Recenzent wydawniczy Ks. prof. Paweł Bortkiewicz
Słowo wstępne Paweł Lisicki
Redakcja i korekta Anna Feliga, Anna Wolf, Barbara Manińska
Projekt okładki i stron tytułowych Fahrenheit 451
Dyrektor projektów wydawniczych Maciej Marchewicz
Skład i łamanie TEKST Projekt
ISBN 9788380795044
Copyright © Grzegorz Kucharczyk 2020
Copyright © for Fronda PL Sp. z o.o., Warszawa 2020
Wydawca
Fronda PL, Sp. z o.o.
ul. Łopuszańska 32
02-220 Warszawa
tel. 22 836 54 44, 877 37 35
faks 22 877 37 34
e-mail: kontakt@wydawnictwofronda.pl
www.wydawnictwofronda.pl www.facebook.com/FrondaWydawnictwo www.twitter.com/Wyd_Fronda
Niniejszy tom jest znowelizowaną i uzupełnioną wersją książki Czerwone karty Kościoła opublikowanej w roku 2008 nakładem Wydawnictwa Dębogóra
Konwersja
Monika Lipiec
PRZEDMOWA
CZĘŚĆ 1. Czerwone karty Kościoła
WSTĘP
Rozdział 1. REWOLUCJA REFORMACJI
Straszliwa pustka
Heroiczne „nie!”
Lud przeciw „odnowie” Kościoła
Zasiew krwi męczenników
Wierność Irlandii
Męczeństwo krwi, męczeństwo wyrzeczenia
Rozdział 2. REWOLUCJA FRANCUSKA
„Nikt nie jest bardziej przywiązany do rewolucji niż ja”
Deklaracje i czyny rewolucjonistów
Uderzyć w pasterza
„Ostatni papież”
Śmierć „tyrana”
Nie chcesz być wolny? Więc giń!
Wojna pałacom – pokój chatom, czyli o „francuskiej przyjaźni”
Rozdział 3. LIBERALNA WALKA O WOLNOŚĆ
„Dogmatyczny wróg liberalizmu”
Rewolucja, czyli w poszukiwaniu „nowej religii”
Państwo Kościelne – despotyczna teokracja?
„Wolny Kościół w wolnym państwie” – rzecz o liberalnej nowomowie
Zabić księdza!
Niemcy, Francja – dwa kulturkampfy
Naród, który popełnia samobójstwo
Dzieło masonerii i ulicy – rewolucja 1910 roku
Śladami Emila Combes’a
Żałosna komedia z Fatimy
Rozdział 4. OSTATNI CESARZ
Droga do tronu
Najważniejszy cel: pokój
Cel drugi: federalizm
Głupota ministra Czernina
Koniec monarchii Habsburgów
Karol I wobec Polski
Próby restauracji władzy królewskiej na Węgrzech
Śmierć na Maderze
Rozdział 5. REWOLUCJA KOMUNISTYCZNA
Ideologia przeciw religii
Gra pozorów
Metody walki: fizyczna eksterminacja duchowieństwa i niszczenie kościołów
Metody walki: szykany prawne i administracyjne
Dziel i rządź
Nawracanie na ateizm
Demoralizacja za wszelką cenę
Zniszczyć katolicyzm w Rosji
Męczeństwo Unii
Głos Stolicy Apostolskiej
Viva Cristo Rey! Wojna masonerii z Kościołem
Na służbie Chrystusa Króla
Fałszywy pokój
Zwycięstwo męczenników
Zakłamana wojna w Hiszpanii
Republika przeciw Kościołowi
Wybory 1936 roku i początek terroru
Męczeńska droga Kościoła w Hiszpanii
Rozdział 6. DWIE POGAŃSKIE IDEOLOGIE – NARODOWY SOCJALIZM I FASZYZM
Czy Kościół milczał wobec antysemityzmu i rasizmu?
