Za darmo

Quo vadis

Tekst
iOSAndroidWindows Phone
Gdzie wysłać link do aplikacji?
Nie zamykaj tego okna, dopóki nie wprowadzisz kodu na urządzeniu mobilnym
Ponów próbęLink został wysłany

Na prośbę właściciela praw autorskich ta książka nie jest dostępna do pobrania jako plik.

Można ją jednak przeczytać w naszych aplikacjach mobilnych (nawet bez połączenia z internetem) oraz online w witrynie LitRes.

Oznacz jako przeczytane
Quo vadis
Quo vadis
Darmowy e-book
Szczegóły
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

— A teraz błogosławię was, dzieci moje, na mękę, na śmierć i na wieczność!

Lecz oni opadli go wołając: „My już gotowi, ale ty, święta głowo, chroń się, albowiem tyś jest namiestnik, który sprawuje rząd Chrystusów!” I tak mówiąc czepiali się jego szat, on zaś kładł ręce na ich głowach i żegnał każdego z osobna, równie jak ojciec żegna dzieci, które wysyła w podróż daleką.

I zaraz poczęli wychodzić z szopy, albowiem pilno już im było do domów, a z nich do więzień i na areny. Umysły ich oderwały się od ziemi, dusze wzięły lot ku wieczności i szli, jakby w śnie lub w zachwyceniu, przeciwstawiać tę siłę, która w nich była, sile i okrucieństwu „bestii”.

Apostoła zaś wziął Nereusz, sługa Pudensa, i wiódł go ukrytą w winnicy ścieżką do swego domu. Lecz wśród jasnej nocy postępował za nimi Winicjusz i gdy wreszcie doszli do Nereuszowej chaty, rzucił się nagle do nóg Apostoła.

Ów zaś, poznawszy go, zapytał:

— Czego żądasz, synu?

Ale Winicjusz po tym, co słyszał w szopie, nie śmiał go już o nic błagać, tylko objąwszy obiema rękami jego stopy przyciskał do nich ze łkaniem czoło, wzywając w ten niemy sposób litości. Ów zaś rzekł:

— Wiem. Wzięlić dzieweczkę, którą umiłowałeś. Módl się za nią.

— Panie! — jęknął Winicjusz obejmując jeszcze silniej stopy Apostoła. — Panie! Jam robak lichy, aleś ty znał Chrystusa, ty Go błagaj, ty wstaw się za nią.

I drżał z bólu jak liść, i bił czołem w ziemię, albowiem poznawszy moc Apostoła wiedział, iż on jeden może mu ją przywrócić.

A Piotr wzruszył się tą boleścią. Przypomniał sobie, jak niegdyś i Ligia, zgromiona przez Kryspusa, leżała tak samo u jego nóg, żebrząc litości. Przypomniał sobie, że ją podniósł i pocieszył, więc teraz podniósł Winicjusza.

— Synaczku — rzekł — będę się modlił za nią, lecz ty pomnij, com mówił tamtym wątpiącym, że sam Bóg przeszedł przez mękę krzyżową, i pomnij, że po tym życiu zaczyna się inne, wieczyste.

— Ja wiem!... Jam słyszał — odparł Winicjusz łowiąc w pobladłe usta powietrze — ale widzisz, panie... nie mogę! Jeśli potrzeba krwi, proś Chrystusa, aby wziął moją... Jam żołnierz. Niech mi podwoi, niech potroi mękę dla niej przeznaczoną, wytrzymam; ale niech ją ocali! To jeszcze dziecko, panie, a On mocniejszy od cezara, wierzę! mocniejszy! Tyś ją sam miłował. Tyś nam błogosławił! To jeszcze dziecko niewinne!...

Tu znów pochylił się i przyłożywszy twarz do kolan Piotra począł powtarzać:

— Tyś znał Chrystusa, panie! Tyś znał, On ciebie wysłucha! Wstaw się za nią!

A Piotr przymknął powieki i modlił się żarliwie.

Letnie błyskawice poczęły znów rozświecać niebo. Winicjusz wpatrywał się przy ich blasku w usta Apostoła, czekając z nich wyroku życia lub śmierci. W ciszy słychać było przepiórki nawołujące się po winnicach i głuchy, daleki odgłos deptaków leżących przy Via Salaria.

