Czytaj książkę: «Powody do ucieczki», strona 3

Czcionka:

Rozdział 6

Narożna kawiarnia znajdowała się po północnej stronie przejścia podziemnego pod drogą ekspresową we wschodnim Boston. Był to jednopiętrowy ceglany budynek z dużymi oknami i prostym szyldem głoszącymKawiarnia”. Okna lokalu były zaciemnione.

Avery zaparkowała tuż przy wejściu do drzwi i wysiadła.

Ściemniło się. Na południowym zachodzie widać było pomarańczowo-czerwono-żółtą łunę nad horyzontem. Po przeciwnej stronie ulicy znajdował się sklep spożywczy. Domy mieszkalne zajmowały resztę ulicy. Okolica była cicha i skromna.

– Załatwmy to – powiedział Ramirez.

Po długim dniu spędzonym na spotkaniu Ramirez wydawał się nabuzowany i gotowy do akcji. Jego zapał zmartwił Avery. Gangi nie lubią podskakujących gliniarzy przeprowadzających inwazję na ich teren, pomyślała. A zwłaszcza tych bez nakazu, którzy dysponują tylko poszlakami.

– Spokojnie – powiedziała. – Ja zadam pytania. Żadnych gwałtownych ruchów. Żadnych docinek, dobrze? Jesteśmy tutaj, aby zadać pytania i sprawdzić, czy mogą pomóc.

– Oczywiście.

Ramirez zmarszczył brwi. Jego język ciała powiedział coś innego.

Gdy weszli do kawiarenki, rozległ się dźwięk dzwonka.

W niewielkiej przestrzeni znajdowały się cztery boksy z wyściełanymi czerwonymi kanapami i jeden kontuar, w którym ludzie mogli zamawiać kawę i inne produkty śniadaniowe przez cały dzień. W menu znajdowało się zaledwie piętnaście pozycji, a w samej kawiarni było niewielu klientów.

Dwóch starych, szczupłych Latynosów, którzy mogli być bezdomni, piło kawę przy jednym ze stolików po lewej stronie. Przy innym młodszy od nich dżentelmen w okularach przeciwsłonecznych i czarnym filcowym kapeluszu siedział przygarbiony i zwrócony w stronę drzwi. Miał na sobie czarny podkoszulek. Pistolet był wyraźnie umieszczony kaburze na pasku na ramię. Avery spojrzała na jego buty. Osiem i pół, pomyślała. Dziewięć, w najlepszym wypadku.

– Puta – wyszeptał na widok Avery.

Starsi mężczyźni wydawali się nieświadomi ich obecności.

Za ladą nie było widać szefa kuchni ani pracownika wydającego zamówienia na wynos.

– Dzień dobry – przywitała się Avery. Chcielibyśmy porozmawiać z Juanem Desoto, jeśli jest w pobliżu.

Młody człowiek roześmiał się.

Wypowiedział po hiszpańsku szybki potok słów.

– Powiedział: „pierdol się, ty policyjna kurwo ze swoim sukinsynem” – przetłumaczył Ramirez.

– Cudownie – ironizowała Avery. – Słuchaj, nie chcemy żadnych problemów – dodała i uniosła obie dłonie. – Chcemy tylko zadać Desoto kilka pytań na temat księgarni na Sumner Street, za którą najwyraźniej nie przepada.

Mężczyzna usiadł i wskazał na drzwi.

– Wypierdalaj, gliniarzu!

Avery mogła poradzić sobie z sytuacją na wiele sposobów. Mężczyzna nosił broń i domyśliła się, że jest załadowana i bez licencji. Wydawał się także gotowy do walki, mimo że tak naprawdę nic się nie wydarzyło. To, w połączeniu z pustym blatem, doprowadziło ją do przekonania, że coś może się dziać na zapleczu. Albo mają tam narkotyki, albo trzymają tam jakiegoś nieszczęsnego właściciela sklepu i właśnie tłuką go na miazgę, domyśliła się.

– Chcemy tylko porozmawiać kilka minut z Desoto – powiedziała.

– Suko! – mężczyzna warknął, wstał i wyciągnął broń.

Ramirez natychmiast wyciągnął swoją.

Dwaj starsi mężczyźni nadal pili kawę i siedzieli w milczeniu.

Ramirez zawołał zza lufy pistoletu.

– Avery?

– Wszyscy się uspokójcie – rozkazała Avery.

