Obserwując

Tekst
Przeczytaj fragment
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Rozdział V

Następnego ranka Riley siedziała w audytorium na uczelni wraz z innymi ponuro wyglądającymi studentami. Mimo że ogólny nastrój na kampusie był posępny, zastanawiała się, czy ktoś jeszcze był tak samo przybity jak ona. Wydawało jej się, że niektórzy byli bardziej poirytowani niż smutni. Kilka osób sprawiało wrażenie podenerwowanych, jak gdyby bali się każdego ruchu wokół nich.



Jakim cudem w ogóle mamy się z czegoś takiego otrząsnąć? myślała.



Ale oczywiście nie każdy z nich trzymał się blisko z Rheą. Nie każdy nawet ją znał. Z pewnością byli przerażeni faktem morderstwa na terenie kampusu, ale nie dla każdego to było coś osobistego. Dla Riley to było niezwykle osobiste. Nie mogła otrząsnąć się z przerażenia, które uderzyło ją na widok Rhei… Nie była nawet w stanie dopuścić tych słów do świadomości. Nie umiała myśleć o swojej przyjaciółce jako o zwłokach, mimo tego, co zobaczyła poprzedniej nocy.



Zebranie zwołane dla całego kampusu wydawało się dzisiaj zupełnie oderwane od rzeczywistości, od tego, co się wydarzyło. Ciągnęło się też w nieskończoność, przez co Riley czuła się jeszcze gorzej. Komisarz Hintz skończył właśnie swój suchy wykład o bezpieczeństwie na kampusie i obiecał, że morderca wkrótce będzie schwytany. Teraz Dziekan Trusler rozwijał się na temat tego, jak przywrócić rzeczy do normalnego stanu na Uniwersytecie Lanton.



Powodzenia, pomyślała Riley.



Trusler powiedział, że na ten dzień zajęcia były odwołane, ale miały zostać wznowione w poniedziałek. Mówił, że rozumie, jeśli niektórzy studenci nie czują się jeszcze na siłach, by ponownie uczestniczyć w zajęciach lub jeśli ktoś chciałby wrócić do domu na kilka dni, by być z rodziną. Zapewniał, że psycholodzy uczelniani byli przygotowani, by pomóc każdemu poradzić sobie z tą okropną traumą, itp., itd.



Riley wyłączyła się i zdławiła ziewnięcie, podczas gdy dziekan ciągnął bez końca, nie mówiąc jej zdaniem nic istotnego. Prawie nic nie spała zeszłej nocy. Ledwo co odpłynęła, a ekipa lekarza medycyny sądowej głośno przybyła na miejsce. Później Riley stała w korytarzu, patrząc z cichym przerażeniem, jak wynosili na łóżku szpitalnym przykryte zwłoki.



Przecież to nie może być ktoś, kto nie tak dawno jeszcze śmiał się i tańczył. To nie może być Rhea, pomyślała.



Potem Riley już w ogóle nie dała rady zasnąć. Zazdrościła Trudy, która wydawała się spać twardo przez całą noc – bardzo możliwe, że było to za sprawą wypitego wcześniej alkoholu, obstawiała Riley. Wcześniej tego ranka rezydent doradca ogłosił spotkanie przez interkom. Trudy wciąż była w łóżku, gdy Riley wychodziła. Kiedy Riley dotarła na zebranie, nigdzie w audytorium nie dostrzegła Trudy. Rozglądała się jeszcze teraz, lecz nigdzie jej nie widziała. Może wciąż była w łóżku.



Nie traci za dużo, Riley pomyślała.



Nie widziała też nigdzie współlokatorki Rhei, Heather. Za to Gina i Cassie siedziały kilka rzędów przed nią. Zignorowały ją, przechodząc obok niej w drodze na zebranie – najwidoczniej wciąż obrażone za to, że podała ich nazwiska policji. Zeszłej nocy Riley jeszcze rozumiała, że mogły się tak czuć, ale teraz wydawało jej się to dziecinne. Bardzo ją też to bolało. Zastanawiała się, czy ich przyjaźń jeszcze kiedyś się odbuduje. Póki co, ta “normalność”, o której mówił dziekan wydawała się utracona na zawsze.



