Za darmo

Ropucha

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– To mimowolnie – pomyślał na koniec i podniósł głowę, aby ją dziobnąć raz drugi Przestraszona ropucha pośpieszyła biedaczce na pomoc i znalazła się nagle przed dziobem koguta.

– A to co? – rzekł ptak zdziwiony. Cóż za potwór? Nędzne stworzenie ma widać obrońców!

I odwrócił się pogardliwie.

– Nie ma się o co dobijać – dodał jeszcze, odchodząc. – Zielony jakiś okruch. A kręci się… jeszcze by mnie w gardle drapało.

Tak mądre zdanie przekonało od razu wszystkie kury i żadna nie spojrzała nawet na gąsienicę, oddalając się w stronę przeciwną.

– A to się wykręciłam! – zaśmiał się zielony robak. – Nigdy w niebezpieczeństwie nie trzeba tracić przytomności. Wiedziałam, że ich odstraszyć potrafię.

Z zadowoleniem spojrzała na żabę, ale zaraz westchnęła.

– Cały kłopot, że teraz trudno będzie znowu na liść się dostać. Ha, cóż robić! I z tym przecież dam sobie jakoś radę. Nie od parady mam głowę na karku. Ale gdzież on się podział?

– Tu jest – rzekła ropucha, ze współczuciem patrząca na słabe maleństwo. – Bardzo mi przyjemnie, że moją brzydotą dopomogłam pani w tej biedzie. Kogut widocznie przestraszył się mojej osoby.

– Cóż to ma znaczyć? – spytała dumnie gąsienica. – Sama się obroniłam od koguta i pomocy od nikogo nie potrzebowałam. Ale jesteś rzeczywiście tak szkaradna, że niemiło patrzeć na ciebie. Proszę cię więc, odejdź stąd i zostaw mnie w spokoju. Oto mój liść. Zaraz się na niego dostanę. Dobrze mówi przysłowie, że najlepiej w domu. Każdemu najprzyjemniej u siebie. Ale muszę wejść trochę wyżej.

– O, tak, wyżej! – powtórzyła z westchnieniem ropucha – Każdy chce wyżej. I ona czuje to wielkie pragnienie, tę tęsknotę, która mnie naprzód popycha. Tylko biedaczka w złym dzisiaj humorze. I nie można się dziwić: taki przestrach! Wszyscy dążymy naprzód, wyżej, wyżej!…

I starała się podnieść głowę tak wysoko, jak pozwalała na to krótka, sztywna szyja.

Na dachu chaty w gnieździe zaklekotał bocian, potem zaklekotała pani bocianowa. Żaba wypukłe oczy zwróciła w tę stronę.

– Ach, ci dopiero wysoko mieszkają! – zawołała z zachwytem. – Kto by się tam mógł dostać!

Na podwórzu przed chatą stało dwóch studentów. Jeden z nich był poetą, drugi przyrodnikiem, jeden pięknymi słowy opisywał wszystko, co wzrusza, cieszy, boli lub zachwyca – drugi we wszystkim szukał początku i prawdy. Obaj byli dobrzy i poczciwi chłopcy, chociaż na każdą rzecz zapatrywali się odmiennie.

– Patrz no, jaka ropucha – rzeki nagle przyrodnik – pyszny egzemplarz! Mam wielką ochotę włożyć ją do spirytusu.

– Masz już dwie przecież w spirytusie – odparł poeta – pozwólże tej oddychać jeszcze czystym powietrzem i cieszyć się, że żyje.

– Kiedy taka brzydka. Prawdziwy okaz.

– Znajdziesz więcej takich. Gdybyś wiedział przynajmniej, że znajdziesz w jej głowie ten bezcenny klejnot, no, kto wie, czy wtedy sam bym ci nie doradził otworzyć jej czaszkę.

– Klejnot! Ach, ty poeto! Zawsze wolisz baśnie od nauki i prawdy.

– Nie – odparł poeta – prawda jest piękna, więc ją kochać muszę, ale sam powiedz, czyż to nie piękne podanie, że ropucha, ten najbrzydszy z naszych płazów, często ma w głowie klejnot niezmiernej wartości? W podaniach ludu nieraz kryje się myśl wielka i poetyczna. Czyż i ludzie tacy, jak np. Ezop, nie mieli…