Za darmo

Krzyżacy, tom drugi

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Rozdział trzynasty

Jagienka dowiedziawszy się, iż ma pozostać z rozkazu Maćka w Spychowie, przez chwilę ze zdumienia, żalu i gniewu słowa nie mogła przemówić, patrzała tylko na Czecha szeroko otwartymi oczyma, który rozumiejąc dobrze, jak niemiłą jej przynosi wiadomość, rzekł:

– Chciałbym też wam sprawę zdać z tego, cośmy w Szczytnie słyszeli, bo siła652 jest nowin i ważnych.

– A o Zbyszku są?

– Nie, jeno653 są szczytnieńskie – wiecie…

– Rozumiem! Konie niech pacholik rozkulbaczy654, a wy pójdziecie za mną.

I dawszy rozkaz pacholikowi, poprowadziła Czecha z sobą na górę.

– Czemu to nas Maćko opuścił? Dlaczego mamy w Spychowie ostawać i dlaczegoście wy wrócili? – zapytała jednym tchem.

– Ja wróciłem – odrzekł Hlawa – bo mi rycerz Maćko kazali. Chciało mi się na wojnę, ale jak rozkaz, to rozkaz. Powiedzieli mi rycerz Maćko tak: „Wrócisz, będziesz panny zgorzelickiej pilnował i ode mnie na nowiny czekał. Być może, powiada, że ci przyjdzie ją do Zgorzelic odprowadzić, bo jużci sama nie wróci”.

– Na miły Bóg! cóż się stało? Znalazła się córka Jurandowa? Zali655 Maćko nie do Zbyszka, tylko po Zbyszka pojechał? Widziałeś ją? Gadałeś z nią? Czemużeś jej nie przywiózł i gdzie ona teraz?

Usłyszawszy Czech ten nawał pytań, skłonił się do kolan dziewczyny i rzekł:

– Niechże to nie będzie gniewno waszej miłości, iże na wszystko razem nie odpowiem, bo nie sposób; jeno będę kolejno na jedno po drugim odpowiadał, jeśli przeszkody nie znajdę.

– Dobrze! Znalazła się czy nie?

– Nie, ale wżdy656 jest wiadomość pewna, że była w Szczytnie i że ją pono657 gdzieś ku wschodnim zamkom wywieźli.

– A my dlaczego mamy siedzieć w Spychowie?

– Ba, a jeśli się odnajdzie?… To jakoś widzi wasza miłość… Bo i prawda, że nie byłoby po co…

Jagienka zamilkła, tylko policzki jej zapłonęły.

Czech zaś rzekł:

– Myślałem i jeszcze myślę, że z tych psubrackich pazurów nie wyrwiemy jej żywej, ale wszystko w boskich rękach. Trzeba mi gadać od początku. Przyjechaliśmy do Szczytna – i dobrze. Rycerz Maćko pokazał podwójciemu pismo Lichtensteina, a podwójci, że to za młodu miecz za Kunonem nosił, pocałował pieczęć w naszych oczach, przyjął nas gościnnie i w niczym nie podejrzewał. Żeby się tak miało co chłopa w pobliżu, można by i zamek wziąć, tak nam dufał658… W widzeniu się z księdzem nie było też przeszkód i gadaliśmy przez dwie noce – i dowiedzieliśmy się dziwnych rzeczy, które ksiądz od kata wiedział.

– Kat niemowa.

– Niemowa, ale księdzu umie wszystko na migi powiedzieć, a ów go tak rozumie, jakby żywym słowem do niego gadał. Dziwne to rzeczy i był w tym chyba palec Boży. Ów kat obcinał rękę Jurandowi, wyrywał mu język i wykapywał oczy. On jest taki, że gdy o męża chodzi, przed żadną męką się nie wzdrygnie, a choćby mu człeka kazali zębami rwać – i to uczyni. Ale na żadną dziewkę nie całkiem źrzałą659 ręki nie podniesie i na to znów żadne męki nie pomogą. A taki ci jest wskróś tej przyczyny660, że sam niegdyś miał dziewkę jedyną, którą okrutnie miłował i którą mu Krzyżacy…

Tu zaciął się Hlawa i nie wiedział, jak dalej mówić, co widząc, Jagienka rzekła:

– Co mi tam o katówce661 prawicie662!

– Bo to jest do rzeczy – odpowiedział Czech. – Gdy nasz młody pan poćwiartował rycerza Rotgiera, tak stary komtur663 Zygfryd mało się nie wściekł. W Szczytnie gadali, że Rotgier to był jego syn, i ksiądz to potwierdził, że nigdy ojciec syna więcej nie miłował. I przez pomstę diabłu duszę zaprzedał, co kat widział! Z zabitym tak gadał jako ja z wami, a tamten to mu się z trumny śmiał, to zgrzytał, to się czarnym ozorem oblizywał z radości, że mu stary komtur pana Zbyszkową głowę przyobiecał. Ale że pana Zbyszka nie mógł wówczas dostać, więc tymczasem kazał umęczyć Juranda, a potem język jego i rękę do trumny Rotgierowi włożył, który je na surowo żreć począł…

– Straszno słuchać. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen! – rzekła Jagienka.

