanego człowieka co do niebezpieczeństwa, w jakim się znajduje, i będziesz miała przyjemność ochłostania komików złotego środka w ich własnej stajni… Ale ty nie słuchasz, drogie dziecko.

– Przeciwnie, zanadto słucham – odparła. – Powiem ci później, dlaczego zależy mi na tym, aby mieć pewność tego wszystkiego.

– Pewność? – odparł Vandenesse. – Zostań w masce, urządzę rzeczy tak, iż będziesz wieczerzać z Floryną i Natanem. Bardzo zabawne będzie dla kobiety twego stanowiska zaintrygować aktorkę, puściwszy wprzódy w ruch sławnego człowieka, który będzie się kręcił niby bąk podcięty batem. Postaram się odnaleźć trop niewierności Natana. Jeżeli zdołam pochwycić szczegóły jakiej świeżej przygody, będziesz się mogła napawać wściekłością kurtyzany, rzecz w istocie wspaniała! Furia, w jaką wpadnie Floryna, będzie kipieć jak potok alpejski; ubóstwia Natana, jest wszystkim dla niej, zrośnięta jest z nim jak skóra z kością, będzie walczyć o niego jak lwica broni młodych. Przypominam sobie, iż widziałem w młodości sławną aktorkę (która, nawiasem mówiąc, pisała jak kucharka), kiedy przyszła żądać zwrotu listów od jednego z mych przyjaciół; nigdy, od tego czasu, nie oglądałem podobnego widowiska, tej spokojnej furii, tego bezczelnego majestatu, tej… Mario, co tobie?…

– Nic, zanadto napalono.

Hrabina rzuciła się na kozetkę. Nagle, pod wpływem niespodzianego odruchu obudzonego piekącym bólem zazdrości, zerwała się na drżące nogi, skrzyżowała ręce i podeszła z wolna do męża.

– Co ty wiesz? – spytała. – Nie jesteś człowiekiem zdolnym mnie torturować; zmiażdżyłbyś mnie, nie dając mi cierpieć, w razie, gdybym była winna.

– Co takiego mam wiedzieć, Mario?

– A zatem, Natan?…

– Zdaje ci się, że go kochasz – odparł – ale kochasz jedynie urojony twór ulepiony z frazesów.

– Wiesz zatem?…

– Wszystko – rzekł.

To słowo spadło na głowę Marii jak maczuga.

– Jeżeli chcesz, nie będę nigdy wiedział nic – odparł. – Znalazłaś się nad urwiskiem, moje dziecko, trzeba cię wydobyć, pomyślałem już o tym. Masz.

Wydobył z bocznej kieszeni list gwarancyjny i cztery akcepty Schmukego, które hrabina poznała, i rzucił je w ogień.

– Co by się z tobą stało, biedna Mario, za trzy miesiące. Komornicy wlekliby cię przed trybunały. Nie opuszczaj głowy, nie wstydź się: byłaś ofiarą najpiękniejszych uczuć, zawróciłaś sobie głowę poezją, nie człowiekiem. Każda kobieta, każda, słyszysz, Mario? dałaby się uwieść na twoim miejscu. Czyż nie byłoby niedorzecznością u nas, mężczyzn, którzy popełniliśmy tysiąc głupstw w dwudziestym roku, żądać abyście wy nie były nierozważne ani jeden raz w ciągu życia? Niech mnie Bóg broni, bym miał tryumfować nad tobą, lub przygniatać cię litością, którą kiedyś odtrąciłaś tak żywo. Być może ten nieszczęśliwy był szczery, kiedy pisał do ciebie, szczery odbierając sobie życie, szczery kiedy, tego samego wieczora, wrócił do Floryny. My jesteśmy mniej warci od was. W tej chwili nie mówię w mojej, ale w twojej sprawie. Ja jestem pobłażliwy, ale społeczeństwo nie: stroni od kobiety, która dopuściła się skandalu, nie chce, aby można było kojarzyć doskonałe szczęście z poważaniem. Czy sprawiedliwie, nie umiałbym odpowiedzieć. Świat jest okrutny, oto wszystko. Być może bardziej jest zawistny gromadnie, niż po szczególe. Siedząc na galerii, złodziej oklaskuje tryumf niewinności, wyszedłszy zaś z teatru okradnie ją. Społeczeństwo wzdraga się koić niedole, jakie płodzi; przyznaje zaszczyty zręcznym oszustwom, nie ma zaś nagród dla cichych poświęceń. Wiem i widzę to wszystko; ale, jeżeli nie mogę zreformować świata, jest przynajmniej w mojej mocy chronić cię przeciw tobie samej. Chodzi tu o człowieka, który przynosi ci jedynie same brudy, a nie ową świętą i wzniosłą miłość, która zniewala nas niekiedy do wyrzeczeń, która zamyka w samej sobie swoje usprawiedliwienie. Być może, błądziłem w tym, iż nie dość się starałem urozmaicić twoje szczęście, iż spokojnym przyjemnościom nie przeciwstawiałem uciech bardziej żywych, podróży, rozrywek. Skłonność, która popchnęła cię ku sławnemu człowiekowi, mogę zresztą wytłumaczyć sobie zazdrością otaczających cię kobiet. Lady Dudley, pani d'Espard. Pani de Manerville i bratowa moja Emilia odegrały w tym też niejaką rolę. Te kobiety, przed którymi cię ostrzegałem, podsycały twą ciekawość bardziej aby mnie sprawić przykrość, niż aby ciebie wtrącić w burze, które, mam nadzieję, huczały nad twoją głową nie dosięgając cię.

