Za darmo

Wyprawa Bohaterów

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Wyprawa Bohaterów
Wyprawa Bohaterów
Darmowy audiobook
Czyta Piotr Bajtlik
Szczegóły
Wyprawa Bohaterów
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Wyprawa Bohaterów

(Księga 1 Kręgu Czarnoksiężnika)

Morgan Rice

Przekład: Michał Głuszak

Tytuł oryginału

A Q U E S T O F H E R O E S


O autorce

Morgan Rice plasuje się na samym szczycie listy najpopularniejszych autorów powieści dla młodzieży. Swoją renomę zawdzięcza cyklom opowieści zatytułowanym The Vampire Journals (jedenaście ksiąg, kolejne w trakcie pisania), The Survival Trilogy (postapokaliptyczny dreszczowiec obejmujący dwie księgi, kolejna w trakcie pisania) oraz Krąg Czarnoksiężnika (epickie fantasy obejmujące już siedemnaście ksiąg, kolejne w trakcie pisania).

Książki autorstwa Morgan Rice są dostępne w wersjach audio i drukowanej i zostały przetłumaczone na język niemiecki, francuski, włoski, hiszpański, portugalski, japoński, chiński, szwedzki, holenderski, turecki, węgierski, czeski oraz słowacki (kolejne wersje językowe w trakcie opracowywania).

Morgan Rice chętnie zapoznaje się z wszelkimi opiniami czytelników. Zachęcamy do kontaktu z autorką za pośrednictwem strony internetowej www.morganricebooks.com. Można tam dopisać swój adres do listy mailingowej, otrzymać bezpłatne wersje niektórych książek i darmowe materiały reklamowe, pobrać bezpłatną aplikację, uzyskać najnowsze, niedostępne gdzie indziej informacje, połączyć się za pomocą Facebooka czy Twittera i zorientować się w aktualnych postępach prac nad kolejnymi tytułami.

Wybrane opinie o książkach Morgan Rice

Wyprawa po bohaterów zawiera wszystko, co niezbędne, aby odnieść natychmiastowy sukces: intrygę, kontrintrygę, tajemnicę, dzielnych rycerzy i bujne związki uczuciowe, obfitujące w złamane serca, podstęp i zdradę. Zadowoli czytelników w każdym wieku, zapewniając im wiele godzin rozrywki. Zalecana jako stała pozycja w biblioteczce każdemu czytelnikowi fantasy.

– Books and Movie Reviews, Roberto Mattos


Rice od samego początku świetnie wciąga czytelnika w swoją opowieść; wykorzystuje wspaniały dar opisywania, którym wykracza daleko poza zwykły opis scenerii (...). Ładnie napisane i błyskawicznie się czyta.

– Black Lagoon Reviews (z recenzji powieści Turned)


Idealna opowieść dla młodych czytelników. Morgan Rice świetnie buduje niezwykły ciąg zdarzeń (...). Orzeźwiająca i niepowtarzalna, choć zawiera klasyczne motywy znane z licznych opowieści fantasy dla młodzieży. Skupia się na losach jednej dziewczyny... jednej niezwykłej dziewczyny! Łatwo się czyta, chociaż wydarzenia następują po sobie w wyjątkowo szybkim tempie. Polecamy wszystkim miłośnikom pastelowych romansów z fantastyką w tle.

– The Romance Reviews (z recenzji powieści Turned)

Przykuła moją uwagę od razu i trzymała w napięciu aż do końca (...). To fantastyczna przygoda, od samego początku pełna szybkiej akcji. Nie ma tu ani jednej nudnej chwili.

– Paranormal Romance Guild (z recenzji powieści Turned)

Kipi akcją, romansem, przygodą i suspensem. Sięgnij po nią i zakochaj się na nowo.

– Vampirebooksite.com (z recenzji powieści Turned)


Wspaniała fabuła. To ten rodzaj książki, który ciężko odłożyć nawet w nocy. Kończy się tak nieoczekiwanym i spektakularnym akordem, że natychmiast chce się kupić kolejną część, aby zobaczyć, co się dzieje dalej.

– The Dallas Examiner (z recenzji powieści Loved)


Rywal cykli Zmierzch i Pamiętniki wampirów. Nie oprzesz się chęci czytania do ostatniej strony. Jeśli uwielbiasz przygody, romanse i wampiry, to książka właśnie dla ciebie!

– Vampirebooksite.com (z recenzji powieści Turned)


Morgan Rice po raz kolejny udowadnia swój niezwykły talent do opowiadania historii (...). Ta książka spodoba się szerokiemu gronu odbiorców, w tym także młodszym fanom gatunku fantasy i opowieści o wampirach. Kończy się mocnym akordem, który pozostawia czytelnika w stanie szoku.