I podniósłszy się, dorzuciła szczepek na komin, albowiem wieczór uczynił się już zupełny.

– A jakże! – mówił dalej Hlawa. – Nie wiem, jako to będzie na sądzie ostatecznym, bo jużci co Jurandowe, to musi do Juranda wrócić. Ale to nie ludzki rozum. Kat tedy wszystko to widział. Więc napchawszy strzygę664 ludzkim mięsem, poszedł stary komtur Jurandowe dziecko mu przynieść, bo mu tamten widać szepnął, że chciałby krwią niewinną strawę665 popić… Ale kat, który jako mówiłem, wszystko uczyni, jeno krzywdy wyrządzonej dziewce przenieść666 nie może, już przedtem się na schodach zasadził667… Mówił ksiądz, że on niespełna rozumu i w rzeczy668 bydlę, ale to jedno rozumie – i jak trzeba, to w chytrości nikt mu nie wyrówna669. Siadł ci tedy670 na schodach i czekał, aż tu nadchodzi komtur. Usłyszał katowe dychanie671, ujrzał świecące ślepia672 i zląkł się, bo rozumiał, że upiór. A on komtura pięścią w kark! Myślał, że mu śpik673 przetrąci, tak że i znaku nie będzie, wszelako nie zabił. Ale komtur omdlał i ze strachu zachorzał, a gdy zaś ozdrowiał, bał się już na Jurandównę porywać.

 

– Ale ją wywiózł.

– Wywiózł ją, a z nią zabrał i kata. Nie wiedział, że to on Jurandówny bronił, myślał, że jakowaś siła niepojęta, zła albo dobra. A w Szczytnie wolał kata nie ostawiać. Bał się jego świadectwa czy co… Niemowa ci on jest, ale jeżeliby był sąd, to przez księdza mógł powiedzieć, co wiedział… Więc ksiądz mówił w końcu rycerzowi Maćkowi tak: „Stary Zygfryd nie zgładzi już Jurandówny, bo się boi, a choćby komu innemu kazał, to póki Diederich żyw, nie da jej; tym bardziej że już raz obronił”.

– Wiedział zaś ksiądz, dokąd ją powieźli?

– Dobrze nie wiedział, ale słyszał, że coś tam gadali o Ragnecie, który zamek niedaleko od litewskiej, czyli też żmujdzkiej granicy leży.

– A cóż na to Maćko?

– Rycerz Maćko, wysłuchawszy tego, powiedział mi nazajutrz dzień: „Jeśli tak, to ją może i znajdziem, a mnie co ducha674 trzeba do Zbyszka, aby go przez Jurandównę na hak nie przywiedli675, tak jak Juranda przywiedli. Niech rzekną mu, że ją oddadzą, byle sam po nią przyjechał, to i przyjedzie, a wówczas dopiero stary Zygfryd pomstę za Rotgiera na nim wywrze, jakiej oko ludzkie nie widziało”.

– Prawda jest! prawda! – zawołała z niepokojem Jagienka. – Skoro dlatego tak się śpieszył, to i dobrze.

Po chwili zaś zwracając się do Hlawy:

– W tym jeno pobłądził, że was tu odesłał. Po co nas tu w Spychowie strzec? Ustrzeże i stary Tolima, a tam Zbyszkowi byście się przydali, boście i mocni, i roztropni.

– A kto was, panienko, w razie czego do Zgorzelic odwiezie?

– W razie czego przyjedziecie tu przed nimi. Mają przez kogo innego nowinę przysłać, to prześlą przez was – i odwieziecie nas do Zgorzelic.

Czech pocałował ją w rękę i zapytał wzruszonym głosem:

– Zaś przez ten czas tu ostaniecie?

– Bóg nad sierotą! Tu ostaniem.

– I nie będzie się wam cniło676? Cóż tu będziecie czynić?

– Pana Jezusa prosić, by wrócił Zbyszkowi szczęście, a wszystkich was w zdrowiu uchował.

I to rzekłszy, rozpłakała się serdecznie.

A giermek pochylił się znów do jej kolan:

– Tacyście właśnie – rzekł – jako anieli w niebiesiech677.

Rozdział czternasty

Ale ona obtarła łzy i zabrawszy giermka, poszła z nim do Juranda, aby mu nowiny oznajmić. Zastała go w wielkiej świetlicy z oswojoną wilczycą u nóg, siedzącego z księdzem Kalebem, z Sieciechówną i ze starym Tolimą. Miejscowy klecha, który był zarazem rybałtem678, śpiewał im przy lutni679 pieśń o jakimś dawnym boju Jurandowym ze „sprośnymi Krzyżaki”, a oni, podparłszy rękoma głowy, słuchali w zadumie i smutku. W świetlicy widno było od księżyca. Po dniu prawie już znojnym680 nastał wieczór cichy, ogromnie ciepły. Okna były otwarte i w blasku miesięcznym681 widać było krążące po izbie chrabąszcze, które roiły się w rosnących na dziedzińcu lipach. Na kominie tliło się jednakże kilka głowni682, przy których pacholik przygrzewał miód, pomieszany z winem krzepiącym i pachnącymi ziołami.

