Za darmo

Córka Ewy

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Ale…

– Cóż za wieczór! Nie ma pan nawet pojęcia o tych burzach serca.

– Ale…

– Życie ściera się w takich wzruszeniach…

– Ale…

– Zatem? – rzekła.

– Tak, życie ściera się – rzekł Natan – i pani, w kilka miesięcy, pochłoniesz moje. Twoje szalone wymówki wydzierają mi również moją tajemnicę… Ha! Nie kocham cię?… Zanadto kocham…

Odmalował żywo swoje położenie, opowiedział prace nocne, wyszczególnił obowiązki wiążące go o oznaczonych godzinach, konieczność wywalczenia sukcesu, nienasycone wymagania dziennika, gdzie jest się zniewolonym sądzić, wcześniej od ogółu, wypadki, nie myląc się pod grozą utraty władzy, wreszcie ileż pośpiesznych studiów nad kwestiami, które w tej gorączkowej epoce przepływają równie pospiesznie, jak chmury!

Raul zmazał łatwo swoje winy. Margrabina d‘Espard powiedziała mu: nie ma nic bardziej naiwnego niż pierwsza miłość. Okazało się niebawem, iż hrabina winną była przez nadmiar miłości. Kobieta kochająca oddziałuje na wszystko rozkoszą, skruchą lub przyjemnością. Widząc roztaczające się przed nią to olbrzymie życie, hrabina uczuła podziw. Już wprzódy Natan wydał się jej bardzo wielkim, obecnie stał się wzniosłym. Oskarżała siebie, iż nadto go kocha, prosiła, aby przychodził, kiedy może; spłaszczyła te mozoły ambitnego człowieka spojrzeniem podniesionym ku niebu. Będzie czekała! Odtąd potrafi poświęcić swoje przyjemności. Chcąc być jedynie podnóżkiem, była przeszkodą!… płakała z rozpaczy.

– Kobiety – rzekła ze łzami w oczach – mogą tedy tylko kochać; mężczyźni mają tysiąc sposobów działania: my możemy jedynie myśleć, modlić się, ubóstwiać.

Tyle miłości wymagało nagrody. Rozejrzała się jak słowik, który chce sfrunąć z gałęzi do źródła, czy jest sama w pustkowiu, czy cisza nie kryje jakiego świadka, następnie podniosła głowę ku Raulowi, który pochylił swoją; pozwoliła mu uszczknąć pocałunek, pierwszy, jedyny jakiego miała użyczyć pokątnie, i uczuła się w tej chwili bardziej szczęśliwą niż kiedykolwiek od lat pięciu. Raul uczuł, iż otrzymał zapłatę za wszystkie trudy. Oboje szli, nie bardzo wiedząc dokąd, drogą z Auteuil do Boulogne. Trzeba było wracać do pojazdów; posuwali się z wolna, owym równym i rytmicznym krokiem, który znają kochankowie. Raul miał wiarę w ten pocałunek, dany z ową skromną prostotą, jakiej użycza świętość uczucia. Wszystko złe płynęło ze świata, nie z tej kobiety tak zupełnie mu oddanej. Raul nie żałował udręczeń swego opętanego życia, o których Maria musiała zapomnieć w ogniu pierwszego pragnienia, jak wszystkie kobiety, które nie widzą, godzina po godzinie, straszliwych walk owych wyjątkowych egzystencji. Przejęta tym pełnym wdzięczności podziwem jaki cechuje miłość kobiecą, Maria biegła pewnym, zwinnym krokiem po delikatnym piasku bocznej alei, mówiąc, jak i Raul, mało, ale z serca i do serca. Niebo było czyste, drzewa puszczały pączki, tysiączne brunatne pędzle ożywiały się tu i ówdzie zielonymi perłami. Krzewy, brzozy, wierzby, topole barwiły się pierwszą, delikatną, jeszcze przejrzystą zielonością. Żadna dusza nie zdoła się oprzeć podobnym harmoniom. Miłość dała hrabinie zrozumieć naturę, tak jak jej wytłumaczyła społeczeństwo.

– Chciałabym, abyś nie kochał nikogo przede mną! – rzekła.

– Twoje życzenie jest spełnione… Objawiliśmy sobie wzajem prawdziwą miłość.