Wreszcie zebranie dobiegło końca. Gdy studenci zaczęli opuszczać budynek, na zewnątrz czekali reporterzy. Od razu wyłapali Ginę i Cassie, zadając im najróżniejsze pytania. Riley domyśliła się, że musieli skądś się dowiedzieć, z kim Rhea wyszła tego wieczoru. Jeśli faktycznie tak było, to wiedzieli też o Riley. Jednak na razie jej nie namierzyli. Może wyszło jej na dobre, że Gina i Cassie zignorowały ją tego ranka. W innym wypadku byłaby tam teraz z nimi, również pod ostrzałem pytań. Riley przyspieszyła kroku, by uniknąć dziennikarzy, wtapiając się w tłum studentów. Jak tak szła, słyszała, jak reporterzy zasypują Ginę i Cassie wciąż tym samym pytaniem…



“Jak się czujecie?”



Riley poczuła lekki gniew.



Co to w ogóle za pytanie? zastanawiała się. Niby co miały im odpowiedzieć? Riley nie miała pojęcia, co sama by im powiedziała, może poza tym, by zostawili ją w spokoju.



Wciąż zalewały ją okropne, mieszane uczucia – odrętwiający szok, utrzymujące się niedowierzanie, nękający ból, i wiele innych. Najgorszym z nich wszystkich było uczucie przepełnionej winą ulgi, że to nie ją spotkał los Rhei. Jak ona lub którakolwiek z jej przyjaciółek mogłaby to wszystko opisać słowami? I po co w ogóle je o to pytano?



Riley doszła do stołówki uniwersyteckiej. Nie zjadła jeszcze śniadania, i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jest głodna. Nałożyła sobie porcję boczku i jajek, a do picia wzięła sok pomarańczowy i kawę. Rozejrzała się za miejscem do siedzenia. Jej wzrok szybko wylądował na Trudy, która siedziała samotnie przy stoliku, nie patrząc na innych na stołówce, i po prostu jadła swoje śniadanie.



Riley nerwowo przełknęła ślinę. Czy odważyłaby się dosiąść do Trudy? Czy Trudy w ogóle chciałaby z nią rozmawiać? Nie wymieniły ani słowa od ostatniej nocy, kiedy to Trudy oschle powiedziała Riley, by ta poszła spać. Riley zebrała w sobie odwagę i przeszła przez stołówkę do stolika Trudy. Bez słowa, położyła swoją tacę na stole i usiadła przy współlokatorce. Przez chwilę Trudy trzymała głowę zwieszoną, jak gdyby nie dostrzegła obecności swojej współlokatorki. W końcu, wciąż nie patrząc na Riley, Trudy powiedziała:



– Odpuściłam sobie to spotkanie. Jak było?



– Beznadziejnie. Też powinnam była to olać – odpowiedziała Riley. Wahała się przez chwilę, po czym dodała – Heather też nie było.



– Nie – potwierdziła Trudy. – Słyszałam, że jej rodzice przyjechali dziś rano i zabrali ją prosto do domu. Chyba nikt nie wie, kiedy wróci – lub czy w ogóle wróci.



Trudy w końcu spojrzała na Riley i rzekła:



– Słyszałaś, co przydarzyło się Rory’emu Burdonowi?



Riley przypomniała sobie, że Hintz wypytywał ją o niego zeszłej nocy.



– Nie – odpowiedziała.



– Wczoraj w nocy gliny pojawiły się u niego w mieszkaniu, dobijając się do drzwi. Rory nie miał pojęcia, co się dzieje. Nawet nie wiedział, co spotkało Rheę. Był przerażony, że go aresztują, a nawet nie wiedział za co. Policjanci przesłuchiwali go aż w końcu zorientowali się, że to nie jego szukają; wtedy wyszli.