Rybałt, a raczej klecha i sługus księdza Kaleba, zaczynał właśnie nową pieśń „O szczęśliwym potkaniu”:

 
Jadzie683 Jurand, jadzie, koń pod nim cisawy…
 

gdy weszła Jagienka i rzekła:

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

– Na wieki wieków – odpowiedział ksiądz Kaleb.

Jurand siedział na poręczastej ławie z łokciami opartymi na poręczach, usłyszawszy jednak jej głos, zwrócił się zaraz ku niej i jął684 ją witać swą białą jak mleko głową.

– Przyjechał Zbyszkowy giermek ze Szczytna – ozwała się dziewczyna – i nowiny przywiózł od księdza. Maćko już tu nie wróci, bo do kniazia685 Witolda686 pociągnął.

– Jak to nie wróci? – zapytał ojciec Kaleb.

Więc ona poczęła opowiadać wszystko, co od Czecha wiedziała, o Zygfrydzie, jak mścił się za śmierć Rotgiera, o Danuśce, jak ją stary komtur687 chciał Rotgierowi zanieść, aby jej niewinną krew wypił, i o tym, jak ją niespodzianie kat obronił. Nie zataiła i tego, że Maćko miał teraz nadzieję, iż we dwóch ze Zbyszkiem Danusię znajdą, odbiją ją i przywiozą do Spychowa, z której to właśnie przyczyny sam prosto do Zbyszka pojechał, a im tu zostać rozkazał.

I głos zadrżał jej w końcu jakby smutkiem albo żalem, a gdy skończyła, w świetlicy nastała chwila ciszy. Tylko w lipach rosnących na dziedzińcu rozlegały się kląskania słowików, które zdawały się zalewać przez otwarte okna całą izbę. Oczy wszystkich zwróciły się na Juranda, który z zamkniętymi oczyma i przechyloną w tył głową nie dawał najmniejszego znaku życia.

 

– Słyszycie? – spytał go wreszcie ksiądz Kaleb.

A on przechylił jeszcze bardziej głowę, podniósł lewe ramię i palcem wskazał na niebo.

Blask księżyca padał mu wprost na twarz, na białe włosy, na wykapane oczy, i było w tej twarzy takie męczeństwo, a zarazem takie jakieś niezmierne zdanie się na wolę Bożą, że wszystkim zdało się, iż widzą tylko duszę z cielesnych pęt wyzwoloną, która rozbratana raz na zawsze z ziemskim życiem niczego już w nim nie czeka i nie wygląda.

Więc znów nastało milczenie i znów słychać było tylko fale głosów słowiczych zalewających dziedziniec i izbę.

Ale Jagienkę ogarnęła nagle litość ogromna i jakby dziecięca miłość do tego nieszczęsnego starca, za czym, idąc za pierwszym popędem, skoczyła ku niemu i chwyciwszy jego dłoń, poczęła ją całować, a zarazem polewać łzami.

– I ja sierota! – zawołała z głębi wezbranego serca – ja nie pachołek żaden, jeno688 Jagienka ze Zgorzelic. Maćko mnie wziął, by mnie od złych ludzi uchronić, ale teraz ostanę z wami, póki wam Bóg Danusi nie wróci.

Jurand nie okazał nawet zdziwienia, jakby już wiedział poprzednio, że była dziewczyną, tylko przygarnął i przytulił ją do piersi, a ona, całując wciąż jego dłoń, mówiła dalej głosem przerywanym i łkającym:

– Ostanę z wami, a Danuśka wróci… To potem do Zgorzelic pojadę… Bóg nad sierotami! Niemcy i mnie tatusia zabiły, ale wasze kochanie żywie i wróci. Dajże to, Boże miłościwy, dajże, Matko Najświętsza, litościwa…

A ksiądz Kaleb ukląkł nagle i ozwał się uroczystym głosem:

– Kyrie elejson689!

– Chryste elejson! – odpowiedział zaraz Czech i Tolima.

Wszyscy poklękali, bo zrozumieli, że to jest litania, jaką odmawiano nie tylko w chwili śmierci, lecz i dla wybawienia ze śmiertelnego niebezpieczeństwa osób bliskich i drogich. Klękła Jagienka, Jurand obsunął się z ławy na kolana i chórem poczęto mówić:

– Kyrie elejson! Chryste elejson!…

– Ojcze z nieba, Boże – zmiłuj się nad nami!…

– Synu Odkupicielu świata, Boże – zmiłuj się nad nami…

Głosy ludzkie i wołania błagalne: „Zmiłuj się nad nami!…” mieszały się z kląskaniem słowików.

Lecz nagle chowana690 wilczyca podniosła się z niedźwiedziej skóry leżącej przy ławie Juranda, zbliżyła się do otwartego okna, wspięła się na ramę i zadarłszy ku księżycowi swą trójkątną paszczę, poczęła wyć z cicha i żałośnie.