– The Romance Reviews (z recenzji powieści Loved)



Listen to THE SORCERER’S RING series in audio book format!

Książki z cyklu KRĄG CZARNOKSIĘŻNIKA autorstwa Morgan Rice


A QUEST OF HEROES (Księga 1) – Wyprawa po Bohaterów

A MARCH OF KINGS (Księga 2) – Marsz Władców

A FATE OF DRAGONS (Księga 3) – Los Smoków

A CRY OF HONOR (Księga 4) – Zew Honoru

A VOW OF GLORY (Księga 5) – Blask Chwały

A CHARGE OF VALOR (Księga 6) – Szarża Walecznych

A RITE OF SWORDS (Księga 7) – Rytuał Mieczy

A GRANT OF ARMS (Księga 8) – Ofiara Broni

A SKY OF SPELLS (Księga 9) – Niebo Zaklęć

A SEA OF SHIELDS (Księga 10) – Morze Tarcz

A REIGN OF STEEL (Księga 11) – Żelazne Rządy

A LAND OF FIRE (Księga 12) – Kraina Ognia

A RULE OF QUEENS (Księga 13) – Rządy Królowych

AN OATH OF BROTHERS (Księga 14)

A DREAM OF MORTALS (Księga 15)

A JOUST OF KNIGHTS (Księga 16)

THE GIFT OF BATTLE (Księga 17)

THE SURVIVAL TRILOGY

ARENA ONE: SLAVERSUNNERS (Book #1)

ARENA TWO (Book #2)


THE VAMPIRE JOURNALS

TURNED (Book #1)

LOVED (Book #2)

BETRAYED (Book #3)

DESTINED (Book #4)

DESIRED (Book #5)

BETROTHED (Book #6)

VOWED (Book #7)

FOUND (Book #8)

RESURRECTED (Book #9)

CRAVED (Book #10)

FATED (Book #11)

Copyright © 2012 by Morgan Rice


All rights reserved. Except as permitted under the U.S. Copyright Act of 1976, no part of this publication may be reproduced, distributed or transmitted in any form or by any means, or stored in a database or retrieval system, without the prior permission of the author.


This ebook is licensed for your personal enjoyment only. This ebook may not be re-sold or given away to other people. If you would like to share this book with another person, please purchase an additional copy for each recipient. If you’re reading this book and did not purchase it, or it was not purchased for your use only, then please return it and purchase your own copy. Thank you for respecting the hard work of this author.


This is a work of fiction. Names, characters, businesses, organizations, places, events, and incidents either are the product of the author’s imagination or are used fictionally. Any resemblance to actual persons, living or dead, is entirely coincidental.

Jacket image Copyright RazoomGame, used under license from Shutterstock.com.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

ROZDZIAŁ DRUGI

ROZDZIAŁ TRZECI

ROZDZIAŁ CZWARTY

ROZDZIAŁ PIĄTY

ROZDZIAŁ SZÓSTY

ROZDZIAŁ SIÓDMY

ROZDZIAŁ ÓSMY

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

ROZDZIAŁ JEDENASTY

ROZDZIAŁ DWUNASTY

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

ROZDZIAŁ SZESNASTY

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY

– Niespokojna ta głowa, co koronę nosi –

William Shakespeare, Henryk IV, cz. II

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Na najwyższym pagórku niziny Zachodniego Królestwa Kręgu stał chłopiec. Spoglądał na północ, gdzie na nieboskłon wschodziło pierwsze ze słońc. Po horyzont, jak okiem sięgnąć, ciągnęły się zielone wzgórza, a ich szczyty i dzielące je doliny wznosiły się i opadały niby wielkie garby. W ciemnopomarańczowych promieniach pierwszego słońca poranna mgła skrzyła się magią, jakby w odpowiedzi na rozterki chłopca. Rzadko wstawał tak wcześnie czy zapuszczał się tak daleko od domu, nigdy też nie wspinał się równie wysoko, bo wiedział, że rozgniewałoby to jego ojca. Tego dnia jednak było mu wszystko jedno. Zasady i obowiązki, które przytłaczały go dotąd przez czternaście lat życia, przestały się liczyć. Ten dzień był bowiem inny od wszystkich. Tego dnia upominało się o niego przeznaczenie.