Trudy wzruszyła ramionami i powiedziała:



– Biedny chłopak. Nie powinnam była podawać jego nazwiska temu głupiemu komisarzowi. Ale zadawał mi te wszystkie pytania, już nie wiedziałam, co mam mówić.



Zapadła między nimi cisza. Riley myślała o Ryanie Paige’u i o tym, że podała jego nazwisko Hintzowi. Czy policja naszła również i jego zeszłej nocy? Nie wydawało się to nieprawdopodobne, ale Riley miała nadzieję, że jednak tak nie było. Tak czy inaczej, ulżyło jej, że Trudy przynajmniej chciała z nią rozmawiać. Może teraz Riley mogłaby wszystko wyjaśnić. Zaczęła powoli:



– Trudy, kiedy policja tu dotarła po raz pierwszy, ta policjantka spytała mnie, co wiem, i nie mogłam skłamać. Musiałam powiedzieć, że wyszłyśmy tamtej nocy z Rheą. Tak samo jak Cassie, Gina i Heather.



Trudy pokiwała głową.



– Ja to rozumiem, Riley. Nie musisz się tłumaczyć. Naprawdę rozumiem. I przepraszam… Przepraszam, że potraktowałam cię w taki sposób…



Nagle Trudy zaczęła łkać; łzy spływały na jej tacę śniadaniową.



– Riley, czy to była moja wina? W sensie, to co spotkało Rheę? – spytała Trudy.



Riley nie mogła uwierzyć własnym uszom.



– O czym ty mówisz, Trudy? Jasne, że nie. Jak mogłaby to być twoja wina?



– Wczoraj upiłam się i zachowywałam się tak bezmyślnie, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się działo dookoła; nie pamiętam nawet, kiedy Rhea wyszła z Nory Centaura. Inne dziewczyny mówią, że wyszła sama. Może gdybym…



Głos Trudy ucichł, ale Riley wiedziała, co chciała powiedzieć



“… może gdybym tylko odprowadziła Rheę do domu.”



Riley również poczuła straszne ukłucie winy. Koniec końców, ona także mogłaby zadać sobie to samo pytanie. Gdyby nie odcięła się od reszty grupy w Norze Centaura, i gdyby była tam, kiedy Rhea chciała wracać do domu, i gdyby zaproponowała, że ją odprowadzi… To słowo. Gdyby… Riley nigdy wcześniej nie wyobrażała sobie, że jakiekolwiek słowo mogłoby być tak okropne.



Trudy wciąż cicho płakała, a Riley nie wiedziała, jak ją pocieszyć. Po części też zastanawiała się, dlaczego ona sama nie płakała. Jasne, płakała wczoraj w nocy w łóżku. Ale z całą pewnością nie wypłakała się wystarczająco – nie po czymś tam koszmarnym. Na pewno czekało ją jeszcze więcej łez. Siedziała, dłubiąc w swoim śniadaniu, natomiast Trudy wytarła oczy i nos, i uspokoiła się trochę.



Trudy powiedziała:



– Słuchaj, Riley, tak się zastanawiam: dlaczego? W sensie, dlaczego Rhea? Czy to było coś osobistego? Czy ktoś nienawidził ją na tyle, by ją zabić? Nawet nie wiem, jak coś takiego mogłoby być możliwe. Przecież nie dało się nie lubić Rhei. Jak ktoś mógłby ją nienawidzić?



Riley nie odpowiedziała, ale też ją to nurtowało. Zastanawiała się, czy policja wiedziała już cokolwiek.



Trudy ciągnęła temat:



– Czy mógł to zrobić ktoś, kogo znamy? Może któraś z nas jest następna w kolejce? Riley, boję się.



Ponownie, Riley nie odpowiedziała.



Ale była pewna, że Rhea znała mordercę. Nie wiedziała, skąd się brała ta pewność – przecież nie była gliną ani nie wiedziała nic o przestępcach. Jednak coś jej podpowiadało, że Riley znała mordercę, a nawet mu ufała – aż do momentu, gdy było za późno.