W okienku kuchennym za głównym kontuarem pojawił się mężczyzna – kawał chłopa, sądząc po wyglądzie samej jego szyi i okrągłych policzków. Wydawało się, że pochyla się do okna, co skracało nieco jego wzrost. Jego twarz była częściowo ukryta w lekkim cieniu. Był łysym, jasnoskórym Latynosem z humorystycznym błyskiem w oczach. Na jego ustach pojawił się uśmiech. Na zębach nosił nakładki, dzięki którym wszystkie wyglądały jak ostre diamenty. Nie można było dostrzec zewnętrznej złośliwości, ale był tak opanowany i spokojny, biorąc pod uwagę napiętą sytuację, że Avery zastanawiała się, dlaczego.

– Desoto – powiedziała.

– Tylko bez broni, bez broni – powiedział Desoto z kwadratowego okna. – Tito – zawołał – połóż broń na stole. Gliniarze, broń na stole. Tutaj nie ma broni.

– Nie ma mowy – zaprotestował Ramirez i wycelował broń w drugiego mężczyznę.

Avery poczuła krótkie ostrze, które trzymała przymocowane do kostki, na wypadek, gdyby miała kłopoty. Wszyscy też wiedzieli, że będą u Desoto. Wszystko będzie dobrze, pomyślała. Mam nadzieję.

– Odłóż to – zarządziła.

Na dowód dobrej woli Avery delikatnie wyciągnęła Glocka opuszkami palców i położyła na stole między dwoma starszymi mężczyznami.

– Zrób to samo – poleciła Ramirezowi. – Połóż to na stole.

– Cholera – wyszeptał Ramirez. – To kiepski pomysł. Niedobrze. Jednak mimo tego posłuchał jej i położył broń na stole. Drugi mężczyzna, Tito, odłożył pistolet i uśmiechnął się.

– Dziękuję – powiedział Desoto. – Nie martwcie się. Nikt nie chce waszej broni policyjnej. Będą tam bezpieczne. Wejdźcie. Porozmawiajmy.

Zniknął z pola widzenia.

Tito wskazał małe czerwone drzwi umieszczone za jedną z kabin, praktycznie niemożliwe do zauważenia.

– Ty pierwszy – nalegał Ramirez.

Tito skłonił się i wszedł.

Ramirez przeszedł obok, a Avery podążyła za nim.

Czerwone drzwi otworzyły się do kuchni. Korytarz prowadził w głąb zaplecza. Bezpośrednio przed nimi znajdowały się schody do piwnicy, strome i ciemne. Na dole były kolejne drzwi.

– Mam złe przeczucie – wyszeptał Ramirez.

– Cicho – szepnęła Avery.

W pokoju w głębi toczyła się gra w pokera. Pięciu mężczyzn, wszyscy latynoskiego pochodzenia, dobrze ubranych i uzbrojonych w pistolety, zamilkło, gdy się zbliżyli. Stół był pełen pieniędzy i biżuterii. Pod ścianami dużej przestrzeni stały kanapy. Na licznych półkach Avery zauważyła karabiny maszynowe i maczety. Były tam również kolejne drzwi. Szybkie spojrzenie na ich stopy ujawniło, że żaden z nich nie miał butów wystarczająco dużych, by dorównać zabójcy.

Z szeroko rozpostartymi ramionami i z wielkim uśmiechem na twarzy, który odsłonił metalowe nakładki na ostrych jak brzytwy zębach, Juan Desoto usiadł na kanapie. Jego ciało, napompowane i wyrzeźbione codziennymi treningami oraz, jak przypuszczała Avery, przy pomocy sterydów, przypominało bardziej ciało bardziej byka niż człowieka. Siedzący gigant na stojąco mógł mieć prawie siedem stóp wzrostu. Podobnie jego stopy – były ogromne. Co najmniej dwanaście, pomyślała Avery.

– Wyluzujcie wszyscy, wyluzujcie – rozkazał Desoto. – Grajcie dalej – rozkazał swoim ludziom. – Tito, daj im coś do picia. Czego sobie pani życzy, pani Black? – powiedział z naciskiem.

– Znasz mnie? – zapytała Avery.

– Nie znam cię – odpowiedział. – Ale słyszałem o tobie. Aresztowałaś mojego małego kuzyna Valdeza dwa lata temu i kilku moich dobrych przyjaciół z West Side Killers. Tak, mam wielu przyjaciół z innych gangów – odpowiedział na zdziwione spojrzenie Avery. – Nie wszystkie gangi walczą ze sobą jak zwierzęta. Lubię myśleć szerzej. Proszę. Co mogę ci podać?