— Winicjuszu — zapytał wreszcie Apostoł — wierzyszli ty?

— Panie, czyżbym inaczej tu przyszedł? — odpowiedział Winicjusz.

— Tedy wierz do końca, albowiem wiara góry porusza. Więc choćbyś widział onę dzieweczkę pod mieczem kata albo w paszczęce lwa, wierz jeszcze, że Chrystus może ją zbawić. Wierz i módl się do Niego, a ja będę się modlił wraz z tobą.

Po czym podniósłszy twarz ku niebu, mówił głośno:

— Chryste miłosierny, spójrz na ono serce zbolałe i pociesz je! Chryste miłosierny, pomiarkuj wiatr do wełny jagnięcia! Chryste miłosierny, któryś prosił Ojca, aby odwrócił kielich goryczy od ust Twoich, odwróć go od ust tego sługi Twego! Amen!

A Winicjusz, wyciągając ręce ku gwiazdom, mówił jęcząc:

— O Chryste! Jam Twój! Weź mnie za nią!

Na wschodzie niebo poczęło bieleć.

Rozdział pięćdziesiąty czwarty

Winicjusz opuściwszy Apostoła szedł do więzienia z odrodzonym przez nadzieję sercem. Gdzieś w głębi duszy krzyczała mu jeszcze rozpacz i przerażenie, lecz on tłumił w sobie te głosy. Wydało mu się niepodobieństwem, by wstawiennictwo Bożego namiestnika i potęga jego modlitwy miały pozostać bez skutku. Bał się nie mieć nadziei, bał się wątpić. „Będę wierzył w miłosierdzie Jego — mówił do siebie — choćbym ją ujrzał w paszczy lwa”. I na tę myśl, choć drżała w nim dusza i pot zimny oblewał mu skronie, wierzył. Każde uderzenie jego serca było teraz modlitwą. Poczynał rozumieć, że wiara góry porusza, albowiem poczuł w sobie jakąś dziwną siłę, której nie odczuwał przedtem. Zdawało mu się, że potrafi nią dokonać takich rzeczy, które jeszcze wczoraj nie były w jego mocy. Chwilami miał wrażenie, jakby złe już minęło. Gdy rozpacz odzywała się jeszcze jękiem w jego duszy, przypominał sobie tę noc i tę świętą sędziwą twarz, wzniesioną ku niebu w modlitwie. „Nie! Chrystus nie odmówi pierwszemu uczniowi swemu i pasterzowi trzody! Chrystus mu nie odmówi, a ja nie zwątpię”.

I biegł do więzienia jak zwiastun dobrej nowiny.

Lecz tu czekała go rzecz niespodziewana.

Straże pretoriańskie, zmieniające się przy Mamertyńskim więzieniu, znały go już wszystkie i zwykle nie czyniono mu najmniejszych trudności, lecz tym razem łańcuch się nie otworzył, a natomiast setnik zbliżył się ku niemu i rzekł:

— Wybacz, szlachetny trybunie, mamy dziś rozkaz nie wpuszczać nikogo.

— Rozkaz? — powtórzył blednąc Winicjusz.

Żołnierz spojrzał na niego ze współczuciem i odrzekł:

— Tak, panie. Rozkaz cezara. W więzieniu dużo jest chorych i być może, iż obawiają się, aby przychodnie nie roznieśli zarazy po mieście.

— Lecz mówiłeś, że rozkaz na dziś tylko?

— W południe zmieniają się straże.

Winicjusz zamilkł i odkrył głowę, albowiem zdawało mu się, że pileolus[439], który miał na niej, jest z ołowiu.

Wtem żołnierz zbliżył się i rzekł przyciszonym głosem:

— Uspokój się, panie. Stróże i Ursus czuwają nad nią.

To rzekłszy pochylił się i w mgnieniu oka nakreślił na kamiennej płycie swym długim galijskim mieczem kształt ryby.

Winicjusz spojrzał na niego bystro.

— ...I jesteś pretorianinem?...

