Czytaj książkę: «Na Olimpie»
Noc wiosenna, cicha, srebrna, pachnąca jaśminem, rosista! Nad Olimpem1 płynie księżyc w pełni. W blasku jego śnieżny szczyt świeci smutnym, jasnozielonym światłem.
Poniżej, nad doliną Tempe, czernieją gąszcze świdwy2, rozkołysane od pieśni słowiczych, od próśb, jęków, wołań, zaklęć, westchnień, omdleń. Płyną one jak głosy fujarek i fletni, przepełniają noc, padają i kapią na kształt wielkich kropli gęstego dżdżu, leją się jak strumień.
Chwilami milkną i wówczas nastaje taka cisza, że słychać niemal śniegi topniejące na wysokościach pod ciepłym tchnieniem maja.
Cudna noc! ambrozyjska! wiosenna!
W taką to noc przyszli Piotr i Paweł i zasiedli na upłazie3, aby złożyć sąd nad starymi bogami. Na głowach mieli świetliste obrączki, które rozświecały ich siwe włosy, zmarszczone brwi i surowe oczy. Poniżej, w cieniu głębokim buków, bielił się tłum bogów opuszczonych, zapomnianych, trwożnych i czekających na wyrok zatraty.
Piotr skinął ręką. Na ów znak z tłumu wystąpił pierwszy Zeus Chmurozbiórca i szedł ku Apostołom potężny jeszcze i ogromny, jakby z marmuru przez Fidiasza wykuty, ale zgrzybiały już i posępny. Stary orzeł ze złamanym skrzydłem wlókł się u jego nóg, a siny, miejscami zrudziały od rdzy i przygasły grom wysuwał się z drętwej prawicy dawnego ojca bogów i ludzi.
Lecz gdy stanął przed Apostołami, poczucie prastarej wszechmocy napełniło mu pierś olbrzymią.