Słuchając tych słów napojonych dobrocią, hrabina była pastwą tysiąca sprzecznych uczuć; ale nad tym huraganem dominował żywy podziw dla Feliksa. Szlachetne i dumne dusze rychło uznają delikatność, z jaką się ktoś do nich odnosi. Ten akt jest dla uczuć tym, czym wdzięk dla ciała. Maria oceniła tę wielkość, która, aby nie widzieć rumieńca kobiety, gotowa jest schylić się do stóp winnej. Uciekła jak szalona, ale wróciła rychło, sprowadzona myślą o niepokoju męża.

– Zaczekaj – rzekła znikając.

Feliks przygotował jej zręcznie drogę do usprawiedliwienia, jakoż spotkał się z nagrodą swej zręczności; wróciła bowiem z listami Natana i podała mu je.

– Sądź mnie – rzekła przyklękając.

– Czyż można dobrze sądzić, kiedy się kocha? – odparł.

Wziął listy i rzucił je w ogień, później bowiem żona mogłaby mu nie darować tego iż je czytał. Maria, z głową na kolanach hrabiego, rozpływała się we łzach.

– Moje dziecko, a gdzie twoje listy? – rzekł podnosząc jej głowę.

Na to pytanie hrabina nie czuła już nieznośnego żaru, jaki palił jej policzki, mróz ją przebiegł.

– Abyś nie posądzała męża, iż spotwarzył człowieka, któregoś mniemała godnym siebie, postaram się, aby Floryna oddała ci sama te listy.

– Och! czemuż on sam nie miałby mi ich oddać na mą prośbę?

– A gdyby odmówił?

Hrabina opuściła głowę.

– Świat mnie brzydzi – rzekła – nie chcę już bywać nigdzie, będę żyła samotnie przy tobie, jeżeli mi przebaczysz.

– Mogłabyś się znowu znudzić. Zresztą co powiedziałby świat, gdybyś go porzucała tak nagle? Na wiosnę puścimy się w podróż, pojedziemy do Włoch, przebiegniemy Europę, w oczekiwaniu aż zaprzątną cię troski macierzyństwa. Nie możemy uchylić się od pójścia do Opery jutro, niepodobna nam bowiem uzyskać w inny sposób twoich listów bez niebezpieczeństwa; skoro zaś Floryna ci je przyniesie, czyż tym samym nie stwierdzi146 swej władzy?

– I zobaczę to?… – rzekła hrabina przestraszona.

– Pojutrze rano.

Nazajutrz, około północy, na balu Opery, Natan przechadzał się po foyer147, podając z miną dosyć małżeńską ramię jakiejś masce. Skoro obeszli parę razy salę, dwie zamaskowane kobiety podeszły do nich.

– Biedny głupcze, gubisz się, Maria jest tu i widzi cię – rzekł do Natana Vandenesse, który się przebrał za kobietę.

– Jeżeli chcesz mnie posłuchać, dowiesz się tajemnic, które Natan ukrywa przed tobą: miłość twoja jest w niebezpieczeństwie – rzekła, drżąc cała, hrabina do Floryny.

Natan puścił nagle ramię Floryny, aby biec za hrabią, który zgubił się w tłumie. Floryna usiadła koło hrabiny, która pociągnęła ją na ławeczkę tuż koło Vandenessa; hrabia wrócił, aby czuwać nad żoną.