Trudy spojrzała na Riley, po czym rzekła:



– Ty nie wyglądasz na przestraszoną.



Riley zdziwiła się. Po raz pierwszy, dotarło to do niej…



Nie, nie boję się.



Czuła wiele innych paskudnych emocji – winę, żal, szok, a nawet grozę. Groza ta była jednak czymś innym niż strachem o własne życie. Miała ona raczej związek z samą Rheą i z tym, co ją spotkało. Ale sama Riley nie bała się. Zastanawiała się, czy to miało jakiś związek z tym, co spotkało jej matkę wiele lat temu; z dźwiękiem oddanego strzału, z widokiem całej tej krwi, z niepojętą stratą, z którą zmagała się jeszcze do dziś? Czy najokropniejsza trauma, z którą musiała się kiedyś zmierzyć sprawiła, że dziś była silniejsza niż inni ludzie? Z jakiegoś powodu miała nadzieję, że tak nie było. Nie wydawało jej się dobre być silniejszą w taki sposób, w aspektach, w których inni ludzie nie radzili sobie tak łatwo. Nie wydawało jej się to…

 



Znalezienie właściwego słowa zajęło jej parę sekund.



Ludzkie.



Przeszedł ją lekki dreszcz, po czym powiedziała do Trudy:



– Wracam do akademika. Muszę się przespać. Idziesz ze mną?



Trudy pokręciła głową.



– Posiedzę tu jeszcze chwilę – powiedziała.



Riley wstała z krzesła i przytuliła ją. Następnie opróżniła swoją tacę i wyszła ze stołówki. Do akademika nie miała daleko, co więcej, cieszyła się, że nie natknęła się na żadnych dziennikarzy po drodze. Kiedy dotarła do drzwi frontowych budynku, zatrzymała się na chwilę. Dotarło do niej, dlaczego Trudy nie chciała z nią wracać. Nie była jeszcze gotowa, by ponownie zmierzyć się z akademikiem. Kiedy tak stała w drzwiach, Riley też poczuła się nieswojo. Jasne, spędziła tu zeszłą noc. Mieszkała tu. Ale po spędzeniu trochę czasu na zewnątrz, gdzie wszystko wydawało się wrócić do normalności, czy ona była gotowa wrócić do budynku, gdzie zamordowano Rheę?



Wzięła głęboki oddech i przeszła przez drzwi. Najpierw czuła się w porządku. Jednak w miarę jak szła wzdłuż korytarza, to dziwne, nieprzyjemne uczucie narastało. Riley czuła się, jak gdyby poruszała się pod wodą. Skierowała się prosto do swojego pokoju i już miała zamiar otworzyć drzwi, gdy jej wzrok powędrował w stronę pokoju nieco dalej, pokoju do niedawna zamieszkiwanego przez Rheę i Heather. Podeszła do niego i zobaczyła, że drzwi były zamknięte i odgrodzone taśmą policyjną. Riley stała tam, czując ogromną ciekawość. Jak było tam teraz w środku? Czy pokój wysprzątano od kiedy ostatni raz tam była? Czy krew Rhei wciąż tam była? Riley naszła straszna pokusa – zignorować taśmę, otworzyć drzwi i po prostu wejść do środka. Wiedziała, że nie powinna jej ulec. Ponadto drzwi tak czy inaczej były pewnie zamknięte na klucz. Ale mimo wszystko…



Dlaczego tak się czuję?



Stała tam, próbując zrozumieć to zagadkowe pragnienie. Zaczęła sobie uświadamiać – miało ono coś wspólnego z samym mordercą. Nie mogła oprzeć się myśli…



Jeśli otworzę te drzwi, będę w stanie zajrzeć do jego umysłu.



Oczywiście, nie miało to sensu. Był to zresztą przeraźliwy pomysł – zajrzeć w głąb diabolicznego umysłu.