Mówił prawdę. Przybierając, wobec tego młodego serca, pozę czystości, Raul wziął się na lep własnych frazesów. Zrodzona zrazu wyłącznie z wyrachowania i próżności, miłość jego stała się szczera. Zaczął od kłamstwa, skończył na tym, iż mówił prawdę. Istnieje zresztą u każdego pisarza trudne do zdławienia uczucie, które skłania go do podziwu wobec moralnego piękna. Wreszcie, w miarę ponoszonych ofiar, człowiek przywiązuje się do istoty, która ich wymaga. Damy światowe, tak samo jak kurtyzany, mają instynkt tej prawdy; może nawet praktykują ją bez świadomości. Toteż, po pierwszym wylewie wdzięczności i zdumienia, hrabina oczarowana była, iż natchnęła kogoś tylą poświęcenia, iż zmusiła do przezwyciężenia tylu trudności. Była miłością człowieka godnego jej. Raul nie wiedział, do czego zobowiąże go fałszywa wielkość; kobiety bowiem nie pozwalają kochankowi zejść z piedestału. Nie przebacza się bogu najmniejszej małostki. Maria nie znała słowa-zagadki, jakie Raul zwierzył przyjaciołom na wieczerzy u Veryego. Walka tego pisarza w pośledniejszych szeregach zajęła dziesięć pierwszych lat młodości; chciał być kochany przez jedną z królowych wielkiego świata. Próżność, bez której miłość jest bardzo wątła, powiedział Chamfort111, podtrzymywała jego namiętność i miała ją wzmagać z dnia na dzień.

– Czy możesz mi przysiąc – rzekła Maria – że nie należysz i nie będziesz nigdy należał do żadnej kobiety?

– Zarówno nie byłoby w moim życiu czasu dla innej kobiety, jak nie byłoby dla niej miejsca w mym sercu – odpowiedział, szczery w tej chwili, tak bardzo gardził Floryną.

– Wierzę ci – rzekła.

Skoro doszli do alei, w której czekały powozy, Maria porzuciła ramię Natana, który przybrał postawę pełną szacunku, tak jakby ją właśnie spotkał; przeprowadził ją z odkrytą głową aż do pojazdu; następnie pomknął za nią aleją Karola X, wdychając pył wznoszący się spod kół kolaski i ścigając wzrokiem pióra w kształcie wierzby płaczącej powiewające na wietrze.

Mimo szlachetnych wyrzeczeń Marii, Raul, party namiętnością, znajdował się wszędzie, gdzie ona była; ubóstwiał tę niezadowoloną zarazem i szczęśliwą minkę, jaką przybierała hrabina, daremnie siląc się go połajać, iż trwoni czas tak bardzo mu potrzebny. Maria ujęła w ręce kierunek prac Raula, udzieliła mu formalnych rozkazów co do użytku godzin, nie wychodziła z domu, aby mu odjąć wszelki pozór do rozproszeń. Czytywała co rano dziennik, stała się heroldem sławy Stefana Lousteau, felietonisty, który wydał się jej czarujący, Felicjana Vernon, Klaudiusza Vignon, słowem wszystkich współpracowników Natana. Wpłynęła na Raula, aby oddał sprawiedliwość de Marsayowi, kiedy umarł, i przeczytała z upojeniem wielką i piękną pochwałę, jaką Raul skreślił dla zmarłego ministra, potępiając zarazem jego machiawelizm i nienawiść mas. Była oczywiście obecna w prosceniowej112 loży Gymnase, ma premierze sztuki, na którą Natan liczył i której sukces zdawał się olbrzymi. Dała się oszukać burzy kupionych oklasków.

– Nie byłaś dzisiaj pożegnać się z Włochami? – spytała lady Dudley, do której udała się po przedstawieniu.

– Nie, byłam na premierze w Gymnase.

– Nie mogę ścierpieć wodewilu113. Jestem na tym punkcie jak Ludwik XIV114 na punkcie Teniersów115 – rzekła lady Dudley.

– Ja – rzekła pani d'Espard – uważam, że autorowie zrobili postępy. Wodewil zmienił się dziś w urocze komedie, pełne dowcipu i wymagające dużo talentu; toteż bawię się na nich przednio.

– Aktorzy są zresztą wyborni – rzekła Maria. W Gymnase grali dziś wieczór znakomicie; sztuka trafiała im do przekonania, dialog jest żywy, dowcipny.

– Jak u Beaumarchais'go116 – rzekła lady Dudley.

– Pan Natan nie jest jeszcze Molierem; ale… – rzekła pani d'Espard, patrząc na hrabinę.

– Robi wodewile – rzekła pani Karolowa de Vandenesse.

– I zwala ministeria – dodała pani de Manerville.

Hrabina milczała; byłaby chciała odpowiedzieć wyostrzonym epigramem; czuła, iż serce jej wzbiera od napływu wściekłości; nie znalazła nic lepszego nad odpowiedź:

 

– Będzie je może stwarzał.

Wszystkie kobiety wymieniły wzrok tajemniczego porozumienia. Skoro Maria de Vandenesse odeszła, Mioїna de Saint-Héren wykrzyknęła:

– Ależ ona ubóstwia Natana!

– I nawet nie kryje się z tym zbytnio – rzekła pani d'Espard.

Nadszedł maj; Vandenesse zabrał żonę na wieś, gdzie jedyną jej pociechą były namiętne listy Raula, do którego pisywała codziennie.