— Póki nie będę tam — odrzekł żołnierz wskazując na więzienie.

— I ja czczę Chrystusa.

— Niech będzie pochwalone imię Jego! Wiem, panie. Nie mogę cię wpuścić do więzienia, lecz jeśli napiszesz list, oddam go stróżom.

— Dzięki ci, bracie.

I ścisnąwszy rękę żołnierza odszedł. Pileolus przestał mu ciążyć ołowiem. Słońce ranne podniosło się nad mury więzienia, a razem z jego jasnością poczęła znów wstępować otucha w serce Winicjusza. Ten żołnierz chrześcijanin był dla niego jakby nowym świadectwem potęgi Chrystusa. Po chwili zatrzymał się i utkwiwszy wzrok w różowych obłokach zwieszonych nad Kapitolem i świątynią Statora, rzekł:

„Nie widziałem jej dziś, Panie, ale wierzę w Twoje miłosierdzie”.

W domu czekał na niego Petroniusz, który, jak zwykle „z nocy dzień czyniąc”, niedawno był powrócił. Zdążył jednakże wziąć już kąpiel i namaścić się do snu.

— Mam dla ciebie nowiny — rzekł. — Byłem dziś u Tuliusza Senecjona, u którego był i cezar. Nie wiem, skąd Auguście przyszło na myśl przyprowadzić ze sobą małego Rufiusa... Może dlatego, by swą urodą zmiękczył serce cezara. Na nieszczęście, dziecko, zmorzone snem, usnęło w czasie czytania, jak niegdyś Wespazjan, co widząc Ahenobarbus cisnął w nie pucharem i skaleczył je ciężko. Poppea zemdlała, wszyscy zaś słyszeli, jak cezar rzekł: „Dość mam tego przypłodka!”, a to, wiesz, tyle znaczy, co śmierć!

— Nad Augustą zawisła kara Boża — odpowiedział Winicjusz — ale czemu mi to mówisz?

— Mówię dlatego, że ciebie i Ligię ścigał gniew Poppei, teraz zaś ona, zajęta własnym nieszczęściem, może poniecha zemsty i łatwiej da się przejednać. Zobaczę ją dziś wieczór i będę z nią mówił.

— Dzięki ci. Zwiastujesz mi dobrą nowinę.

— A ty się wykąp i spocznij. Usta masz sine i cień z ciebie pozostał.

Lecz Winicjusz spytał:

— Zali nie mówiono, kiedy odbędzie się pierwszy ludus matutinus?

— Za dziesięć dni. Ale wezmą pierwej inne więzienia. Im więcej zostanie nam czasu, tym lepiej. Nie wszystko jeszcze stracone.

I tak mówiąc, mówił to, w co sam już nie wierzył, wiedział albowiem doskonale, że skoro cezar w odpowiedzi na prośbę Aliturusa znalazł wspaniale brzmiącą odpowiedź, w której porównał się z Brutusem, to dla Ligii nie ma już ratunku. Ukrył też przez litość, co słyszał u Senecjona, że cezar i Tygellin postanowili wybrać dla siebie i dla przyjaciół najpiękniejsze dziewice chrześcijańskie i pohańbić je przed męką, reszta zaś miała być wydana w sam dzień igrzyska pretorianom i bestiariuszom.

Wiedząc, że Winicjusz w żadnym razie nie zechce przeżyć Ligii, umyślnie krzepił tymczasem nadzieję w jego sercu, naprzód przez współczucie dla niego, a po wtóre, że temu estecie chodziło także i o to, aby Winicjusz, jeśli ma umrzeć, umarł pięknym, nie zaś z twarzą wyniszczoną i sczerniałą od bólu i bezsenności.

— Powiem dziś Auguście — rzekł — mniej więcej tak: „Uratuj Ligię dla Winicjusza, a ja uratuję dla ciebie Rufiusa”. I będę o tym myślał naprawdę. Z Ahenobarbem jedno słowo, powiedziane w stosownej chwili, może kogoś uratować lub zgubić. W najgorszym razie zyskamy na czasie.

— Dzięki ci — powtórzył Winicjusz.