Dlaczego? pytała wciąż samą siebie. Dlaczego chciała zrozumieć mordercę? Skąd w ogóle wzięła się ta nienaturalna ciekawość? Pierwszy raz od momentu tragedii, Riley nagle poczuła prawdziwy strach… nie o samą siebie, ale przed samą sobą.



Rozdział VI

W poniedziałkowy poranek, Riley poczuła się mocno nieswojo, kiedy usiadła na swoim miejscu na zajęciach z zaawansowanej psychologii. W końcu były to pierwsze zajęcia, w których brała udział od morderstwa Rhei, od którego minęły cztery dni. Były to również te same zajęcia, na które próbowała się uczyć, zanim wyszła z przyjaciółkami do Nory Centaura. Było tam tego ranka dość pusto – wielu studentów z Lanton nie czuło się jeszcze na siłach, by wrócić do nauki. Trudy też tam była, ale Riley wiedziała, że jej współlokatorka również czuła się dziwnie z tym pośpiechem, by wrócić do “normalnego życia”. Pozostali studenci byli wyjątkowo cicho, gdy zajmowali swoje siedzenia.



Na widok Profesora Branta Haymana wchodzącego do sali, Riley poczuła się nieco lepiej. Był młody i dość przystojny, ubrany w sztruks w akademickim stylu. Riley przypomniała sobie, jak Trudy powiedziała Rhei…



“Riley lubi imponować Profesorowi Haymanowi. Podoba jej się”.



Zrobiło jej się głupio na samo wspomnienie. Nie chciała myśleć, że jej się podobał. Po prostu miała z nim też zajęcia na pierwszym roku. Nie był wtedy jeszcze profesorem, a jedynie doktorantem. Już wtedy uważała go za wspaniałego nauczyciela – oczytany, entuzjastyczny, całkiem zabawny.



Gdy Dr Hayman odłożył swój neseser na biurko, i spojrzał na studentów z niezwykle poważnym wyrazem twarzy, Riley zdała sobie sprawę, że nie będzie owijał w bawełnę. Powiedział:



– Słuchajcie, wszyscy wiemy, o co chodzi, choć nikt o tym nie mówi. Musimy oczyścić atmosferę. Trzeba o tym porozmawiać wprost.



Riley wstrzymała oddech. Nie była pewna, czy spodoba jej się to, co miało się za chwilę wydarzyć.



– Czy ktoś z obecnych tutaj osób znał Rheę Thorson? Nie mówię o dalekich znajomych albo znajomych z widzenia. Mam na myśli, czy ktoś znał ją bardzo dobrze, przyjaźnił się z nią? – powiedział.



Riley ostrożnie podniosła rękę, Trudy też. Nikt więcej się nie zgłosił. Hayman spytał wtedy:



– Z jakimi uczuciami zmagacie się od czasu jej zabójstwa?



Riley poczuła lekki niesmak. Koniec końców, to samo pytanie zadawali reporterzy Cassie i Ginie w piątek. Riley udało się uniknąć dziennikarzy, a i tak musiała odpowiedzieć na nie teraz? Przypomniała sobie, że były to zajęcia z psychologii. Byli tam właśnie po to, by radzić sobie z takimi pytaniami. Mimo to, Riley zastanawiała się…



Od czego w ogóle zacząć?



Ulżyło jej, kiedy Trudy się odezwała.



– Poczucie winy. Mogłam była temu wszystkiemu zapobiec. Byłam z nią w Norze Centaura, kiedy to się stało. Nawet nie zauważyłam, kiedy wyszła. Gdybym tylko odprowadziła ją do domu…



Głos Trudy zanikł. Riley zebrała się, by też się wypowiedzieć.



– Czuję się tak samo – powiedziała. – W Norze Centaura oddzieliłam się od dziewczyn, i nawet nie zwróciłam uwagi na Rheę. Może gdybym…



Riley zamilkła, po czym dodała:



– Tak więc też czuję się winna. I coś jeszcze. Wydaje mi się, że postąpiłam samolubnie, bo chciałam być sama.