Jakkolwiek Czech wielbił Jagienkę, a serce lgnęło mu coraz bardziej do ślicznej Sieciechówny, jednakże młoda a chrobra691 dusza rwała mu się przede wszystkim do wojny. Wrócił wprawdzie do Spychowa z rozkazu Maćka, gdyż był służbisty692, a przy tym znajdował pewną osłodę w myśli, iż będzie obu pannom strażą i opiekunem, lecz gdy sama Jagienka rzekła mu to, co zresztą było prawdą, że im w Spychowie nic nie grozi i że jego powinność przy Zbyszku, z radością na to przystał. Maćko nie był jego bezpośrednim zwierzchnikiem, więc łatwo mógł usprawiedliwić się przed nim, że nie został w Spychowie z rozkazu prawej693 swojej pani, która kazała mu iść do pana Zbyszka.

Jagienka zaś uczyniła to w myśli, iż giermek tej siły i sprawności zawsze może się przydać Zbyszkowi i z niejednej toni694 go wybawić. Dał już przecie tego dowody podczas owych łowów książęcych, w których Zbyszko omal życia od tura695 nie stradał. Tym bardziej mógł być pożyteczny na wojnie, zwłaszcza takiej, jaka toczyła się na żmujdzkiej696 granicy. Głowaczowi było tak pilno w pole697, że gdy razem z Jagienką wrócili od Juranda, podjął ją pod nogi i rzekł:

– To wolę waszej miłości zaraz się pokłonić i o dobre słowo na drogę poprosić…

– Jakże – zapytała Jagienka – dziś jeszcze chcesz jechać?

– Jutro do dnia698, by konie przez noc wypoczęły. Okrutnie daleka na Żmujdź wyprawa!

– To i jedź, bo łacniej699 rycerza Maćka dogonisz.

– Ciężko będzie. Stary pan twardy na wszelakie trudy i o kilka dni mnie wyprzedził. Przy tym pojedzie przez Prusy, by sobie drogę skrócić, ja zaś puszczami muszę. Pan ma listy od Lichtensteina, które po drodze może pokazywać, ja zaś musiałbym pokazywać chyba ot co! – i tym sobie wolny przejazd czynić.

To rzekłszy, położył rękę na głowni korda700, który miał przy boku, co widząc, Jagienka zawołała:

– A ostrożnie! Skoro jedziesz, to trzeba, byś dojechał, a nie w jakowymś podziemiu krzyżackim ostał. Ale i w puszczach dawaj na się baczenie701, bo tam teraz różne złe bożki mieszkają, które tamtejszy naród czcił, nim do krześcijaństwa nie przystał. Pamiętam, jako to i rycerz Maćko, i Zbyszko opowiadali w Zgorzelicach.

– Pamiętam, ale jakoś nie boję się, bo chudziny to, nie bożeczkowie, i siły nijakiej nie mają. Dam ja sobie z nimi rady i z Niemcami, których napotkam też, byle wojna chciała dobrze rozgorzeć.

– A to nie rozgorzała? Powiadaj, coście o niej między Niemcami słyszeli.

Na to roztropny pachołek namarszczył brew, zastanowił się przez chwilę, po czym rzekł:

– I rozgorzała, i nie rozgorzała. Pilnie my o wszystko dopytywali, a szczególnie rycerz Maćko, któren702 jest chytry i objechać703 każdego Niemca umie. Niby to o co innego pyta, niby życzliwość udaje, z niczym się sam nie wyda704, a w sedno utrafi i z każdego nowinę jakoby rybę hakiem wyciągnie. Zechce-li wasza miłość cierpliwie słuchać, to powiem. Kniaź Witold lat temu kilka, mając zamysły przeciw Tatarom i chcąc od niemieckiej ściany spokoju, ustąpił Niemcom Żmujdź. Była wielka przyjaźń i zgoda. Zamki im wznosić pozwolił, ba, sam pomagał. Zjeżdżali się też z mistrzem na jednej wyspie, pili, jedli i świadczyli sobie miłość. Łowy nawet w tamecznych puszczach nie były Krzyżakom wzbronione, a jak niebożęta Żmujdzini podnosili się przeciw zakonnemu panowaniu, to kniaź Witold Niemcom pomagał i wojska im swoje w pomoc wysyłał, o co szemrano nawet na całej Litwie, że na własną krew nastaje. Wszystko to nam podwójci w Szczytnie rozpowiadał i chwalił krzyżackie rządy na Żmujdzi, że posyłali Żmujdzinom księży, którzy ich mieli chrzcić, i zboże w czasie głodu. Jakoż podobno posyłali, bo wielki mistrz, któren więcej od innych ma bojaźni boskiej, kazał, ale za to zabierali im dzieci do Prus, a niewiasty sromocili705 w oczach mężów i braci, kto się zaś przeciwił, to go wieszali – i stąd, panienko, jest wojna.

– A kniaź Witold?

