Za darmo

Dziwna historia

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Wierutne bajki – krzyknął nadkonduktor.

– Z Tysiąca i Jednej Nocy… – dodał konduktor brunet.

– Słuchajcie panowie dalej – prawił telegrafista. – Po wyjściu młodzieńca Gębarzewski nieco ochłonął. „Do diaska! – mówi – wzięli mnie na kawał, boć anioł powinien by mieć skrzydła…”

Tak sobie myśli i chce kończyć rachunki. Bierze pióro… pióro wyślizguje mu się z ręki; bierze drugi raz… To samo. Chcąc siąść na krześle, zjeżdża z krzesła, robi krok naprzód, a nogi chodzą mu po podłodze, jak łyżwy po lodzie… Zdjął go strach. Sięga po karafkę, ażeby napić się wody, a karafka wymyka mu się z rąk jak piskorz i bęc! Na ziemię… Pot wystąpił mu na czoło, lecz – lecz nie obtarł się, bo nie mógł ująć ręką chustki, która mu się wymykała. Zaczyna chodzić, lecz czuje, że zamiast chodzić, ślizga się. Był znakomitym łyżwiarzem, więc ślizgawka nie robiłaby mu kłopotu, gdyby nie okoliczność, iż podłoga zdawała się bez porównania bardziej śliską, niż lód. Skutkiem tego wcale nie mógł umiarkować swoich ruchów, co krok z wielkim impetem uderzał się o ściany, i nareszcie – wpadł na okno tak gwałtownie, że wyleciało na ulicę. Na hałas zbiegła się służba i sam naczelnik ekspedycji.

– „Co to znaczy?… Co pan wyrabiasz? – woła naczelnik – Gdzie rachunki?…”

– „Nie skończyłem, nie mogę pióra utrzymać w ręku” – odpowiada Gębarzewski.

Wtem – kamasz8 zsunął mu się z nogi. Mój chłopak pochyla się i pada na ziemię, potrącając przy tym naczelnika.

– „Pan jesteś pijany!” – woła naczelnik.

– „Nie, panie! To anioł Gabriel pozbawił mnie siły tarcia…”

Tego było za wiele. Naczelnik, ateusz9 i pozytywista, zamiast zbadać rzecz głębiej, polecił woźnym wsadzić Gębarzewskiego do sanek i odwieźć go do domu, a sam złożył raport do zarządu.

Nieszczęśliwy chłopak, znalazłszy się na ulicy, kazał jechać do pewnych państwa, którzy byli spokrewnieni z dyrektorem i Gębarzewskiego dosyć lubili. Tu jednak przyszło mu wdrapywać się na schody; uważajcie: na schody, bardziej śliskie niż lód! Ile razy potknął się i stoczył z nich biedak, tego on sam nawet nie pamięta; ostatecznie jednak wszedł na piętro, czepiając się szczeblów poręczy swoimi śliskimi rękoma, jak hakami.

Krewni dyrektora siedzieli właśnie przy kolacji z kilku nieznanymi osobami. Gębarzewski, nie chcąc opowiadać o swym nieszczęściu przy obcych, dotarł jakoś do stołu, umieścił się na krześle i, naglony przez gospodarzy, począł jeść i pić.

Wieczór ten był dla niego torturą. Co moment chwiał się na krześle (dzięki śliskości swego ciała) i bezustannie skupiał całą uwagę, ażeby nie upaść. Trudno też opowiedzieć, jakich używał sztuk, aby utrzymać w ręku szklankę, nóż i widelec, które mu się wciąż wymykały. Był tak zaprzątnięty swoją mordującą gimnastyką, że w końcu zapomniał o wszystkim poza obrębem bezpiecznego siedzenia na krześle i utrzymywania widelca.

Można więc wyobrazić sobie jego zdumienie, gdy ujrzał, że nagle wszyscy podnoszą się od stołu i wychodzą do dalszych pokojów, jego zaś zapytuje przestraszony i rozgniewany gospodarz:

– „Panie! Co się z panem dzieje? Jak pan mogłeś przyjść do nas w takim stanie?”

Biedny młodzieniec spojrzał nagle na podłogę i – o mało nie padł trupem. Proszę sobie wyobrazić, że ponieważ nawet wnętrze jego ciała straciło siłę tarcia, wszystko więc, co wypił i zjadł, przeleciało mu tylko przez usta i… znalazło się na podłodze!…

– „Pan upiłeś się!” – wrzasnął gospodarz, pokazując mu drzwi.

8kamasz (daw.) – but z wysoką cholewką. [przypis edytorski]
9ateusz – ateista. [przypis edytorski]