Za darmo

Faraon, tom pierwszy

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Mój ojcze – szeptał Ramzes drżącym głosem – ażeby nie zepsuć pochodu żukom, zniszczono budujący się kanał i zabito człowieka.



– Ten człowiek sam podniósł rękę na siebie.



– Ale z winy Herhora.



– W pułkach, które tak umiejętnie zgromadziłeś pod Pi-Bailos, trzydziestu ludzi umarło ze zmęczenia, a kilkuset jest chorych.



Książę spuścił głowę.



– Ramzesie – ciągnął faraon – przez usta twoje nie przemawia dostojnik państwa, który dba o całość kanałów i życie robotników, ale człowiek rozgniewany. Gniew zaś nie godzi się ze sprawiedliwością jak jastrząb z gołębiem.



– O mój ojcze! – wybuchnął następca – jeżeli gniew mnie unosi, to dlatego że widzę niechęć dla mnie Herhora i kapłanów…



– Przecież sam jesteś wnukiem arcykapłana, kapłani uczyli cię… Poznałeś więcej ich tajemnic aniżeli którykolwiek inny książę…



– Poznałem ich nienasyconą dumę i chęć władzy. A że ukrócę to… więc już dziś są moimi wrogami… Herhor nie chce mi dać nawet korpusu, gdyż woli rządzić całą armią…



Wyrzuciwszy te niebaczne słowa następca struchlał. Ale władca podniósł na niego jasne spojrzenie i odparł spokojnie:



– Armią i państwem rządzę ja. Ze mnie płyną wszelkie rozkazy i wyroki. Na tym świecie jestem wagą Ozyrysa i sam ważę sprawy moich sług: następcy, ministra czy ludu. Nieroztropnym byłby ten, kto by sądził, że nie są mi znane wszystkie gwichty

72

72



gwicht

 (daw., z niem.) – ciężarek u wagi, odważnik.



.



– Jednak gdybyś, ojcze, patrzył na bieg manewrów własnymi oczami…



– Może zobaczyłbym wodza – przerwał faraon – który w stanowczej chwili rzuca wojsko i ugania się po krzakach za izraelską dziewczyną. Ale ja o takich błahostkach nie chcę wiedzieć.



Książę upadł do nóg ojcu, szepcąc:



– Tutmozis powiedział ci o tym, panie?…



– Tutmozis jest dzieciakiem jak i ty. On już robi długi, jako szef sztabu w korpusie Menfi, i myśli w swym sercu, że oko faraona nie dosięgnie jego spraw w pustyni.



Rozdział VII

W kilka dni później książę Ramzes został wezwany przed oblicze najczcigodniejszej matki swojej, Nikotris, która była drugą żoną faraona, ale dziś największą panią w Egipcie.



Bogowie nie omylili się, powołując ją na rodzicielkę króla. Była to osoba wysoka, dość pełna i pomimo czterdziestu lat, jeszcze piękna. Nade wszystko w oczach, twarzy i całej postaci jej był taki majestat, że nawet gdy szła samotna, w skromnej szacie kapłanki, ludzie schylali przed nią głowy.



Dostojna pani przyjęła syna w gabinecie wyłożonym fajansowymi płytami. Siedziała na inkrustowanym krześle, pod palmą. U jej nóg, na stołeczku, leżał mały piesek; z drugiej strony klęczała czarna niewolnica z wachlarzem. Królewska małżonka miała na sobie muślinowy płaszcz, haftowany złotem, a na peruce obrączkę ozdobioną klejnotami w formie lotosu.



Kiedy książę nisko ukłonił się, piesek obwąchał go i znowu położył się, a pani skinąwszy głową zapytała:



– Z jakiegoż to powodu, Ramzesie, żądałeś ode mnie posłuchania?



– Jeszcze przed dwoma dniami, matko.



– Wiedziałam, że jesteś zajęty. Ale dziś oboje mamy czas, i mogę cię wysłuchać.



