Sen Śmiertelników

Tekst
Przeczytaj fragment
Oznacz jako przeczytane
Sen Śmiertelników
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

SEN ŚMIERTELNIKÓW

(KSIĘGA 15 KRĘGU CZARNOKSIĘŻNIKA)

Morgan Rice

PRZEKŁAD

MICHAŁ GŁUSZAK

O autorce

Morgan Rice plasuje się na samym szczycie listy USA Today najpopularniejszych autorów powieści dla młodzieży. Morgan jest autorką bestsellerowego cyklu fantasy KRĄG CZARNOKSIĘŻNIKA, złożonego z siedemnastu książek; bestsellerowej serii WAMPIRZE DZIENNIKI, złożonej, do tej pory, z jedenastu książek; bestsellerowego cyklu thrillerów post-apokaliptycznych THE SURVIVAL TRILOGY, złożonego, do tej pory, z dwóch książek; oraz najnowszej serii fantasy KRÓLOWIE I CZARNOKSIĘŻNICY, składającej się z dwóch części (kolejne w trakcie pisania). Powieści Morgan dostępne są w wersjach audio i drukowanej, w ponad 25 językach.

Morgan czeka na wiadomość od Ciebie. Odwiedź jej stronę internetową www.morganricebooks.com i dołącz do listy mailingowej, a otrzymasz bezpłatną książkę, darmowe prezenty, darmową aplikację do pobrania i dostęp do najnowszych informacji. Dołącz do nas na Facebooku i Twitterze i pozostań z nami w kontakcie!

Wybrane komentarze do książek Morgan Rice

„KRĄG CZARNOKSIĘŻNIKA ma wszystko, czego potrzeba książce, by odnieść natychmiastowy sukces: intrygi, kontrintrygi, tajemnicę, walecznych rycerzy i rozwijające się związki, a wśród nich złamane serca, oszustwa i zdrady. To świetna rozrywka na wiele godzin, która przemówi do każdej grupy wiekowej. Wszyscy fani fantasy powinni znaleźć dla niej miejsce w swojej biblioteczce.”

- Books and Movie Reviews, Roberto Mattos

“Zajmujące epickie fantasy.”

- Kirkus Reviews

„Początki czegoś niezwykłego.”

- San Francisco Book Review

„Powieść pełna akcji… Styl Rice jest równy, a początek serii intryguje.”

- Publishers Weekly

„Porywające fantasy… Zapowiada się obiecująca epicka seria dla młodzieży.”

- Midwest Book Review

Książki autorstwa Morgan Rice

KRÓLOWIE I CZARNOKSIĘŻNICY

POWRÓT SMOKÓW (CZĘŚĆ #1)

POWRÓT WALECZNYCH (CZĘŚĆ #2)

POTĘGA HONORU (CZĘŚĆ #3)

KUŹNIA MĘSTWA (CZĘŚĆ #4)

KRÓLESTWO CIENI (CZĘŚĆ #5)

KRWAWA NOC (CZĘŚĆ #6)

KRĄG CZARNOKSIĘŻNIKA

WYPRAWA BOHATERÓW (CZĘŚĆ 1)

MARSZ WŁADCÓW (CZĘŚĆ 2)

LOS SMOKÓW (CZĘŚĆ 3)

ZEW HONORU (CZĘŚĆ 4)

BLASK CHWAŁY (CZĘŚĆ 5)

SZARŻA WALECZNYCH (CZĘŚĆ 6)

RYTUAŁ MIECZY (CZĘŚĆ 7)

OFIARA BRONI (CZĘŚĆ 8)

NIEBO ZAKLĘĆ (CZĘŚĆ 9)

MORZE TARCZ (CZĘŚĆ 10)

ŻELAZNE RZĄDY (CZĘŚĆ 11)

KRAINA OGNIA (CZĘŚĆ 12)

RZĄDY KRÓLOWYCH (CZĘŚĆ 13)

PRZYSIĘGA BRACI (CZĘŚĆ 14)

