W Letnim Słońcu

Tekst
Przeczytaj fragment
Oznacz jako przeczytane
W Letnim Słońcu
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa
Powieść

Przełożyła Agnieszka Kwasow

© Emmanuel Bodin, 2016-2017

Francuska oryginalna wersja

Oaristys Édition

© Agnieszka Kwasow, 2018

Tłumaczenie na język polski

Ilustracja: Che-for-cherry / Shutterstock

Wszelkie prawa do zwielokrotniania, adaptacji i tłumaczenia, pełne lub częściowe zarezerwowane dla wszystkich krajów.

Miłość to irracjonalna siła. Zjawia się znikąd, niespodziewanie. Kto wie, może spotkasz ją nawet jutro?

Haruki Murakami

Dla Ciebie…


Rozdział 1

Tego ranka poczuł nagle, że to banalne pożegnanie zmieniło się w złowróżbną chwilę rozstania. Pomyślał, że to ostatni raz, kiedy może ją pocałować, trzymać za rękę i odprowadzić do domu. Zanim zniknęła za ciężką bramą wejściową, zdążyła jeszcze przesłać mu pocałunek – zaledwie zwykłe muśnięcie dłoni w jego kierunku. To go zdziwiło, ale pod wpływem impulsu odpowiedział tym samym – mogło się wydawać, że są kochankami, dla których myśl o rozłące na jeden dzień jest nie do zniesienia. Gdy dotarł do niego dramatyzm sytuacji, poczuł, że ma zamglony wzrok: kobieta, którą kocha, zamierza go opuścić. Wiedział, że już więcej jej nie zobaczy. Czy spostrzegła jego smutek? Miał nadzieję, że nie. Dlaczego miałaby myśleć, że jest w ponurym nastroju? Pozornie nic nie wskazywało na ich rychłe rozstanie. Ale dało się to wyczuć, jak ulotny zapach w powietrzu, przemożna woń potężnej trucizny, której działania nic już nie zatrzyma. Nie odezwał się, bo wciąż miał nadzieję, że się myli. Cokolwiek zrobi, klamka zapadła. Ze zwieszoną głową pokonał z wolna dziedziniec i zaczął się oddalać od jej domu. W głowie zaświtała mu myśl, że musi na zawsze zapomnieć o tej dzielnicy. Powlókł się w kierunku swojej nędznej kawalerki, gdzie nie czekało na niego nic, poza dojmującą samotnością, poczuciem beznadziei i gorzkimi łzami – jego jedynym ukojeniem.

Zdążyła już go przyzwyczaić do swojej szczerej i subtelnej obecności, kiedy to regularnie sygnalizowała, co u niej słychać, a jednocześnie nie tłamsiła partnera swym codziennym nadzorem. On także był dla niej wytchnieniem, a kolejne dni naznaczał coraz to inny refren, który rozniecał jego uczucia. Odczuwał dojmujący ból – fantasmagoryczne poczucie miłości wyrwanej z piersi wraz z żywym, bijącym jeszcze sercem. Jej nieobecność, brak obok siebie dręczyły go od dwóch tygodni. Liczne próby nawiązania kontaktu zakończyły się niepowodzeniem. Wszystkie wiadomości, telefony, a nawet e-maile pozostały bez odpowiedzi. Żadnej reakcji, żadnego odzewu – pełna obojętność. Było to dla niego całkowicie niezrozumiałe. Wciąż zastanawiał się, co mogło spowodować utratę ukochanej, zwłaszcza wobec zaplanowanego wspólnie na najbliższy weekend wyjazdu do Wenecji.

A wszystko tak pięknie się zaczęło. Nic nie wskazywało, aby ten kilkutygodniowy romans miał się nagle zakończyć. Nawet jeśli od samego początku nad ich związkiem ciążyła złowróżbna data.