– Wytłumacz się, moja droga – rzekła Floryna – i nie sądź, iż dłużej będziesz mnie nabierać. Nikt na świecie nie wydrze mi Raula, rozumiesz: trzymam go przyzwyczajeniem, a to warte co najmniej tyle, co miłość.

– Przede wszystkim, czy ty jesteś Floryna? – rzekł Feliks, odzyskując naturalny głos.

– Dobre pytanie; jeżeli tego nie wiesz, jakże chcesz, abym ci wierzyła, filucie?

– Spytaj Natana, który w tej chwili goni za ubóstwianą, gdzie spędził noc przed trzema dniami? Zaczadził się, moja mała, bez twojej wiedzy, dla148 braku pieniędzy. Oto, jak starasz się o jego interesy; niby go kochasz, a zostawiasz go bez grosza i pozwalasz, aby się zabijał; a raczej nie zabijał nawet… Chybione samobójstwo to rzecz tak śmieszna, jak pojedynek bez draśnięcia.

– Kłamiesz – rzekła Floryna. – Jadł u mnie obiad tego dnia, ale po zachodzie słońca. Biednego chłopca ścigają, ukrył się, oto wszystko.

– Idźże tedy spytać się na ulicę du Mail, do hotelu du Mail, czy nie przywiozła go tam bez życia piękna kobieta, z którą jest w stosunkach od roku. Listy twojej rywalki są ukryte pod twoim nosem, w twoim domu. Jeżeli chcesz dać Natanowi dobrą lekcję, pójdziemy wszyscy troje do ciebie: tam udowodnię ci dokumentami, że, jeżeli zechcesz być poczciwą dziewczyną, możesz uchronić go od spaceru na ulicę Clichy, do więzienia za długi.

 

– Próbuj brać na kawał inne, ale nie Florynę, mój kotku. Jestem pewna, że Natan nie może kochać się w nikim.

– Chcesz mi dać do zrozumienia, że podwoił czułość dla ciebie od jakiegoś czasu, ale to właśnie dowód, że jest bardzo zakochany…

– W wielkiej damie, on?… – rzekła Floryna. – Nie kłopocę się o takie bzdury.

– Więc dobrze, czy będziesz zadowolona, skoro sam przyjdzie ci powiedzieć, że nie odprowadzi cię dziś rano do domu?

– Jeżeli potrafisz to sprawić – odparła Floryna – pójdziemy do domu i poszukamy listów. Uwierzę, skoro zobaczę.

– Zostańże tu – rzekł Feliks – i patrz.

Podał ramię żonie i przystanął o dwa kroki od Floryny. Wkrótce Natan, który błąkał się tam i sam po foyer, szukając na wszystkie strony straconej maseczki, tak jak pies szuka pana, wrócił w pierwotne miejsce. Czytając na jego czole łatwą do zauważenia troskę, Floryna stanęła przed pisarzem jak posąg i rzekła rozkazująco:

– Nie chcę abyś się sam wałęsał: mam swoje racje.

– Maria!… – szepnęła wówczas, za poradą męża, hrabina do ucha Raula. – Kto jest ta kobieta? Zostaw ją natychmiast, wyjdź i czekaj na dole.

Poddany tej straszliwej próbie, Raul szarpnął gwałtownie ramię Floryny, która nie spodziewała się tego obrotu; mimo że trzymała mocno, zmuszona była go puścić. Natychmiast Natan zginął w tłumie.

– Cóż ci mówiłem? – zawołał Feliks do ucha zdumionej aktorki, podając jej rękę.

– Dalej – rzekła – kimkolwiek jesteś, chodźmy. Masz powóz?

Za całą odpowiedź, Vandenesse uprowadził śpiesznie Florynę i pobiegł połączyć się z żoną. W kilka chwil trzy maski, wiezione ostro przez konie Vandenessa, przybyły do aktorki, która zrzuciła maskę. Pani de Vandenesse nie mogła powstrzymać dreszczu zdumienia na widok Floryny dławiącej się od wściekłości, wspaniałej zazdrością i gniewem.

– Jest tu – rzekł Vandenesse – pewna teczka, od której klucza nigdy ci nie powierzono; listy muszą tam być.

– Daję słowo, intrygujesz mnie, wiesz rzecz, która niepokoiła mnie od kilku dni – rzekła Floryna, rzucając się do gabinetu, aby szukać teczki.