Stolica Apostolska wobec narodowego socjalizmu
Kościół w Polsce sprzymierzeńcem narodowych socjalistów?
Kościół w Niemczech wobec narodowego socjalizmu. Narodowy socjalizm wobec Kościoła
„Dwudziestowieczny Doktor Kościoła” przeciw narodowemu socjalizmowi
Kościół wobec faszyzmu.
Faszyzm wobec Kościoła
Rozdział 7. MĘCZEŃSTWO W KRAJACH DEMOKRACJI LUDOWEJ
Ciemna noc w Czechach i na Słowacji
Tragedia Kościoła na Węgrzech
„Liberalna” Jugosławia?
Męczeństwo Kościoła w Bułgarii i Rumunii
„Pierwsze ateistyczne państwo świata”
Komunizm a Kościół w Polsce.
Cel pierwszy: konkordat
Odrzucony kompromis
Stanowcze „nie” dla komunizowania Polski
Kolejna fala prześladowań
Aresztować Matkę Boską!
W poszukiwaniu Judaszów
Ostatnie prześladowania – krew męczenników
ZAKOŃCZENIE
CZĘŚĆ 2. Pod rządami półksiężyca i dyktatury relatywizmu
WSTĘP
Chrześcijanie – obywatele drugiej kategorii
Holocaust chrześcijan w XX-wiecznej Turcji
Młodotureckie ludobójstwo
Eksterminacja chrześcijan syryjskich
Trzy tysiące lat Greków w Azji Mniejszej
Tragedia Smyrny
Zadekretowana czystka etniczna
„Dzisiaj wasza własność, jutro wasze życie!”
Wymazać pamięć o chrześcijanach
Prawda jako „obraza tureckości”
Wrogiem jest także Czerwony Krzyż
Trzy „etapy śmierci” Kościoła w Algierii
Męczeństwo Kościoła algierskiego
Chrześcijanie egipscy – formy dyskryminacji
Za pomocą gwałtu i kwasu – do islamu
Fundamentaliści: chrześcijanie to „synowie psów”
Osobą może być tylko muzułmanin
„Obozy pokoju” i handel niewolnikami – ludobójcza metoda
Nigeria – podobny scenariusz
Znikająca populacja
Ofiara prześladowcą
Latryna na Bazylice Grobu Świętego – czemu nie?
Betlejem: jak szybko wyprzeć chrześcijan
Nazaret: minaret ponad Bazyliką Zwiastowania
Exodus chrześcijan z Iraku
„Nieznani sprawcy” w Iranie
Nacjonalizacja = islamizacja
Chrześcijanin znaczy „bangi”
Paragraf śmierci
Zhańbić i zabić
Chrześcijanie w Indonezji i Wschodnim Timorze
W okowach dyktatury relatywizmu. Prześladowania chrześcijan w imię „tolerancji”, „równości” i „walki z nienawiścią”
Zakończenie
Posłowie
Przypisy
Pamięci Rodziców i Siostry
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
This ebook was bought on LitRes
Pamiętam, jak pod koniec lat 80. XX wieku pierwszy raz wszedłem do dużej, niemieckiej księgarni w ówczesnym Berlinie Zachodnim. Zacząłem przeglądać książki poświęcone religii i historii chrześcijaństwa. Jakież było moje zdumienie, kiedy odkryłem tam dzieła i dziełka wrogie chrześcijaństwu, a szczególnie Kościołowi. Natrafiałem na autorów, których, mogło się wydawać, główną ambicją było wykazanie, że katolicyzm to jakieś dziwne wynaturzenie dziejów, osobliwa przypadłość kultury, narośl na dziejach ludzkości. Co ciekawe, nie sposób było znaleźć tam innych książek. Jak to możliwe – myślałem – że tu, w enklawie wolności, w miejscu, do którego nie sięga siła komunistycznej propagandy, znajduję tyle jadu i nienawiści wobec Kościoła? Kościół był dla mnie, podobnie jak dla całego mojego pokolenia, dla młodych Polaków odrzucających komunizm i różne jego postacie, odcienie, oblicza i kształty, synonimem prawości, ostoją prawdy oraz filarem wolności. Dlaczego Kościół, stróż godności człowieka i miejsce schronienia przed złowrogą mocą komunistów, był zawsze pokazywany najgorszej strony?