Thorgrin z klanu McLeodów z Południowej Prowincji Królestwa Zachodu– dla wszystkich, których lubił, po prostu Thor – najmłodszy z czterech braci, a przy tym najmniej lubiany przez ojca, całą noc nie spał, nie mogąc doczekać się tego dnia. Z oczami zapuchniętymi od niewyspania przewracał się tylko z boku na bok i czekał, pragnąc z całych sił, aby wreszcie wzeszło pierwsze słońce. Bo taki dzień zdarzał się tylko raz na kilka lat i gdyby Thor go przeoczył, na resztę życia utknąłby w swojej wiosce, skazany na doglądanie ojcowskich owiec. Sama myśl o tym była nie do zniesienia.

Dzień Poboru, zaciągu do królewskiej armii. Dzień, w którym oddziały armii króla przeszukują każdą prowincję i wybierają spośród ochotników przyszłych żołnierzy Królewskiego Legionu. Przez całe swoje życie Thor marzył tylko o tym i tylko ten miał cel: dołączyć do Srebrnych, elitarnego kręgu rycerzy królewskich noszących najwspanialsze zbroje i posługujących się najlepszą bronią, jaką tylko można znaleźć w obydwu królestwach. Zanim jednak ktokolwiek dołączył do Srebrnych, musiał zostać członkiem Legionu, zastępu giermków w wieku od czternastu do dziewiętnastu lat. Tylko synowie szlachetnie urodzonych albo wsławionych w boju rycerzy dostępowali tego zaszczytu. Innego sposobu nie było.

 

Jedynym wyjątkiem od tej reguły był Dzień Poboru, rzadkie wydarzenie organizowane co kilka lat, kiedy liczebność Legionu spadała i królewscy żołnierze przeszukiwali prowincje, zaciągając rekrutów. Wiadomo było, że niewielu zostanie wybranych z pospólstwa, a jeszcze mniej w rzeczywistości dołączy do Legionu.

Thor bacznie śledził horyzont, wypatrując wszelkich oznak ruchu. Wiedział, że oddział Srebrnych musi przybyć tą właśnie drogą, jedyną prowadzącą do jego wioski. Chciał być pierwszym, który ich zauważy. Owce pasące się wokół beczały, domagając się, aby sprowadził je z powrotem na dół, gdzie zieleń była bogatsza i smaczniejsza. Próbował nie zwracać uwagi ani na ich beczenie, ani na odór. Potrzebował się skupić.

Wszystkie lata spędzone na pasaniu owiec, na usługiwaniu ojcu i braciom w roli kogoś, komu powierzano najwięcej obowiązków i okazywano najmniej troski, pozwoliła mu przetrwać tylko jedna myśl: że kiedyś opuści to miejsce. Że pewnego dnia, kiedy Srebrni zjawią się w wiosce, Thor zaskoczy wszystkich, którzy go nie doceniają, i trafi do grona wybrańców. W mgnieniu oka wsiądzie do powozu i pożegna się z dotychczasowym życiem.

Rzecz jasna ojciec Thora nigdy tak naprawdę nie widział w nim kandydata na legionistę. W zasadzie nie widział w nim kandydata na kogokolwiek. Całą swoją miłość i uwagę poświęcił trzem starszym synom. Najstarszy z nich miał dziewiętnaście lat, a że młodsi rodzili się kolejno rok po roku, między najmłodszym z nich a Thorem były dobre trzy lata różnicy. Może dlatego, a może z powodu podobieństwa, jakie łączyło trzech starszych braci i zarazem odróżniało ich od Thora, trzymali tylko ze sobą, ledwo zauważając jego istnienie.

Co gorsza, górowali nad nim wzrostem, siłą i posturą. Thor nie był ułomkiem, jednak przy nich czuł się mały, a własne mięśnie wydawały mu się mizerne w porównaniu z rękami i nogami braci, rosłych jak młode dęby. Ojciec nie starał się tego zmieniać, a wręcz cieszyło go, że Thor pasa owce i dba o broń, podczas gdy jego bracia oddają się ćwiczeniom. Zgodnie z powszechnym, choć niewyrażanym wprost mniemaniem życie chłopca miało upłynąć w cieniu jego braci oraz ich wspaniałych czynów. Gdyby miało się ziścić to, co zdaniem ojca i braci było mu sądzone, pozostałby w wiosce, pochłonięty jej sprawami, obarczony obowiązkiem wspierania bliskich.