Vandenesse ujrzał, iż żona blednie pod maską. Pokój Floryny więcej powiadał o zażyłości aktorki i Natana, niż by pragnęła wiedzieć o tym idealna kochanka. Oko kobiety umie przeniknąć rzeczy tego rodzaju w jednej chwili; jakoż hrabina spostrzegła w pomieszaniu przyborów domowych najżywsze potwierdzenie tego, co jej mówił Vandenesse.

Floryna wróciła z teczką.

– Jak otworzyć? – rzekła.

Aktorka posłała do kuchni po wielki nóż, i, kiedy pokojówka go przyniosła, Floryna potrząsnęła nim w powietrzu, mówiąc szyderczo:

– Doskonale! Tym się zarzyna kurczęta!

Wykrzyknik ten, który przyprawił o drżenie hrabinę, wytłumaczył jej, jeszcze lepiej niż mąż poprzedniego dnia, głębie otchłani, w którą omal się nie stoczyła!

– Jakaż ja głupia! rzekła Floryna, brzytwa będzie lepsza.

Poszła po brzytwę, którą Natan dopiero co się golił, i przecięła fałdy safianu. Otworzyły się, ukazując listy Marii. Floryna wzięła jeden na los szczęścia.

– Hoho, to naprawdę jakaś dama! Wygląda mi, że tam nie ma ani jednego błędu ortograficznego!

Vandenesse wziął listy i oddał żonie, która poszła sprawdzić na stoliczku, czy są wszystkie.

– Czy chcesz je odstąpić, w zamian za to? rzekł Vandenesse, pokazując Florynie pokwitowanie na czterdzieści tysięcy franków.

– Cóż za cymbał, żeby podpisywać takie świstki!… Pokwitowanie na weksle – rzekła Floryna, czytając papier. – Hoho! ja cię oduczę od hrabin! A ja, która zatracałam ciało i duszę na prowincji, aby dla niego zbierać pieniądze, ja, która byłabym się puściła z maklerem giełdowym, byle jego ocalić! Oto mężczyźni! Kiedy się człowiek wypruwa dla nich, przejadą mu po brzuchu! Zapłaci mi za to.

Pani de Vandenesse uciekła, unosząc listy.

– Hola, czekaj maseczko, zostaw mi jeden, abym go mogła przekonać.

– To niemożliwe – rzekł Vandenesse.

– Dlaczego?

– Ta maska jest twoją ex-rywalką.

– Hm, mogłaby mi choć powiedzieć dziękuję! – wykrzyknęła Floryna.

– Czemuż bierzesz tedy czterdzieści tysięcy? – rzekł Vandenesse z ukłonem.

Niezmiernie rzadkim jest, aby młodzi ludzie, którzy spróbowali samobójstwa, wracali doń jeszcze, poznawszy jego cierpienia. Toteż Raulowi nie przyszła już ochota zabijać się, mimo iż ujrzał się w położeniu straszniejszym jeszcze, niż to, z którego się wydobył. Akcept jego na imię Schmukego znajdował się w rękach Floryny, która widocznie miała go od hrabiego de Vandenesse! Próbował się starać o rozmowę z hrabiną, aby jej wytłumaczyć charakter swej miłości, która jaśniała w sercu jego żywiej, niż kiedykolwiek. Ale za pierwszym razem kiedy, w towarzystwie, hrabina ujrzała Raula, rzuciła mu owo martwe i wzgardliwe spojrzenie, które stawia nieprzebytą zaporę między kobietą a mężczyzną. Mimo swej pewności siebie Natan nie odważył się przez resztę zimy odezwać do hrabiny ani zbliżyć do niej.

Zwierzył się Blondetowi; nawiązując do pani de Vandenesse, zaczął mówić o Laurze149 i Beatryczy150. Sparafrazował ten piękny ustęp pióra jednego z najwybitniejszych poetów współczesnych: „Ideale, niebieski kwiecie151 o złotym sercu, którego włókniste korzonki, tysiąc razy bardziej rozgałęzione niż jedwabne warkocze wróżek, zatapiają się w głębi duszy, aby z niej pić najczystszą substancję; ty kwiecie tak słodki i tak gorzki zarazem! Nie można cię wyrwać, nie skrwawiając serca, iżby twoja złamana łodyga nie sączyła czerwonych kropel! Och! kwiecie przeklęty, jakżeś wzrósł w mojej duszy!”

– Bredzisz, mój drogi – rzekł Blondet; – przyznaję ci, że kwiatek był ładny, ale nie był wcale idealny! Zamiast śpiewać jak ślepy przed próżną niszą, powinien byś pomyśleć o tym, aby umyć ręce dla pojednania z władzą i ustatkować się. Jesteś nadto wielkim artystą, aby być politykiem; byłeś igraszką w ręku ludzi, którzy ci do pięt nie dorośli. Pomyśl i o nowej roli, ale w innym teatrze!