Po tylu latach zdaję sobie sprawę, że byłem wówczas bardzo naiwny. Utożsamienie Zachodu z chrześcijaństwem i wolnością było nieprawdziwe, powierzchowne. Nie wiedziałem, jak głębokie były pokłady antychrześcijańskich, antykatolickich urazów oraz jak bardzo wizja Kościoła, którą wyniosłem z domu rodzinnego, odbiegała od powszechnie przyjętego, dominującego w tak zwanym wolnym świecie, wizerunku. Od tego czasu minęło wiele lat. Czarna wizja historii Kościoła coraz częściej i coraz bardziej krzykliwie dociera do współczesnych Polaków. Można na przykład przeczytać o kryminalnych dziejach papieży, o zbrodniach inkwizycji czy też o rzekomej wrogości do wolności. Tym większa jest dlatego zasługa takich autorów jak Grzegorz Kucharczyk, którzy potrafią pokazać prawdę. Tak, brzmi to dość nieznośnie, jak z kazania – pokazać prawdę. W naszym świecie, w którym dominuje opinia, punkt widzenia, prawda wydaje się czymś nieodpowiednim. Jest zbyt pompatyczna, zbyt posągowa. Książka profesora Kucharczyka zatytułowana „Czerwone karty Kościoła” nie jest jednak niczym innym, jak upomnieniem się o prawdę – prawdę o Kościele oraz jego prześladowaniach. Chodzi o prawdę o męczennikach, którzy przelewali krew nie dla uznania, nie dla swojego widzimisię, ale dlatego, że chcieli zachować wierność wierze. I znowu, nie chodzi o jakąkolwiek wiarę, nie jakiekolwiek przekonanie, ale o wiarę katolicką, rzymską.
Zbiór szkiców profesora Kucharczyka sięga XVI wieku. To dobry wybór, ponieważ wraz z Marcinem Lutrem pojawiła się wielka fala wrogości wobec Kościoła. Autor doskonale to pokazuje, przedstawiając losy pierwszych katolickich męczenników króla Henryka VIII – Tomasza Morusa i biskupa Johna Fishera, a także innych, współczesnych im wiernych Rzymowi. Mimo, że nominalnie król cały czas uważał się za katolika, domagał się posłuszeństwa należnego wyłącznie papieżowi. Starcie między państwem a Kościołem jest prawdziwym tematem przewodnim książki. Nowożytność to epoka, w której państwo coraz śmielej, coraz bardziej łapczywie i konsekwentnie chce objąć rządy nad sumieniem oraz panowanie nad ludzkimi duszami i świadomością. To epoka, kiedy kiełkuje i rozwija się idea, używając języka Jakuba Talmona, totalitarnej demokracji.