Nieobecność hrabiny byłaby mogła wyratować Raula z otchłani, w której postawił nogę, gdyby Floryna była przy nim; ale był sam, pośród przyjaciół, którzy stali się tajonymi wrogami od chwili, gdy objawił chęć górowania nad nimi. Współpracownicy nienawidzili go w danej chwili, gotowi zresztą podać mu rękę i pocieszyć w razie upadku, a ubóstwiać go w razie tryumfu. Tak toczy się światek Literacki. Lubi się tam jedynie niższych od siebie. Każdy jest nieprzyjacielem tego, kto dąży do wywyższenia. Ta powszechna zawiść zdziesięciokrotnia widoki ludzi miernych, którzy nie budzą zazdrości ani podejrzeń. Ci posuwają się swoją drogą na sposób kretów, i, mimo swej tępoty, zdobywają w „Monitorze” tłuste posadki, podczas gdy ludzie z talentem biją się jeszcze u drzwi, aby sobie przeszkodzić wejść. Głucha nieprzyjaźń tych rzekomych przyjaciół, którą Floryna byłaby przemknęła z wrodzoną kurtyzanom sztuką odgadnięcia prawdy wśród tysiąca hipotez, nie była największym niebezpieczeństwem. Dwaj wspólnicy, adwokat Massol i bankier du Tillet, umyślili zaprząc jego zapał do wozu, w którym się rozpierali, wyparować117 go, gdy już nie będzie zdolny dostarczać dziennikowi żeru, i pozbawić go tej wielkiej siły z chwilą, gdy oni zechcą się nią posłużyć. Dla nich Natan reprezentował pewną sumę do pożarcia, potęgę literacką o sile dziesięciu piór do zużycia. Massol, jeden z tych adwokatów, którzy sztukę mówienia bez końca biorą za wymowę, którzy, wedle znanej definicji, posiadają sekret znudzenia mówiąc wszystko, plaga zgromadzeń, na których obniżają wszelką rzecz, chcąc, za każdą cenę, wysunąć się na pierwszy plan, nie marzył już o tece Sprawiedliwości; widział, jak, w ciągu czterech lat, przesunęło się pięciu czy sześciu tych dygnitarzy i zniechęcił się do ministerialnego fraka. Jako odszkodowanie za tekę chciał katedry fakultetu prawnego, miejsca w Radzie Stanu, wszystko zaprawne krzyżem Legii Honorowej. Du Tillet i Nucingen gwarantowali mu krzyż i godność referendarza118, jeżeli będzie im szedł na rękę; osądził, iż dają większe gwarancje niż Natan i słuchał ich ślepo. Aby lepiej uśpić Raula, ludzie ci pozwalali mu wykonywać w dzienniku władzę bez kontroli. Du Tillet posługiwał się dziennikiem jedynie w interesach giełdowych, na których Raul nic się nie rozumiał; ale przez barona de Nucingen zawiadomił już Rastignaka, że dziennik będzie po cichu popierał rząd, pod jedynym warunkiem, aby wspomógł jego kandydaturę w zastępstwie p. de Nucingen, przyszłego para Francji. Nucingen został, swego czasu, posłem w jakimś zapadłym kącie o szczupłej liczbie wyborców, dokąd obecnie wysyłano dziennik obficie i gratis. Tak więc Raul był igraszką w ręku bankiera i adwokata, którzy z nieskończoną przyjemnością patrzyli na to, jak króluje w dzienniku. Korzystając ze wszystkich przewag, zgarniając wszystkie owoce miłości własnej i inne, Natan, zachwycony, uważał wspólników, jak w czasie owej kwestii funduszów lokomocyjnych, za najpoczciwszych chłopców w świecie, i sądził, że ich wyprowadził w pole. Nigdy ludzie wyobraźni, dla których nadzieja jest podstawą życia, nie chcą sobie powiedzieć, że w interesach najniebezpieczniejszym momentem jest ten, kiedy wszystko idzie wedle ich życzeń. Była to chwila tryumfu, z której zresztą skorzystał Natan, zdobywając sobie wejście w świat polityczny i finansowy; du Tillet przedstawił go Nucingenom. Pani de Nucingen przyjęta jak najlepiej Raula, nie tyle dla119 niego, ile dla pani de Vandenesse; ale kiedy natrąciła120 parę słów o hrabinie, Natan sądził, iż okaże niepospolitą delikatność czyniąc sobie parawan z Floryny; rozwiódł się z zadowoloną z siebie szlachetnością nad stosunkiem swoim z aktorką, niepodobnym do zerwania. Czyż opuszcza się pewne szczęście dla paru zalotnych minek arystokratki? Natan, wodzony za nos przez Nucingena i Rastignaka, przez du Tilleta i Blondeta, użyczył szumnie swego poparcia oportunistom, celem stworzenia ich przelotnego gabinetu. Następnie, aby dojść do władzy czystym, uchylił się ostentacyjnie od korzyści w kilku przedsiębiorstwach, które zawiązały się przy pomocy dziennika; on, który nie wahał się „wpakować” przyjaciół i postąpić sobie niezbyt skrupulatnie z paroma przemysłowcami w pewnych krytycznych momentach! Kontrasty te, zrodzone z próżności i ambicji, spotyka się w wielu podobnych egzystencjach. Potrzeba, aby płaszcz był wspaniały dla publiczności, ściąga się tedy sukno u przyjaciół, aby pozatykać dziury. Mimo to, w dwa miesiące po wyjeździe hrabiny, Raul przeżył kwadransik, który, pośród całego tryumfu, zdjął go pewnym niepokojem. Du Tillet zaliczył już naprzód sto tysięcy franków. Pieniądze dane przez Florynę, pierwszy wkład Natana, pochłonął fiskus i koszta puszczenia w ruch pisma, które były olbrzymie. Trzeba