Za darmo

Sen

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Znowu mnie aresztowali – powiedziałem sobie – ale za co?

– Nie twoje dieło, a tam razbierut7.

Poszedłem z nimi, ale żołnierze zaprowadzili mnie tylko do Miki i wydali rozkaz:

– Idź na czarną kawę!

Tak więc z rozkazu władzy wyższej poszedłem na czarną kawę. U Miki byli właśnie zebrani moi znajomi: Andrzej, Edward, Stasiek, Jan, Franciszek. Był też pan Antoni, który w ogóle rzadko do nas przychodził.

Na Franka boczyłem się nieco.

– Cóżeś to ty gadał tam, na moim pogrzebie? że ja to nic, że niby trzeba mnie zarznąć?

– W każdym razie jesteś poza wszelką produkcją. Rozumiesz? Ale tu nie o to idzie. Posłuchaj, co opowiada pan Antoni. Ważna sprawa.

Jakoż istotnie wszyscy otoczyli pana Antoniego, a ten z uroczystym grobowym wyrazem twarzy mówił:

– Moi panowie, straszliwą prawdę muszę wam powiedzieć. Zawsze byłem trochę cynik, ale dzisiaj sumienie mnie dręczy. Zamordowałem swoją babkę, a teraz idę się oddać w ręce policji.

Byliśmy wzruszeni zarówno tragicznym wyznaniem p. Antoniego, jak i jego heroizmem – i postanowiliśmy wszyscy towarzyszyć mu do komisariatu policji.

P. Antoni miał minę tak zdecydowaną, że widać było na jego twarzy wielkie pragnienie pokuty. Szliśmy teraz ulica Chłodną do cyrkułu8, gdy postać p. Antoniego, który pewnym krokiem szedł między nami, zaczęła się jakoś zacierać, niewyraźnieć, stawała się mglistą, eteryczną, przezroczystą i niewidzialną… I gdyśmy stanęli u wrót cyrkułu – pan Antoni rozpłynął się jak mgła i zniknął bez śladu. Nie było go wcale!

– Rozpuścił się w kwasie policyjnym – rzekł pan Stanisław, chemik z zawodu.

– To nie ma żadnego związku ze sprawą produkcji – zdecydował Franek. – Wracajmy do Miki na kawę.

Powróciliśmy zatem do kawiarni. Tu jednak czekały mnie nowe przykrości: przy jednym ze stolików siedziała owa panienka, co miała po jedenaście palców u każdej ręki – i spoglądała na mnie okiem pełnym żalu. Byłem bardzo zmieszany – i udawałem, że jej nie widzę, gdy naraz jakiś nieznajomy jegomość zjawił się przy mnie: stał naprzeciw mego krzesła, ręce trzymał w kieszeni i, patrząc na mnie, pękał – jak to mówią, ze śmiechu.

– Ależ bój się Boga – rzecze – przecież Maraksudi to fabryka papierosów.

Z przerażeniem patrzyłem na tego człowieka, zacząłem drżeć całym ciałem z trwogi, zacząłem szczękać zębami i zimny pot wystąpił mi na czoło.

– Maraksudi – fabryka papierosów! – zawołałem wylękniony – i naraz się przebudziłem…

*

– Maraksudi – fabryka papierosów! – szeptałem na jawie.

Wygnany zostałem z krainy snów. Ale po przebudzeniu jeszcze byłem przepełniony zgrozą!

Koniec końców ostrzeżenie co do imienia Maraksudi zapamiętałem, a potem, oprzytomniawszy, zacząłem sobie opowiadać całe widzenie senne od początku.

Muszę teraz dać małe wyjaśnienie. Wśród rozmaitych moich rozprawek z pism zagranicznych było coś o pisarzach arabskich, gdzie wspomniany był autor z IX wieku Masudi. Od czterech miesięcy artykuł był złożony i leżał w drukarni. Redakcja, zapewne z powodu nieaktualności tematu, trzymała tę rzecz w odwodzie. Owóż, robiąc korektę, z jakichś nieokreślonych przyczyn – zacząłem się baczniej przyglądać temu imieniu Masudi. Wydało mi się ono jakoś za mało arabskie; Masudi uważałem za błąd i naraz mi się przywidziało, że nazwisko to brzmiało inaczej. Ale jak? Próbowałem na rozmaite sposoby i nareszcie stało mi się jasno, imię to było Maraksudi – i takem skorygował. Potem zapomniałem o tym zupełnie, jak o wielu innych rzeczach.

Minęły cztery miesiące – i oto naraz we śnie najniespodziewaniej ostrzegł mnie jakiś nieznajomy.

Nazajutrz rano, skoro tylko wyszedłem na miasto, postanowiłem rzecz zbadać – i chodziłem od trafiki9 do trafiki.

– Proszę mi dać papierosów z fabryki Maraksudi.

– Nie ma – nie ma! – odpowiadano mi wszędzie. Nikt nie znał tej fabryki i już zacząłem drwić sam ze siebie, że wierzę nieznajomemu panu, którego widziałem we śnie. Naraz na pewnym sklepie ujrzałem napis:

 
Skład główny wyrobów tabacznych fabryki
I. N. Maraksudi w Symferopolu
 

– Jest!

Kupiłem paczkę tych papierosów i zacząłem się im przyglądać. Były to papierosy zupełnie te same, które paliliśmy tajemnie, jako uczniowie II i III klasy.

Tyle lat minęło, zapomniałem o nich zupełnie; zapomniałem o tym bardziej jeszcze, niż o moim artykule, gdy oto we śnie przez jakąś cerebrację10 nieświadomą zostałem ostrzeżony.

Naturalnie artykuł poprawiłem.

Taki był mój sen i jego wynik w życiu realnym. Dodam tu, że wszystko opowiedziałem dosłownie tak, jak mi widzenia senne pokazały – i że od siebie nie dodałem ani też nie ująłem ani jednego słowa.

7Nie twoje dieło, a tam razbierut (ros.) – nie twoja sprawa, a tam to sprawdzą. [przypis edytorski]
8cyrkuł – komisariat policji w zaborze rosyjskim. [przypis edytorski]
9trafika – sklep z wyrobami tytoniowymi. [przypis edytorski]
10cerebracja (daw.) – aktywność mózgu. [przypis edytorski]

Inne książki tego autora