– Dla mnie nic – powiedział Ramirez.

– Nic, dziękuję – odrzekła.

Desoto skinął głową do Tito, który opuścił pomieszczenie drogą, którą wszedł. Wszyscy mężczyźni przy stole nadal grali w karty, oprócz jednego. Dziwny człowiek na zewnątrz był uderzająco podobny do Desoto, tylko znacznie mniejszy i młodszy. Mruknął coś do Desoto i obaj odbyli płomienną rozmowę.

– To młodszy brat Desoto – przetłumaczył Ramirez. – Uważa, że powinni zabić nas oboje i wrzucić nas do rzeki. Desoto próbuje mu powiedzieć, że dlatego ciągle siedzi w więzieniu, ponieważ za dużo myśli, kiedy powinien trzymać usta zamknięte i słuchać.

– ¡Siéntate! – w końcu krzyknął Desoto.

Jego młodszy brat niechętnie usiadł, ale spojrzał ostro na Avery.

Desoto zaczerpnął tchu.

– Lubisz być policyjną celebrytką? – zapytał.

– Niezupełnie – odpowiedziała Avery. – Przez to staję się celem dla facetów takich jak ty w wydziale policji. Nie lubię być na celowniku.

– Prawda, prawda – zgodził się.

– Szukamy informacji – dodała Avery. – Kobieta w średnim wieku o imieniu Henrietta Venemeer prowadzi księgarnię na Sumner Street. Książki duchowe, nowa era, psychologia, tego typu rzeczy. Plotka głosi, że nie lubisz tego sklepu. Była nękana.

– Przeze mnie? – ze zdziwieniem wskazał na siebie.

– Przez ciebie lub twoich ludzi. Nie jesteśmy pewni. Właśnie dlatego jesteśmy tutaj.

– Dlaczego miałabyś wchodzić aż do jaskini diabła, by zapytać o jakąś kobietę z księgarni? Proszę, wytłumacz mi to.

Nic na jego twarzy nie wskazywało, żeby znał Henriettę lub wiedział coś o księgarni. Avery pomyślała, że w rzeczywistości to oskarżenie jest dla niego obraźliwe.

– Została zamordowana zeszłej nocy – powiedziała Avery i zwróciła szczególną uwagę na mężczyzn w pokoju i ich reakcje. – Miała skręcony kark i była przywiązana do jachtu w marinie przy Marginal Street.

– Dlaczego miałbym to zrobić? – zapytał.

– Właśnie tego chcemy się dowiedzieć.

Desoto zaczął ze wzburzeniem mówić do swoich ludzi bardzo szybko po hiszpańsku. Jego młodszy brat i inny mężczyzna wydawali się naprawdę zirytowani, że zostaną oskarżeni o coś tak wyraźnie poniżej ich poziomu. Pozostali trzej podczas przesłuchania zdradzali jednak zakłopotanie. Nastąpiła kłótnia. W pewnym momencie Desoto wstał rozgniewany, pokazując swój pełny wzrost i rozmiar.

– Tych trzech było już w sklepie – szepnął Ramirez. – Okradli go dwa razy. Desoto jest wkurzony, ponieważ słyszy o tym po raz pierwszy i nigdy nie dostał swojej działki.

Z głośnym rykiem Desoto wbił pięść w stół i przełamał go na pół. Rachunki, pieniądze i biżuteria spadły na ziemię. Naszyjnik prawie uderzył w twarz Avery, aż musiała się oprzeć o drzwi. Wszystkich pięciu mężczyzn odsunęło swoje krzesła od stołu. Młodszy brat Desoto krzyknął z frustracji i uniósł ręce. Desoto koncentrował swoją furię w szczególności na jednym człowieku. Wskazywał palcem twarz mężczyzny i z obu stron leciały groźby.

– To ten facet zabrał pozostałych do sklepu – szepnął Ramirez. – Ma kłopoty.

Desoto odwrócił się z szeroko otwartymi ramionami.

– Przepraszam – powiedział. – Moi ludzie rzeczywiście zaczepili tę kobietę w jej sklepie. Dwukrotnie. Ja słyszę o tym po raz pierwszy.