Poznali się w paryskim metrze. Ciasne korytarze, pospieszny ścisk ludzkich ciał… Pośrodku kłębiącego się jak w mrowisku tłumu stała ona – zagubiona kobieta, rozglądająca się rozpaczliwie we wszystkich kierunkach. Stacja była w fazie modernizacji. Nikt nie zadbał tu o oznakowanie, dlatego tylko stali bywalcy odnajdywali drogę, zaprogramowani jak roboty na bezmyślne pokonywanie codziennie tej samej trasy.

Tego dnia on był równie podenerwowany jak ona. Nie wiedział, którędy iść, chociaż przywykł już do przemierzania długich podziemnych korytarzy. Nie miał ani samochodu, ani nawet własnych dwóch kółek. Poplątane nitki tras zatłoczonych autobusów odstraszały go na tyle skutecznie, że gdy udawał się w odległe miejsca Paryża, jeździł wyłącznie metrem. Czasami, w wyjątkowo piękną pogodę, gdy odległość dzieląca go od celu nie była zbyt wielka, bez wahania pokonywał trasę na piechotę. Nie bez znaczenia w tej sytuacji była także cena przejazdu, boleśnie kłująca w oczy na biletowym blankiecie. Zdołał się również oprzeć urokowi sieci rowerów publicznych – i to wbrew temu, jak popularne stały się one w Paryżu. Również w tym przypadku oferta abonamentu nie urzekła go. Spróbował nawet kiedyś skorzystać z tego dobrodziejstwa, ale pomimo wysiłków rower pozostał niewzruszony na swoim stanowisku. Samą koncepcję uznawał za interesującą, ale dochodowość rowerowego przedsięwzięcia zamieniała tę szlachetną ideę ekologiczną w kapitalistyczny biznes. Uderzyło go, jak bardzo frustrująca jest dla niego świadomość, że decyzja polityczna – korzystna dla obywateli, lecz wcielana w życie przez żądne zysku struktury prywatne – staje się ostatecznie tylko marnym substytutem pierwotnego zamiaru, do którego milczącej i upadlającej akceptacji zmusza nas system gospodarczy.

Młoda kobieta, spostrzegłszy jego rozpaczliwe zmagania, odważyła się wreszcie podjeść i zapytać, czy on też szuka linii numer czternaście. W rzeczy samej, tej właśnie linii poszukiwał. Chciał dotrzeć do dworca Saint-Lazare, by następnie wsiąść w pociąg podmiejski. Umówił się ze Stéphanie, swoją przyjaciółką malarką. Napotkana kobieta udawała się w przeciwnym kierunku – w stronę Bercy. Od razu stwierdził, że dziewczyna jest w jego guście. Jej francuski nie był perfekcyjny – mówiła z leciutkim akcentem, który zdradzał słowiańskie korzenie. Dziewczyna szybko to potwierdziła. Przedstawiła się jako Swietłana, Rosjanka.

– Franck – rzucił krótko w odpowiedzi.

Swietłana lubiła, gdy przyjaciele zwracali się do niej Swieta. Do Paryża przyjechała trzy tygodnie temu, żeby popracować. Przerwy w pracy, która polegała na sprzedawaniu torebek w jednym ze sklepów Galerii Lafayette, zamierzała przeznaczyć na zwiedzanie pobliskich krajów. Posada sprzedawczyni nie bardzo ją interesowała, a wręcz nudziła; był to jednak jedyny sposób, aby udać się w wymarzoną podróż do Francji – dzięki temu otrzymała trzymiesięczną wizę.

Tego dnia chciała odwiedzić swoją koleżankę – Ukrainkę, która przyjechała do Francji z tych samych powodów. Miały w planach wspólny spacer po mieście, a przy okazji zakupy. Swietłana poprosiła, żeby pomógł jej wybrać właściwą drogę. Chwilę potem zdradziła, że znak zodiaku wywiera duży wpływ na jej życie. I to niekoniecznie dobry… Powiedziała, że jest spod znaku wagi, a to przecież symbol niestabilności. Zawsze ma trudności z podjęciem decyzji – zwłaszcza w ważnych momentach! Zgoda rano może do wieczora zmienić się w odmowę. Bez skrępowania objaśniała mu tajniki swojej osobowości, nie troszcząc się o to, że być może źle to wróży na przyszłość. Nie zastanawiała się też, czy wypada tak się otwierać przed obcym człowiekiem. Była naturalna i zachowywała się spontanicznie, najwyraźniej dobrze się przy nim czuła. Na widok tego chłopaka, zagubionego jak ona sama, od razu poczuła się bezpiecznie, jakby wytworzyła się między nimi pozytywna aura.