Wyraźnie widać ciągłość między kolejnymi prześladowcami i wrogami Kościoła – zaczynając od siepaczy króla Anglii, przez późniejszych protestanckich władców, założycieli lóż masońskich, aktywistów rewolucji francuskiej, działaczy rewolucyjnych XIX wieku, wreszcie liberałów i komunistów. Zmieniają się ideologie, pojawiają się nowe twarze, wróg zaś jest zawsze ten sam – Kościół rzymski, który reprezentowany jest przez papieży. W Kościele tym władza pochodzi z góry, od Boga, który stoi na straży zasad niezmiennych, i jest niczym innym jak kontynuacją Chrystusa. Dlatego kolejne pokolenia wrogów Kościoła – nieważne, czy byli nimi jakobini strzelający do katedr i wyrzynający w pień dziesiątki tysięcy Wandejczyków, czy XIX-wieczni liberałowie w białych rękawiczkach tłumiący wiarę we Włoszech, likwidujący zakony, czy też XX-wieczni krwawi bolszewicy – chciały zniszczyć ten Boski ślad, tę pochodzącą od Pana instytucję. Profesor Kucharczyk doskonale wychwytuje tę wspólną, antykatolicką „nić”. Pokazuje też, że ów antykatolicki uraz był silniejszy od innych głoszonych haseł. Wyzwolenie, prawa człowieka, wolność, swoboda sumienia, postęp – wszystko to było ważne i słuszne, pod jednym warunkiem: że wykluczało się katolików. Katolicyzm oparty na autorytecie, na przekonaniu, że wiara nie jest wymysłem i efektem rozwoju ludzkiego ducha, ale darem z góry, faktem nienaruszalnym, prawdą daną od Boga, czymś, czego nie wolno zakwestionować – miał być przez ową dziejową federację zniszczony i ostatecznie wyrugowany. Ludzie, którzy tę wiarę przyjęli za swoją, nie dawali się ani od niej odwieść, ani przekupić.
Odwołując się do rosyjskiego myśliciela Mikołaja Bierdiajewa, Kucharczyk pisze: „Odrzucenie cierpienia (tzn. codziennego krzyża pojedynczych ludzi i całych społeczności) i poszukiwanie radykalnych rozwiązań w postaci budowania raju tu i teraz – oto, co w zasadzie legło u najgłębszych podstaw polityki francuskich rewolucjonistów, niemieckich narodowych socjalistów, czy w naszych czasach rewolucji Czerwonych Khmerów w Kambodży, mordujących niemal połowę własnego narodu w imię «lepszej przyszłości»”. Każda z tych rewolucji była w zasadzie formą prowadzenia wojny religijnej – zauważa słusznie polski autor. Uderzać też musi podobieństwo użytych środków. Cel był ten sam, jedyna różnica dotyczyła stopnia radykalizmu użytych metod.
Książka profesora Kucharczyka opowiada o prześladowanych – ludziach Kościoła i prześladujących, czyli tych, którzy dążyli do starcia katolicyzmu i papiestwa z powierzchni ziemi. Nie jest to jednak tylko zapis faktów, zestawienie opisów czy raportów. Autorowi udało się przekazać nam nadzieję. Ostatecznie zamierzenia wrogów katolicyzmu spełzły na niczym, a wymownym tego dowodem były uroczystości wyniesienia na ołtarze męczenników: publiczne oddanie im czci i hołdu. Zło nie przemogło, siła nie zwyciężyła. Pamięć o tym, co wielkie, przetrwała i zachęca nas, by naśladować ojców w wierze.
Paweł Lisicki
Książka, której lekturę proponujemy Czytelnikowi, nie jest zbiorem żywotów świętych męczenników, chociaż przypomina ich postacie i mękę. Książka ta bowiem mówi także o rewolucjach – począwszy od rewolucji reformacji w XVI wieku, po rewolucję bolszewicką, władzę Narodowo-Socjalistycznej Partii Robotników Niemiec w Rzeszy i krajach przez nią okupowanych, aż po rewolucję relatywizmu „pokolenia 1968 roku”. Rewolucje te – każda na swój sposób – pracowały nad destrukcją ordo (ładu) panującego w chrześcijaństwie do XVI wieku; ładu tworzonego od IV wieku po Chrystusie przez całe, niepodzielone jeszcze chrześcijaństwo. Twórcy tego porządku – w wymiarze filozoficznym i teologicznym – to wschodni i zachodni Ojcowie Kościoła, zakonni przepisywacze w klasztornych skryptoriach przygotowujący grunt pod wspaniały renesans XII i XIII wieku, gdy Europa pełną garścią czerpała z dorobku Arystotelesa i Platona. To była cywilizacja christianitas, która wyrosła w cieniu katedr, ale dała światu zachodniemu blask uniwersytetów. Ich zasięg wraz z rozprzestrzenianiem się łaciny i kodeksu rycerskiego wyznaczał limes Zachodu. To była cywilizacja – by użyć tutaj słów Benedykta XVI – szczęśliwych syntez, tj. łączenia wiary i rozumu, wolności i prawdy, prawdy i dobra, dobra i piękna. Ten cywilizacyjny ład miał wreszcie swój wymiar polityczny, którego wyznacznikiem była wypracowana przez wieki (nie bez ostrych konfliktów) formuła funkcjonowania władzy świeckiej i władzy duchownej opartej na rozróżnieniu państwa i Kościoła, ale nie na ich rozdzieleniu.