SEN ŚMIERTELNIKÓW (CZĘŚĆ 15)

POTYCZKI RYCERZY (CZĘŚĆ 16)

ŚMIERTELNA BITWA (CZĘŚĆ 17)

THE SURVIVAL TRILOGY

ARENA ONE: SLAVERSUNNERS (CZĘŚĆ 1)

ARENA TWO (CZĘŚĆ 2)

WAMPIRZE DZIENNIKI

PRZEMIENIONA (CZĘŚĆ 1)

KOCHANY (CZĘŚĆ 2)

ZDRADZONA (CZĘŚĆ 3)

PRZEZNACZONA (CZĘŚĆ 4)

POŻĄDANA (CZĘŚĆ 5

ZARĘCZONA (CZĘŚĆ 6)

ZAŚLUBIONA (CZĘŚĆ 7)

ODNALEZIONA (CZĘŚĆ 8)

WSKRZESZONA (CZĘŚĆ 9)

UPRAGNIONA (CZĘŚĆ 10)

NAZNACZONA (CZĘŚĆ 11)


Słuchaj książek z serii KRĘGU CZARNOKSIĘŻNIKA w formie audiobooków!

Teraz dostępne na:

Amazon

Audible

iTunes

Copyright © Morgan Rice, 2014


Wszelkie prawa zastrzeżone. Za wyjątkiem wyjątków określonych w ustawie U.S. Copyright Act z 1976 roku, żadna część tej publikacji nie może być powielana, dystrybuowana ani zmieniana (w żadnej formie ani w żadnym znaczeniu) ani przechowywana w bazach danych, czy systemach wyszukiwania treści bez uprzedniej zgody autorki.

Ten ebook przeznaczony jest wyłącznie do osobistego użytku. Nie może on być odsprzedawany, ani oddawany innym ludziom. Jeśli chcesz podzielić się tą książką z inną osobą, prosimy, o zamówienie dodatkowej kopii dla każdego odbiorcy. Jeśli czytasz tę książkę, a nie została ona przez ciebie zamówiona, albo nie została zamówiona do wyłącznego użycia przez ciebie, prosimy o jej zwrócenie i zamówienie własnej kopii. Dziękujemy za uszanowanie ciężkiej pracy autorki.

Niniejsze dzieło opisuje historię fikcyjną, imiona, bohaterowie, firmy, organizacje, miejsca, uroczystości i wydarzenia również stanowią wytwór wyobraźni autorki i są fikcyjne. Wszelkie podobieństwa do rzeczywistych osób, żyjących lub martwych, są przypadkowe.

Ilustracja użyta na okładce Copyright Razzomgame, została wykorzystana na licencji Shutterstock.com


SPIS TREŚCI


ROZDZIAŁ PIERWSZY

ROZDZIAŁ DRUGI

ROZDZIAŁ TRZECI

ROZDZIAŁ CZWARTY

ROZDZIAŁ PIĄTY

ROZDZIAŁ SZÓSTY

ROZDZIAŁ SIÓDMY

ROZDZIAŁ ÓSMY

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

ROZDZIAŁ JEDENASTY

ROZDZIAŁ DWUNASTY

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

ROZDZIAL PIĘTNASTY

ROZDZIAŁ SZESNASTY

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY TRZECI

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY CZWARTY

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Gwendolyn otworzyła z wolna pokryte zeschniętym pyłem powieki. Ten wysiłek kosztował ją utratę wszelkich sił, jakie jej jeszcze pozostały. Otworzyła je jednak tylko odrobinę i zmrużonymi oczami spojrzała na świat, który rozmazywał się w pełni słonecznego światła. Pustynne słońca paliły żywym ogniem skądś wysoko, tworząc wokół niej świat oślepiającej bieli. Gwen nie miała pojęcia, czy żyje, czy jest martwa – ale podejrzewała tę drugą ewentualność.

 

Oślepiana słońcem, była zbyt słaba, by obrócić głowę w którąkolwiek stronę. Czy właśnie tak to wygląda – zastanawiała się – kiedy się jest martwym?