– Maria nie może zabronić, bym ją kochał – rzekł Natan. – Uczynię z niej swoją Beatrycze.

– Mój drogi, Beatrycze była dwunastoletnią dziewczynką, której Dante nie widział od tego czasu na oczy; inaczej czyżby była Beatryczą? Aby sobie uczynić z kobiety bóstwo, nie trzeba jej widzieć dziś w mantylce, jutro wygorsowanej, pojutrze na bulwarze targującej zabawki dla swej najmłodszej pociechy. Kiedy się ma Florynę, która kolejno jest księżną z wodewilu, mieszczanką w dramacie, murzynką, margrabiną, pułkownikiem, szwajcarską wieśniaczką, dziewicą Słońca w Peru – jedyny sposób, w jaki może być dziewicą – nie rozumiem, jak ktoś ma ochotę bawić się w damy z towarzystwa.

Du Tillet, wedle gwary giełdowej, wygolił Natana, który, dla braku funduszów, odstąpił swój udział w dzienniku. Sławny człowiek zyskał zaledwie pięć głosów w okręgu, w którym wybrano bankiera.

Kiedy, następnej zimy, po długiej i szczęśliwej podróży po Włoszech, hrabina de Vandenesse wróciła do Paryża, Natan usprawiedliwił wszystkie przepowiednie Feliksa: w myśl rady Blondeta parlamentował z władzą. Co do osobistych spraw pisarza, były one w takim nieporządku, iż, jednego dnia, na polach Elizejskich, hrabina Maria ujrzała dawnego wielbiciela pieszo, w nader opłakanym stroju, prowadzącego pod rękę Florynę. Mężczyzna obojętny dostatecznie jest już brzydki w oczach kobiety; ale, kiedy przestała go kochać, wydaje się jej ohydny, zwłaszcza kiedy jest podobny do Natana. Pani de Vandenesse uczuła drgnienie wstydu na myśl, iż mogła interesować się Raulem. Gdyby nie była uleczona z wszelkiej pozamałżeńskiej miłości, kontrast, jaki przedstawiał wówczas hrabia, w zestawieniu z tym człowiekiem, o wiele mniej już godnym publicznego faworu152, wystarczyłby, aby uczynić jej męża piękniejszym od anioła.

Dzisiaj ten ambitny człowiek, tak bogaty w atrament a tak ubogi w wolę, skapitulował zupełnie i ulokował się na jakiejś synekurze153, jak mierny pisarek. On, który popierał wszystkie opozycyjne hasła, żyje w spokoju, w cieniu ministerialnego dziennika. Krzyż legii honorowej, obfity temat żarcików Natana, zdobi klapę jego surduta. Pokój za każdą cenę, na którym tak ostrzyła sobie języki redakcja rewolucyjnego pisma, jest dziś przedmiotem pochwalnych artykułów Raula. Dziedziczności, tak atakowanej niegdyś frazesami a la Saint-Simon154, broni dzisiaj z całym autorytetem racji Stanu. To nielogiczne postępowanie ma swoje źródło i przyczyny w zmianie frontu niektórych ludzi, którzy, w czasie ostatnich ewolucji politycznych, postąpili sobie jak Raul.

Jardies, grudzień 1838.

145płochy – niestały w uczuciach, lekkomyślny. [przypis edytorski]
146stwierdzić (daw.) – tu: umocnić. [przypis edytorski]
147foyer – pomieszczenie bądź korytarz w pobliżu sali teatralnej, w którym podczas przerw przebywa publiczność. [przypis edytorski]
148dla (daw.) – z powodu. [przypis edytorski]
149Laura – adresatka sonetów Petrarki. [przypis edytorski]
150Beatrycze Portinari (1266–1290) – żona bankiera, ukochana Dantego, umieszczona przez niego w Boskiej komedii jako przewodniczka po raju. [przypis edytorski]
151Ideale, niebieski wiecie etc. – Teophile Gautier, Panna de Maupin, przeł. Tadeusz Boy-Żeleński. [przypis edytorski]
152fawor (daw.) – łaska. [przypis edytorski]
153synekura (z łac.) – miejsce pracy niewymagające szczególnego wysiłku. [przypis edytorski]
154Saint-Simon, Henri de (1760–1825) – francuski pisarz i filozof, socjalista utopijny. [przypis edytorski]