Serce Avery biło teraz szybko. Znajdowali się w izolowanym pokoju pełnym gniewnych przestępców z bronią i niezależnie od słów i gestów Desoto, jego obecność sama w sobie była zastraszająca, a jeśli plotki były prawdziwe, był wielokrotnym mordercą. Teraz dotyk jej małego ostrza, które znajdowało się teraz tak daleko poza zasięgiem, nie był tak pocieszający, jak myślała.

– Dzięki – powiedziała Avery. – Aby upewnić się, że jesteśmy po tej samej stronie, powiedz mi: czy któryś z twoich ludzi miałby powód do zabicia Henrietty Venemeer?

– Nikt nie zabija bez mojej zgody – stwierdził stanowczo.

– Ciało Venemeer zostało dziwnie umieszczone na jachcie – naciskała Avery. – Na widoku całego portu. Narysowano gwiazdę nad jej głową. Czy to cokolwiek dla ciebie znaczy?

– Czy pamiętasz mojego kuzyna? – zapytał Desoto. – Michael Cruz? Taki mały koleś? Chudy?

– Nie.

– Złamałaś mu rękę. Zapytałem go, jak mała dziewczynka mogła go pokonać, a on odpowiedział, że jesteś bardzo szybka i bardzo silna. Myślisz, że poradziłabyś sobie ze mną, Black?

To był początek równi pochyłej.

Avery czuła, że Desoto był znudzony. Odpowiedział na ich pytania, a teraz był znudzony i wściekły, a poza tym w prywatnym pomieszczeniu w podziemiach kawiarni miał dwóch nieuzbrojonych gliniarzy. Nawet mężczyźni, którzy grali w pokera, byli teraz całkowicie zaabsorbowani ich dwojgiem.

– Nie – odezwała się. – Myślę, że możesz mnie zamordować w walce wręcz.

– Wierzę w oko za oko – oświadczył Desoto. – Uważam, że kiedy podaje się informacje, należy je otrzymywać. Równowaga – podkreślił – jest bardzo ważna w życiu. Podałem ci informacje. Aresztowałaś mojego kuzyna. Wzięłaś ode mnie dwukrotnie. Rozumiesz? – zapytał. – Jesteś mi coś winna.

Avery cofnęła się i przybrała swoją tradycyjną postawę jujitsu, nogi ugięte i lekko rozstawione, ramiona wysoko i ręce otwarte pod brodą.

– Co jestem ci winna? – zapytała.

Desoto tylko chrząknął, skoczył do przodu, wziął zamach prawą rękę i uderzył pięścią.

Rozdział 7

W umyśle Avery pomieszczenie opróżniło się. Zrobiło się ciemno i widziała tylko pięciu mężczyzn, czuła Ramireza obok niej i patrzyła, jak pięść Desoto zbliża się do jej twarzy. Nazywała to mgłą, miejscem, w którym często bywała w czasach, kiedy dużo biegała – innym świecie, oddzielonym od jej fizycznej egzystencji. Jej instruktor jujitsu nazwał to „najwyższą świadomością”, miejscem, w którym skupienie stało się selektywne, więc zmysły były bardziej wyostrzone wokół konkretnych obiektów.

Obróciła się w kierunku ramienia Desoto i chwyciła go za nadgarstek. W tym samym czasie wypchnęła biodro z powrotem w jego ciało, aby wykorzystać jego siłę, a ona wykorzystała swój pęd, by rzucić go na drzwi do piwnicy. Drewno pękło i gigant z łoskotem runął na ziemię.

Nie wypadając z rytmu, Avery odwróciła się i kopnęła napastnika w brzuch. Potem wszystko poruszało się w zwolnionym tempie. Każdy z pięciu mężczyzn został wzięty na celownik tak, aby odniósł maksymalne obrażenia przy minimalnej agresji. Uderzenie w gardło sprawiło, że jeden padł na ziemię. Kopnięcie w pachwinę, a potem szybka rotacja w tył i inny mężczyzna uderzył o rozbity stół. Na sekundę straciła z oka młodszego brata Desoto. Odwróciła się, by zobaczyć, jak ma zamiar uderzyć ją parą mosiężnych kastetów. Nagle Ramirez wyskoczył i powalił go na ziemię.

Desoto ryknął i złapał Avery w uścisku niedźwiedzia od tyłu.

Jego ciało było ciężkie jak blok cementowy. Avery nie mogła złamać jego uścisku. Kopnęła w powietrze. Podniósł ją i rzucił o ścianę.