było myśleć o przyszłości. Bankier przyszedł pisarzowi z pomocą, przyjmując jego weksle121 na pięćdziesiąt tysięcy z terminem czteromiesięcznym. W ten sposób du Tillet trzymał Raula na uzdzie. Przy pomocy tego dodatku koszta dziennika były zapewnione na pół roku. W oczach niektórych pisarzy to wieczność. Zresztą przy pomocy anonsów122, komiwojażerów123, dzięki złudnym korzyściom ofiarowanym abonentom, zebrano ich dwa tysiące. Ten połowiczny sukces ośmielał do rzucania banknotów w to palenisko. Jeszcze trochę wysiłków talentu, niech przyjdzie jakiś proces polityczny, pozorne prześladowanie, i Raul stawał się jednym z owych nowoczesnych kondotierów124, których atrament zastępuje dzisiaj dawny proch armatni. Na nieszczęście, układ ten zawarto w chwili gdy Floryna wróciła, przywożąc około pięćdziesięciu tysięcy franków. Zamiast stworzyć sobie fundusz rezerwowy, Raul, pewien powodzenia, które było mu tak nieodzowne, już upokorzony iż poprzednio przyjął pieniądze aktorki, urósłszy wewnętrznie we własnych oczach przez swą miłość, odurzony podstępnymi pochwałami swych dworaków, oszukał Florynę co do położenia i zmusił ją, aby użyła tej sumy na stworzenie na nowo domu. Aktorka, której nie było trzeba dwa razy tego powtarzać, wpakowała się w trzydzieści tysięcy franków długu. Wynajęła rozkoszny domek, cały dla siebie, przy ulicy Pigalle, gdzie wróciło jej dawne towarzystwo. Dom dziewczyny postawionej tak jak Floryna stanowił neutralny teren, bardzo sposobny dla ambitnych polityków, którzy traktowali125, jak Ludwik XIV u Holendrów, bez Raula o Raula. Natan zachował na powrót aktorki sztukę, której główna rola znakomicie się jej nadawała. Sztuka ta, rodzaj dramatycznego wodewilu, miała być pożegnaniem Raula ze sceną. Dzienniki, których ta uprzejmość dla Raula nic nie kosztowała, przygotowały taką owację dla Floryny, że Komedia Francuska126 zaczęła mówić o engagement127. Felietoniści wskazywali we Florynie następczynię panny Mars. Tryumf ten dostatecznie oszołomił aktorkę, aby jej przeszkodzić w studiowaniu terenu, po którym kroczył Natan; żyła w świecie uczt i festynów. Królując nad tym dworem pełnym cisnących się suplikantów128, ten za swoją książką, ten za sztuką, ten za tancerką, za teatrem, za przedsiębiorstwem, za reklamą, pogrążała się we wszystkich rozkoszach potęgi prasy, widząc w nich przedświt ministerialnych wpływów. Wedle głosu tych, którzy ją odwiedzali, Natan był wielkim mężem politycznym. Natan nie przerachował się w swoim przedsięwzięciu, będzie posłem, z pewnością i ministrem przez jakiś czas, jak tylu innych. Aktorki z trudnością powiadają nie temu, co im schlebia. Krytyki teatralne przyznawały Florynie zbyt wiele talentu, aby mogła nie ufać dziennikowi i tym, co go robią. Zbyt mało znała mechanizm prasy, aby troszczyć się o środki. Dziewczęta z rodzaju Floryny widzą zawsze jedynie rezultaty. Co do Natana, wierzył wówczas, że, z następną sesją, dojdzie do upragnionego celu, wraz z dwoma dziennikarzami, z których jeden, wówczas minister, starał się wyparować kolegów, aby się umocnić. Po półrocznej nieobecności Natan ujrzał Florynę z przyjemnością i wrócił niedbale do swych przyzwyczajeń. Ciężkie brzemię tego życia zahaftowywał tajemnie najpiękniejszymi kwiatami idealnej miłości oraz przyjemnościami, jakie siała w nim Floryna. Listy jego do Marii były arcydziełem miłości, wdzięku i stylu. Natan czynił z niej światło swego życia, nie przedsięwziął nic, nie poradziwszy się swego dobrego geniusza. Zrozpaczony, iż znajduje się po stronie gminu, chciał chwilami chwycić się sztandaru arystokracji, ale, mimo iż mistrz nad mistrze w ekwilibrystyce pióra, widział absolutną niemożliwość przeskoczenia z lewicy na prawicę; łatwiej było zostać ministrem. Cenne listy Marii spoczywały w portfelu z tajemniczym zamkiem, ofiarowanym przez Hureta czy Ficheta, jednego z dwóch mechaników, bijących się w tej chwili w Paryżu na ciosy anonsów i afiszów, który z nich wykona bardziej nieprzenikniony i dyskretny zamek. Portfel ten spoczywał w nowym buduarze Floryny, gdzie Raul pracował. Nie ma istoty łatwiejszej do oszukania, niż kobieta, której się zwykło wszystko mówić; nie wystrzega się niczego, sądzi że wszystko widzi i wie. Zresztą, od czasu powrotu, aktorka patrzała na życie Natana i nie widziała w nim nic nieprawidłowego. Nigdy nie wpadłaby na myśl, że portfel ten, ledwie że zauważony, zamykany bez afektacji, zawiera skarby miłości, listy rywalki, które, zgodnie z prośbą Raula, hrabina adresowała do redakcji. Położenie Natana zdawało się tedy nad wyraz świetne. Miał wielu przyjaciół. Dwie sztuki napisane do spółki dostarczały środków zbytku i odejmowały wszelką troskę o przyszłość. Zresztą nie troszczył się absolutnie o wierzytelność du Tilleta, swego druha.