Thor wyczuwał zarazem, że bracia – co osobliwe – obawiają się go, może nawet nienawidzą. Dostrzegał to w każdym ich spojrzeniu, w każdym geście. Jakimś cudem wywoływał u nich coś na kształt strachu i zazdrości. Może dlatego, że nie przypominał ich z wyglądu i że wyrażał się inaczej. Różnił się od nich także ubiorem, choć to dla nich ojciec odkładał najlepsze odzienie w kolorze purpury i szkarłatu oraz ozdobny oręż, jemu pozostawiając jedynie szorstkie, parciane łachmany. Mimo to chłopiec całkiem dobrze dawał sobie radę z ubraniem: przewiązywał w pasie kaftan, a nawet odciął w nim rękawy, kiedy przyszło lato, żeby na silnych rękach czuć muśnięcia wiatru. Nosił też zgrzebne lniane spodnie – miał tylko jedną parę – i sandały z najlichszej skóry, wiązane na łydkach. W żadnej mierze nie dorównywały porządnym skórzanym butom jego braci, ale Thorowi wystarczały. Chodził więc w zwykłym stroju pasterskim. Daleko mu jednak było do zwykłego pasterza: był wysoki jak na swój wiek i smukły, miał twarz o mocnym, dumnym profilu, szlachetny podbródek i wydatne kości policzkowe, słowem – wyglądał jak wojownik na wygnaniu. Z głowy spływała mu fala prostych kasztanowych włosów, podciętych za uszami, a szare oczy lśniły mu w świetle dnia niby para srebrzystych płoci.

Thor wiedział, że tego dnia jego bracia będą mogli pospać dłużej i najeść się do syta, a potem stanąć do Poboru w najlepszym rynsztunku i z ojcowskim błogosławieństwem, podczas gdy jemu nie będzie dane nawet uczestniczyć w wydarzeniu. Nie poszło mu za dobrze, gdy kiedyś próbował porozmawiać o tym z ojcem – ten z miejsca uciął rozmowę i następnych prób Thor już nie podejmował. Czuł jednak, że odmowa spotkała go niezasłużenie. Postanowił więc rzucić wyzwanie losowi, jaki wyznaczył mu ojciec: na sam widok królewskich powozów popędzi do wioski, stanie przed nim i oznajmi mu, że – nieważne, zgodnie z jego wolą czy nie – i tak pokaże się żołnierzom. Ma prawo uczestniczyć w Poborze tak samo jak inni, a on nie może go powstrzymać. Na samą myśl o tym ściskało go w dołku.

Dostrzegł ich, kiedy pierwsze słońce wspięło się wyżej, a drugie wzeszło nad horyzont i rozjaśniło fiolet nieba blaskiem miętowej zieleni. Z wrażenia wyprężył się jak struna, włosy stanęły mu dęba. W oddali majaczyły zarysy konnego powozu i wzbijany przez jego koła tuman pyłu. Zobaczył następny powóz, a potem jeszcze jeden i poczuł, że serce bije mu coraz szybciej i szybciej. Nawet z tej odległości widział, jak zdobione powozy błyszczą w świetle obu słońc niby srebrnołuskie ryby, które wyskoczyły nad powierzchnię wody.

Doliczywszy się dwunastu, Thor nie mógł już dłużej zwlekać. Serce dudniło mu w piersi młotem. Pierwszy raz w życiu porzucając swoje owce, obrócił się na pięcie i puścił biegiem w dół, zdecydowany zrobić wszystko, co w jego mocy, aby stanąć przed żołnierzami króla.

*

Thor niemal bez tchu pędził na skróty przez porastający wzgórza las, nie zważając na to, że czasem boleśnie drapią go gałęzie. Wypadł na polanę, z której rozciągał się widok na jego wioskę położoną poniżej. W niskich chatach z białej gliny o dachach krytych strzechą żyło kilkanaście rodzin. Z kominów unosił się dym; większość mieszkańców wstała wcześnie, żeby przygotować poranny posiłek. Senne, beztroskie sioło leżało wystarczająco daleko od Królewskiego Dworu – o dobry dzień jazdy konno – aby zniechęcić przypadkowych przejezdnych do odwiedzin. Była to przecież tylko chłopska osada na krawędzi Kręgu, nic więcej – jedna z wielu podobnych osad, zaledwie trybik w machinie Królestwa Zachodu.

Thor ruszył biegiem przez środek wioski, wzbijając za sobą tumany pyłu. Psy i kury tylko uciekały mu spod nóg. Przy ognisku przed jednym z domostw jakaś kobiecina doglądała kociołka z gotującą się wodą.

– Wolniej, smyku! – syknęła, kiedy przebiegając obok, sypnął jej piachem w ogień.