Znamieniem tego ładu była także przewaga życia społecznego nad państwowym. Państwo nie było wszechwładną machiną, kontrolującą wszystkie sfery życia swoich obywateli. Chroniła ich przed taką ingerencją różnorodność samorządów (terytorialnych i zawodowych), korporacji, bractw. Nie było więc sytuacji tak charakterystycznej dla rewolucyjnego antyładu, który był rezultatem absolutyzacji przez rewolucyjnych myślicieli zarówno jednostki (Rousseau), jak i władzy państwowej (Hegel), co z kolei sprawiało, że wobec absolutyzowanego państwa (w pismach „filozofów” oraz w politycznej praktyce zarówno podczas, jak i po rewolucji), stawała absolutyzowana – jak się okazywało, jedynie w teorii – jednostka1. Z tej konfrontacji zwycięsko wychodziła zawsze władza państwowa, od XVI stulecia systematycznie powiększająca zakres swoich kompetencji. Stawało się to tym bardziej dramatyczne w sytuacji, gdy rewolucjoniści przystępowali do budowy „królestwa Bożego na ziemi”.
Dochodzimy w ten sposób do kolejnego aspektu destrukcji ładu christianitas. Rewolucje, o których mowa w tej książce, to bowiem nie tylko przewroty polityczne niszczące tradycyjną „republikę królów”, ale przede wszystkim działanie według pewnego projektu filozoficznego i teologicznego, który najkrócej da się streścić w odchodzeniu od transcendentnej wizji człowieka na rzecz supremacji koncepcji naturalistycznej zarówno na płaszczyźnie politycznej, jak i filozoficznej oraz cywilizacyjnej2.
Co to jest „koncepcja naturalistyczna”? W wersji radykalnej – przeświadczenie, że to człowiek może zbudować raj na ziemi, tysiącletnie królestwo szczęśliwości. Tylko człowiek (dzięki wymyślonym przez siebie teoriom i ideologiom) może być zbawicielem dla samego siebie, dla innych, dla całej ludzkości. W swojej wersji mniej radykalnej – naturalizm to przekonanie, że tylko człowiek (jego wolność i wolny wybór) jest miernikiem oraz regulatorem życia społecznego i politycznego (w tym znaczeniu naturalizm zawsze występował przeciw niezmiennemu prawu naturalnemu). A więc tylko człowiek, tylko ten świat. Bóg natomiast jest albo jawnie negowany, albo spychany na bardzo dalekie miejsce. Nowa ziemia i nowe niebo, będące wolnym darem Boga – o tym ani słowa. Trudno o bardziej jaskrawe odejście od maksymy św. Augustyna: „jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na swoim miejscu”. Maksymy, którą mniej lub bardziej udanie starała się żyć christianitas do XVI wieku.
Męczennicy, o których piszemy na kartach tej książki, są przede wszystkim męczennikami za Wiarę, świadkami Jezusa Chrystusa. Wszakże są oni również świadkami i ofiarnymi obrońcami domu zbudowanego z „cegieł wypalonych w ogniu Ewangelii”. Kornwalijscy chłopi w XVI wieku, Wandejczycy i Neapolitańczycy w wieku XVIII, meksykański lud w wieku XX – walczyli i ginęli nie tylko za wiarę swoich ojców. Walcząc za nią i przelewając krew, dokonywali tym samym istotnego wyboru cywilizacyjnego.