Nie mając nawet tej świadomości, Franck natychmiast wszedł w męską rolę i przejął inicjatywę. Wybrana przez niego trasa doprowadziła Swietłanę bezbłędnie do celu. Dziewczyna podziękowała mu i szykowała się do odejścia. Spychając nieśmiałość na margines swojej osobowości, Franck zadeklarował, że gdyby miała ochotę odkrywać uroki Paryża w jego towarzystwie, to chętnie posłuży jej któregoś dnia za osobistego przewodnika.

Swietłana z wahaniem odwróciła wzrok, a jej spojrzenie zdradzało, o czym myśli: jakie mogą być zamiary tego nieznajomego? Był człowiekiem poważnym czy typem awanturnika? A może chciał wykorzystać nadarzającą się okazję?

Kilka sekund później, gdy minął już efekt zaskoczenia, Swietłana uśmiechnęła się szczerze i szeroko, przystając na propozycję, którą skwitowała po prostu „Czemu nie?”. Następnie wymienili numery telefonu, po czym padły zwyczajowe uprzejmości, kiedy to para pożegnała się, życząc sobie wzajemnie miłego dnia. Na koniec uścisnęli sobie niezręcznie dłonie.

Franck ruszył w przeciwnym kierunku z uśmiechem błąkającym się na ustach, otumaniony przez szczęśliwy zbieg okoliczności, a nieświadomy spojrzeń zaciekawionych przechodniów zerkających ukradkiem w jego kierunku. Idąc, nie mógł się powstrzymać, aby stale nie przypominać sobie tej napotkanej na swojej drodze roześmianej twarzy o delikatnych rysach, emanujących łagodnością i niezwykłą czułością. Zastanawiał się, czy istotnie spotka jeszcze tę dziewczynę. Jakie są szanse, że wyrazi ona zgodę na spacer w jego towarzystwie? Uznał, że niewielkie. Zapewne chciała się po prostu pozbyć jego krępującej obecności, a kłamstwo – fałszywy numer telefonu podany jako wyraz dobrej woli – stanowiło niewielką cenę za to, by uwolnić się od niego i móc wreszcie ruszyć w swoją stronę. Może powinien od razu zadzwonić, żeby to sprawdzić, przekonać się, czy odbierze połączenie? A jeśli tak się stanie, co wtedy powie?

Myśli Francka krążyły nieustannie wokół tego tematu. Za dużo się zastanawiał, ale uznał już chyba swoje prawa do tej młodej kobiety. Od kilku miesięcy żył w celibacie, bezskutecznie próbując zapomnieć o swojej byłej partnerce. Napotkanej niebieskookiej blondynce o błyszczącym spojrzeniu udało się w oka mgnieniu, jednym uśmiechem zamącić mu w głowie. A może wynikało to z pragnienia, by po zakończonym związku przejść już do następnego etapu? Czy była to raczej zapowiedź nieoczekiwanego zauroczenia? Przez całą drogę wyobrażał sobie tę śliczną buzię, która wyłoniła się znikąd, jak szczęśliwy traf, nieoczekiwany dar losu albo partia pokera, kiedy to na samym początku wpadną ci dobre karty. Właściwie nie wiadomo, jak wszystko potoczy się dalej. Przyszłość oferuje same niespodzianki – żadnej przewidywalności. Kiełkujące pragnienia, niewinna ponęta powoli zaczynała wkradać się w jego codzienność. Drobny incydent wstrząsnął nim jak głęboki haust powietrza, nagły dopływ tlenu, wraz z którym dawna miłość powoli zaczęła się ulatniać. Czy to możliwe, aby zmiana zaszła tak szybko, czy można tak po prostu zapomnieć o kimś, kto jeszcze niedawno zajmował istotne miejsce w czyimś sercu? Nawet jeżeli wciąż pozostaje pewne ulotne, lecz niezatarte echo dawnego uczucia.