Kniaź długo na żmujdzkie krzywdy oczy zamykał i Krzyżaków kochał. Niedawne czasy, jak księżna, jego żona, jeździła do Prus, do samego Malborga w odwiedziny. To tam ją przyjmowali jakoby samą królowę Polską. A toż niedawno, niedawno! Obsypywali ci ją darami, a co było turniejów, uczt i różnych wszelakich dziwów w każdym mieście, tego by nikt nie zliczył. Myśleli ludzie, że to już na wieki miłość między Krzyżaki a księciem Witoldem nastanie, aż tu niespodzianie odmieniło się w nim serce…

– Miarkując z tego, co nieraz i nieboszczyk tatuś, i Maćko gadali, to często się w nim serce odmienia.

– Przeciw cnotliwym nie, ale przeciw Krzyżakom często, skroś tej przyczyny706, że oni sami w niczym wiary nie dotrzymują. Chcieli teraz od niego, by im zbiegów wydał, a on im powiedział, że ludzi podłego stanu wyda, a zaś wolnego nie myśli, gdyż ci, jako wolni, mają prawo żyć, gdzie chcą. Dopieroż się na siebie kwasić a listy ze skargami pisać, a wzajem się odgrażać. Zasłyszawszy o tym Żmujdzini nuż w Niemców! Załogi wycięli, zameczki poburzyli, a teraz ci i do samych Prus wpadają, zaś kniaź Witold nie tylko już ich nie hamuje, ale jeszcze się z frasunku707 niemieckiego śmieje i Żmujdzinom pomoc po cichu posyła.

– Rozumiem – rzekła Jagienka. – Ale jeśli po cichu ich wspomaga, to jeszcze wojny nie ma.

– Jest ze Żmujdzinami, a i z Witoldem w rzeczy708 już jest. Idą zewsząd Niemce bronić pogranicznych zamków, a radzi709 by i wielką wyprawę na Żmujdź uczynić, jeno z tym długo muszą czekać, aż do zimy, bo to jest kraj rozmokły i rycerzom nijak w nim wojować. Gdzie Żmujdzin przejdzie, tam Niemiec ulgnie, przeto710 zima Niemcom przyjaciółka. Ale z nastaniem mrozów ruszy się cała potęga krzyżacka, a zaś kniaź Witold pójdzie w pomoc Żmujdzinom – i pójdzie z pozwoleństwem króla polskiego, boć to przecie zwierzchni pan i nad wielkim kniaziem, i nad całą Litwą.

– To może i z królem711 będzie wojna?

– Mówią ludzie i tam u Niemców, i tu u nas, że będzie. Żebrzą już pono712 Krzyżacy pomocy po wszystkich dworach i kaptury im na łbach gorą713 jako zwyczajnie na złodziejach, boć to przecie potęga królewska nie żart, a ponoć rycerstwo polskie, byle kto Krzyżaka wspomniał, zaraz w garście popluwa.

Westchnęła na to Jagienka i rzekła:

– Zawszeć to chłopu weselej na świecie niż dziewce, bo na ten przykład ty sobie pojedziesz na wojnę, równie jak pojechali Zbyszko i Maćko, a my tu ostaniem w Spychowie.

– Jakoż inaczej, panienko, ma być? Ostaniecie, ale we wszelkiej przezpieczności714. Straszne jeszcze i teraz Niemcom Jurandowe imię, com sam widział w Szczytnie, że gdy się dowiedzieli, iż jest w Spychowie, zaraz strach ich zdjął.

– To wiemy, że tu nie przyjdą, bo i bagno broni, i stary Tolima, jeno ciężko tu będzie siedzieć bez wieści.

– Jak się co przygodzi715, dam znać. Wiem, że jeszcze przed naszym wyjazdem do Szczytna wybierało się stąd na wojnę z własnej woli dwóch dobrych pachołków, którym Tolima wzbronić tego nie może, bo są ślachtą z Łękawicy. Teraz pojadą razem ze mną i w razie czego zaraz którego tu pchnę z nowiną.

– Bóg zapłać. Wiedziałam zawsze, iż rozum masz w każdej przygodzie, ale za twoje serce i za chętliwość ku mnie to już ci do śmierci będę wdzięczna.

Na to Czech przykląkł na jedno kolano i rzekł:

– Nie krzywd ja, jeno dobrodziejstw u was zaznałem. Wziął ci mnie chłopięciem w jeństwo rycerz Zych pod Bolesławiem i bez okupu wolnością obdarował, aleć mi milsza już była służba u was od wolności. Dajże mi, Boże, dla was krew rozlać, panienko moja!

– Boże cię prowadź i przyprowadź – odpowiedziała Jagienka, wyciągając ku niemu rękę.

Lecz on wolał pochylić się do jej nóg i całować stopy, aby jej cześć oddać tym większą, a potem podniósł głowę i nie wstając z klęczek, począł mówić nieśmiało i pokornie:

– Prosty ja pachołek, alem szlachcic i sługa wasz wierny… dajcieże mi jakowy wspominek716 na drogę. Nie odmawiajcie mi tego! Jużci nadchodzi czas kośby717 wojennej, a święty Jerzy mi świadkiem, że tam w poprzódku, nie zaś w ociągu718 się znajdę.

– O jakiż wspominek mnie prosisz? – zapytała nieco zdziwiona Jagienka.

– Przepaszcie mnie byle tam krajką719 na drogę, by jeśli polec mi przyjdzie, lżej mi było pod waszą przewiązką umierać.