Wtem jej twarz zasłonił cień. Zamrugała oczyma i dostrzegła nad sobą czarny kaptur, który skrywał w mroku oblicze niewielkiego stworzenia. Gwen widziała jedynie jego świdrujące, żółtawe oczy. Spoglądały na nią badawczo, jakby była jakimś przedmiotem zagubionym na pustyni. Stworzenie wydobyło z siebie dziwaczny pisk i wówczas Gwen zorientowała się, iż przemówiło w nieznanym jej języku.

Rozległ się odgłos szurania i podniósł obłok kurzu. Nad jej głową pojawiły się kolejne dwa stworzenia. Ich twarze skrywały kaptury, pod którymi jarzyły się oczy, jaśniejsze od samego słońca. Stworzenia zapiszczały, najwyraźniej komunikując się w ten sposób ze sobą. Gwen nie potrafiła ich rozpoznać i ponownie przyszło jej do głowy, że może nie żyje, że to wszystko to tylko sen. Może to kolejna fala halucynacji, którym ulegała przez kilka ostatnich dni wędrówki w pustynnym żarze?

Poczuła, jak któreś szturcha ją w ramię. Ponownie otworzyła oczy i dostrzegła, że jeden ze stworów opuszcza laskę i dźga ją, prawdopodobnie sprawdzając, czy Gwen nadal żyje. Pragnęła podnieść rękę i pacnąć drzewce ze złości – lecz nawet na to zabrakło jej sił. Aczkolwiek powitała owo pragnienie z entuzjazmem; sprawiło bowiem, że poczuła, iż być może jednak tli się w niej jeszcze życie.

Nagle poczuła, jak długie pazury owijają się wokół jej nadgarstków i ramion, jak zostaje podźwignięta i ułożona na jakiegoś rodzaju płótnie. Stwory zaczęły wlec ją w tył po pustynnym podłożu, ciągnąc gdzieś w pustynnym słońcu. Nie miała pojęcia, czy taszczą ją, by zadać jej śmierć, jednak była zbyt słaba, by się tym przejąć. Podniosła wzrok i ujrzała przepływające obok obrazy, niebo podskakujące wraz z nią i słońca przypiekające do żywego jak nigdy. Pierwszy raz w życiu czuła się tak bardzo osłabiona, tak bardzo odwodniona; każdy oddech sprawiał wrażenie, jakby wdychała ogień.

Nagle poczuła, że do jej ust spływa zimny płyn i zobaczyła, jak jedno ze stworzeń pochyla się nad nią i podaje jej wodę ze swego bukłaka. Ostatkiem sił zdołała wyciągnąć język. Chłodna woda pociekła strużką do jej gardła, ale odniosła wrażenie, że połyka ogień. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że gardło może wyschnąć aż do tego stopnia.

Piła łakomie z poczuciem ulgi, kiedy okazało się, że przynajmniej te stworzenia są jej przyjazne. Jednakże, po kilku sekundach stwór przestał wlewać w nią wodę i zabrał bukłak.

- Jeszcze – spróbowała wyszeptać zachrypłym głosem – lecz słowa uwięzły jej w gardle.

Ruszyli ponownie przed siebie, wlokąc Gwen, która próbowała zebrać siły i się uwolnić, pochwycić bukłak i wypić całą znajdującą się w nim wodę. Nie miała jednak siły choćby na to, by ruszyć ręką.

Sunęła wleczona przez długi czas. Jej nogi i stopy uderzały o kamienie i wyboje. Wkrótce odniosła wrażenie, że to trwa całą wieczność. Straciła całkowicie rachubę czasu. Jakby minęły całe dni. Jedynym dźwiękiem, jaki docierał do jej uszu był skowyt pustynnego wiatru, który niósł ze sobą jeszcze więcej piachu i żaru.