– Tak mówisz do mnie, matko, jakby owionął mnie nocny wiatr pustyni, i już nie mam odwagi przedstawić ci mojej prośby.



– Więc zapewne chodzi o pieniądze?



Ramzes zmieszany spuścił głowę.



– Dużo ci też potrzeba?



– Piętnaście talentów…



– O bogowie! – zawołała pani – wszak parę dni temu wypłacono ci dziesięć talentów ze skarbu. Przejdź się, moja dziewczynko, po ogrodzie, musisz być zmęczona – rzekła monarchini do czarnej niewolnicy. Gdy zaś zostali oboje z synem, zapytała księcia:



– Więc twoja Żydówka jest aż tak wymagająca?



Ramzes zarumienił się, ale podniósł głowę.



– Wiesz, matko, że tak nie jest – odparł. – Ale obiecałem nagrodę wojsku i… nie mogę jej wypłacić!…



Królowa przypatrywała mu się ze spokojną dumą.



– Jak to niedobrze – odezwała się po chwili – kiedy syn robi postanowienia, nie naradziwszy się z matką. Właśnie, pamiętając o twoim wieku, chciałam ci dać niewolnicę fenicką, którą przysłał mi Tyr, z dziesięcioma talentami posagu. Ale ty wolałeś Żydówkę.



– Podobała mi się. Tak pięknej nie ma między twymi służebnicami, matko, ani nawet między kobietami jego świątobliwości…



– Ależ to Żydówka!…



– Nie uprzedzaj się, matko, błagam cię… To jest fałsz, że Żydzi jedzą wieprzowinę i zabijają koty…



Dostojna pani uśmiechnęła się.



– Mówisz jak chłopiec z najniższej szkoły kapłańskiej – odparła, wzruszając ramionami – a zapominasz o tym, co powiedział Ramzes Wielki: „Lud żółty jest liczniejszym i bogatszym od nas; działajmyż przeciw niemu, lecz ostrożnie, aby nie stał się jeszcze silniejszym…” Nie sądzę więc, ażeby dziewczyna z tego ludu była właściwa na pierwszą kochankę następcy faraona.



– Czyliż słowa Ramzesa mogą odnosić się do córki nędznego dzierżawcy!… – zawołał książę. – Gdzie wreszcie są ci Żydzi u nas?… Trzy wieki temu jak opuścili Egipt, a dzisiaj tworzą śmieszne państwo, rządzone przez kapłanów…



– Widzę – odpowiedziała dostojna pani, z lekka marszcząc brwi – że twoja kochanka nie traci czasu… Bądź ostrożny, Ramzesie!… Pamiętaj, że wódz ich, Messu

73

73



wódz ich, Messu, jest to kapłan zdrajca

 – biblijny Mojżesz, który został przygarnięty przez córkę faraona i wychowany jako książę Egiptu, a następnie na polecenie boga Jahwe wyprowadził Izraelitów z Egiptu. Izraelici mieli zabrać ze sobą drogocenne przedmioty pod pozorem pożyczki od Egipcjan.



, jest to kapłan zdrajca, którego w naszych świątyniach po dziś dzień przeklinają… Pamiętaj, że Żydzi wynieśli więcej skarbów z Egiptu, aniżeli była warta praca ich kilku pokoleń: zabrali nam nie tylko złoto, ale i wiarę w Jedynego i nasze święte prawa, które dziś ogłaszają za własne. Nareszcie wiedz o tym – dodała z mocą – że córki tego ludu wolą śmierć aniżeli łoże obcego człowieka. A jeżeli oddają się, nawet nieprzyjacielskim wodzom, to chyba w tym celu, ażeby albo zjednać ich dla swojej polityki, albo zabić…



– Wierz mi, matko, że wszystkie te wieści rozgłaszają kapłani. Nie chcą oni dopuścić do podnóżka tronu ludzi innej wiary, którzy mogliby służyć faraonowi przeciw nim…



Monarchini podniosła się z krzesła i założywszy ręce na piersiach, ze zdumieniem przypatrywała się synowi.