 

– Jak podejrzewać przyjaciela? – powiadał, kiedy, w pewnych momentach, Blondet, w swoim zwyczaju analizowania wszystkiego, wyrażał niejakie obawy.

– Ależ nieprzyjaciół nie potrzebujemy podejrzewać – mówiła Floryna.

Natan bronił du Tilleta. Du Tillet był to najlepszy, najuczynniejszy, najzacniejszy człowiek. Ta egzystencja tancerza na linie bez drążka utrzymującego równowagę przeraziłaby każdego, nawet obojętnego świadka, gdyby przeniknął jej tajemnicę; ale du Tillet patrzał na nią ze stoicyzmem i z suchym okiem parweniusza. Przyjacielska dobroduszność w stosunkach z Natanem kryła piekielne szyderstwo. Jednego dnia, uścisnął mu dłoń wychodząc od Floryny i patrzał, jak wsiada do kabrioletu.

– Pędzi to do Lasku z miną urodzonego księcia – rzekł do Stefana Lousteau, wcielonego zawistnika – a za pół roku znajdzie się może pod kluczem za długi.

– On? Nigdy! – wykrzyknął Lousteau; – Floryna do tego nie dopuści.

– Któż ci ręczy, mój chłopcze, że będzie dbała oń jeszcze? Co do ciebie, który wart go jesteś tysiąc razy, będziesz z pewnością za pół roku naszym naczelnym redaktorem.