 

Kiedy Franck przybył do swojej przyjaciółki, nie mógł – ani nie chciał – powstrzymać się od opowiedzenia Stéphanie o tym niespodziewanym spotkaniu. Wtedy to natychmiast całe, trwające zaledwie kilka minut, zdarzenie stanęło mu przed oczami. Niebezpiecznie było pokładać zbyt wielkie nadzieje w tak krótkiej rozmowie, która być może nie będzie miała żadnego ciągu dalszego. Ta młoda kobieta olśniła go przy pierwszym kontakcie. Stéphanie była na bieżąco z rozczarowaniami, których doznał jej przyjaciel. Wydawało się, że podziela jego zachwyt i również pragnie, aby był to początek pięknej historii, o ile zdecyduje się na ponowne spotkanie z dziewczyną. Poradziła mu jednak, by nie przywiązywał do tego zbyt wielkiej wagi, zanim dojdzie nie do czegoś konkretnego.

Franck poznał Stéphanie wiele lat temu przez czat w Internecie. Pierwsze wrażenie było korzystne dla obydwu stron, oboje postanowili jednak zachować dystans. W ten oto sposób rozwinęła się między nimi przyjaźń i wzajemna sympatia.

Stéphanie to drobna brunetka – jej wygląd stanowił przeciwieństwo powierzchowności Swietłany. Bez wątpienia była czarująca, co przyciągało mężczyzn, zwłaszcza jeśli byli wolni, jak Franck, gdy się poznali. Na Francku duże wrażenie zrobiła jej inteligencja, z drugiej jednak strony przeszkodą okazał się nałóg – Stéphanie bardzo dużo paliła. Nieprzyjemna woń tytoniu była dla Francka odpychająca – duszący i drapiący w gardle zapach, nie do wytrzymania na dłuższą metę. Początkowe pożądanie przerodziło się w ciągu kilku pierwszych tygodni w koleżeńską zażyłość. Wspólnie spędzone chwile dawały im dużą przyjemność, gdyż łączące ich podobne gusta stanowiły okazję do interesującej rozmowy na temat kina, sztuki i literatury. Kilkakrotnie, w takie wieczory jak dzisiejszy, nadarzyła się okazja, by ją przelecieć, ale Franck nie wykorzystał sposobności i zachował dystans. Chociaż Stéphanie nie powiedziała tego nigdy wprost, jej czułe zachowanie i prowokacyjny sposób ubierania się trudno było interpretować inaczej niż jako zaproszenie do seksu.

Przyjaźń mężczyzny z kobietą jest możliwa tylko wtedy, gdy nie dojdzie do zbliżenia. Nigdy, przenigdy nie można się przespać z taką osobą. Czasem, a może nawet często, powstaje pewien zamęt, niedopowiedzenie, a nawet prawdziwa żądza posiadania, przy jednoczesnej świadomości, że żadne z nich nie chce wiązać się uczuciowo z tą drugą osobą. Jeżeli przyjaciele przekroczą jednak tę wyimaginowaną barierę, jedyną możliwość stanowi zażyłość typu sex friends, która w najlepszym razie może potrwać kilka miesięcy, do czasu gdy jedno z nich pozna kogoś bardziej w swoim typie, a takie spotkanie przekształci się w prawdziwą miłość. W najgorszym razie oznacza to krótką przygodę – jedną noc, po zbyt suto zakrapianym wieczorze. W obydwu przypadkach koniec może być tylko jeden: gorzka porażka, która zrujnuje doszczętnie wszystkie wysiłki włożone w mozolne budowanie przyjaźni. Po skonsumowaniu znajomości nie pozostaje już żadna nadzieja na kontynuowanie relacji w dotychczasowym kształcie. Obydwie strony są na tym stratne. Decyzja o tym, czy być razem zapada najczęściej w pierwszych dniach lub tygodniach po spotkaniu. Dwa tygodnie to jakiś tajemniczy okres – nabrzmiały niezwykłą atmosferą oczekiwań, iluzji, pożądania, pełen pytań bez odpowiedzi. Czasem powtarzasz sobie „To ona… Ta jedyna!”, a zaraz potem chimeryczne wrażenie rozwiewa się bezpowrotnie, a szlachetny ideał znika na zawsze. Ale jeśli uczucie nie pojawi się na początku, znajomość może przekształcić się w przyjacielskie przywiązanie – tak piękne, a zarazem nadzwyczajne.