Dr Hayman pokiwał głową. Uśmiechnął się ze zrozumieniem i współczuciem, po czym stwierdził:



– Czyli żadna z Was nie odprowadziła Rhei do domu.



Po krótkiej przerwie dodał:



– Grzech zaniedbania.



Sformułowanie to zaskoczyło nieco Riley. Wydawało się średnio adekwatne wobec tego, co zrobiły Riley i Trudy. Było zbyt delikatne, w ogóle nie oddawało powagi sprawy, a już na pewno nie sugerowałoby czegoś dotyczącego kwestii życia i śmierci. Ale oczywiście była to prawda – do pewnego stopnia.



Hayman rozejrzał się po reszcie sali.



– A czy komuś z was zdarzyło się może zrobić, lub nie, coś takiego w podobnej sytuacji? Może pozwoliliście kiedyś koleżance iść gdzieś samej w nocy, mimo że powinniście ją byli odprowadzić do domu? A może zignorowaliście coś, co powinniście byli zrobić dla czyjegoś bezpieczeństwa? Może nie zabraliście komuś kluczyków od samochodu, mimo że wypili za dużo? Może przeoczyliście sytuację, która mogła doprowadzić do wypadku, a nawet śmierci?



Zdezorientowany szept przeszedł między studentami. Riley zdała sobie sprawę – to było naprawdę trudne pytanie. Koniec końców, gdyby Rhea nie została zamordowana, ani Rhea, ani Trudy nie pomyślałyby nawet o swoim “grzechu zaniedbania”. Zapomniałyby o nim. Nie było niespodzianką, że przynajmniej część studentów miała problem z przypomnieniem sobie, jak to było w ich wypadku. I prawdę mówiąc, Riley też nie była pewna co do samej siebie. Może było więcej sytuacji, w których nie zadbała wystarczająco o czyjeś bezpieczeństwo? Może byłaby odpowiedzialna za śmierć innych osób, gdyby nie łut szczęścia?



Po kilku chwilach, kilka rąk zawisło w górze. Wtedy Hayman powiedział:



– A co z resztą? Kto z was nie jest w stanie sobie przypomnieć na sto procent?



Prawie wszyscy na sali podnieśli ręce. Hayman pokiwał głową i rzekł:



– W porządku. Większości z was zdarzyło się popełnić podobny błąd w taki czy inny sposób. Tak więc ile osób tutaj obecnych czuje się winnych z powodu waszego postępowania lub faktu, że powinniście coś byli zrobić, a nie zrobiliście tego?



Rozbrzmiały zdezorientowane szepty, a nawet kilka westchnień.



– Co? Nikt z was? Dlaczego nie? – spytał Hayman.



Jedna z dziewczyn podniosła rękę i wyjąkała:



– Cóż… Wydaje mi się, że to była inna sytuacja, bo… Bo nikt nie zginął.



Dało się słyszeć szmer wyrażający zgodę. Riley zauważyła, że inny mężczyzna wszedł na salę. Był to Dr Dexter Zimmerman, kierownik Katedry Psychologii. Wyglądało na to, że Zimmerman stał wcześniej za drzwiami i słuchał dyskusji. Kiedyś przez jeden semestr miała z nim zajęcia – psychologię społeczną. Był starszym, pomarszczonym mężczyzną o miłym wyrazie twarzy. Riley wiedziała, że Dr Hayman traktował go jak swojego mentora, niemal wielbił go. Podobnie zresztą jak wielu studentów. Riley miała mieszane odczucia w stosunku do Profesora Zimmermana. Był inspirującym nauczycielem, ale z jakiegoś powodu nie umiała się do niego przekonać tak jak inni. Nie była do końca pewna dlaczego.



Hayman wyjaśnił studentom:



– Poprosiłem Doktora Zimmermana, by wstąpił do nas i wziął udział w dzisiejszej dyskusji. Myślę, że powinien być w stanie nam pomóc. To jeden z najmądrzejszych ludzi, jakich znam.