W październiku zapadł termin weksli; du Tillet odnowił je uprzejmie, ale na dwa miesiące, pomnożone eskontem129 i nową pożyczką. Pewien zwycięstwa, Raul czerpał w worku, nie myśląc o przyszłości. Pani de Vandenesse miała wrócić za kilka dni, o miesiąc wcześniej niż zwykle, sprowadzona szalonym pragnieniem widzenia Natana; nie chciał tedy kłopotów pieniężnych w chwili, gdy znów zaczynało się dlań życie walki. Korespondencja, w której pióro zawsze jest śmielsze od słowa, w której przystrojona kwiatami myśl wszystkiego sięga i wszystko może powiedzieć, doprowadziła hrabinę do najwyższego stopnia egzaltacji; widziała w Raulu jednego z najświetniejszych geniuszów epoki, szlachetne i zapoznane serce bez skazy i godne ubóstwienia; widziała go ściągającego rychło śmielszą rękę na różdżkę władzy. Niebawem słowo jego, tak piękne w miłości, zagrzmi z trybuny. Maria żyła już tylko tym życiem, zamkniętym niby klamrami globusu, w których środku znajduje się świat. Niewrażliwa na spokojne słodycze małżeństwa, istniała wzruszeniami tego zawrotnego życia, dawkowanymi umiejętnym i rozkochanym piórem; całowała te listy pisane pośród szczytnych walk myśli, odkradane godzinom wytężonej pracy i czuła całą ich cenę. Była pewną, że jest jedyną miłością i że ma za rywalki, jeno ambicję i sławę. W ten sposób, w swojej samotni, żyła całą pełnią sił, czuła się szczęśliwa, iż tak dobrze wybrała: Natan był aniołem. Na szczęście wyjazd hrabiny na wieś i zapory, jakie istniały między nią a Raulem, ukręciły głowę plotkom wścibskiego świata. W ostatnich dniach października Maria i Raul podjęli tedy swoje przechadzki w Lasku; aż do chwili, w której salony się otworzą, mogli się widywać jedynie tam. Raul mógł nieco swobodniej kosztować czystych, niezrównanych rozkoszy swego idealnego życia i kryć je przed Floryną: pracował nieco mniej, dziennik wszedł już na regularniejsze tory, każdy redaktor znał swoje obowiązki. Zaczął mimo woli czynić porównania, które, bez uszczerbku dla hrabiny, wypadły wszystkie na korzyść aktorki. Zmiażdżony na nowo wysiłkami, na jakie skazywała go miłość dla kobiety z wielkiego świata, absorbująca wraz serce jego i głowę, Raul znalazł nadludzkie siły aby istnieć naraz na trzech teatrach: świata, dziennika i kulis. W chwili gdy Floryna, która była mu wdzięczna za wszystko, która dzieliła niemal pracę jego i niepokoje, ukazywała się i znikała w porę, sypiąc mu garściami rzeczywiste szczęście, bez frazesów, bez akompaniamentu wyrzutów, hrabina, o nienasyconych oczach, o czystym łonie, zapoznawała te olbrzymie prace i wysiłki czynione często, aby ją widzieć na chwilę. Miast dążyć do panowania, Floryna pozwalała się brać, opuszczać, brać na nowo, z gibkością kota, który spada na cztery łapy i wstrząsa uszkami. Ta łatwość obyczajów zgadza się doskonale z potrzebami człowieka myśli; każdy artysta byłby z niej korzystał, jak to czynił Natan, nie porzucając pościgu za tym pięknym idealnym uczuciem, i za tą wspaniałą namiętnością, która czarowała instynkty poety, jego ukryte kulty, próżnostki społeczne. Przekonany o katastrofie, jaka byłaby następstwem niedyskrecji, powiadał sobie: „Hrabina ani Flora nie dowiedzą się o niczym!” Były tak daleko jedna od drugiej! Z początkiem zimy Raul znów ukazał się w świecie na szczycie blasku: stał się niemal osobistością. Rastignac, który postradał tekę usunięty z powodu śmierci de Marsaya, wspierał się na Raulu i wspierał jego swymi pochwałami. Wówczas pani de Vandenesse zapragnęła dowiedzieć się, czy jej mąż zmienił zdanie co do Natana. Po upływie roku zagadnęła znowu o niego, w mniemaniu że zyskała prawo do wspaniałego odwetu, tak miłego sercu każdej kobiety, nawet najszlachetniejszej, najmniej ziemskiej; można bowiem iść o zakład, że anioły, kupiąc się130 koło Świętego świętych, podlegają jeszcze walkom miłości własnej.

– Brakowało mu jeszcze tego, aby się stał zabawką w ręku intrygantów – odparł hrabia.

Feliks, któremu doświadczenie światowca i polityka pozwalały widzieć jasno, przeniknął położenie Raula. Wytłumaczył spokojnie żonie, że zamach Fiesehiego miał za rezultat to, iż skupił ludzi obojętnych dokoła interesów zagrożonych w osobie Ludwika Filipa. Dzienniki bez wyraźnie zdecydowanej barwy stracą w tych warunkach abonentów, ponieważ dziennikarstwo uprości się wraz z polityką. Jeżeli Natan postawił swą fortunę na kartę dziennika, padnie wkrótce. Ten rzut oka, tak prosty, tak jasny, mimo iż udzielony w intencji oświetlenia obojętnej kwestii przez człowieka, który umiał obliczać widoki każdej partii, przeraził panią de Vandenesse:

– Interesuje cię tedy ta figura? – zapytał Feliks żony.

– Ot, jak człowiek, którego dowcip mnie bawi, którego rozmowa mnie zajmuje.

Odpowiedź tę rzuciła tak naturalnym tonem, iż hrabia nie domyślił się niczego.