Przeciwne zjawisko występuje nadzwyczaj rzadko. Nieczęsto zdarza się, aby dwie osoby, od pewnego już czasu połączone więzami przyjaźni, odczuły nagle i w tym samym momencie potrzebę silniejszego związania się z tą drugą osobą. Aby wzajemny podziw był tak duży, że błoga zażyłość zostanie skonsumowana. Błąd, który być może zrujnuje wieloletni układ oparty na wzajemnym zrozumieniu, a wszystko przez jeden niefortunny akt płciowy…

Czasem jednak kobieta zrywając z mężczyzną oświadcza, że pragnie z nim pozostać w przyjaźni. Czy może się tak zdarzyć, by stać się przyjacielem partnerki, która była nam kiedyś tak droga i której się nadal pragnie? Przyjaźń damsko-męska wydaje się niemożliwa, jeżeli dwie osoby łączyło wcześniej prawdziwe uczucie. Sam pomysł wydaje się poroniony, wypaczony – to zupełna degradacja! Relacja z przyjacielem nie jest już tak bliska, chodzi o zachowanie pewnego dystansu i beznamiętną obserwację. Co gorsza, dojść może do spotkania z potencjalnym nowym partnerem, do oceny przebiegu uwodzicielskiej gry pretendenta, który dzień i noc myśli o pieprzeniu się z tą, którą kocha. To odrażające! Sama myśl o tym wzbudza niesmak. Przyjaźń wydaje się po prostu niemożliwa i nieprawdopodobna po odejściu od siebie osób, które łączyła prawdziwa miłość. Chyba że od rozstania upłynie wiele lat… Chociaż wymagałoby to pełnego wybaczenia tego, co spowodowało zerwanie.

Stéphanie pokazała Franckowi swoje ostatnie obrazy. Surrealistyczny styl jej płócien nie poddawał się łatwo opisowi – postacie ludzkie, często zdeformowane, wtapiające się w kipiące chaosem tło. Coś nadawało im jednak niezwykle osobisty wyraz. Chociaż dotychczas nie udało jej się jeszcze wystawić swoich prac, Franck nie miał wątpliwości, że przyjaciółka zyska jeszcze należne jej uznanie. Talent Stéphanie rzucał się w oczy. Całe szczęście sztuka nie stanowiła dla niej źródła utrzymania. Pracowała w biurze firmy, która sprzedawała uchwyty do lodówek. Była odpowiedzialna za bezpośrednie kontakty telefoniczne z firmami kupującymi uchwyty od jej pracodawcy. Stéphanie była tą pracą głęboko znudzona, ale wykorzystywała możliwość poderwania potencjalnych klientów, którzy na jeden wieczór zostawali jej kochankami. To zatrudnienie wydawało się jedynym sposobem, aby podołać rosnącym z każdym rokiem kosztom utrzymania. Kosztom życia narzuconym przez łapiące zadyszkę w rujnującym biegu współczesne społeczeństwo, ze strachu przed utratą swoich przywilejów uparcie utrzymujące u władzy kolejnych rządzących, którzy troszczą się jedynie o samych siebie, podczas gdy ludzie – społeczeństwo – ugina się pod ciężarem coraz to nowych, ale równie niestrawnych przepisów, praw i rozporządzeń.