Zimmerman zarumienił się i zaśmiał się lekko. Hayman spytał:



– I jakie są pana wrażenia na podstawie tego, co powiedzieli moi studenci?



Zimmerman przekręcił głowę i zamyślił się przez chwilę. Potem rzekł:



– Cóż, przynajmniej części studentów wydaje się, że w grę wchodzi jakaś różnica, jeśli chodzi o aspekt moralny. Jeśli nie pomożesz komuś, a jemu coś się stanie, to postąpiłeś źle – ale jeśli nie będzie z tego tytułu żadnych negatywnych konsekwencji, to postąpiłeś w porządku. Ja jednak takiego podziału nie widzę. Zachowania niczym się nie różnią. Różne konsekwencje nie mają wpływu na to, czy czyjeś postępowanie jest złe lub nie.



Salę ogarnął szum, gdy do studentów dotarło to, co powiedział Zimmerman.



Hayman spytał go:



– Czy to oznacza, że każdy z nas powinien być dręczony przez wyrzuty sumienia, tak jak Riley i Trudy?



Zimmerman wzruszył ramionami.



– A może właśnie wręcz przeciwnie. Czy poczucie winy przynosi nam jakiekolwiek korzyści? Czy przywróci ono życie tej młodej dziewczynie? Być może są jakieś bardziej odpowiednie uczucia, które powinniśmy teraz odczuwać.



Zimmerman stanął przed biurkiem i nawiązał kontakt wzrokowy ze studentami.



– Ci z was, którzy nie byli bliskimi przyjaciółmi Rhei, niech mi powiedzą – co czujecie wobec jej przyjaciółek, Riley i Trudy?



Zapanowała cisza. Nagle dało się słyszeć parę szlochów, które rozległy się na sali, co zaskoczyło Riley. Jedna dziewczyna powiedziała łamiącym się głosem:



– O rety, tak bardzo mi ich szkoda.



Inna powiedziała:



– Riley, Trudy – tak bardzo chciałabym, byście nie czuły się winne. Nie powinnyście tak się czuć. To, co spotkało Rheę i tak jest okropne samo w sobie. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, przez co musicie teraz przechodzić.



Słychać było potwierdzenie ze strony innych studentów. Zimmerman uśmiechnął się ze zrozumieniem do wszystkich i powiedział:



– Domyślam się, że część z was wie, że moją specjalnością jest patologia kryminalistyczna. Przez całe życie próbuję zrozumieć rozumowanie przestępcy. A przez ostatnie trzy dni, próbowałem zrozumieć tę zbrodnię. Jak na razie jestem pewien tylko jednej rzeczy. To zabójstwo miało charakter osobisty. Morderca znał Rheę i chciał jej śmierci.



I znowu Riley nie mogła zrozumieć czegoś tak niepojętego… Ktoś nienawidził Rheę do takiego stopnia, by ją zabić?



Wtedy Zimmerman dodał:



– Jakkolwiek strasznie by to nie brzmiało, mogę Was zapewnić o jednej rzeczy. On nie zabije ponownie. Jego celem była Rhea; nikt więcej. Dodatkowo, jestem pewien, że policja niedługo go złapie.



Oparł się o krawędź biurka i rzekł:



– Powiem wam coś. Gdziekolwiek morderca jest w tej chwili i cokolwiek robi, nie jest on w stanie czuć tego wszystkiego, co wy czujecie. Nie ma on sobie współczucia dla cierpienia drugiej osoby – nie mówiąc już o empatii, którą naprawdę czuć w tym pomieszczeniu.



Zapisał słowa “współczucie” i “empatia” na dużej białej tablicy.



Spytał:



– Czy ktoś mógłby mi przypomnieć różnicę między tymi dwoma słowami?



Riley zdziwiła się na widok Trudy zgłaszającej się do odpowiedzi.



– Mówimy o współczuciu, kiedy przejmujemy się uczuciami drugiej osoby. Empatia to dosłownie odczuwanie uczuć kogoś innego – powiedziała Trudy.