I znów pochylił się do jej stóp, a potem ręce złożył i tak błagał ją, patrząc w jej oczy, ale na twarzy Jagienki odbił się ciężki frasunek – i po chwili odrzekła jakby z wybuchem mimowolnej goryczy:

– A mój miły! nie prośże mnie o to, bo ci nic z mojej przewiązki nie przyjdzie. Kto sam szczęśliwy, ten niech cię przepasze, bo ten ci szczęście przyniesie. A we mnie po prawdzie co jest? – Nic, jeno smutek! A zaś przede mną – nic, jeno niedola! Oj! nie napytam ja szczęścia ni tobie, ni komu, bo czego nie mam, tego i dać nie zdolę720. Tak ci mi, Hlawo, źle teraz na świecie, że, że…

Tu umilkła nagle, czując, że jeśli słowo jeszcze powie, to płaczem wybuchnie, a i tak zaszły jej jakby chmurą oczy. Czech zaś wzruszył się ogromnie, albowiem zrozumiał, że i wracać jej było źle do Zgorzelic w pobliże drapieżnych komyszy721: Cztana i Wilka, i równie źle zostawać w Spychowie, dokąd prędzej lub później zjechać mógł Zbyszko z Danusią. Zdawał sobie Hlawa doskonale sprawę ze wszystkiego, co dzieje się w sercu dziewczyny, że zaś nie widział żadnej rady na jej nieszczęście, więc tylko znów objął jej stopy, powtarzając:

– Hej! polec dla was! polec!

A ona rzekła:

– Wstań. A na wojnę niech cię Sieciechówna przepasze albo ci jaki inny da wspominek, gdyż rada cię ona widzi od dawna.

I poczęła ją wołać, ta zaś wyszła niebawem z przyległej izby, albowiem podsłuchując poprzednio pode drzwiami, nie pokazywała się tylko przez nieśmiałość, chociaż kipiała w niej chęć pożegnania się z pięknym giermkiem. Wyszła tedy zmieszana, spłoszona, z bijącym sercem, z oczyma świecącymi zarazem od łez i od senności, i spuściwszy powieki, stała tak przed nim podobna do kwiatu jabłoni, nie mogąc ni słowa przemówić.

Hlawa miał dla Jagienki obok najgłębszego przywiązania cześć i nabożeństwo, ale nie śmiał ani myślą posięgnąć na nią, posięgał zaś często na Sieciechównę, czując bowiem wartką722 krew w żyłach nie mógł obronić się przed jej urokiem. Teraz chwyciła go tym bardziej za serce swą urodą, a zwłaszcza swym zmieszaniem i łzami, przez które przeglądało kochanie, jak przez jasną wodę strumienia przegląda złote dno.

Więc zwrócił się ku niej i rzekł:

– Wiecie! Na wojnę jadę, może i legnę. Nie żal wam mnie?

– Żal ci mi! – odpowiedziała cienkim głosikiem dziewczyna.

I zaraz poczęła sypać łzami, gdyż zawsze miała je na pogotowiu. Czech wzruszył się do ostatka i jął całować jej ręce, tłumiąc w sobie wobec Jagienki ochotę do poufalszych jeszcze pocałunków.

– Przepasz go alibo daj mu wspominek na drogę, aby się pod twoim znakiem potykał – rzekła Jagienka.

Lecz Sieciechównie niełatwo było mu coś dać, gdyż miała na sobie męski ubiór wyrostka. Poczęła szukać: ni wstążki, ni jakiejkolwiek przewiązki!

Że zaś niewieście ubrania były jeszcze w łubach723, nie ruszone od czasu wyjazdu ze Zgorzelic, wpadła przeto w kłopot niemały, z którego znów wyratowała ją Jagienka, radząc, by mu oddała pątliczek724, który nosiła na głowie.

– Boga mi! niech będzie pątliczek! – zawołał nieco rozweselony Hlawa. – Powieszę go na hełmie – i nieszczęsna mać tego Niemca, któren725 po niego sięgnie!

Więc Sieciechówna podniosła obie ręce do głowy i po chwili jasne promienie włosów rozsypały się jej po plecach i po ramionach. Hlawa zaś, widząc ją taką przetowłosą726 i cudną, aż zmienił się na twarzy. Policzki zapłonęły mu, a potem zaraz pobladły; wziął pątlik, ucałował go, schował w zanadrze, raz jeszcze objął kolana Jagienki, a następnie mocniej, niż było trzeba, Sieciechówny i po słowach: „Niechże tak będzie!” – wyszedł, nie mówiąc nic więcej, z izby.

A chociaż był zdrożon i niewypoczęty, nie położył się spać. Pił na umór przez całą noc z dwoma młodymi szlachcicami z Łękawicy, którzy mieli z nim jechać na Żmujdź. Nie upił się jednak – i o pierwszym brzasku był już na dziedzińcu w fortalicji, gdzie czekały gotowe do drogi konie.