– Więc to prawda, co mi mówiono, że jesteś wrogiem kapłanów – rzekła. – Ty, ich ukochany uczeń?…



– Jeszcze muszę mieć ślady ich kijów na plecach!… – odparł książę.



– Ależ twój dziad, a mój ojciec, mieszkający z bogami, Amenhotep, był arcykapłanem i posiadał rozległą władzę w kraju.



– Właśnie dlatego, że mój dziad był władcą i ojciec jest nim, ja nie mogę znieść władzy Herhora…



– Na to stanowisko wprowadził go twój dziad, święty Amenhotep…



– A ja go strącę.



Matka wzruszyła ramionami.



– I to ty – odezwała się ze smutkiem – chcesz dowodzić korpusem?… Ależ ty jesteś rozpieszczona dziewczyna, nie mąż i wódz…



– Jak to?… – przerwał książę, z trudnością powstrzymując się od wybuchu.



– Nie poznaję syna mego… Nie widzę w tobie przyszłego pana Egiptu!… Dynastia w twojej osobie będzie jak nilowe czółno bez steru… Wypędzisz z dworu kapłanów, a któż ci zostanie?… Kto będzie twoim okiem w Dolnym i Górnym kraju, kto za granicą?… A przecież faraon musi widzieć wszystko, na cokolwiek pada boski promień Ozyrysa…



– Kapłani będą moimi sługami, nie ministrami…



– Oni też są najwierniejszymi sługami. Dzięki ich modłom ojciec twój panuje trzydzieści trzy lat i unika wojen, które mogłyby być zgubnymi…



– Dla kapłanów.



– Dla faraona, dla państwa!… – przerwała. – Czy ty wiesz, co się dzieje z naszym skarbem, z którego w jednym dniu bierzesz dziesięć talentów, a żądasz jeszcze piętnastu?… Czy wiesz, że gdyby nie ofiarność kapłanów, którzy dla skarbu nawet bogom zabierają prawdziwe klejnoty, a podsuwają sztuczne, czy wiesz, że dobra królewskie byłyby już w rękach Fenicjan?…



– Jedna szczęśliwa wojna zaleje nasze kasy jak przybór Nilu nasze pola.



Wielka pani roześmiała się.



– Nie – rzekła – ty, Ramzesie, jesteś jeszcze takim dzieckiem, że nawet nie można poczytywać za grzech twoich słów bezbożnych. Proszę cię, zajmij się greckimi pułkami i jak najprędzej pozbądź się żydowskiej dziewczyny, a politykę zostaw… nam…



– Dlaczego mam pozbyć się Sary?



– Bo gdybyś miał z nią syna, mogłyby powstać zawikłania w państwie, które i tak ma dość kłopotów. Na kapłanów – dodała pani – możesz gniewać się, byleś ich publicznie nie obrażał. Oni wiedzą, że trzeba wiele wybaczyć następcy tronu, osobliwie jeżeli ma tak burzliwy charakter. Ale czas uspokoi wszystko, na chwałę dynastii i pożytek państwu.



Książę rozmyślał. Nagle odezwał się.



– Więc nie mogę rachować na pieniądze ze skarbu?



– W żadnym razie. Wielki pisarz już dziś musiałby wstrzymać wypłaty, gdybym mu nie dała czterdziestu talentów, które mi Tyr przysłał.



– I co ja zrobię z wojskiem!… – mówił książę, niecierpliwie trąc czoło.



– Oddal Żydówkę i poproś kapłanów… Może ci pożyczą.



– Nigdy!… Wolę wziąć od Fenicjan.



Pani wstrząsnęła głową.



– Jesteś erpatrem, rób, jak chcesz… Ale ostrzegam cię, że musisz dać duży zastaw, a Fenicjanin, gdy raz stanie się twoim wierzycielem, już cię nie puści. Oni są podstępniejsi od Żydów.

 



– Na pokrycie takich długów wystarczy cząstka mego dochodu.