Gwen ponownie poczuła zimną wodę w ustach. Tym razem pociągnęła większy łyk i kolejny, aż ktoś wyrwał jej bukłak. Otworzyła oczy nieco szerzej i ujrzała stwora, który to uczynił. Dotarło do niej, że dawkuje jej wodę powoli, aby nie wypiła jej zbyt dużo na raz. Tym razem, płyn sączący się w dół gardła nie był już taki cierpki. Poczuła, jak uderza w jej żyły, nawadniając cały organizm. Zdała sobie sprawę, jak rozpaczliwie był jej potrzebny.

- Błagam – powiedziała – jeszcze.

Zamiast tego jednak stworzenie obmyło jej twarz i oczy. Chłodna woda podziałała ożywczo, spływając po jej gorącej skórze. Zmyła nieco brudu z jej powiek i Gwen była w stanie szerzej otworzyć oczy – przynajmniej na tyle, by dostrzec, co się dzieje.

Stwory, całe tuziny, otaczały ją zewsząd, powłócząc nogami, idąc przez pustynię odziane w swe czarne szaty z kapturami. Cały czas rozmawiały ze sobą, wydając te dziwaczne piski. Obejrzała się na tyle, by dostrzec, że taszczą ze sobą kilka innych ciał. Doznała wielkiej ulgi, kiedy zauważyła wśród nich Kendricka, Sandarę, Aberthola, Brandta, Atmę, Illeprę, niemowlę, Steffena, Arlissę, kilku Srebrnych oraz Krohna – w sumie razem z tuzin. Wszyscy sunęli obok niej, jednak nie potrafiła stwierdzić, czy żyją, czy są martwi. Mogła jedynie przypuszczać, sadząc po sposobie, w jaki leżeli, tak bezwładnie, że nie żyją.

Serce krajało się jej na ten widok. Modliła się do Boga, aby to nie była prawda. Nie potrafiła jednak otrząsnąć się z pesymizmu. Wszak, kto byłby w stanie tu przeżyć? Wciąż nie była do końca przekonana, czy jej samej to się udało.

Wleczona nieustannie przez pustynię, zamknęła oczy, a kiedy otworzyła je ponownie, dotarło do niej, że przysnęła. Nie miała pojęcia, ile czasu minęło. Zrobiła się jednak późna pora, gdyż oba słońca wisiały nisko na nieboskłonie. Wciąż ją wleczono. Zaczęła zastanawiać się, kim są te stworzenia. Przypuszczalnie były czymś w rodzaju pustynnych nomadów, jakimś plemieniem, któremu jakimś cudem udawało się tu żyć. Przyszło jej do głowy pytanie, w jaki sposób zdołali ją znaleźć i dokąd ją prowadzą. Z jednej strony była im wielce wdzięczna za to, że ocalili jej życie; z drugiej jednak, kto wie, czy nie zamierzają jej zabić? Przeznaczyć na główne danie podczas plemiennej wieczerzy?

Tak czy owak była zbyt osłabiona i wyczerpana by poradzić coś na to.

Otworzyła oczy po niewiadomo jak długiej chwili, wystraszona z powodu jakiegoś szelestu. Z początku brzmiało to jak odległy odgłos toczącego się po pustyni ciernistego krzewu. Kiedy jednak dźwięk ten nabrał siły i stał się bardziej natarczywy, Gwen zrozumiała, że to coś innego. Przypominało odgłos burzy piaskowej. Rozszalałej, nieustępliwej burzy piaskowej.

Kiedy zbliżyli się do niej i pochód skręcił, Gwen obejrzała się i jej oczom ukazał się widok, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie uświadczyła. Sprawił, że wszystko wywróciło się jej w żołądku, zwłaszcza, że podchodzili do niego coraz bliżej: przed nimi, może z pięćdziesiąt stóp dalej, wznosiła się ściana rozbuchanego piachu pnąca się tak wysoko, że Gwen nie była w stanie stwierdzić, czy gdzieś tam jest jej koniec. Wiatr hulał na wskroś niczym trąba powietrzna, a piasek unosił się tumanami tak gęstymi, że Gwen nie była w stanie nic dostrzec.