— Najlepiej mi podziękujesz, gdy się pożywisz i spoczniesz. Na Atenę! Odysej w największym nieszczęściu myślał o śnie i jadle. Całą noc spędziłeś pewno w więzieniu.

 

— Nie — odpowiedział Winicjusz. — Chciałem pójść do więzienia teraz, ale jest rozkaz, aby nikogo nie dopuszczano. Dowiedz się ty, Petroniuszu, czy rozkaz jest na dziś tylko, czy aż do dnia igrzysk.

— Dowiem się dziś w nocy i jutro rano powiem ci, na jak długo i dlaczego rozkaz został wydany. A teraz, choćby Helios miał ze zmartwienia zejść do kimeryjskich krajów, idę spać, ty zaś naśladuj mnie.

I rozeszli się, lecz Winicjusz udał się do biblioteki i począł pisać list do Ligii.

Gdy skończył, odniósł go sam i wręczył chrześcijańskiemu setnikowi, który natychmiast poszedł z nim do więzienia. Po chwili wrócił z pozdrowieniem od Ligii i z obietnicą, że dziś jeszcze odniesie jej odpowiedź.

Winicjusz nie chciał jednak wracać i siadłszy na głazie czekał na list Ligii. Słońce wzbiło się już wysoko na niebie i przez Clivus Argentarius napływały na Forum, jak zwykle, tłumy ludzi. Przekupnie wywoływali swoje towary; wróżbici polecali przechodniom swe usługi; obywatele ciągnęli poważnym krokiem ku rostrom, by słuchać przygodnych mówców lub rozpowiadać sobie wzajemnie najświeższe nowiny. W miarę jak upał dogrzewał coraz silniej, gromady próżniaków chroniły się pod portyki świątyń, spod których wylatywały co chwila z wielkim łopotem skrzydeł całe stada gołębi, rozbłyskując białymi piórami w jasności słonecznej i błękicie.

Pod nadmiarem światła, pod wpływem gwaru, ciepła i niezmiernego znużenia oczy Winicjusza poczęły się kleić. Monotonne okrzyki chłopców, grających obok w morę, i miarowe kroki żołnierzy kołysały go do snu. Kilkakroć podniósł jeszcze głowę i objął oczyma więzienie, po czym oparł ją o zrąb skalny, westchnął jak dziecko, które usypia po długim płaczu, i usnął.

I wnet opadły go widzenia. Zdawało mu się, że wśród nocy niesie na ręku Ligię przez nieznaną winnicę, a przed nim idzie Pomponia Grecyna z kagankiem w ręku i świeci. Jakiś głos, jakby głos Petroniusza, wołał za nim z daleka: „Wróć się!” Lecz on nie zważał na owo wołanie i szedł dalej za Pomponią, póki nie doszli do chaty, w której progu stał Piotr Apostoł. Wówczas on pokazał mu Ligię i rzekł: „Idziemy z areny, panie, ale nie możemy jej obudzić, zbudź ty ją”. Lecz Piotr odpowiedział: „Chrystus sam przyjdzie ją zbudzić!”

Potem obrazy poczęły mu się mieszać. Widział przez sen Nerona i Poppeę trzymającą na ręku małego Rufiusa ze skrwawionym czołem, które obmywał Petroniusz, i Tygellina posypującego popiołem stoły zastawione kosztownymi potrawami, i Witeliusza pożerającego owe potrawy, i mnóstwo innych augustianów siedzących przy uczcie. On sam spoczywał przy Ligii; lecz między stołami chodziły lwy, którym z płowych bród ściekała krew. Ligia prosiła go, by ją wyprowadził, a jego ogarnęła bezwładność tak straszna, iż nie mógł się nawet poruszyć. Za czym w widzeniach jego nastał bezwład jeszcze większy i wreszcie wszystko zapadło w ciemność zupełną.

Z głębokiego snu zbudził go dopiero żar słoneczny i okrzyki, które rozległy się tuż obok miejsca, na którym siedział. Winicjusz przetarł oczy: ulica roiła się od ludzi, lecz dwaj biegacze, przybrani w żółte tuniki, rozsuwali długimi trzcinami tłum, krzycząc i czyniąc miejsce dla wspaniałej lektyki, którą niosło czterech silnych niewolników egipskich.