– Zobaczymy. Szczerze chciałabym ci pomóc, ale nie mam… – mówiła pani, ze smutkiem rozkładając ręce. – Czyń więc, jak ci wypada, ale pamiętaj, że Fenicjanie w naszych majątkach są jak szczury w spichlerzach: gdy jeden wciśnie się przez szczelinę, inni przyjdą za nim.



Ramzes ociągał się z wyjściem.



– Czy jeszcze powiesz mi co? – zapytała.



– Chciałbym tylko zapytać… Moje serce domyśla się, że ty, matko, masz jakieś plany względem mnie. Jakie?…



Monarchini pogłaskała go po twarzy.



– Jeszcze nie teraz, jeszcze nie teraz!… Dziś jesteś swobodnym jak każdy młody szlachcic w tym kraju, więc korzystaj… Ale, Ramzesie, przyjdzie czas, że będziesz musiał pojąć małżonkę, której dzieci będą książętami krwi królewskiej, a syn twoim następcą. O tych czasach ja myślę…



– I co?…



– Jeszcze nic określonego. W każdym razie mądrość polityczna mówi mi, że twoją małżonką powinna być córka kapłana…



– Może Herhora?… – zawołał książę ze śmiechem.



– Cóż by w tym było nagannego? Herhor bardzo prędko zostanie arcykapłanem w Tebach, a jego córka ma dopiero lat czternaście.



– I zgodziłaby się zająć przy mnie miejsce Żydówki?… – z ironią zapytał Ramzes.



– Musiałbyś się postarać, ażeby ci zapomniano dzisiejszy błąd.



– Całuję stopy twoje, matko, i odchodzę – rzekł Ramzes, chwytając się za głowę. – Tyle tu słyszałem dziwnych rzeczy, że zaczynam się bać, ażeby Nil nie popłynął w stronę katarakt albo piramidy nie przeszły na pustynię wschodnią.



– Nie bluźnij, dziecko moje – szepnęła pani, z trwogą patrząc na syna. – W tym kraju widywano dziwniejsze cuda…



– Czy nie te – spytał z gorzkim uśmiechem syn – że ściany królewskiego pałacu podsłuchiwały swoich panów?



– Widywano śmierć faraonów po kilkumiesięcznym panowaniu i upadki dynastii, które rządziły dziewięcioma narodami.



– Bo ci faraonowie dla kadzielnicy zapomnieli o mieczu – odparł książę.



Ukłonił się i wyszedł.



W miarę jak kroki następcy cichły w ogromnym przysionku, twarz dostojnej pani mieniła się: miejsce majestatu zająła boleść i trwoga, a w wielkich oczach błysnęły łzy.



Pobiegła przed posąg bogini, uklękła i nasypawszy indyjskiego kadzidła na węgle zaczęła mówić:



– O Izis

74

74



Izis

 a.

Izyda

 – bogini przyrody, pełna dobroci patronka macierzyństwa, rodziny, sztuki i magii. Siostra i żona Ozyrysa, matka Horusa. Często przedstawiana jako matka siedząca z małym dzieckiem, Horusem, na ręku. Jako żona władcy Ozyrysa wyobrażana z symbolem tronu na głowie.



 – Izis – Izis – po trzykroć wymawiam imię twoje. O Izis, która rodzisz węże, krokodyle i strusie, po trzykroć niech będzie pochwalone imię twoje… O Izis, która chronisz ziarna zbożowe od zabójczych wichrów, a ciała ojców naszych od niszczącej pracy czasu, o Izis, ulituj się i chroń mojego syna… Po trzykroć niech będzie wymawiane imię twoje i tu… i tam… i tam… I dziś, i zawsze, i na wieki wieków, dopóki świątynie naszych bogów będą przeglądały się w wodzie Nilu.



Modląc się tak i łkając, monarchini pochyliła się i dotknęła czołem ziemi. A w tej chwili rozległ się nad nią cichy szept:



– Głos sprawiedliwego zawsze jest wysłuchany.