Ale Thor nie zwolniłby teraz dla nikogo. Skręcił w bok, potem znowu, klucząc dobrze znaną sobie drogą, aż wreszcie dopadł domu – małej chaty nie różniącej się od innych, także o ścianach z białej gliny, także ze spadzistym dachem o słomianym poszyciu. Podobnie jak większość pozostałych, składała się z izby rozdzielonej na dwoje przepierzeniem – po jednej jego stronie spał ojciec, po drugiej starsi bracia Thora. Z tyłu chaty mieścił się niewielki kurnik i to tutaj z czasem zamieszkał chłopiec. Na początku spał w izbie z braćmi, ale w miarę jak dorastali, stawali się coraz bardziej złośliwi i wyniośli, wyraźnie pokazując najmłodszemu, że wśród nich nie ma dla niego miejsca. Bolało go to, ale i cieszyło, bo dzięki temu miał swój własny kąt i nawet wolał zniknąć braciom z oczu. Potwierdzili tylko to, co wiedział już wcześniej – był wygnańcem we własnej rodzinie.

Thor dobiegł do drzwi, otworzył je i bez wahania wpadł do izby.

– Ojcze! – krzyknął, próbując złapać oddech. – Srebrni! Srebrni jadą!

Bracia z ojcem siedzieli zgarbieni przy stole ze śniadaniem, gotowi już do wyjścia w swoich najlepszych ubraniach. Na słowa Thora zerwali się na równe nogi i, potrącając go w drzwiach, wybiegli aż na drogę. Thor dołączył do nich i po chwili razem wpatrywali się w dal.

– Nikogo nie widzę – oznajmił basowym głosem Drake. Najstarszy z nich i najszerszy w barach, z włosami ściętymi krótko podobnie do reszty braci, obrzucił Thora gniewnym brązowookim spojrzeniem i pogardliwie wydął usta, jak miał w zwyczaju.

– Ani ja – zawtórował mu o rok młodszy Dross, zawsze trzymający stronę starszego brata.

– Jadą! – odparł Thor. – Daję słowo!

Ojciec obrócił się ku niemu i mocno chwycił go za ramiona.

– A ty niby skąd to wiesz? – zapytał.

– Widziałem ich.

– Jakim cudem? Gdzie?

Thor zawahał się; ojciec go podszedł, bo dobrze wiedział, że jedynym miejscem, z którego dałoby się dostrzec powozy, był najwyższy pagórek w okolicy. Chłopiec zastanawiał się, co powiedzieć.

– Ja... poszedłem na ten wysoki pagórek...

– Razem z całym stadem? Dobrze wiesz, że dla owiec to za daleko.

– Ale dziś jest wyjątkowy dzień. Musiałem ich zobaczyć.

Ojciec zgromił go wzrokiem.

– Ruszaj po miecze braci, tylko je wypoleruj! Mają wyglądać jak najlepiej, zanim królewscy tu zjadą. – Uznawszy sprawę za zakończoną, odwrócił się do pozostałych braci, nadal wpatrujących się w dal.

– Myślisz, że nas wybiorą? – spytał Durs, najmłodszy z całej trójki, ten starszy od Thora o pełne trzy lata.

– Jeśli nie, wyjdą na głupców – odrzekł ojciec. – W tym roku brakuje im ludzi. Musieli dotąd przyjąć niewielu, inaczej nawet by tu nie zaglądali. Macie tylko stać prosto, głowa do góry, pierś naprzód! Nie patrzcie im prosto w oczy, ale też nie odwracajcie wzroku. Bądźcie silni i pewni siebie, nie okazujcie słabości. Jeśli chcecie należeć do Królewskiego Legionu, zachowujcie się tak, jakbyście już w nim byli.

– Tak jest, ojcze! – odpowiedzieli natychmiast, wyprężając się jak struny.

Ojciec odwrócił się i znów zgromił Thora spojrzeniem.

– Ty jeszcze tutaj? Jazda do domu!

Thor stał jak wryty, a serce tłukło mu się w piersi. Był w rozterce: nie chciał okazywać ojcu nieposłuszeństwa, musiał z nim jednak pomówić. Uznał, że lepiej będzie przynieść braciom miecze, jak każe ojciec, a dopiero potem z nim porozmawiać. Teraz bunt na nic mu się nie zda. Ruszył więc pędem do chaty, a na wskroś przez nią – na jej tyły, do składzika z bronią. Znalazł tam miecze braci – piękne, kunsztownie wykonane, zwieńczone głowicami z najlepszego srebra; były to podarunki dla synów, na które ich ojciec pracował przez długie lata. Thor chwycił wszystkie trzy miecze naraz i ruszył z powrotem, jak zwykle zaskoczony tym, jakie są ciężkie.