W ścianie nad wozownią rozchyliło się zaraz błoniaste okno i przez szparutkę wyjrzały na dziedziniec modre oczy. Czech, który je dostrzegł, chciał iść ku nim, by pokazać pątlik przypięty na hełmie i pożegnać się raz jeszcze, ale przeszkodził mu w tym ksiądz Kaleb i stary Tolima, którzy zeszli umyślnie, aby mu udzielić rad na drogę.

– Jedź na dwór księcia Januszowy727 – rzekł ksiądz Kaleb. – Może i rycerz Maćko tam wstąpił. W każdym jednak razie wieści pewnych zasięgniesz, boć tam znajomków ci nie brak. Drogi też stamtąd na Litwę znajome i o przewodnika przez puszczę łatwo. Chcesz-li na pewno do pana Zbyszka dojechać, to wprost na Żmujdź nie jedź, bo tam jest przegroda pruska, jeno jedź przez Litwę. Bacz728, że i Żmujdzini mogą cię zabić, nim zakrzykniesz, ktoś jest, a inna sprawa będzie, jeśli od strony kniazia Witolda przyjedziesz. Zresztą Boże błogosław tobie i obudwom tamtym rycerzom, obyście w zdrowiu wrócili i dziecko przywieźli, na którą to intencję będę każdego dnia po nieszporach aż do pierwszej gwiazdy krzyżem leżał.

– Dziękuję wam, ojcze, za błogosławieństwo – odrzekł Hlawa. – Niełatwo to ochwiarę729 z tamtych diabelskich rąk żywą wydobyć, ale przecie wszystko w ręku Pana Jezusowych i lepsza nadzieja niż smutek.

– Jużci lepsza, przeto jej nie tracę. Tak… żywie nadzieja, chociaż serce i trwogi niepróżne730… Najgorzej, że sam Jurand, byle jej imię wspomnieć, zaraz ku niebiosom palce prostuje, jakby ją tam już widział.

– Jakoże ją może widzieć oczu stradawszy731?

A ksiądz począł mówić na wpół do Czecha, na wpół do siebie:

– Bywa tak, że gdy komu ziemskie oczy zagasną, ten właśnie widzi to, czego inni dojrzeć nie potrafią. Bywa tak, bywa! Ale i to się rzecz niepodobna732 widzi733, by Bóg dopuścił krzywdy takiego jagniątka. Bo i cóż ona choćby Krzyżakom przewiniła? Nic! A niewinne to ci było jak lelija734 Boża, a miłe ku ludziom, a jako ta ptaszyna polna śpiewające! Bóg dzieci miłuje i nad męką ludzką ma litość… Ba! jeśli ją zabili, to ją może i wskrzesi jako Piotrowina735, któren wstawszy z grobu, długie potem roki gospodarzył… Jedź w zdrowiu i niech ręka boska was wszystkich i ją piastuje736!

To rzekłszy, wrócił do kaplicy, by mszę ranną odprawić, a Czech siadł na koń, skłonił się raz jeszcze przed przytwartym737 błoniastym oknem – i pojechał, bo już też rozedniało zupełnie.