W ogłuszającym łoskocie skierowali się wprost ku tej ścianie wirującego piachu. Gwen nie mogła zrozumieć, dlaczego. Wydawało się jej, że zmierzają ku niechybnej śmierci.

- Zawróćcie! – spróbowała wydusić z siebie.

Lecz jej głos był zbyt zachrypnięty, zbyt słaby, by ktokolwiek ją usłyszał, zwłaszcza w rozhukanym wietrze. Wątpiła jednak, czy by ją posłuchali, nawet jeśli udałoby im się ją usłyszeć.

Gwen poczuła, jak z każdą chwilą zbliżającą się do muru siekącego piachu, ten poczyna drapać jej skórę coraz bardziej. Nagle jednak podeszły do niej dwa stwory i narzuciły na nią długą, ciężką płachtę, przykrywając jej ciało i twarz. Zrozumiała, że ją osłaniają przed żywiołem.

Chwilę później znalazła się wewnątrz szalejącej piaskowej burzy.

Hałas był tak wielki, że pomyślała, iż za chwilę straci słuch. Zastanawiała się, jak w ogóle można to przetrzymać. Niemal natychmiast dotarło do niej, że ta płachta przynosi jej ocalenie; osłaniała jej twarz i skórę, nie pozwalając by ściana szalejącego piasku rozdarła jej ciało. Nomadzi brnęli dalej z głowami pochylonymi nisko przed nacierającym piachem, jakby robili to już setki razy. Taszczyli ją ze sobą pośród wichury, wśród rozszalałych piasków pustyni, a Gwen zastanawiała się, czy to się kiedykolwiek skończy.

Wtem wszystko umilkło. Nareszcie. Słodka, przenajsłodsza cisza, jakiej nigdy dotąd nie doznała. Dwaj nomadzi zdjęli z niej płachtę i Gwen zauważyła, że pokonali ścianę piachu, wychynęli po jej drugiej stronie. Ale drugiej stronie czego? pomyślała.

W końcu ich pochód ustał i w tej samej chwili Gwen otrzymała odpowiedzi na wszystkie pytania. Delikatnie ułożyli ją na ziemi. Leżąc bez najmniejszego ruchu, spojrzała na niebo. Zamrugała kilkakrotnie powiekami, starając się pojąć roztaczający się przed nią widok.

Powoli jej wzrok się wyostrzył. Zobaczyła niewiarygodnie wysoką skalną ścianę pnącą się na setki stóp pod chmury. Rozciągała się w obu kierunkach, znikając za horyzontem. Zaś na szczycie strzelistego urwiska dostrzegła blanki, umocnienia, na których stały tysiące rycerzy w lśniącej od słońca zbroi.

Nie mogła tego pojąć. Jakim cudem się tu znaleźli? pomyślała. Rycerze w samym środku pustyni? Dokąd ją przyprowadzili?

I nagle, znienacka, ją olśniło. Serce zabiło jej mocniej, kiedy dotarło do niej, że znaleźli cel podróży, udało im się tu dotrzeć, przebyć całe Wielkie Pustkowie.

Więc jednak istniał.

Drugi Krąg.

ROZDZIAŁ DRUGI

Angel runęła w dół, nurkując w powietrzu twarzą skierowaną wprost ku rozszalałym wodom kotłującego się poniżej morza. Wciąż dostrzegała zanurzone tuż pod powierzchnią wody ciało Thorgrina. Był nieprzytomny, bezwładny i z każdą mijającą chwilą tonął coraz głębiej. Doskonale wiedziała, że za chwilę może już nie żyć oraz to, że gdyby nie wyskoczyła z okrętu, z pewnością nie miałby żadnych szans na przeżycie.

Była zdecydowana go uratować choćby oznaczało to utratę własnego życia, nawet jeśli miałaby umrzeć tam razem z nim. Nie potrafiła tego pojąć, ale czuła głęboką więź łączącą ją z Thorem od chwili, kiedy spotkali się po raz pierwszy na jej wyspie. Był jedyną osobą, jaką znała, która nie okazała strachu wobec faktu, iż jest trędowata. Nie zważając na nic wziął ją w ramiona, patrzył na nią, jak na zdrowego człowieka i nigdy nie opuścił jej choćby na minutę. Czuła, że ma wobec niego wielki dług, była mu wdzięczna ponad wszystko i gotowa poświęcić dla niego życie, bez względu na konsekwencje.