Nazajutrz, o czwartej, u pani d'Espard, Maria i Raul mieli ściszonym głosem długą rozmowę. Hrabina wyraziła obawy, które Raul rozproszył, szczęśliwy iż może podkopać szyderstwem małżeńską wielkość Feliksa. Natanowi też leżał odwet na sercu. Odmalował hrabiego jako umysł małej miary, wstecznika, który chce sądzić rewolucję lipcową131 skalą Restauracji, który wzdraga się widzieć tryumf klasy średniej, nowe siły społeczeństwa, przemijające lub trwałe, ale rzeczywiste. Pojęcie wielkich panów stało się już niemożliwe, nadchodziło królestwo prawdziwych wyższości. Zamiast wziąć pod rozwagę pośrednie i bezinteresowne przestrogi wytrawnego i obojętnego w danej kwestii polityka, Raul wdrapał się na szczudła i udrapował się w purpurę powodzenia. Któraż kobieta nie uwierzy raczej kochankowi niż mężowi? Pani de Vandenesse, upewniona, zaczęła tedy to życie stłumionych podrażnień, drobnych ukradkowych radości, tajemnych uścisków ręki, jakimi żyła poprzedniej zimy. Ta gra pociąga w końcu kobietę poza zamierzone granice, o ile mężczyzna, którego kocha, ma nieco determinacji i zniecierpliwi się przeszkodami. Szczęściem dla niej, Raul, ostudzany przez Florynę, nie był niebezpieczny. Zresztą pochłonęły go interesa, które nie pozwoliły mu korzystać ze swego szczęścia. Mimo to nagły cios, jaki groziłby Natanowi, wznowione przeszkody, zniecierpliwienie, mogły popchnąć hrabinę w przepaść. Raul przejrzał to usposobienie Marii; wśród tego, pod koniec grudnia, du Tillet zażądał spłaty weksli. Bogaty bankier, który powiadał, iż jest w kłopotach, poradził Raulowi, aby pożyczył tę sumę na dwa tygodnie u lichwiarza, niejakiego Gigonnet, dwudziestopięcioprocentowej opatrzności młodych ludzi w potrzebie. Za kilka dni dziennik będzie miał znaczny wpływ z odnowionej prenumeraty, kasa się napełni wszystkie trudności się ułożą. Zresztą, dlaczego Natan nie miałby napisać sztuki? Przez ambicję, Natan chciał spłacić dług za wszelką cenę. Du Tillet dał Raulowi list do lichwiarza, w myśl którego Gigonnet wyliczył potrzebną sumę na weksle z terminem dwudziestodniowym. Zamiast szukać przyczyn podobnej łatwości kredytu, Raul żałował że nie zażądał więcej. W ten sposób zachowują się ludzie wybitni potęgą myśli; w poważnych faktach życia widzą jedynie przedmiot do żartu! Można by rzec, iż chowają wszystkie zdolności duchowe na swe dzieła, i, z obawy uszczuplenia ich, nie posługują się nimi w sprawach osobistych.Raul opowiedział układ z lichwiarzem Blondetowi i Florynie; odmalował im całego Gigonneta, jego pokoik, schodki, astmatyczny dzwonek z wiszącą sarnią nóżką, zużytą słomiankę, wygasły kominek zarówno jak spojrzenie; uśmiali się wspólnie z tego nowego wuja; i nie zastanawiali się ani nad du Tilletem, rzekomo w kłopotach pieniężnych, ani nad lichwiarzem, tak łatwo rozwiązującym sakiewkę. Ot, kaprysy!

– Wziął tylko piętnaście ad sta132 – rzekł Blondet – powinieneś mu był podziękować. Przy dwudziestu pięciu od sta przestajemy się kłaniać tym panom; lichwa zaczyna się od pięćdziesięciu od sta: za tę taryfę pogardza się nimi.

– Co? pogardza! – rzekła Floryna. – Gdzież jest przyjaciel, który by pożyczył na tę stopę, nie przybierając min dobroczyńcy?

– Ma słuszność, szczęśliwy jestem, że już nic nie jestem winien du Tilletowi.

Czym się tłumaczy ten brak przenikliwości w osobistych sprawach u ludzi przyzwyczajonych wszystko przenikać? Być może duch nie może być na wszystkich punktach doskonały; być może artyści zanadto żyją w chwili obecnej, aby studiować przyszłość; być może zanadto dobrze spostrzegają śmiesznostki, aby dojrzeć pułapkę, i sądzą, iż nikt by nie śmiał z nich zadrwić. Przyszłość nie dała na siebie czekać. W trzy tygodnie potem weksle zaprotestowano; ale Floryna poczyniła starania w trybunale handlowym i uzyskała dwadzieścia pięć dni czasu na zapłatę. Raul ogarnął swoje położenie, zażądał rachunków: wynikało z nich, że wpływy dziennika pokrywają zaledwie w dwóch trzecich koszta i że abonament słabnie. Wielki człowiek stał się niespokojny i ponury, ale tylko dla Floryny, której się zwierzył. Floryna poradziła mu, aby wziął zaliczkę na przyszłe sztuki teatralne, sprzedając je ryczałtem i zrzekając się tantiemy. Tym sposobem uzyskał Natan dwadzieścia tysięcy i spłacił dług do czterdziestu tysięcy. 10 lutego dwadzieścia pięć dni dobiegło końca. Du Tillet, który nie chciał Natana na konkurenta w okręgu wyborczym, gdzie miał sam stawać, zostawiając Massolowi inny okręg oddany rządowi, polecił Gigonnetowi, aby ścigał Raula w najostrzejszy sposób. Człowiek przywalony długami nie może forsować swej kandydatury. Dom karny w Clichy mógł pochłonąć przyszłego ministra. Floryna sama znajdowała się w nieustannej styczności z komornikami z przyczyny osobistych długów; w przesileniu tym, jako jedyny środek pozostawało jej tylko owo Ja! Medei, meble bowiem były zajęte. Ambitny pisarz słyszał ze wszystkich stron trzask walenia się w świeżym gmachu, wzniesionym bez fundamentów. Zaledwie już mając dość sił, aby podtrzymać tak rozległe przedsięwzięcie, czuł się niezdolnym podjąć je na nowo; miał tedy zginąć pod ruinami swej fantazji. Miłość hrabiny dawała mu jeszcze jakieś przebłyski życia; ożywiał swą maskę, ale wewnątrz nadzieja zamarła. Nie podejrzewał du Tilleta, widział jedynie lichwiarza. Rastignac, Blondet, Lousteau, Vernou, Finot, Massol strzegli się pilnie oświecić tego człowieka, który się okazał tak niebezpiecznie żywotnym. Rastignac, pragnący wrócić do władzy, wspierał po cichu grę Nucingena i du Tilleta. Inni doświadczali nieskończonych rozkoszy, patrząc na agonię jednego z kamratów, który zuchwale pokusił się zostać ich władcą. Żaden nie byłby pisnął słówka Florynie; przeciwnie, chwalono przed nią Raula. „Natan ma barki zdolne udźwignąć świat, da sobie radę, wszystko pójdzie cudownie”.