Po skonsumowaniu talerza pysznych francuskich ciasteczek oraz filmu Zapętleni, który wyraźnie pokazuje, że nasze obecne zacne rządy to w zasadzie totalna kpina, Franck wrócił do siebie. Po drodze znowu zaczął myśleć o Swietłanie. Z wahaniem zastanawiał się, czy do niej zadzwonić – nawet tylko po to, aby zaspokoić swoją ciekawość i sprawdzić, czy numer, który mu podała, jest prawdziwy. Zaczął już nawet pisać SMS-a, co było znacznie łatwiejsze od rozmowy, podczas której nie bardzo wiedziałby, o czym z nią rozmawiać. W ostatniej chwili powstrzymał się od wysłania zredagowanej mozolnie wiadomości. Przestraszył się, że być może zbytnio się spieszy, a pytanie co u niej słychać może spowodować, że ta młoda kobieta nabierze wobec niego dystansu – był w końcu nadal tylko nieznajomym, którego nagłe zainteresowanie, jak jej minął dzień może się wydawać całkowicie bezpodstawne.

Następnego dnia o siódmej rano ze snu wyrwał go nagle wibrujący dźwięk telefonu. Nie znosił, gdy jego nocny wypoczynek zostawał przedwcześnie zakończony w podobny sposób. Najlepszym rozwiązaniem byłoby oczywiście wyłączenie komórki na noc, ale służyła mu ona również za budzik. Zazwyczaj zwlekał się z łóżka koło dziewiątej. Nie czekały na niego co prawda żadne pilne zajęcia – Franck spędzał czas na oglądaniu filmów, czytaniu książek, czasem szedł na piwo z przyjaciółmi, aby pogadać trochę o życiu i o tym, co ich spotyka. W inne dni zostawał w domu, żeby trochę pogrzebać w Internecie i zastanowić się nad tym, jaki reportaż mógłby ewentualnie zrealizować. Sporadycznie przeglądał też oferty pracy, co wprawiało go jednak w depresyjny nastrój. Te same ogłoszenia powracały niestrudzenie, a gdy zdobywał się wreszcie na wysłanie oferty do potencjalnego pracodawcy – ta pozostawała zazwyczaj bez odzewu. Wiedział już, że w swojej dziedzinie nie może liczyć na nic innego niż fucha fotografa szkolnego, zamawianego okazjonalnie na wesela lub zimą do wykonania portretu Świętego Mikołaja. Franck wypróbował już zresztą wszystkie te możliwości i uznał je za piramidalnie nudne i powtarzalne – nie wymagały one żadnego polotu artystycznego. Nie znalazł dotąd nic, co spełniłoby jego oczekiwania, w każdym razie żadnej z tych prac nie mógłby wykonywać na dłuższą metę.

Kiedy pracował nad reportażem, inspirowała go bieda, brud i zaniedbanie – w Paryżu bez trudu napotykał zatrważające enklawy stanowiące pożywkę dla jego twórczości. Nie był zainteresowany fotografią pocztówkową. Każdy artysta tworzy swój własny wszechświat.

Franck przetarł oczy. Na ekranie telefonu pojawił się SMS od Swietłany. To niepoodziewane zdarzenie sprawiło, że zerwał się szybko z łóżka. Swietłana napisała, że jest wolna w najbliższą niedzielę. Byłaby wdzięczna, gdyby w charakterze przewodnika pokazał jej jedną z pięknych dzielnic Paryża. Swoją wiadomość zakończyła uśmiechniętym emotikonem. Zaskoczony Franck poczuł wielką radość. Nie musiał przeżywać dalszych tortur ani podejmować decyzji, czy i kiedy ma się z nią skontaktować. To ona zrobiła pierwszy krok, co wiele dla niego znaczyło. Ta dziewczyna naprawdę chciała się z nim spotkać, miała szczery zamiar przespacerować się z nim i bliżej go poznać. A może chodziło jej też o coś innego? Tutaj Franck być może nieco się zagalopował. Perspektywa spotkania napełniła radością kolejne trzy dni, które dzieliły go od tego oczekiwanego momentu. Dręczące wspomnienia minionej miłości powoli odchodziły w niepamięć. Franck poczuł się wreszcie gotowy na nowe uczucie. Natychmiast wysłał odpowiedź – oczywiście twierdzącą. Przy okazji podał jej swój adres e-mail. Swietłana odwdzięczyła się tym samym, a jej wiadomość ponownie ozdobił taki jak wcześniej smiley. Prosty symbol nadał tej krótkiej wymianie wiadomości tak sympatyczny wydźwięk, że Franck uznał poznaną dziewczynę za wyjątkową.