Avery uderzyła o regał, który w całości przewrócił się jej na głowę, gdy upadła na ziemię. Desoto kopnął ją w brzuch. Cios był tak silny, że aż ją podniósł. Kolejne kopnięcie i szyja odgięła się do tyłu. Desoto zszedł do parteru. Jego grube ramiona chwyciły ją za szyję, dławiąc ją niebezpiecznie. Szybko podniósł ją do góry tak, że jej nogi wisiały w powietrzu.

– Mógłbym ci złamać kark – wyszeptał – jak gałązkę.

Była oszołomiona.

Jej myśli były mętne od ciosów. Oddychała z trudem.

Skup się, rozkazała sobie. Albo zginiesz.

Próbowała przewrócić jego ciało lub złamać chwyt rękami. Żelazny uścisk trzymał ją mocno. Coś uderzyło w plecy Desoto. Opuścił stopy Avery na ziemię i spojrzał za siebie, by zobaczyć Ramireza z krzesłem.

– To cię nie bolało? – zapytał Ramirez.

Desoto warknął.

Avery zebrała się, uniosła stopę i wbiła piętę w jego palce.

– Ach! – zawył.

Miał na sobie biały T-shirt z guzikami, jasnobrązowe szorty i klapki. Pięta Avery złamała mu dwie kości. Instynktownie ją puścił, a zanim był gotowy, by znów ją złapać, Avery była już na nogach. Po jednym szybkim uderzeniu w gardło dźgnęła go w splot słoneczny.

Stalowy kij leżał na ziemi.

Podniosła go i uderzyła go w głowę.

Desoto natychmiast zwiotczał.

Dwóch już załatwiła, w tym jego młodszego brata. Trzeci – który obserwował jej bitwę z Desoto – rozszerzył oczy ze zdziwienia. Wyciągnął broń. Avery uderzył jego dłoń kijem, następnie obróciła się, wykorzystując zamach i uderzyła go w twarz. Rozbił się o ścianę.

Dwóch ostatnich mężczyzn wyprzedziło Ramireza.

Avery wbiła kij pod kolano jednego z facetów. Odwrócił się. Opuściła stal na jego pierś i kopnęła go mocno w twarz. Drugi mężczyzna uderzył ją w szczękę, a następnie z wrzaskiem przewrócił ją na stół do pokera.

Razem upadli na ziemię.

Mężczyzna znalazł się na wierzchu i z góry zadawał jej kolejne ciosy. Avery w końcu złapała go za nadgarstek i przeturlała się. Spadł z niej, a ona była w stanie obrócić się i złapać go za ramię. Avery leżała prostopadle do jego ciała. Jej nogi były ponad jego brzuchem, a jego ramię było wyprostowane i mocno naciągnięte.

– Puszczaj! Puszczaj! – zaszlochał.

Uniosła nogę i kopnęła go w twarz, aż zemdlał.

– Pierdol się! – wrzasnęła.

W pokoju było cicho. Wszystkich pięciu mężczyzn, w tym Desoto, straciło przytomność.

Ramirez jęknął i padł na kolana.

– Jezu… – wyszeptał.

Avery zauważyła pistolet na podłodze. Chwyciła go i wskazała na drzwi do piwnicy. Gdy tylko wycelowała, pojawił się Tito.

– Nie podnoś tej broni! – wrzasnęła. – Słyszysz? Nie rób tego.

Tito spojrzał na broń, którą trzymał w dłoni.

– Jeśli podniesiesz tę broń, będę strzelać.

Scena w pokoju była dla Tito nierealna. Gdy zobaczył Desoto, aż otworzył usta ze zdziwienia.

– Ty to wszystko zrobiłaś? – zapytał poważnie.

– Rzuć broń!

Tito skierował broń na nią.

Avery oddała dwa strzały w jego klatkę piersiową i odesłała go z powrotem na schody.

Rozdział 8

Avery trzymała worek z lodem nad okiem przed kawiarnią. Pod nim pulsowały dwa paskudne siniaki, a jej policzek był cały spuchnięty. Trudno jej było też oddychać, więc pomyślała, że złamała żebro, a jej szyja nadal była obolała i czerwona od mocnego uścisku Desoto.

Mimo obrażeń, Avery czuła się dobrze. Nawet lepiej niż dobrze. Zdołała się obronić przed gigantycznym zabójcą i pięcioma innymi mężczyznami.

Zrobiłaś to, pomyślała.

