I z tymi słowy wpadła na kogucika. Ale i kogucik był zuchem, więc zwarł się1 z kaczką nie żartem. W końcu tak ją żgnął2 swoją ostrogą, że zaczęła prosić o litość i za karę chętnie pozwoliła się zaprząc do powoziku.
Kogucik siadł teraz na koźle, zrobił się woźnicą i zawołał co siły:
– Dalej, ruszaj, kaczko, żwawo!
Gdy przejechali kawałek drogi, spotkali dwoje pieszych; jeden był igłą, drugi był szpilką. Spotkani zawołali:
– Stać! Stać!
I rzekli, że za chwilę będzie zupełnie ciemno i dalej iść żadną miarą nie mogą, a przy tym jest wielkie błoto, proszą więc, ażeby ich państwo Kogucińscy raczyli zabrać ze sobą.
Byli na majówce za miastem i zasiedziawszy się przy piwie, ani się spostrzegli, jak ich noc zaskoczyła.
Kogucik pozwolił im wysiąść, bo obaj byli szczupli i nie zabierali wiele miejsca, ale musieli przyrzec, że ani jemu, ani kurce nie będą deptać po nogach.