Wieczorem zasiadł w oczekiwaniu przed ekranem komputera. Dodał Swietłanę do swoich kontaktów w Skypie. W pewnym momencie ta nieznajoma, z którą kontaktu oczekiwał z tak wielką niecierpliwością, pojawiła się online. Zaczęli rozmawiać, a dziewczyna z pełną otwartością opowiadała mu o pracy, o swoich problemach, jak gdyby Franck był zaufaną jej osobą, którą zna już od wielu lat.

Zwierzyła mu się, że w pracy panuje niezbyt przyjemna atmosfera. Kierowniczka sklepu regularnie napada na sprzedawczynie, które uważa za zupełne niezdary. Często zdarzają się kradzieże, których ktoś dokonuje niepostrzeżenie. Nawet ochroniarz nie jest w stanie spostrzec, kto jest sprawcą. Kierowniczka reaguje histerycznie na te incydenty, paranoicznie oskarżając kolejno wszystkie swoje podwładne. Posunęła się nawet do posądzenia ich o wyimaginowany spisek wymierzony w jej osobę.

Personel to w większości osoby przyjezdne, z zagranicy, dla których Francja stanowi wymarzony cel podróży. Przyjechały w sezonie turystycznym, kiedy to potrzeba więcej rąk do pracy. Poza Swietłaną – Rosjanką, w sklepie pracowała Mołdawianka, dwie Ukrainki, Chinka i Brazylijka. Zespół wieńczyły dwie Francuzki. Ich przełożona była Francuzką, o korzeniach koreańskich ze strony obojga rodziców. Kierowniczka sklepu również była obywatelką Francji. Można powiedzieć, że sklep ten stanowił prawdziwy melting pot. Niektóre sprzedawczynie nie mówiły ani słowa po francusku, ale ten brak zręcznie rekompensowały znajomością angielskiego, niezbędnego do obsługiwania klientów – najczęściej turystów nieposługujących się francuskim. Praca w sklepie dawała Swietłanie możliwość wykorzystania znajomości języków obcych, co w jej odczuciu stanowiło jedyną zaletę tego zajęcia.

Uzgodnili, że spacerować będą w dzielnicy Montmartre. Swietłana nie zdołała jeszcze zwiedzić porządnie Paryża. Teraz, kiedy miała już więcej czasu, postanowiła nadrobić zaległości. Widziała jedynie wieżę Eiffla, ale była tylko u jej podnóża. Kiedy zobaczyła ogromną bryłę z metalu wykrzyknęła: „Co? To jest ta słynna wieża Eiffla? Naprawdę nic nadzwyczajnego!”.

Wieża Eiffla nie wywołała też żadnej szczególnej reakcji u koleżanki z Ukrainy, która towarzyszyła Swietłanie. Ten znany na całym świecie symbol Francji i wyznawanych tam swobód nie zrobił na nich zbyt wielkiego wrażenia, wbrew pierwotnej ekscytacji, jaką wywoływały u nich fotosy oglądane jeszcze przed przyjazdem do Paryża. Właściwe ustawienie migawki, czas naświetlenia kliszy, otwarcie przysłony, która przepuszcza określoną ilość światła – ot, cała magia udanego ujęcia. Odpowiednie operowanie ostrością planu, starannie wybrany kąt widzenia w połączeniu z właściwym wykadrowaniem mogą tchnąć życie w każdą chimerę.

