Za darmo

Michałko

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Czy to pali się gdzie? – zapytał brekowego.

– To Warszawa!…

Chłopa znowu ścisnęło za piersi. Jak on tam ośmieli się wejść w ten dym?

Stacja. Michałko wysiadł. Pocałował brekowego w rękę i rozejrzawszy się, poszedł z wolna do sklepu, gdzie na szyldach wymalowane były kufle z czerwonym piwem i zielona wódka we flaszkach. Nie ciągnęła go tam pijatyka, lecz co innego.

Za szynkiem widać było murujący się dom, a przed sklepem stali mularze. Więc przypomniał sobie radę inżyniera i poszedł zapytać o robotę.

Mularze, chwaty chłopcy, powalani wapnem i cegłą, sami go zaczepili.

– A cóżeś ty za jeden? A skądeś to? Jak twojej matce na imię?… Kto ci taką czapkę uszył?

Jeden ciągnął go za rękaw, drugi mu czapkę wbił na oczy.

Parę razy obrócili go w kółko, tak, że nie wiedział już, skąd przyszedł.

– Skądżeś to, chłopaku?…

– Z Wilczołyków, panie! – odparł Michałko.

Ale że mówił śpiewającym głosem i miał minę bardzo zakłopotaną, więc mularze poczęli się chórem śmiać.

On stał między nimi i, choć go trochę poniewierali, śmiał się także.

– To ci dopiero wesoły naród, nie bój się! – myślał.

Ten jego śmiech i uczciwa mina przejednały mu ludzi. Uspokoili się, zaczęli go wypytywać. A gdy powiedział, że szuka roboty, kazali mu iść za sobą.

– Głupi bestia, ale zdaje się, że dobry chłopak – mówił jeden z majstrów.

– Trza go wziąć – dodał drugi.

– A wkupisz się ty? – pytał Michałka czeladnik.

– Kiedy nie wiem jak?

– Postawisz garniec wódki – dodał drugi.

– Albo dostaniesz basarunek6! – wtrącił trzeci ze śmiechem.

Po namyśle chłop odparł:

– Jużci wolę dostać, niż dawać…

Mularzom się i to podobało. Wsunęli mu znowu parę razy czapkę na oczy, ale ani upominali się o wódkę, ani mu nie sprawili basarunku.

Tak, zabawiając się, zaszli na miejsce i wzięli się do roboty. Majstrowie wleźli na wysokie rusztowania, a dziewuchy i wyrostki zaczęli cegłę nosić. Michałkowi, jako nowotnemu7, kazano przerabiać gracą wapno z piaskiem.

Tym sposobem zaciągnął się do mularki.

Na drugi dzień dali mu do pomocy dziewuchę, tak ubogą, jak on. Za całe odzienie miała starą chustkę, dziurawą spódnicę i koszulinę – pożal się Boże! Nie była wcale ładna. Miała śniadą i chudą twarz, nos krótki, zadarty i niskie czoło. Ale Michałko nie był wybredny. Ledwie stanęła przy nim z gracą, zaraz nabrał do niej ciekawości, jak zwyczajnie chłop do dziewuchy. A kiedy spojrzała na niego spod wypłowiałej chustki, uczuł, że mu jakoś ciepło w środku. Nawet ośmielił się tak, że do niej zagadał:

– Skądeście to? Z dalekaście od Warszawy? Dawno robicie z mularzami?

O takie ją tam rzeczy wypytywał, mówiąc: wy. Ale że ona zaczęła mu mówić: ty, – więc i on jej – ty.

– Nie męcz się – mówił – już ja zrobię i za ciebie, i za siebie.

I robił sprawiedliwie, aż się z niego pot lał strumieniami; a dziewczyna tylko suwała gracą – po wierzchu wapna tam i na powrót.

Od tej pory chodzili dwójką przez cały dzień zawsze razem i zawsze sami. Niekiedy łączył się z nimi jeden czeladnik. Dziewusze nawymyślał, z chłopa nakpił i tyle. Wieczorem zaś Michałko zostawał spać w murującym się domu, bo nie miał gdzie, a jego towarzyszka szła w miasto, razem z innymi i z owym czeladnikiem, który jej wciąż wymyślał, a czasem i dał w kark.