W lektyce siedział jakiś człowiek przybrany w białe szaty, którego twarzy nie było dobrze widać, albowiem tuż przy oczach trzymał zwój papirusu i odczytywał coś pilnie.

— Miejsce dla szlachetnego augustianina! — wołali biegacze.

Ulica była jednak tak natłoczona, że lektyka musiała się na chwilę zatrzymać. Wówczas augustianin opuścił niecierpliwie zwój papieru i wychylił głowę wołając:

— Rozpędzić mi tych nicponiów! Prędzej!

Nagle, spostrzegłszy Winicjusza, cofnął głowę i podniósł szybko do oczu zwój papieru.

A Winicjusz przeciągnął ręką po czole sądząc, że śni jeszcze.

W lektyce siedział Chilo.

Tymczasem biegacze utorowali drogę i Egipcjanie mieli ruszyć naprzód, gdy nagle młody trybun, który w jednej chwili zrozumiał wiele rzeczy przedtem dla niego niezrozumiałych, przybliżył się do lektyki.

— Pozdrowienie ci, Chilonie! — rzekł.

— Młodzieńcze — odpowiedział z godnością i dumą Grek, usiłując swej twarzy nadać wyraz spokoju, którego w duszy nie miał — witaj, ale mnie nie zatrzymuj, gdyż śpieszę się do przyjaciela mego, szlachetnego Tygellina.

A Winicjusz, chwyciwszy za krawędź lektyki, pochylił się ku niemu i patrząc mu wprost w oczy, rzekł zniżonym głosem:

— Tyś wydał Ligię?...

— Kolosie Memnona! — zawołał z przestrachem Chilo.

Lecz w oczach Winicjusza nie było groźby, więc strach starego Greka przeszedł szybko. Pomyślał, że jest pod opieką Tygellina i samego cezara, to jest potęg, przed którymi drży wszystko, i że otaczają go silni niewolnicy, a zaś Winicjusz stoi przed nim bezbronny, z wynędzniałą twarzą i postawą zgiętą przez ból.

Na tę myśl wróciła mu zuchwałość. Utkwił w Winicjusza swe oczy, okolone czerwonymi obwódkami, i odszepnął:

— A ty, gdym umierał z głodu, kazałeś mnie schłostać.

Na chwilę umilkli obaj, po czym ozwał się głuchy głos Winicjusza:

— Skrzywdziłem cię, Chilonie!...

Wówczas Grek podniósł głowę i klasnąwszy w palce, co w Rzymie było oznaką lekceważenia i pogardy, odrzekł tak głośno, aby wszyscy mogli go słyszeć:

— Przyjacielu, jeśli masz do mnie prośbę, przyjdź do domu mego na Eskwilinie o rannej porze, w której po kąpieli przyjmuję gości i klientów.

I skinął ręką, a na ów znak Egipcjanie podnieśli lektykę, niewolnicy zaś, przybrani w żółte tuniki, poczęli wołać machając trzcinami:

— Miejsce dla lektyki szlachetnego Chilona Chilonidesa! Miejsce! Miejsce!...

Rozdział pięćdziesiąty piąty

Ligia w długim, pośpiesznie pisanym liście żegnała na zawsze Winicjusza. Wiadomo jej było, że do więzienia nie wolno już nikomu przychodzić i że będzie mogła widzieć Winicjusza dopiero z areny. Toteż prosiła go, by dowiedział się, kiedy przypadnie ich kolej, i by był na igrzysku, albowiem chciała raz jeszcze zobaczyć go za życia. W liście jej nie znać było bojaźni. Pisała, że i ona, i inni tęsknią już do areny, na której znajdą wyzwolenie z więzienia. Spodziewając się przyjazdu Pomponii i Aulusa, błagała, by przyszli i oni. W każdym jej słowie widać było uniesienie i to oderwanie się od życia, w którym żyli wszyscy uwięzieni, a zarazem niezachwianą wiarę, że obietnice spełnić się muszą za grobem. „Czy Chrystus (pisała) teraz, czy po śmierci mnie wyzwoli, On ci obiecał mnie przez usta Apostoła, a więc ja twoja”. I zaklinała go, by jej nie żałował i nie dał się opanować bólowi. Śmierć nie była dla niej rozerwaniem ślubów. Z ufnością dziecka upewniała Winicjusza, że zaraz po męce w arenie powie Chrystusowi, iż w Rzymie został jej narzeczony, Marek, który tęskni po niej całym sercem. I myślała, że może Chrystus pozwoli wrócić na chwilę jej duszy do niego, aby mu powiedzieć, że żyje, że męki nie pamięta i że jest szczęśliwa. Cały jej list tchnął szczęściem i ogromną nadzieją. Była w nim tylko jedna prośba związana ze sprawami ziemi, aby Winicjusz zabrał ze spoliarium[440] jej ciało i pochował ją jako swoją żonę w grobowcu, w którym sam niegdyś miał spocząć.

