Za darmo

Ojczyzna

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Obserwuję ją nieraz, jak podniecona grą, z wypiekami na twarzy i błyszczącymi oczyma bierze całą duszą udział w zmiennych perypetiach hazardu. Lampa rozlewa spod abażuru łagodne światło na stół, dookoła którego grupa ludzi głęboko zaabsorbowana nad wachlarzem kart, trzymanym w dłoni, odbywa imaginacyjny pościg za złudnym śladem fortuny. Widzę ją niemal, ułudną postać, wywołaną napięciem seansu i zjawioną niemal dostrzegalnie za plecami tego lub owego. Cisza jest, padają półgłośne słowa, znaczące zmienne i kręte szlaki szczęścia. Co do mnie, to czekam na chwilę, kiedy cichy i żarliwy trans ogarnia wszystkie umysły, kiedy zbywszy pamięci, znieruchomieją, pochyleni kataleptycznie15, jak nad wirującym stolikiem, ażeby wycofać się niepostrzeżenie z tego zaklętego kręgu i usunąć się w samotność mych myśli. Czasem, wysiadłszy z gry, mogę bez zwrócenia czyjejkolwiek uwagi opuścić stół i przejść po cichu do drugiego pokoju. Ciemno tam jest, tylko latarnia uliczna przysyła z daleka swe światło. Z głową opartą o szybę okna stoję tak przez długą chwilę i dumam…

Nad jesienniejącą gęstwiną parku noc rozjaśnia się niewyraźnie czerwonawym brzaskiem. W spustoszonej gęstwinie drzew spłoszone wrony budzą się z nieprzytomnym krakaniem, zmylone symptomami tego fałszywego świtu, zrywają się tłumnie i hałaśliwie i jękliwe to i krążące bezhołowie napełnia zgiełkiem i falowaniem rudawą ciemność, pełną gorzkiego aromatu herbaty i lecących liści. Z wolna osiada i uspokaja się ten rozłopotany na całe niebo rozgardiasz krążeń i lotów, opada z wolna i obsadza przerzedzoną gęstwinę drzew niespokojną, prowizoryczną czeredą, pełną niepokoju, milknących rozhoworów16, jękliwych zapytań i uspokaja się powoli, sadowiąc się na dobre i jednocząc się z wolna z ciszą tego szelestnego więdnienia. I znów instaluje się noc głęboka i późna. Godziny mijają. Z gorącym czołem przyciśniętym do szyby czuję i wiem: nic złego nie może mi się już przydarzyć, znalazłem przystań i spokój. Nadejdzie teraz długi szereg lat ciężkich od szczęścia i sytych, nieskończony ciąg dobrych i błogich czasów. W ostatnich kilku płytkich i słodkich westchnieniach pierś moja napełnia się po brzegi szczęściem. Przestaję oddychać. Wiem: tak jak życie całe – przyjmie mnie kiedyś śmierć w otwarte ramiona, pożywna i syta. Będę leżał do dna nasycony wśród zieleni na pięknym, pielęgnowanym cmentarzu tutejszym. Moja żona – jak pięknie będzie ją stroił wdowi welon – przynosić mi będzie kwiaty w jasne i ciche przedpołudnie tutejsze. Z dna tej pełni bez granic wstaje jak gdyby ciężka i głęboka muzyka, żałobne, uroczyste, głuche takty majestatycznej uwertury. Czuję potężne uderzenia rytmu, rosnące z głębi. Z podniesionymi brwiami, wpatrzony w punkt daleki, czuję, jak włosy powstają mi z wolna na głowie. Sztywnieję i słucham…

1515 kataleptyczny – patologicznie odrętwiały. [przypis edytorski]
1616 rozhowor (daw. reg.) – rozmowa. [przypis edytorski]