Męczennicy to ci, „którzy wytrwali do końca”. Dlatego też na kartach tej książki pojawiają się również męczennicy wyrzeczenia, złamanej kariery, zepchnięcia do statusu obywatela „drugiej kategorii” – bo trwali i wytrwali przy swojej wierze. Niekiedy tak rozumiane męczeństwo dotykało jednostki (na przykład królową Krystynę w XVII wieku), niekiedy całe społeczeństwa (jak ludzi wierzących w czasach PRL). Rosnąca w siłę w krajach Zachodu dyktatura relatywizmu pokazuje, że ten sposób cierpienia za Chrystusa nie odszedł w przeszłość wraz z runięciem systemów totalitarnych w Europie.
Rozszerzoną w ten sposób definicję męczeństwa podał Jan Paweł II w homilii wygłoszonej w Bydgoszczy 7 czerwca 1999 roku. „To niezłomne trwanie przy Chrystusie i Jego Ewangelii – powiedział – owa gotowość ponoszenia cierpień dla sprawiedliwości jest niejednokrotnie aktem heroizmu i może przybrać formy prawdziwego męczeństwa, dokonującego się w życiu człowieka każdego dnia i każdej chwili, kropla po kropli, aż do całkowitego «wykonało się». [...] Obok męczeństwa publicznego, które dokonuje się zewnętrznie, na oczach wielu, jakże często ma miejsce męczeństwo ukryte w tajnikach ludzkiego wnętrza; męczeństwo ciała i męczeństwo ducha. Męczeństwo naszego powołania i posłannictwa. Męczeństwo walki z sobą i przezwyciężania samego siebie”.
Japonia, Nagasaki 1628 r. – masowa bestialska egzekucja chrześcijan
Trzeba więc pamiętać o męczennikach, trzeba się z nich uczyć. W tej samej homilii Jan Paweł II podkreślił: „I dlatego za szczególną powinność naszego pokolenia w Kościele uważam zebranie wszystkich świadectw o tych, którzy dali życie za Chrystusa. Nasz wiek, nasze stulecie ma swe szczególne martyrologium jeszcze nie w pełni spisane. Trzeba je zbadać, trzeba je stwierdzić, trzeba je spisać. Tak jak spisana jest martyrologia pierwszych wieków Kościoła, i to jest dzisiaj naszą siłą, tamto świadectwo męczenników pierwszych stuleci”.
Wprawdzie Ojciec Święty mówił przede wszystkim o potrzebie pamięci o męczennikach za wiarę w niedawno zakończonym XX stuleciu, ale słowa te równie dobrze odnieść można do męczenników innych wieków. Męczenników, o których mało się pamięta lub wręcz skazuje się na zapomnienie. To rozszerzenie sensu słów papieża na męczenników innych wieków jest tym bardziej celowe, że zbrodnicze systemy, których ofiarą padali w XX wieku wyznawcy Chrystusa, miały swoje korzenie intelektualne w systemach czy prądach ideowych – takich jak rewolucja francuska, nazywana przecież „totalitarną demokracją” – które w swoim czasie głównego wroga upatrywały właśnie w Kościele i wyznawcach Chrystusa.
Skoro więc Jan Paweł II mówi, że „trzeba, abyśmy przechodząc do trzeciego tysiąclecia, spełnili obowiązek wobec tych, którzy dali wielkie świadectwo Chrystusowi w naszym stuleciu”, to wezwanie należy odnieść także do innych epok historycznych. Powiada się wszakże, że historycy lubią zwycięzców. Jakże mało w podręcznikowych ujęciach dziejów reformacji znajdziemy wzmianek o sprzeciwie angielskiego ludu wobec narzucanej mu z góry „odnowy Kościoła”. Ileż można przeczytać w rozdziałach o rewolucji francuskiej o bohaterstwie wandejskich, włoskich czy belgijskich chłopów, którzy jakoś nie zapragnęli ofiarowanych im na bagnetach „wolności, równości i braterstwa” ani wyzwolenia z oków „religijnego zabobonu”? Bardzo mało. Podobnie jak mało można się dowiedzieć o tym, że XIX-wieczni liberałowie próbowali zaprowadzać „wolność” żelazną ręką państwa, bezwzględnie łamiąc opór obywateli, którzy właśnie w tak oferowanym im „postępie” dostrzegali naruszenie ich przestrzeni wolności.