Dostojna pani zerwała się i pełna zdumienia zaczęła oglądać się dokoła. Ale w pokoju nie było nikogo. Tylko ze ścian patrzyły na nią malowane kwiaty, a znad ołtarza posąg bogini, pełen nadziemskiego spokoju.



Rozdział VIII

Książę wrócił do swojej willi stroskany i wezwał Tutmozisa.



– Musisz mnie – rzekł Ramzes – nauczyć, jak dostaje się pieniądze…



– Aha!… – roześmiał się elegant. – Oto jest mądrość, której nie uczą w najwyższych szkołach kapłańskich, ale w której ja mógłbym zostać prorokiem…



– Tam wykładają, ażeby nie pożyczać pieniędzy – wtrącił książę.



– Gdybym nie lękał się, ażeby warg moich nie splamiła bezbożność, powiedziałbym, że niektórzy kapłani marnują czas… Biedni ludzie, chociaż święci!… Nie jedzą mięsa, poprzestają na jednej żonie albo całkiem unikają kobiet i – nie wiedzą: co to jest pożyczać… Jestem kontent, Ramzesie – prawił Tutmozis – że ten rodzaj mądrości poznasz przy moich radach. Już dziś rozumiesz, jakich cierpień staje się źródłem brak pieniędzy. Człowiek potrzebujący pieniędzy nie ma apetytu, zrywa się przez sen, na kobiety patrzy ze zdziwieniem, jakby pytał: na co one są? W najchłodniejszej świątyni biją mu ognie do twarzy, a w największy upał, wśród pustyni, czuje dreszcz chłodu. Patrzy przed siebie jak obłąkany, nie słyszy, co do niego mówią, najczęściej chodzi w przekręconej peruce, której zapomniał napoić wonnościami, a uspokaja się tylko przy dzbanie mocnego wina, i to na krótko. Bo ledwie nieborak odzyska zmysły, znowu zaczyna czuć, jakby mu się ziemia rozstępowała pod nogami.



Widzę to – ciągnął elegant – po twoim niespokojnym chodzie i bezładnym wyrzucaniu rękoma, że w tej chwili doznajesz rozpaczy z powodu braku pieniędzy. Wkrótce jednak doznasz innych uczuć, jak gdyby ci zdjęto z piersi wielkiego sfinksa. Później ulegniesz słodkiemu stanowi zapomnienia o swoich poprzednich kłopotach i teraźniejszych wierzycielach, a potem…



Ach, szczęśliwy Ramzesie, czekają cię nadzwyczajne niespodzianki!… Bo gdy upłynie termin, a wierzyciele zaczną odwiedzać cię pod pozorem składania hołdu, będziesz jak jeleń ścigany przez psy albo jak dziewczyna egipska, która czerpiąc wodę z rzeki zobaczy sękaty grzbiet krokodyla.



– Wszystko to wygląda bardzo wesoło – przerwał, śmiejąc się, Ramzes – ale nie przynosi ani jednej drachmy…



– Nie kończ! – przerwał Tutmozis. – W tej chwili idę po fenickiego bankiera Dagona, a wieczorem, choćby ci jeszcze nie dał pieniędzy, odzyskasz spokój.



Wybiegł, wsiadł do małej lektyki i, otoczony służbą tudzież takimi jak sam letkiewiczami

75

75



letkiewicz

 (daw.) – człowiek lekkomyślny, niepoważny.



, zniknął w alejach parku.



Przed zachodem słońca do domu następcy tronu przyjechał Fenicjanin Dagon, najznakomitszy bankier w Memfis. Był to człowiek w sile wieku, żółty, suchy, ale dobrze zbudowany. Miał niebieską tunikę, na niej biały płaszcz z cienkiej tkaniny, ogromne włosy własne, ściśnięte złotą obrączką, i dużą czarną brodę, również własną. Bujny ten zarost imponująco wyglądał obok peruk i przyprawnych bródek egipskich elegantów.