Podbiegł do braci, rozdał im miecze i zwrócił się ku ojcu.

– Jak to? Niewypolerowane? – zdziwił się Drake.

Ojciec spojrzał na Thora z potępieniem i już miał się odezwać, kiedy ten wybuchnął:

– Ojcze, proszę cię. Muszę z tobą pomówić!

– Kazałem ci coś zrobić, a ty...

– Ojcze, błagam!

Ojciec patrzył na Thora gniewnie, ale z twarzy chłopca musiał wyczytać powagę, bo rzucił w końcu:

– No więc?

– Chcę stanąć do Poboru. Tak jak inni. I dostać się do Legionu.

Thor usłyszał za sobą donośny śmiech braci i poczerwieniał. Ojcu jednak daleko było do śmiechu; wprost przeciwnie, wyglądał na bardziej zagniewanego.

– Czyżby?

Thor skinął głową z zapałem.

– Mam czternaście lat. Nadaję się.

– Czternaście lat to dolna granica wieku – skwitował lekceważąco Drake. – Gdyby cię przyjęli, byłbyś najmłodszym rekrutem. Myślisz, że wybraliby ciebie zamiast kogoś takiego jak ja, o pięć lat starszego?

– Bezczelnyś, bratku – dodał Durs. – I zawsześ taki był.

– Was nikt nie pyta – rzucił Thor w stronę braci, po czym wrócił spojrzeniem do nachmurzonego ojca. – Ojcze, błagam. Daj mi tę szansę. O nic więcej nie proszę. Wiem, jestem młody, ale z czasem pokażę, na co mnie stać.

Ale ojciec jedynie pokręcił głową.

– Żaden z ciebie żołnierz, chłopcze. Nie jesteś jak twoi bracia. Jesteś pasterzem. Będziesz żyć tutaj, przy mnie. Będziesz spełniać swoje obowiązki, i to spełniać je dobrze. Nie trzeba mierzyć zbyt wysoko. Pogódź się z tym i naucz się znajdować upodobanie w tym, jak żyjesz.

Thor poczuł, że serce pęka mu z żalu, a świat wali mu się na głowę.

Nie, pomyślał. Tak się nie stanie.

– Ale, ojcze...

– Milcz! – ojciec uciął rozmowę tonem przenikliwym niby świst bata. – Dosyć już tego. Zaraz tu będą. Zejdź nam z oczu i lepiej zachowuj się jak należy – to powiedziawszy, ojciec ruszył przed siebie, bezceremonialnie spychając Thora z drogi jak coś, czego nie chce widzieć. Chłopca aż zabolało od silnego pchnięcia wielką ojcowską dłonią w pierś.

 

Dało się słyszeć coraz głośniejsze dudnienie. Ludzie zaczęli wychodzić z domów i stawać przy drodze. Rosnący z każdą chwilą tuman kurzu zwiastował nadjeżdżającą kawalkadę królewskich zbrojnych. Wkrótce dwanaście konnych powozów wtargnęło do wioski niby nagły najazd wojsk, z łoskotem przywodzącym na myśl burzowe grzmoty. Zaprzęgi zatrzymały się nieopodal domu Thora. Konie prychały i przestępowały niespokojnie z nogi na nogę. Kłęby kurzu przerzedzały się z wolna, a Thor niecierpliwie usiłował dojrzeć wśród nich broń i zbroje przybyszy. Nigdy jeszcze nie był tak blisko Srebrnych i serce waliło mu z emocji.

Żołnierz, który przybył na czele kawalkady, właśnie zsiadał z konia. Oto stawał przed Thorem prawdziwy rycerz Srebrnych, w błyszczącej kolczudze, z długim mieczem przypiętym do pasa. Wyglądał na trzydzieści parę lat i mężem był na schwał: miał twarz porośniętą szczeciną i całą w bliznach, a krzywy nos stanowił zapewne pamiątkę po jakiejś bitwie. Thor nigdy dotąd nie widział równie rosłego mężczyzny; w ramionach był dwa razy szerszy od pozostałych. Po wyrazie jego twarzy nietrudno było zgadnąć, że jest dowódcą. Mężczyzna zeskoczył na piaszczystą drogę i, pobrzękując ostrogami, podszedł do chłopców stojących w szeregach.