On czytał ów list z rozdartą duszą, ale zarazem zdało mu się niepodobieństwem, aby Ligia mogła zginąć pod kłami dzikich zwierząt i aby Chrystus nie zlitował się nad nią. Jednakże w tym właśnie tkwiła nadzieja i ufność. Wróciwszy do domu odpisał, że będzie przychodził codziennie pod mury Tullianum czekać, póki Chrystus nie skruszy murów i nie odda mu jej. Nakazał wierzyć jej, że On może mu ją oddać nawet z cyrku, że Wielki Apostoł błaga Go o to i że chwila wyzwolenia jest bliska. Nawrócony centurion miał odnieść jej ów list nazajutrz.

Lecz gdy Winicjusz przyszedł następnego dnia pod więzienie, setnik, opuściwszy szereg, zbliżył się do niego pierwszy i rzekł:

— Posłuchaj mnie, panie. Chrystus, który cię doświadczył, okazał ci łaskę swoją. Dzisiejszej nocy przyszli wyzwoleńcy cezara i prefekta, aby wybrać im dziewice chrześcijańskie na pohańbienie; pytali się o oblubienicę twoją, lecz Pan nasz zesłał na nią gorączkę, na którą umierają więźnie w Tullianum, i poniechali jej. Wczoraj wieczór była już nieprzytomna i niech będzie błogosławione imię Zbawiciela, albowiem ta choroba, która ją ocaliła od hańby, może ją ocalić i od śmierci.

Winicjusz oparł dłoń na naramienniku żołnierza, aby nie upaść, ów zaś mówił dalej:

— Dziękuj miłosierdziu Pana. Linusa porwali i położyli na męki, ale widząc, że kona, oddali go. Może i tobie oddadzą ją teraz, a Chrystus wróci jej zdrowie.

Młody trybun pozostał jeszcze chwilę ze spuszczoną głową, po czym podniósł ją i rzekł cicho:

— Tak jest, setniku. Chrystus, który wybawił ją od hańby, wybawi ją od śmierci.

I dosiedziawszy pod murem więzienia do wieczora, wrócił do domu, aby wysłać swoich ludzi po Linusa i kazać go przenieść do jednej ze swoich willi podmiejskich.

Jednakże Petroniusz dowiedziawszy się o wszystkim postanowił działać jeszcze. Poprzednio był już u Augusty, teraz zaś udał się do niej po raz drugi. Zastał ją u łoża małego Rufiusa. Dziecko z rozbitą głową majaczyło w gorączce, matka zaś ratowała je z rozpaczą i zgrozą w sercu, myśląc, że jeśli je uratuje, to może tylko po to, aby wkrótce straszniejszą zginęło śmiercią.

Zajęta wyłącznie swoim bólem, nie chciała nawet słuchać o Winicjuszu i Ligii, lecz Petroniusz przeraził ją. „Obraziłaś — rzekł jej — nowe nieznane bóstwo. Ty, Augusto, czcisz podobno hebrajskiego Jehowę, ale chrześcijanie utrzymują, że Chrystus jest jego synem, pomyśl więc, czy cię nie ściga gniew ojca. Kto wie, czy to, co się stało, nie jest ich zemstą i czy życie Rufiusa nie zależy od tego, jak postąpisz”.