Mieszkanie następcy roiło się arystokratyczną młodzieżą. Jedni na dole kąpali się i namaszczali, inni grali w szachy

76

76



grali w szachy

 – szachy były w Egipcie nieznane (powstały w Azji setki lat później). Chodzi najpewniej o

senet

, egipską grę rozgrywaną pionami na prostokątnej planszy 3x10 pól, bardzo popularną od zamierzchłych czasów, lecz w przeciwieństwie do szachów częściowo losową. Inną grę planszową,

mehen

 (wąż), rozgrywano na planszy w kształcie zwiniętego w spiralę węża.



 i arcaby

77

77



arcaby

 (daw.) – warcaby. Warcaby w dzisiejszym kształcie są znane od XII w. n.e., ale uważa się, że pochodzą od gry

senet

, rozgrywanej w Egipcie już w XXVI w. p.n.e.



 na piętrze, inni, w towarzystwie kilku tancerek, pili pod namiotami na tarasie. Następca nie pił, nie grał, nie rozmawiał z kobietami, tylko chodził po jednej stronie tarasu, niecierpliwie wypatrując Fenicjanina. Gdy go zobaczył wyjeżdżającego z alei w lektyce na dwu osłach, zeszedł na pierwsze piętro, gdzie był nie zajęty pokój.



Po chwili we drzwiach ukazał się Dagon, przyklęknął na progu i zawołał:



– Pozdrawiam cię, nowe słońce Egiptu!… Obyś żył wiecznie, a twoja sława oby dosięgła tych dalekich brzegów, kędy dobijają fenickie statki…



Na rozkaz księcia podniósł się i mówił z gwałtowną gestykulacją.



– Kiedy dostojny Tutmozis wysiadł przed moją lepianką (lepianką jest mój dom wobec twoich pałaców, erpatre!), taki bił blask z jego twarzy, że zaraz krzyknąłem do żony: – Tamaro, dostojny Tutmozis nie od siebie przychodzi, ale od kogoś wyższego niż on sam, jak Liban jest wyższym od nadmorskich piasków. A żona pyta się: – Skąd wiesz, panie mój, że dostojny Tutmozis nie przychodzi od siebie?… – Stąd, że nie mógł przyjść z pieniędzmi, bo ich nie ma, i nie przyszedł po pieniądze, bo ja ich nie mam… – W tej chwili ukłoniliśmy się oboje dostojnemu Tutmozisowi. A gdy nam opowiedział, że to ty, najdostojniejszy panie, chcesz piętnastu talentów od swego niewolnika, ja zapytałem żony: – Tamaro, czy źle nauczyło mnie moje serce? – Dagonie, jesteś tak mądry, że powinieneś być doradcą następcy tronu… – odpowiedziała moja żona.



Ramzes kipiał z niecierpliwości, ale słuchał bankiera. On, który burzył się wobec własnej matki i faraona!



– Kiedyśmy – prawił Fenicjanin – zastanowili się i zrozumieli, że ty, panie, chcesz moich usług, taka w nasz dom wstąpiła radość, że kazałem dać służbie dziesięć dzbanów piwa, a moja żona, Tamar, kazała, ażebym ja jej kupił nowe zausznice. Wesele moje tak się wzmogło, że kiedym tu jechał, nie pozwoliłem oślarzowi bić osłów. A kiedy niegodne moje stopy dotknęły waszej posadzki, książę, wydobyłem złoty pierścień (większy niż ten, który dostojny Herhor dał Eunanie!) i podarowałem ten złoty pierścień waszemu niewolnikowi, który mi nalał wody na ręce. Za pozwoleniem waszej dostojności, skąd pochodzi ten dzban srebrny, z którego poleli mi ręce?…



– Sprzedał mi go Azariasz, syn Gabera, za dwa talenty.



– Żyd?… Wasza dostojność z Żydami handluje?… A co na to powiedzą bogowie?…



– Azariasz jest kupcem jak wy – odparł następca.