Jak wieś długa i szeroka, dziesiątki chłopców stały na baczność przy drodze; wielu z nich miało wypisaną na twarzy nadzieję. Srebrnym towarzyszyły honor i bitwy, rozgłos i sława, a także tytuły i bogactwa, najżyźniejsze lenne ziemie, najpiękniejsze panny na wydaniu i życie w chwale. Trafienie do ich grona przynosiło chlubę całej rodzinie. Pierwszym krokiem na drodze do tej chluby było zaś wstąpienie do Legionu.

Przyglądając się wielkim zdobionym powozom, Thor pojął, że mogą pomieścić tylko pewną liczbę rekrutów. Kawalkadzie Srebrnych pozostało w rozległym królestwie jeszcze wiele miejsc do odwiedzenia. Chłopiec przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że jego szanse są mniejsze, niż mu się dotąd wydawało. Musiałby pokonać nie tylko swoich braci, ale i wszystkich innych chłopaków, z których wielu było już nieźle doświadczonych w młodzieńczych bójkach. Miał coraz gorsze przeczucia.

Wstrzymując oddech z wrażenia, patrzył, jak barczysty żołnierz w milczeniu podchodzi do kolejnych chłopców i mierzy ich wzrokiem; rozpoczął od krańca szeregów i powoli zbliżał się w stronę Thora. Ten oczywiście znał wszystkich chłopców. Wiedział też, że niektórzy z nich, choć nigdy by się do tego nie przyznali, wcale nie chcieli wstępować do Legionu, mimo że ich rodziny właśnie tego od nich oczekiwały. Bali się; nie nadawali się na żołnierzy. Policzki Thora płonęły, nie mógł znieść tego upokorzenia. Czuł, że zasługuje na wzięcie udziału w Poborze tak samo jak wszyscy inni. To, że jego bracia byli starsi, wyżsi i silniejsi, nie znaczyło jeszcze, że nie ma prawa także stanąć do Poboru i zostać wybranym. Pałał nienawiścią do ojca i omal ze skóry nie wyskoczył, kiedy żołnierz podszedł bliżej.

Ten tymczasem zatrzymał się po raz pierwszy – przy braciach Thora. Obejrzał ich bacznie od stóp do głów i mogło się zdawać, że wywarli na nim wrażenie. Wyciągnął rękę ku Drake’owi, chwycił za jego pochwę z mieczem i szarpnął, jakby chciał sprawdzić solidność broni. Uśmiechnął się szeroko.

– Nie dobywałeś jeszcze tego miecza w boju, prawda, chłopcze? – zapytał.

Pierwszy raz w życiu Thor zobaczył, jak Drake się denerwuje i przełyka ślinę.

– Nie, panie. Ale często władałem nim podczas ćwiczeń i ufam, że...

– Podczas ćwiczeń!

Mężczyzna wybuchnął gromkim śmiechem i odwrócił się do pozostałych żołnierzy, którzy dołączyli do niego, śmiejąc się Drake’owi prosto w twarz. Drake poczerwieniał ze wstydu. Thor po raz pierwszy widział, żeby jego najstarszy brat czegoś się wstydził – zwykle to raczej on zawstydzał innych.

– Nie omieszkam ostrzec naszych wrogów, żeby drżeli ze strachu przed Tym, Który Włada Mieczem Podczas Ćwiczeń!

Znów rozległ się śmiech żołnierzy.

Dowódca spojrzał na pozostałych braci.

– Trzech z jednego chowu – powiedział, pocierając zarost na brodzie. – Może i się przydacie. Wszyscy słusznego wzrostu... choć brak wam doświadczenia. Aby wytrwać w Legionie, będziecie musieli jeszcze dużo ćwiczyć. – Zawahał się, ale dokończył: – Może znajdzie się dla was miejsce. – Wskazał ruchem głowy ostatni powóz z kawalkady. – Ruszajcie, tylko duchem, pókim się nie rozmyślił.

Promieniejąc ze szczęścia, trzej bracia rzucili się w stronę powozu. Thor zobaczył, że także ojciec się rozpromienił. W nim samym jednak z każdym krokiem braci narastało przygnębienie.

Dowódca odwrócił się i ruszył w kierunku następnej chaty. Thor nie wytrzymał.

– Waszmość panie! – krzyknął za nim.

Ojciec spiorunował go wzrokiem, ale chłopcu było już wszystko jedno.

Żołnierz zatrzymał się i powoli odwrócił.

Thor z drżeniem serca wystąpił na dwa kroki i z całej siły wypiął pierś.

– Nie rozważyliście jeszcze mnie, waszmość panie – powiedział.

Zaskoczony takim zachowaniem, dowódca zmierzył chłopca wzrokiem, jakby węszył jakiś żart.

– Jesteś pewien? – spytał i znów wybuchnął śmiechem.