— Co chcesz, abym uczyniła? — spytała z przestrachem Poppea.

— Przebłagaj zgniewane bóstwo.

— Jak?

— Ligia jest chora. Wpłyń na cezara lub Tygellina, żeby ją wydano Winicjuszowi.

A ona spytała z rozpaczą:

— Czy ty myślisz, że ja mogę?

— Więc możesz co innego. Jeśli Ligia wyzdrowieje, musi iść na śmierć. Idź do świątyni Westy i zażądaj, aby virgo magna[441] znalazła się wypadkiem[442] koło Tullianum w chwili, gdy będą wyprowadzali więźniów na śmierć, i rozkazała uwolnić tę dziewczynę. Wielka westalka nie odmówi ci tego.

— A jeśli Ligia umrze z gorączki?

— Chrześcijanie mówią, że Chrystus jest mściwy, ale sprawiedliwy: być może, że przebłagasz go chęcią samą.

— Niech mi da jaki znak, że ocali Rufiusa.

Petroniusz wzruszył ramionami.

— Ja nie przychodzę jako jego poseł, o boska; mówię ci tylko: bądź lepiej w zgodzie ze wszystkimi bóstwami rzymskimi i obcymi.

— Pójdę! — rzekła złamanym głosem Poppea.

Petroniusz odetchnął głęboko.

„Nareszcie coś wskórałem!” — pomyślał.

I wróciwszy do Winicjusza rzekł mu:

— Proś swego Boga, by Ligia nie umarła na gorączkę, bo jeśli nie umrze, to wielka westalka rozkaże ją uwolnić. Sama Augusta będzie ją o to prosiła.

Winicjusz popatrzył na niego oczyma, w których błyszczała gorączka, i odpowiedział:

— Ją uwolni Chrystus.

A Poppea, która dla ocalenia Rufiusa gotowa była palić hekatomby wszystkim bogom świata, tegoż jeszcze wieczora udała się na Forum do westalek, powierzywszy opiekę nad chorym dzieckiem wiernej piastunce Sylwii, która i ją samą wyniańczyła.

 

Lecz na Palatynie wyrok na dziecko był już wydany. Zaledwie bowiem lektyka cesarzowej znikła za Wielką Bramą, do komnaty, w której spoczywał mały Rufius, weszli dwaj wyzwoleńcy cezara, z których jeden rzucił się na starą Sylwię i zatkał jej usta, drugi zaś, chwyciwszy miedziany posążek Sfinksa, ogłuszył ją pierwszym uderzeniem.

Po czym zbliżyli się do Rufiusa. Trawiony gorączką i bezprzytomny chłopak nie zdając sobie sprawy, co dzieje się koło niego, uśmiechał się do nich i mrużył swe śliczne oczy, jakby usiłował ich rozpoznać. Lecz oni zdjąwszy z niańki pas, zwany cingulum, zadzierzgnęli mu go koło szyi i poczęli zaciskać. Dziecko, zawoławszy raz matki, skonało łatwo. Za czym owinęli je w prześcieradło i siadłszy na przygotowane konie pośpieszyli aż do Ostii, gdzie wrzucili ciało w morze.

Poppea nie zastawszy wielkiej dziewicy, która wraz z innymi westalkami była u Watyniusza, wróciła wkrótce na Palatyn. Znalazłszy puste łoże i zastygłe ciało Sylwii, zemdlała, a gdy ją otrzeźwiono, poczęła krzyczeć i dzikie jej krzyki rozlegały się przez noc całą i dzień następny.

Lecz trzeciego dnia cezar kazał jej przyjść na ucztę, więc przybrawszy się w ametystową tunikę, przyszła i siedziała z kamienną twarzą, złotowłosa, milcząca, cudna i złowroga jak anioł śmierci.

439439 pileous (łac.) — rodzaj nakrycia głowy.
440440 spoliarium (łac.) — miejsce na zapleczu amfiteatru służące do składania zwłok.
441441 virgo magna (łac.) — dosł. wielka dziewica, westalka, która mogła darować życie idącemu obok niej skazańcowi.
442442 wypadkiem — tu: przypadkiem.