Spędziła lata na nauce walki, niezliczone lata i godziny, kiedy była jedyną osobą w dojo, po prostu walcząc sama ze sobą. Wcześniej brała udział w innych walkach, ale w żadnej z nich z pięcioma facetami na raz i na pewno nie z kimś tak potężnym jak Desoto.

Ramirez usiadł na krawężniku. Od wyjścia z piwnicy był o krok od zapaści. W porównaniu z Avery był w złej kondycji: twarz pełna była skaleczeń i opuchniętych plam oraz ciągłych zawrotów głowy.

– Tam na dole byłaś jak zwierzę – mruknął. – Jak zwierzę…

– Dzięki? – zapytała.

Knajpka Desoto była w samym sercu A7, więc Avery poczuła się zobowiązana poprosić Simmsa o wsparcie. Na miejscu była karetka, a także liczni policjanci z A7, którzy zgarnęli Desoto i jego ludzi za napaść, posiadanie broni i kilka innych drobnych wykroczeń. Ciało Tito – owinięte w czarną torbę – zostało wyniesione jako pierwsze i załadowane z tyłu karetki.

Pojawił się Simms i potrząsnął głową.

– Ale tam bałagan – powiedział. – Dzięki za dodatkową papierkową robotę.

– Wolałbyś, żebym zadzwoniła do moich ludzi?

– Nie – przyznał – chyba nie. Mamy trzy różne wydziały, które próbują znaleźć coś na Desoto, więc to może wreszcie im pomóc. Nie wiem, co sobie myślałaś, wchodząc w to miejsce bez wsparcia, ale dobra robota. Jak załatwiłaś sama wszystkich sześciu?

– Miałam pomoc – Avery skinęła głową Ramirezowi.

Ramirez podniósł rękę w podziękowaniu.

– A co z tym ciałem z jachtu? – zapytał Simms. – Jakiś związek?

– Wydaje mi się, że nie. – Dwóch jego ludzi dwukrotnie napadło na księgarnię. Desoto był tym zaskoczony i wkurzony. Jeśli dwaj pozostali sprzedawcy potwierdzą tę historię, myślę, że to jasne. Chcieli pieniędzy, a nie zabić właściciela sklepu.

Pojawił się inny glina i pomachał do Simmsa.

Simms lekko klepnął Avery w ramię.

– Może chcesz się stąd wydostać – rzucił. – Zaraz ich wyprowadzą.

– Nie – odparła Avery. – Chciałabym go zobaczyć.

Desoto był tak duży, że musiał opuścić lokal frontowymi drzwiami. Po obu jego stronach szło po dwóch gliniarzy i jeszcze jeden za jego plecami. W porównaniu do wszystkich innych wyglądał jak gigant. Jego ludzie zostali wyprowadzeni za nim. Wszystkich poprowadzono do policyjnej furgonetki. Gdy Desoto zbliżył się do Avery, zatrzymał się i odwrócił. Żaden z funkcjonariuszy nie był w stanie go ruszyć.

– Black – zawołał.

– Co? – zapytała.

– Pamiętasz, jak mówiłaś o byciu na celowniku?

– Co?

– Klik, klik, bum – powiedział, puszczając jej oko.

Patrzył na nią jeszcze przez sekundę, zanim pozwolił policji załadować się do furgonetki.

Puste groźby były częścią tej pracy. Avery nauczyła się tego dawno temu, ale ludzie tacy jak Desoto byli prawdziwi. Na zewnątrz, niewzruszona, wpatrywała w niego, aż odszedł, ale w środku ledwie dawała sobie radę.

– Potrzebuję się napić – oświadczyła.

– Nie ma mowy – mruknął Ramirez. – Czuję się jak gówno.

– Powiem ci coś – powiedziała. – W którym tylko barze sobie życzysz. Ty wybierasz.

Natychmiast się ożywił.

– Naprawdę?

Avery nigdy nie zaproponowała, że pójdzie z nim do baru, do którego chciał. Kiedy wychodził na drinka, pił razem z ekipą, podczas gdy Avery wybierała ciche, kameralne knajpki w swoim sąsiedztwie. Odkąd byli czymś w rodzaju pary, Avery nigdy nie wyszła na drinka ani z nim, ani z nikim innym z wydziału.

Ramirez zerwał się w zachwycie, ale szybko przystopował.

– Znam doskonałe miejsce – oznajmił.

Darmowy fragment się skończył.

12,37 zł