Usłyszawszy to, Dagon oburącz schwycił się za głowę, zaczął pluć i jęczeć:



– O Baal Tammuz!… o Baaleth!… o Astoreth!

78

78



O Baal Tammuz!… o Baaleth!… o Astoreth!

 – wielkie bóstwa czczone przez Fenicjan.

Baal

 (hebr.) – dosł.: Pan, tytuł bóstw używany również w zastępstwie imienia głównego boga ludów zachodniosemickich (Palestyny, Fenicji, Syrii), władcy świata, boga burzy i deszczu;

Tammuz

 – starożytny mezopotamski bóg umierającej i odradzającej się przyrody, którego kult rozpowszechnił się na Bliskim Wschodzie;

Baaleth

 (hebr.) a.

Baalat

 – Pani, tytuł bogini Astarte jako głównego bóstwa fenickiego miasta Byblos;

Astoreth

 (hebr.) a.

Astarte

, a.

Asztarte

 – zachodniosemicka bogini miłości, płodności i wojny, królowa niebios, utożsamiana z mezopotamską boginią Isztar.



… Azariasz, syn Gabera, Żyd, ma być takim kupcem jak ja!… O nogi moje, po coście mnie tu przyniosły?… O serce, za co cierpisz taki ból i naigrawanie?… Najdostojniejszy książę – krzyczał Fenicjanin – zbij mnie, utnij mi rękę, jeżeli będę fałszował złoto, ale nie mów, że Żyd może być kupcem. Prędzej upadnie Tyr, prędzej miejsce Sydonu

79

79



Sydon

 – miasto nad Morzem Śródziemnym, w dzisiejszym Libanie. Jedno z najstarszych i najważniejszych fenickich miast kupieckich, rywalizujące z Tyrem.



 zajmie piasek, aniżeli Żyd zostanie kupcem. Oni mogą doić swoje chude kozy albo pod egipskim batem mieszać glinę ze słomą, ale nigdy handlować. Tfu!… tfu!… nieczysty naród niewolników!… Rabuśniki, złodzieje…

 



W księciu, nie wiadomo dlaczego, gniew zawrzał, lecz i wnet uspokoił się, co wydało się dziwnym samemu Ramzesowi, który dotychczas wobec nikogo nie uważał za potrzebne hamować się.



– A więc – odezwał się nagle następca – czy pożyczysz mi, zacny Dagonie, piętnaście talentów?



– O Astoreth!… piętnaście talentów?… To jest tak wielki ciężar, że ja musiałbym usiąść, ażeby o nim dobrze pomyśleć.



– Więc siadaj.



– Za talent – mówił Fenicjanin, wygodnie siadając na krześle – można mieć dwadzieścia złotych łańcuchów albo sześćdziesiąt pięknych krów dojnych, albo dziesięciu niewolników do roboty, albo jednego niewolnika, który potrafi czy to grać na flecie, czy malować, a może nawet leczyć. Talent to straszny majątek!…



Księciu błysnęły oczy.



– Więc jeżeli nie masz piętnastu talentów… – przerwał książę.



Przestraszony Fenicjanin nagle zsunął się z krzesła na podłogę.



– Kto w tym mieście – zawołał – nie ma pieniędzy na twój rozkaz, synu słońca?… Prawda, że ja jestem nędzarz, którego złoto, klejnoty i wszystkie dzierżawy niewarte twojego spojrzenia, książę. Ale gdy obejdę naszych kupców i powiem, kto mnie wysłał, do jutra wydobędziemy piętnaście talentów choćby spod ziemi. Gdybyś ty, erpatre, stanął przed uschniętą figą i powiedział: „Dawaj pieniędzy!…” – figa zapłaciłaby okup… Tylko nie patrz tak na mnie, synu Horusa, bo czuję ból w dołku sercowym i miesza mi się umysł – mówił błagającym tonem Fenicjanin.



– No, usiądź, usiądź… – rzekł książę z uśmiechem.