Kiedy zanurzyła się w lodowatej wodzie, poczuła, jak jej skórę przebija milion ostrych niczym igła sztyletów. Woda była tak zimna, że Angel wzdrygnęła się. Wstrzymała oddech i popłynęła głębiej, i jeszcze głębiej. Otworzyła oczy w mętnej morskiej wodzie i zaczęła szukać Thora. W otaczającym ją mroku z ledwością go dostrzegła. Tonął, był coraz niżej i niżej. Angel odepchnęła się nogami zamaszyście, wyciągnęła ręce i wykorzystując swój pęd na dno, zdołała pochwycić jego rękaw.

Był cięższy niż mogła przypuszczać. Objęła go rękoma, odwróciła się i jak opętana zaczęła wymachiwać nogami, ze wszystkich sił próbując powstrzymać opadanie i unieść się ku powierzchni. Nie była ani specjalnie duża, ani silna, lecz ostatnie lata dorastania utwierdziły ją w przekonaniu, że jej nogi dysponowały siłą, jakiej reszta ciała nie miała. Trąd pozbawił jej ramiona krzepy, jednak gibkie nogi były jej atutem. Były silniejsze od niejednego mężczyzny i Angel wykorzystała to teraz, wymachując nimi, walcząc o życie, płynąc w górę ku powierzchni. Dorastając na wyspie, jednej rzeczy nauczyła się z pewnością najlepiej, a mianowicie pływać.

Wierzgała nogami w nieprzeniknionym mroku, wznosząc się ku powierzchni, coraz wyżej i wyżej. Spojrzała w górę i dostrzegła promienie słońca przedostające się przez skotłowane fale powyżej.

No, dalej! pomyślała. Jeszcze tylko kilka stóp!

Była wyczerpana i nie mogła już dłużej wstrzymywać oddechu. Siłą woli odepchnęła wodę jeszcze mocniej – i tym jednym, ostatnim wymachem nóg wystrzeliła znienacka na powierzchnię.

Z wielkim trudem złapała oddech, po czym uniosła Thora. Trzymała go w objęciach, wierzgając bezustannie nogami, dzięki czemu utrzymywali się na powierzchni. Wystawiła jego głowę nad wodę, lecz wciąż zdawał się nieprzytomny. Przyszło jej na myśl, że może utonął.

- Thorgrin! – krzyknęła. – Obudź się!

Chwyciła go od tyłu, oplotła ramionami jego brzuch i pociągnęła mocno do siebie, raz po raz, tak jak robił to jeden z jej trędowatych przyjaciół, kiedy ratował innego tonącego. Uczyniła teraz to samo, napierając słabymi rączkami na przeponę Thora.

- Proszę, Thorgrinie – płakała. – Proszę, żyj! Żyj dla mnie!

Wtem usłyszała zbawienny odgłos kaszlu, po którym Thor zwymiotował wodę. Uszczęśliwiona Angel zrozumiała, że Thor powrócił. Zwrócił całą morską wodę, po czym dławiony torsjami zaczął kasłać. Angel ulżyło ogromnie.

Nawet lepiej. Thor zdawał się odzyskiwać przytomność. Cały ten koszmar zdawał się w końcu wybudzić go z głębokiego letargu. Ożyła w niej nadzieja, że być może Thor znajdzie w sobie teraz siły, by odeprzeć piratów i uciec z nią w jakieś bezpieczne miejsce.

 

Ledwie ta myśl przemknęła jej przez głowę, kiedy nagle poczuła wokół siebie ciężką linę, która opadła z nieba i zacisnęła się na niej i Thorgrinie.