652siła (daw.) – wiele. [przypis edytorski]
653jeno (daw.) – tylko. [przypis edytorski]
654rozkulbaczyć (daw.) – zdjąć siodło i uprząż. [przypis edytorski]
655zali (daw.) – czy. [przypis edytorski]
656wżdy (daw.) – zawsze, przecież. [przypis edytorski]
657pono (daw.) – ponoć, podobno. [przypis edytorski]
658dufać – tu: ufać. [przypis edytorski]
659źrzały (daw.) – dojrzały, dorosły. [przypis edytorski]
660wskróś tej przyczyny (daw.) – z tego powodu. [przypis edytorski]
661katówka – córka kata. [przypis edytorski]
662prawić (daw.) – mówić, opowiadać. [przypis edytorski]
663komtur – zwierzchnik domu zakonnego bądź okręgu w zakonach rycerskich, do których zaliczali się krzyżacy. [przypis edytorski]
664strzyga – upiór. [przypis edytorski]
665strawa (daw.) – pożywienie. [przypis edytorski]
666przenieść – tu: tolerować, wytrzymać. [przypis edytorski]
667zasadzić się (daw.) – zaczaić się. [przypis edytorski]
668w rzeczy (daw.) – w rzeczywistości, naprawdę. [przypis edytorski]
669wyrównać – tu: dorównać. [przypis edytorski]
670tedy (daw.) – więc, zatem. [przypis edytorski]
671dychanie (daw.) – oddech. [przypis edytorski]
672ślepia – oczy. [przypis edytorski]
673śpik – szpik, tu: rdzeń kręgowy. [przypis edytorski]
674co ducha (daw.) – co tchu, jak najszybciej. [przypis edytorski]
675na hak przywieść – schwytać, jak psa łańcuchowego. [przypis edytorski]
676cnić się (daw.) – tęsknić za czymś, martwić się, nudzić. [przypis edytorski]
677w niebiesiech – dziś popr.: w niebie. [przypis edytorski]
678rybałt – wędrowny muzyk lub śpiewak. [przypis edytorski]
679lutnia (muz.) – dawny instrument strunowy szarpany. [przypis edytorski]
680znojny (daw.) – pełen trudu, męczący. [przypis edytorski]
681miesiąc (daw.) – księżyc. [przypis edytorski]
682głownia – palący się lub spalony kawałek drewna. [przypis edytorski]
683jadzie – dziś popr.: jedzie. [przypis edytorski]
684jąć (daw.) – zacząć. [przypis edytorski]
685kniaź – książę. [przypis edytorski]
686Witold Kiejstutowicz, zwany Wielkim – (ok. 1350–1430), wielki książę litewski, brat stryjeczny Władysława Jagiełły. W latach 1382–1385 oraz 1390 przejściowo sprzymierzony z Krzyżakami przeciw Jagielle. [przypis edytorski]
687komtur – zwierzchnik domu zakonnego bądź okręgu w zakonach rycerskich, do których zaliczali się krzyżacy. [przypis edytorski]
688jeno (daw.) – tylko. [przypis edytorski]
689Kyrie elejson (gr.) – Panie, zmiłuj się nad nami. [przypis edytorski]
690chowana (daw.) – oswojona, udomowiona. [przypis edytorski]
691chrobry (daw.) – dzielny, odważny, śmiały. [przypis edytorski]
692służbisty – posłuszny rozkazom. [przypis edytorski]
693prawy (daw.) – prawdziwy. [przypis edytorski]
694toń – tu przenośnie: zagrożenie. [przypis edytorski]
695tur – wymarły dziki ssak z rzędu parzystokopytnych. [przypis edytorski]
696Żmudź – historyczna nazwa tzw. Dolnej Litwy, nizinna kraina geograficzna i region administracyjny. [przypis edytorski]
697w pole – na pole bitwy, do walki. [przypis edytorski]
698do dnia (daw.) – rano. [przypis edytorski]
699łacniej (daw.) – łatwiej. [przypis edytorski]
700kord – krótki miecz. [przypis edytorski]
701dawać baczenie (daw.) – uważać. [przypis edytorski]
702któren – dziś popr.: który. [przypis edytorski]
703objechać – tu: oszukać. [przypis edytorski]
704wydać – tu: ujawnić. [przypis edytorski]
705sromocić (daw.) – hańbić. [przypis edytorski]
706skroś tej przyczyny (daw.) – z tego powodu. [przypis edytorski]
707frasunek (daw.) – smutek. [przypis edytorski]
708w rzeczy (daw.) – w rzeczywistości, naprawdę. [przypis edytorski]
709radzi (daw.) – chętnie. [przypis edytorski]
710przeto (daw.) – więc, zatem, toteż. [przypis edytorski]
711Władysław II Jagiełło – (ok. 1362–1434), syn wlk. księcia Olgierda, wielki książę litewski, król Polski od małżeństwa z Jadwigą (1386). Dwukrotnie ochrzczony (przez matkę Juliannę w obrządku wschodnim i przez biskupów polskich przed ślubem w obrządku łacińskim), osobiście dowodził w bitwie pod Grunwaldem. [przypis edytorski]
712pono (daw.) – podobno. [przypis edytorski]
713gorzeć (daw.) – palić się, płonąć. [przypis edytorski]
714przezpieczność (daw.) – bezpieczeństwo. [przypis edytorski]
715przygodzć się (daw.) – przydarzyć się. [przypis edytorski]
716wspominek (daw.) – dar, pozwalający wspominać osobę obdarowującą. [przypis edytorski]
717kośba (daw.) – żniwo, tu przenośnie: wojna, walka. [przypis edytorski]
718w ociągu (daw.) – z tyłu. [przypis edytorski]
719krajka – pasek tkaniny przyszyty u dołu sukni, także: chustka. [przypis edytorski]
720zdolić (daw.) – zdołać. [przypis edytorski]
721komysze – legowiska zwierzęce w zaroślach. [przypis edytorski]
722wartką krew – gorąca krew. [przypis edytorski]
723łuby (daw.) – kosze, tu: bagaż podróżny. [przypis edytorski]
724pątlik – siatka do podtrzymywania włosów. [przypis edytorski]
725któren – dziś popr.: który. [przypis edytorski]
726przetowłosa – daw. jasnowłosa. [przypis edytorski]
727Janusz I Starszy (Warszawski) – (ok. 1346–1429), książę mazowiecki, lennik Władysława Jagiełły. [przypis edytorski]
728baczyć – uważać, zwracać uwagę. [przypis edytorski]
729ochwiara – dziś popr.: ofiara. [przypis edytorski]
730niepróżny – rzeczywisty, nie fałszywy. [przypis edytorski]
731stradać (daw.) – stracić. [przypis edytorski]
732niepodobny (daw.) – nieprawdopodobny, niemożliwy. [przypis edytorski]
733widzi – tu: wydaje. [przypis edytorski]
734lelija – dziś popr.: lilia. [przypis edytorski]
735Piotrowin – według legendy rycerz wskrzeszony przez św. Stanisława, by świadczyć w sądzie przed królem Bolesławem Śmiałym. [przypis edytorski]
736piastować (daw.) – opiekować się. [przypis edytorski]
737przytwarty (daw.) – uchylony. [przypis edytorski]