Dagon podniósł się z podłogi i jeszcze wygodniej rozparł się na krześle.



– Na jak długo książę chce piętnastu talentów? – zapytał.



– Zapewne na rok.



– Powiedzmy od razu: na trzy lata. Tylko jego świątobliwość mógłby oddać w ciągu roku piętnaście talentów, ale nie młody książę, który co dzień musi przyjmować wesołych szlachciców i piękne kobiety… Ach, te kobiety!… Czy prawda, za pozwoleniem waszego dostojeństwa, że książę wziąłeś do siebie Sarę, córkę Gedeona?



– A ile chcesz procentu? – przerwał książę.



– Drobiazg, o którym nie mają potrzeby mówić wasze święte usta. Za piętnaście talentów da książę pięć talentów na rok, a w ciągu trzech lat ja wszystko odbiorę sam, tak że wasza dostojność nawet nie będzie wiedzieć…



– Dasz mi dzisiaj piętnaście talentów, a za trzy lata odbierzesz trzydzieści?…



– Prawo egipskie dozwala, ażeby suma procentów wyrównała pożyczce – odparł zmieszany Fenicjanin.



– Ale czy to nie za dużo?



– Za dużo?… – krzyknął Dagon. – Każdy wielki pan ma wielki dwór, wielki majątek i płaci tylko wielkie procenta. Ja wstydziłbym się wziąć mniej od następcy tronu; a i sam książę mógłby kazać mnie zbić kijami i wypędzić, gdybym ośmielił się wziąć mniej…



– Kiedyż przyniesiesz pieniądze?



– Przynieść?… O bogowie! tego jeden człowiek nie potrafi. Ja zrobię lepiej: ja załatwię wszystkie wypłaty księcia, ażebyś wasza dostojność nie potrzebował myśleć o takich nędznych sprawach.



– Alboż ty znasz moje wypłaty?



– Trochę znam – odparł niedbale Fenicjanin. – Książę chce posłać sześć talentów dla armii wschodniej, co zrobią nasi bankierzy w Chetem

80

80



Chetem

 (egipskie

chetem

: warownia) – faraonowie zbudowali sieć ufortyfikowanych placówek broniących Egiptu także od wschodu; w Biblii jako jeden z przystanków podczas wędrówki Izraelitów z delty Nilu na półwysep Synaj wymieniono Etam, „na skraju pustyni”.



 i Migdolu

81

81



Migdol

 (z hebr.: wieża, warowne miasto) – zapewne wymienione w Biblii Migdal-Gad w Judzie lub Migdal-El, kilkadziesiąt km na wschód od nadmorskich miast fenickich.



. Trzy talenty dostojnemu Nitagerowi i trzy dostojnemu Patroklesowi, to załatwi się na miejscu… A Sarze i jej ojcu Gedeonowi ja mogę wypłacać przez tego parcha

82

82



parch

 – strup na skórze wywołany chorobą grzybiczą; tu: daw. pogardliwe określenie osoby narodowości żydowskiej.



 Azariasza… Tak nawet będzie lepiej, bo oni oszukaliby księcia w rachunkach…



Ramzes niecierpliwie zaczął chodzić po pokoju.



– Więc mam ci dać rewers na trzydzieści talentów? – zapytał.



– Jaki rewers?… Po co rewers?… Co ja bym miał z rewersu?… Mnie książę odda w dzierżawę na trzy lata swoje folwarki w nomesach: Takens

83

83



Takens

 – Ta-Seti, 1. nom Górnego Egiptu, najdalej wysunięty na południe.



, Ses

84

84



Ses

 – zapewne

Set

, 11. nom Górnego Egiptu, na południe od dzisiejszego Asjut.



, Neha-Ment

85

85



Neha-Ment

 – zapewne Am-Chent, 18. nom Dolnego Egiptu, w południowo-wschodniej części Delty, lub Atef-Chent, 20. nom Górnego Egiptu, graniczący od północy z obszarem oa