Męczennicy uczą więc historii. Jest to tym bardziej cenne, że z wielu stron słyszy się ciągłe wezwania pod adresem Kościoła, by oczyścił się ze swoich „czarnych kart”. Rzeczywistym problemem są jednak nie tyle owe „czarne karty”, ile „białe plamy”. A więc wydarzenia historyczne (np. reformacja, rewolucja francuska, XIX-wieczny liberalizm, narodowy socjalizm, faszyzm, komunizm), których krwawy ślad pozostawiany w historii próbuje się przemilczeć lub obłudnie tłumaczyć, że była to „cena postępu”.
Męczennicy uczą także, jak bardzo fałszywa jest naiwna wiara w „postęp”, pogląd, że już sam postęp chronologiczny lub techniczny jest jakościową zmianą na lepsze. Wiek XX, w którym śmierć za wiarę poniosło ponad 25 milionów chrześcijan, jest tego najdobitniejszym zaprzeczeniem. Nieprzypadkowo Jan Paweł II nazywa niedawno zakończone stulecie „wiekiem męczeństwa”.
Męczennicy wieku XX są także jedynym przykładem prawdziwego ekumenizmu. Prawdziwego, bo sprawdzonego w praktyce, w chwili najcięższej próby. Podczas uroczystości beatyfikacyjnej 28 greckokatolickich męczenników, we Lwowie 27 czerwca 2001 roku, Ojciec Święty powiedział te znamienne słowa: „Wraz z nimi byli prześladowani i zostali zamordowani za sprawę Chrystusa także chrześcijanie innych wyznań. Ich wspólne męczeństwo jest mocnym wezwaniem do pojednania i jedności. Jest to ekumenizm męczenników i świadków wiary, który ukazuje drogę jedności chrześcijan XXI wieku”.
Czyż Jan Paweł II nie mówi nam, że nie ekumenizm różnych konferencji, sympozjów, cząstkowych deklaracji, nie cała ta biurokracja ekumenizmu, ale właśnie jedność wiary w tego samego Jezusa Chrystusa – sprawdzona w ogniu cierpień – jest najbardziej autentycznym forum dialogu ekumenicznego? A jak bardzo mało mówi się o tym rzeczywistym wymiarze ekumenizmu, podczas gdy tak dużo mówi się o „dialogu”. Wszakże „po czynach poznacie ich”...
Milczenie to jest tym dziwniejsze, że wspominany przez Jana Pawła II „ekumenizm męczenników” nie jest tylko kategorią historyczną. On ciągle dzieje się na naszych oczach. Przecież w Sudanie czy w Arabii Saudyjskiej za wiarę w Chrystusa cierpią w równy sposób katolicy i protestanci. Oprawcy nie czynią również rozróżnienia w Indiach, Chinach ani Indonezji.