Zimmerman pokiwał głową i zanotował definicje podane przez Trudy.



– Zgadza się – podsumował. – Zatem sugeruję nam wszystkim, byśmy na bok odłożyli poczucie winy. Skupmy się zamiast tego na naszej zdolności do empatii. To właśnie ona różni nas od najgorszych potworów tego świata. I jest bardzo cenna – zwłaszcza w takich momentach jak ten.

 



Hayman wydawał się zadowolony, słysząc obserwacje Zimmermana.



Powiedział:



– Jeśli nikt nie ma nic przeciwko, myślę, że na tym możemy zakończyć dzisiejsze zajęcia. Były one dość intensywne, ale mam nadzieję, że także pomocne. Pamiętajcie: wszyscy przeżywacie teraz silne emocje – nawet ci z was, którzy nie byli aż tak blisko z Rheą. Nie oczekujcie, że żal, szok czy przerażenie znikną lada moment. Dajcie im czas. Są naturalną częścią procesu leczenia traumy. Nie bójcie się także zwrócić się o pomoc do psychologów uczelnianych albo do siebie nawzajem. Lub nawet do mnie czy do Doktora Zimmermana.



Gdy studenci wstali z ławek, Zimmerman zawołał…



– Zanim się rozejdziecie, uściśnijcie Riley i Trudy. Nie zaszkodzi im to.



Pierwszy raz podczas zajęć, Riley poczuła irytację.



Skąd on może wiedzieć, czy potrzebuję, żeby mnie ktoś przytulił.



Prawda była taka, że uściski to była ostatnia rzecz, której jej teraz było trzeba. Nagle sobie przypomniała – to właśnie to zniechęcało ją do Doktora Zimmermana, kiedy miała z nim zajęcia. Zawsze był zbyt przytulaśny na jej gust, był dość wylewny w wielu sytuacjach, i lubił mówić studentom, żeby się uściskali. Wydawało jej się to dość dziwne jak na psychologa, który specjalizował się w patologii kryminalistycznej. Było to tym bardziej dziwne jak na kogoś, kto tak duży nacisk kładł na empatię. Koniec końców, skąd mógł on wiedzieć, czy ona i Trudy chciały być przytulone czy nie? Nawet ich nie spytał.



Jak empatyczne jest coś takiego?



Riley nie mogła oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę pozował. Mimo wszystko stała tam ze stoickim spokojem, podczas gdy studenci jeden za drugim podchodzili, by przytulić ją ze współczuciem. Niektórzy nawet płakali. Widziała, że Trudy nie przeszkadzało bycie w centrum uwagi. Uśmiechała się przez łzy przy każdym uścisku.



Może to tylko ja tak mam, pomyślała Riley. zy coś z nią było nie w porządku? Może nie miała takich samych uczuć jak inni ludzie. Wkrótce przytulanie dobiegło końca, a większość studentów opuściła salę, łącznie z Trudy. Profesor Zimmerman także. Riley ucieszyła się, że mogła zostać chwilę sam na sam z Doktorem Haymanem. Podeszła do niego i powiedziała:



– Dziękuję za to przemówienie o poczuciu winy i odpowiedzialności. Naprawdę potrzebowałam to usłyszeć.



Uśmiechnął się do niej i odparł:



– Cieszę się się, że mogłem pomóc. Wiem, że to musi być bardzo trudne dla ciebie.



Riley opuściła głowę na chwilę, zbierając się do powiedzenia czegoś, co naprawdę chciała powiedzieć.



– Doktorze Hayman, pewnie nie pamięta pan, ale byłam w pana grupie na wprowadzeniu do psychologii na pierwszym roku studiów.



– Pamiętam – powiedział.



Riley nerwowo przełknęła ślinę i wyznała:



– Cóż, zawsze chciałam panu powiedzieć… Bardzo mnie pan zainspirował, by studiować psychologię jako mój główny kierunek.



Hayman wyglądał na nieco zaskoczonego.</p

To koniec darmowego fragmentu. Czy chcesz czytać dalej?