 

Brak czasu, który odczuwała Swietłana, a który ograniczał jej spacery od początku pobytu w Paryżu, wynikał z tego, że dziewczyna musiała jak najszybciej oddać pracę na zaliczenie swojemu profesorowi. Aby połączyć dwie pasje – sztukę i język francuski – Swietłana postanowiła przetłumaczyć na rosyjski kilka piosenek ze swojego ulubionego pełnometrażowego filmu francuskiego Parasolki z Cherbourga, a następnie dodać je w formie napisów do filmu. Chociaż skończoną pracę Swietłana wysłała przez Internet nieco po terminie, to udało jej się uzyskać najwyższą ocenę. Co za radość! Dzięki temu znalazła się na ostatnim, piątym roku studiów – w dodatku z wyróżnieniem. W nagrodę postanowiła przeznaczyć cały swój czas wolny na rozrywkę zgodną z jej upodobaniami – należało jej się to po podjęciu tak wielkiego wysiłku zakończonego powodzeniem.

Podczas trzech dni oczekiwania Franck otrzymał e-maila od jednego ze swoich przyjaciół – Éliego, który po maturze podjął studia na tym samym kierunku co Franck, ale z niejasnych powodów porzucił je i zdecydował się na kino. Kilka lat później Franck dołączył do niego. Uzasadnił swój wybór cytując Jean-Luc Godarda z filmu Żołnierzyk: „Fotografia jest prawdą. A kino jest prawdą dwadzieścia cztery razy na sekundę!”. Prawda dwadzieścia cztery razy na sekundę… ta myśl jest tak słuszna, że związanych z nią odczuć nie sposób ubrać w słowa.

Élie został wziętym filmowcem w uprawianym przez siebie gatunku kina, na krawędzi geniuszu i szaleństwa, co pozwoliło mu wywinąć się ze snobistycznego obowiązku przynależności do zgromadzonej w tej branży bandy szarlatanów, której członkowie najczęściej zioną do siebie odwzajemnioną nienawiścią, a przepełniająca ich zazdrość prowadzi do częstych wymian ostrych ciosów wymierzanych sobie bez żadnej wyraźnej przyczyny.

Élie wyjechał na dwa miesiące do Libanu, gdzie zastanawiał się nad swoim drugim filmem długometrażowym. Podobnie jak w przypadku poprzedniego projektu, produkcję sfinansować miało kilku hojnych mecenasów – znajomych bliskich kumpli Éliego, którzy nie oczekiwali niczego w zamian. Koszt realizacji przedsięwzięcia miał wynieść co najmniej pięć milionów euro, co pokazuje jak cenna była zażyłość z otaczającymi go przyjaciółmi i pasjonatami, którzy wierzyli w jego talent. W swoim mailu Élie informował Francka, że kończy już prace nad scenariuszem oraz że przyjaciele w Libanie mają się dobrze, podobnie jak cała jego rodzina. Wreszcie mógł odetchnąć głęboko, poczuć się wolnym z dala od dławiącej atmosfery Paryża i zajmowanego tam nędznego lokum. Mieszkanie miało całe piętnaście metrów kwadratowych, czyli było rozmiarów jego łazienki w Libanie – jak sam to dosadnie ujął „jest mniejsze od mojego kibla!”.

Paryż – sztuczne serce Francji. Miasto tylu poświęceń i cierpienia znoszonych w płonnej nadziei na sukces, który nie nadchodzi.

Franck odpisał na wiadomość przyjaciela. Zdał mu sprawozdanie ze swoich ostatnich dni i podzielił się wieścią o spotkaniu z piękną Rosjanką. Szczegółowo opisał moment, kiedy natknął się na jej wzrok i nadzieję, że być może dziewczyna pozwoli mu zapomnieć o cierpieniu ostatnich kilku tygodni spowodowanym przez rozstanie z poprzednią partnerką, również cudzoziemką. Nie będzie jej już uznawał za swoją efemeryczną kochankę, gdy przyjedzie ponownie do Paryża, aby odpocząć i rozerwać się zgodnie ze swoim zwyczajem dwa razy w roku. Franck obiecał, że da znać przyjacielowi, jeśli coś się wydarzy między nim a tą nowo poznaną młodą kobietą, życząc mu, aby dobrze wykorzystał wakacje w słońcu przed ponownym zesłaniem do ponurego Paryża.