Jego ludzie mu zawtórowali. Thor jednak nie dbał o to. Ta chwila należała do niego. Teraz albo nigdy.

– Chcę wstąpić do Legionu! – powiedział.

Żołnierz podszedł bliżej.

– Co ty nie powiesz? – Wyglądał na rozbawionego. – A czternaście lat już skończyłeś?

– Tak, waszmość panie. Dwa tygodnie temu.

– Dwa tygodnie temu! – Dowódca ryknął śmiechem i ponownie zawtórowali mu jego żołnierze. – Wobec tego nasi wrogowie niechybnie zadrżą ze strachu już na sam twój widok.

Thor czuł, że policzki płoną mu ze wstydu. Musiał coś zrobić, żeby ta rozmowa skończyła się inaczej. Kiedy żołnierz ponownie się odwrócił i ruszył dalej, Thor postąpił o kolejny krok naprzód i krzyknął:

– Waszmość panie! Robicie wielki błąd!

Z tłumu dobiegł zbiorowy zdławiony okrzyk zgrozy, żołnierz zaś stanął i znów powoli się odwrócił, tym razem z wyraźnie gniewną miną.

– Głupi smarkaczu – zawołał ojciec, chwytając Thora za ramię – jazda do domu!

– Ani mi się śni! – odparł chłopiec, odtrącając rękę ojca.

Dowódca podszedł bliżej, a ojciec się cofnął.

–Wiesz, jaka kara grozi za obrazę jednego ze Srebrnych? – warknął żołnierz.

Serce waliło Thorowi jak oszalałe, ale wiedział, że teraz nie może się wycofać.

– Darujcie mu, wielmożny panie rycerzu – powiedział ojciec. – To jeszcze dzieciak i...

– Nie do ciebie mówiłem – odparł dowódca, piorunując ojca wzrokiem, aż ten spuścił oczy. Potem ponownie zwrócił się do Thora: – Odpowiadaj!

Thor przełknął ślinę; nie mógł wykrztusić ani słowa. Inaczej to sobie wszystko wyobrażał.

– „Kto znieważa Srebrnych, samego króla znieważa” – odparł w końcu potulnie, recytując z zapamiętanych nauk.

– Zaiste – powiedział żołnierz. – To znaczy, że jeśli zechcę, mogę wymierzyć ci za karę czterdzieści batów.

– Waszmość panie, ani mi w głowie was znieważać – odrzekł Thor. – Chcę się tylko zaciągnąć. Błagam. Całe życie o tym marzę. Proszę, pozwólcie mi do was dołączyć.

Kiedy tak stali, oblicze dowódcy powoli łagodniało. Po dłuższej chwili potrząsnął jednak głową.

– Za młodyś, chłopcze. Dumne masz serce, ale jesteś jeszcze niegotowy. Wróć do nas, kiedy dorośniesz.

To rzekłszy, żołnierz obrócił się na pięcie, po czym – niewiele zważając na resztę chłopców – wrócił do swojego konia i szybko go dosiadł.

Przybity całym zajściem Thor stał jak skamieniały, kiedy kawalkada ruszyła. Znikła równie szybko, jak się pojawiła. Na samym jej końcu Thor zobaczył braci; siedzieli z tyłu ostatniego powozu i patrzyli nań z drwiną i niechęcią. Odjeżdżali w dal, ku lepszemu życiu, on tymczasem pragnął zapaść się pod ziemię.

W miarę jak emocje opadały, mieszkańcy wioski zaczęli wymykać się z powrotem do swoich chat.

– Głupi młokosie! Wiesz, jak niedorzecznieś postąpił? – syknął ojciec, chwytając Thora za ramiona. – Pojmujesz, że mogłeś zniweczyć szanse swoich braci?

Thor gwałtownie strącił z siebie ręce ojca, a wtedy ten wierzchem dłoni chlasnął go w twarz. Chłopiec poczuł piekący ból i spiorunował ojca wzrokiem. Pierwszy raz w życiu jakąś częścią woli zapragnął ojcu oddać. Powstrzymał się jednak.

– Ruszaj sprowadzić do domu owce, i to już! A jak już wrócisz, nie spodziewaj się posiłku aż do jutra. Zamiast jeść, porozmyślasz o tym, co zrobiłeś.

– Może już wcale tu nie wrócę! – krzyknął Thor, odwrócił się i ruszył biegiem w stronę wzgórz, byle dalej od domu.

– Thor! – zawołał za nim ojciec, aż przechodzący w pobliżu wieśniacy zatrzymali się i popatrzyli.