– Wczoraj zyskaliśmy dwóch abonentów – mówił Blondet z poważną miną – Raul będzie posłem. Skoro budżet przejdzie, ukaże się dekret rozwiązania Izby.

Natan, ścigany, nie mógł już liczyć na lichwę, Floryna, zafantowana, mogła już liczyć jedynie na traf namiętności zbudzonej w jakim dudku, który nigdy nie zjawia się w porę. Przyjaciele Natana byli to wszystko ludzie bez pieniędzy i kredytu. Dekret uwięzienia zabijał jego nadzieje jako męża politycznego. Na domiar nieszczęść, zabrnął w olbrzymie prace zapłacone z góry; nie widział dna w otchłani nędzy, w którą się miał stoczyć. W obliczu tych klęsk odwaga opuściła go. Czy hrabina de Vandennesse zostanie mu wierna, czy też ucieknie odeń daleko? Kobiety wciąga zazwyczaj w tę przepaść jedynie pełna miłość, ich zaś uczucie nie skuło wzajem z sobą tajemniczymi więzami szczęścia. Ale, gdyby nawet hrabina podążyła za nim za granicę, zostałaby bez majątku, ogołocona i biedna, i byłaby tylko jednym ciężarem więcej. Dusza pośledniej miary, człowiek żyjący jedynie ambicją, jak Natan, musiał widzieć i ujrzał w istocie w samobójstwie miecz zdolny przeciąć te gordyjskie węzły. Myśl, iż ma upaść w obliczu tego świata, w który się wcisnął, nad którym chciał zapanować, iż ma zostawić tam hrabinę tryumfującą i stać się z powrotem zabłoconym piechurem, była mu nie do zniesienia. Szaleństwo tańczyło i podzwaniało ironicznymi dzwoneczkami u wrót urojonego pałacu zamieszkałego przez poetę. Doszedłszy do tego krańca, Natan oczekiwał przypadku, chcąc się zabić aż w ostatecznej konieczności.

111Chamfort, Sébastien-Roch de (1741–1794) – francuski literat epoki Oświecenia, autor licznych maksym i złotych myśli. [przypis edytorski]
112prosceniowy – znajdujący się na proscenium, tj. na odsłoniętej części sceny, znajdującej się przed kurtyną. [przypis edytorski]
113wodewil – komedia lub farsa z wstawkami w formie piosenek i scenek baletowych. [przypis edytorski]
114Ludwik XIV (1638–1715) – król Francji z dynastii Burbonów, zwolennik absolutyzmu, określany jako Król Słońce. [przypis edytorski]
115Teniers – nazwisko rodziny malarzy holenderskich: David Teniers starszy (1582–1649), David Teniers młodszy (1610–1690), David Teniers III (1638–1685). [przypis edytorski]
116Beaumarchais, Pierre-Augustin (1732–1799) – pisarz i dramaturg francuski, autor komedii takich jak Wesele Figara czy Cyrulik sewilski. [przypis edytorski]
117wyparować – tu: wyprząc. [przypis edytorski]
118referendarz – urzędnik administracji państwowej. [przypis edytorski]
119dla (daw.) – ze względu na. [przypis edytorski]
120natrącić (daw.) – wspomnieć, zahaczyć o jakiś temat. [przypis edytorski]
121weksel – dokument zobowiązujący do zapłaty pewnej sumy w określonym terminie. [przypis edytorski]
122anons – ogłoszenie. [przypis edytorski]
123komiwojażer – podróżujący przedstawiciel handlowy. [przypis edytorski]
124kondotier – najemnik. [przypis edytorski]
125traktować – tu: negocjować. [przypis edytorski]
126Komedia Francuska – Comédie-Française, francuski teatr narodowy. [przypis edytorski]
127engagement (fr.) – angaż, zatrudnienie. [przypis edytorski]
128suplikant – petent, osoba przedstawiająca prośbę. [przypis edytorski]
129eskonto – dyskonto; potrącenie części wartości weksli wykupionych przed terminem. [przypis edytorski]
130kupić się – skupiać się, grupować. [przypis edytorski]
131rewolucja lipcowa – trwała we Francji od 27 do 29 lipca 1830 i udaremniła próbę przywrócenia monarchii absolutnej. [przypis edytorski]
132piętnaście ad sta – piętnaście procent. [przypis edytorski]