Podniosła wzrok i ujrzała stojących nad nimi podrzynaczy. Spoglądali na nich z burty, podciągając wysoko linę, dźwigając ich niczym rybę w sieci. Angel walczyła, mocując się z liną. Miała nadzieję, że Thor postępuje podobnie, lecz ten, choć kasłał wciąż, nadal leżał bezwładnie. Najwyraźniej nie miał jeszcze dość sił, by się bronić.

Angel poczuła, jak oboje powoli unoszą się w górę, wciągani coraz wyżej. Morska woda ściekała z sieci, którą piraci przyciągali do siebie, coraz bliżej okrętu.

- NIE! – wrzasnęła. Walczyła, cały czas starając się oswobodzić.

Jeden z podrzynaczy posłużył się długim żelaznym hakiem i szarpnął nimi gwałtownie w kierunku pokładu.

Przelecieli w powietrzu. Któryś pirat odciął linę. Spadli z wysokości dobrych dziesięciu stóp, po czym uderzyli o pokład z impetem i przeturlali się dalej. Angel poczuła rozdzierający ból w boku. Naparła na linę, próbując uwolnić się z jej uścisku.

Lecz jej wysiłek był zbyteczny. Po chwili rzuciło się na nich kilku piratów, przygwoździło do pokładu, po czym wyciągnęło ich z sieci. Angel poczuła, jak chwytają ją chropowate łapska, jak wykręcają jej nadgarstki za plecy i związują szorstką liną. Potem podciągnęły ją do pozycji stojącej i stała tak, ociekając morską wodą. Nie była w stanie wykonać żadnego ruchu.

Powodowana troską o Thorgrina obejrzała się i zauważyła, że jego również spętali. Był nadal zamroczony, błądząc raczej w krainie snu. Angel potknęła się, kiedy piraci pociągnęli ich razem za sobą przez pokład.

- To cię oduczy wszelkich prób ucieczki – warknął któryś.

Angel spojrzała w górę i zobaczyła przed sobą drewniane drzwi prowadzące na niższy pokład. Otworzyły się i jej wzrok utonął w mrocznej ładowni statku. W następnej chwili, zanim zdążyła się zorientować, piraci cisnęli ją i Thora do środka.

Poleciała na łeb, na szyję, twarzą w mroczne czeluście. Uderzyła głową o drewnianą podłogę z wielką siłą, padając na twarz. Wkrótce potem poczuła na sobie ciężar Thora, który wylądował na niej, a następnie potoczył się wraz z nią w kąt.

Drewniana klapa zatrzasnęła się nad nimi z hukiem, całkowicie odcinając dopływ światła. Oddychając z trudem w ciemnościach i zastanawiając się, gdzie też to wrzucili ją piraci, usłyszała szczęk ciężkiego łańcucha, którym zaryglowali drzwi.

Wtem, w odległym krańcu ładowni, rozbłysło słoneczne światło. Zauważyła, że piraci otworzyli drewniany luk okratowany żelaznymi prętami. W otworze pojawiło się kilka twarzy. Uśmiechały się szyderczo, niektóre prychnęły, po czym zniknęły ponownie. Zanim jednak i ten luk zatrzasnął się z hukiem, Angel usłyszała w mroku pokrzepiający głos.

- Już w porządku. Nie jesteś tu sama.

Wystraszyła się, zaskoczona, ale również poczuła ulgę. Zdziwiła się wielce, kiedy obróciwszy się, ujrzała siedzących w ciemnościach ze związanymi za plecami rękoma przyjaciół. Byli tam Reece i Selese, Elden i Indra, O’Connor oraz Matus. Wszyscy zostali pojmani, ale przynamniej wciąż żyli. Była przecież niemal przekonana, że wszyscy zginęli na morzu i teraz ogarnęło ją poczucie wielkiej ulgi.

Ale też ogarnęło ją złe przeczucie: jeżeli wszyscy ci wspaniali wojownicy zostali wzięci do niewoli, jak to sobie tłumaczyła, to czy istniała jakakolwiek szansa, że którekolwiek z nich zdoła umknąć stąd z życiem?