– Czegoś nie lubi dziewuchy – mówił sobie Michałko. – Ale trudna rada! Od tego przecie jest czeladnik, żeby nas poszturgiwał…

Za to on starał się jej wynagradzać krzywdę, jak umiał. Robił wciąż za siebie i za nią. Na śniadanie dzielił się z nią chlebem, a na obiad kupował jej barszczu za pięć groszy, bo dziewucha prawie nigdy nie miała pieniędzy.

Gdy przeznaczyli ich do noszenia cegieł na górę, chłop nie mógł już wyręczać swojej przyjaciółki, bo jej pilnowali majstrowie. Ale po giętkich rusztowaniach chodził za nią krok w krok, a jak się bał, ażeby nie potknęła się, i żeby cegły jej nie przywaliły!

Widząc taką troskliwość chłopa, ów zły czeladnik drwił sobie i pokazywał go innym. Inni się także śmieli i krzyczeli na Michałka z góry:

– Na, głupi, na!…

Raz, w południe, odwołał czeladnik dziewkę na bok, czegoś od niej chciał, nawet poturbował ją mocniej, niż zwykle. Po tej rozmowie, spłakana, przyszła do Michałka, pytając: czy nie ma pożyczyć jej dwudziestu groszy?

Czegóżby on dla nie miał! Więc prędko rozwiązał węzełek, gdzie były pieniądze, przywiezione jeszcze ze stacji, i dał jej żądaną sumę.

Dziewucha odniosła dwadzieścia groszy czeladnikowi, i od tej pory nie było prawie dnia, ażeby jej chłop nie pożyczał na wieczne oddanie. A kiedy zapytał raz nieśmiało:

– Na co ty dajesz pieniądze temu piekielnikowi?

– A bo już tak! – odparła.

Jednego dnia czeladnik pokłócił się z pisarzem i rzucił robotę. Nie dosyć, że sam rzucił, ale jeszcze kazał dziewczynie, jakby jakiej słudze, zrobić to samo – i iść za nim.

Dziewczyna zawahała się. Lecz, gdy pisarz pogroził, że jeżeli nie dotrzyma do wieczora, to nie zapłaci jej za cały tydzień, wzięła się znowu do cegieł. Prostemu człowiekowi miły jest przecie grosz, jeszcze zapracowany tak krwawo.

Czeladnik wpadł w złość.

– Idziesz, psia wiaro – krzyczał – czy nie idziesz?

– Jakże pójdę, kiedy mi nie chcą zapłacić? Dobrze by było za tego rubla spódniczynę sobie przynajmniej kupić!…

– No! – wrzasnął czeladnik – to teraz że mi się na oczy nie pokazuj, progu nie przestąp, bo cię na śmierć zabiję!…

I poszedł ku miastu.

Wieczorem, jak zwykle, mularze rozbiegli się. W nowym domu został na nocleg Michałko i – dziewucha.

– Nie idziesz? – spytał ją chłop zdziwiony.

– Dokądże pójdę, kiedy powiedział, że mnie wygna!…

Teraz dopiero Michałko zaczął się czegoś domyślać.

– Toś ty z nim siedziała? – rzekł z odcieniem żalu w głosie.

– A juźci – szepnęła zawstydzona.

– I jemuś wszystek swój zarobek oddawała, choć cię bijał?…

– A ino…

– Po cóżeś ty tak paskudnie robiła?…

– Bom go lubiła – odparła cicho dziewka, kryjąc się między słupy rusztowań.

Chłopu stało się tak, jakby go kto nożem kolnął8. Nie darmo ludzie śmieli się z niego!…

Michałko przysunął się do dziewki.

– Ale teraz nie będziesz go lubić? – zapytał.

– Nie! – odparła i zaczęła rzewnie płakać.

– Ino mnie będziesz lubić?

– Tak.

– Ja cię nie będę rozbijał, ani twoich pieniędzy zabierał.

– Juźci prawda!

– Ze mną będzie ci ładniej…

6basarunek (daw.) – chłosta, baty. [przypis edytorski]
7nowotny – nowy. [przypis edytorski]
8kolnąć (pot.) – dźgnąć. [przypis edytorski]

Inne książki tego autora