Krew świadków Chrystusa, o których mowa w tej książce, pokazuje, że droga do zbudowania raju na ziemi wiedzie po ludzkich trupach. A najczęściej ofiarami rewolucji padają ci, w imię których rewolucjoniści przystępują do budowania „nowego, lepszego świata”. Dlatego należy pamiętać o męczennikach. Nieprzypadkowo jednym ze znamion pontyfikatu Jana Pawła II było przekazanie Kościołowi pamięci o męczennikach. Beatyfikując i kanonizując męczenników reformacji, rewolucji francuskiej, totalitaryzmów XX wieku, polski papież stał się zarazem niestrudzonym historiografem. Kronikarzem wypełniającym luki po wspomnianych „białych plamach”. Spisywanie wielkiego martyrologium Kościoła było jednym z wielkich znamion tego pontyfikatu; tego papieża, tak tajemniczo związanego w fatimskim objawieniu z Kościołem męczenników i z męczeństwem. I nikt już – przynajmniej z tych, którzy zainteresowani są własnym Kościołem – nie będzie mógł powiedzieć z czystym sumieniem, że nie wiedział o męczennikach za wiarę prześladowanych w XVI- i XVII-wiecznej Irlandii, o męczennikach wandejskich ani świadkach Wiary umęczonych przez pogański narodowy socjalizm. Nikt też nie będzie mógł różnicować zła dokonanego przez najstraszliwsze ideologie XX wieku: komunizm i nazizm, skoro papież przypominał, że męczennicy XX wieku „próbowani byli przez zwolenników tych zgubnych ideologii”.
Oddawana do rąk Czytelników książka od 2001 roku ukazywała się w kolejnych edycjach jako „Czerwone karty Kościoła”. Wspólnie z wydawcą zdecydowałem o zmianie tytułu. Wymaga to jednak pewnego uściślenia, skoro treść rozpoczyna się od omówienia epoki reformacji.
Reformacja była z pewnością pierwszym uderzeniem w ład christianitas i w tym sensie jej omówienie jest konieczne do opisania historii „długiego trwania” ataków kolejnych emanacji rewolucji, która za cel wzięła sobie cywilizację chrześcijaństwa, jaką jest katolicyzm (N. Gomez Davila). Z drugiej strony należy zauważyć, że reformacja nie była „chrystofobiczna” we współczesnym rozumieniu tego słowa (nienawiść do Chrystusa i Jego wyznawców). Dodatkowo zaś należy pamiętać, że dzisiaj protestanci wielu denominacji padają ofiarami prześladowań ze strony komunistycznych rządów (Chiny, Korea Północna), cierpią za Chrystusa w państwach muzułmańskich i dają mężne świadectwo wiary pod rządami dyktatury relatywizmu. W każdym z tych przypadków mamy do czynienia z „ekumenizmem męczenników”, choć gdy chodzi o dyktaturę relatywizmu, często oznacza on, że więcej łączy na serio wierzącego katolika z wierzącym na serio protestantem niż z robiącymi nieustanne ukłony wobec tego świata i jego przemijających mód hierarchami (nierzadko w kardynalskiej purpurze) Świętego Kościoła Rzymskiego.
Książka kończy się omówieniem w jednej części prześladowania chrześcijan we współczesnym świecie przez islam i dyktaturę relatywizmu. Te dwa zagrożenia traktuję razem, całkowicie zgadzając się z diagnozą kardynała Roberta Saraha, że obecnie „jesteśmy bezsilnymi świadkami przejścia od ery człowieczeństwa do ery zbydlęcenia. Ścierają się ze sobą dwa barbarzyństwa: materialistyczne i islamistyczne”3.
Na koniec przytoczmy raz jeszcze słowa Jana Pawła II. Słowa, które będą najlepszym mottem dla tej książki: „Dzisiaj chcemy oddać im cześć za to, że nie lękali się podjąć tej próby, i za to, że nam pokazali drogę, którą trzeba iść w nowe tysiąclecie. Oni są dla nas jakimś wielkim wołaniem i wezwaniem zarazem. Ukazują swoim życiem, że światu takich właśnie potrzeba Bożych szaleńców, którzy będą szli przez ziemię, jak Chrystus – jak Wojciech, Stanisław czy Maksymilian Maria Kolbe i wielu innych. Takich, którzy będą mieli odwagę miłować i nie cofną się przed żadną ofiarą w nadziei, że kiedyś wyda ona owoc wielki”.