Spis treści
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Siedem kapitulacji
Osoby występujące w tej opowieści
Rozdział pierwszy. Nihil obstet
Rozdział drugi. Rozdział snipera
Rozdział trzeci. Os
Rozdział czwarty. Opatrzność
Rozdział piąty. Jeśli ktokolwiek na świecie może
Rozdział szósty. Pokój, w którym umarł mycroft canner
Rozdział siódmy. Zdrada
Rozdział ósmy. Nie ma spoczynku dla cnotliwych
Rozdział dziewiąty. Wizytacja
Rozdział dziesiąty. Stalin w jeden weekend
Rozdział jedenasty. Opatrzność wybiera drogę w lewo
Rozdział dwunasty. Węże i drabiny
Rozdział trzynasty. Marzenie w różu
Rozdział czternasty. Samobójstwo cato weeksbootha
Rozdział piętnasty. Najważniejsza osoba na świecie
Rozdział szesnasty. Deo erexit deus
Rozdział siedemnasty. Gwałt na apollu
Rozdział osiemnasty. Arystoteles i aleksander
Rozdział dziewiętnasty. Siedem kapitulacji
Rozdział dwudziesty. Myliłem się
Rozdział dwudziesty pierwszy. Heros
Rozdział dwudziesty drugi. Ostatnia modlitwa
Od autorki i podziękowania
Tytuł oryginału:
Seven Surrenders
Copyright © 2017 by Ada Palmer
Copyright for the Polish translation © 2019 by Wydawnictwo MAG
Redakcja:
Joanna Figlewska
Korekta:
Urszula Okrzeja
Projekt graficzny serii oraz opracowanie graficzne okładki:
Piotr Chyliński
Ilustracja na okładce:
Dark Crayon
Projekt typograficzny, skład i łamanie:
Tomek Laisar Fruń
ISBN 978-83-66409-74-3
Wydanie II
Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa
tel./fax 228 134 743
www.mag.com.pl
Wyłączny dystrybutor:
Dressler Dublin sp. z o. o.
ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz.
tel. 22 733 50 10
www.dressler.com.pl
Skład wersji elektronicznej:
pan@drewnianyrower.com
Opublikowana za pozwoleniem:
Siedmiopasiekowego Komitetu Stabilności w Romanovie
Pięciopasiekowego Komitetu ds. Niebezpiecznej Literatury
Ordo Quiritum Imperatorisque Masonicorum
Kuzynowskiej Komisji na rzecz
Humanitarnego Traktowania Usługowców
Dyrektoriatu Naczelnego Mitsubishi
Jego Królewskiej Mości Isabel Carlosa II, króla Hiszpanii
A także za zgodą wszystkich ŻYJĄCYCH OSÓB,
WOLNYCH I NIEWOLNYCH,
KTÓRE PRZEDSTAWIONO W TEKŚCIE
Qui veritatem desideret, ipse hoc legat. Nihil obstat
Polecam – Anonim
Nie będę pewne, kim jest zabójca,
dopóki go nie spotkam, ale jeśli to jest Mycroft, okażcie mu łaskę.
Darujcie mu życie, zapewnijcie bezpieczeństwo i zmuście do pracy.
Będzie wam potrzebne. Jeśli mnie straciliście, będzie wam potrzebne.
Pewne sprawy zostawiłom nieukończone
i tylko Mycroft Canner może mnie w tym zastąpić.
Apollo Mojave
sprawdzone przez czteropasiekowy komitet ds. religii w literaturze pod kątem braku prozelityzmu
raté d par la commission européenne des medias dangereux
Ratingi Gordiańskiej Komisji Oceny Zagrożeń:
S4 – Otwarte, lecz niezbyt długie sceny seksu; gwałt; wzmianki o seksie z użyciem przemocy; stosunki seksualne realnych, żyjących osób.
P5 – Otwarte i długie sceny świadomego użycia przemocy; opisowe, lecz niezbyt długie sceny ekstremalnej przemocy; pochwała przemocy; historyczne incydenty powiązane z traumą o zasięgu globalnym; zbrodnie z użyciem przemocy popełnione przez realne, żyjące osoby.
R5 – Otwarte i długie dyskusje na tematy religijne, bez prób nawracania; teologiczna brutalność; teologiczne ataki; niedawne przykłady religijnych kontrowersji o zasięgu globalnym; religijne przekonania realnych, żyjących osób.
O3 – Opinie mogące być obraźliwe dla określonych grup i urażać wrażliwość wielu; tematy mogące powodować obrazę lub stres u licznych osób.
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Bridger → dziecko
Major → weteran
Celujący → jego porucznik
Wypatrywacz, Pełzacz, Medyk, Stojący Ż, Stojący Z, Nieuzbrojony, Bezpodstawkowy → jego ludzie
Przykucnięty → malkontent
Mama Lalka → gospodyni domowa
Mycroft Canner → ich strażnik
Saladin → jego kochanek
Thisbe Ottila Saneer (Humaniści) → specjalistka od ścieżek węchowych
Ockham Prospero Saneer (Humaniści) → odpowiedzialny za bezpieczeństwo
Lesley Juniper Sniper Saneer (Humaniści) → odpowiedzialna za bezpieczeństwo
Ojiro Cardigan Sniper (Humaniści) → pięcioboista i żywa lalka
Eureka i Sidney Koons (Humaniści) → analitycy danych
Kat i Robin Typer (Humaniści) → bliźnięta
Cato Weeksbooth (Humaniści) → szalony popularyzator nauki
Carlyle Foster (Kuzyni) → ich senseista
J.E.D.D. Mason (niesamodzielny) → Trybun
Madame D’Arouet (Bezpasiekowi Czarnoprawowcy) → Jego matka
Gibraltar Chagatai (Bezpasiekowi Czarnoprawowcy) → Jego gospodyni
Martin Guidbreaker (Masoni) → Jego śledczy
Heloïse (niesamodzielna) → Jego zakonnica
Cornel MASON (Masoni) → cesarz
Siódmy Anonim → głos przemawiający w sprawach politycznych
Brody de Lupa (Humaniści) → jego reprezentant
Bryar Kosala (Kuzyni) → przewodniczący
Vivian Ancelet (Bezpasiekowi Szaroprawowcy) → jej małżonek, cenzor
Jung Su-yeon Ancelet Kosala (Bezpasiekowi Szaroprawowcy) → ich badziecko, zastępca cenzora
Ganymede Jean-Louis de la Trémoïlle (Humaniści) → prezydent
Hotaka Andō Mitsubishi (Mitsubishianie) → dyrektor naczelny
Jyothi Bandyopadhyay, Chen Zhongren, Huang Enlai, Kim Yeong-Uk, Kimura Kunie, Lu Yong, Wang Baobao, Wang Laojing (Mitsubishianie) → jego współpracownicy
Danaë Marie-Anne de la Trémoïlle Mitsubishi → jego żona
Jun, Sora, Michi, Ran, Harue, Naō, Setsuna (niesamodzielni) → ich badzieci
Masami Mitsubishi (Mitsubishianie) → ich badziecko, dziennikarz
Toshi Mitsubishi (Bezpasiekowi Szaroprawowcy) → ich badziecko, analityk pracujący dla cenzora
Hiroaki Mitsubishi (Kuzyni) → ich badziecko, analityk pracujący w Kuzynowskim Biurze Informacji Zwrotnej
Casimir Perry (Europejczycy) → premier
Isabel Carlos II (Europejczycy) → król Hiszpanii
Felix Faust (Gordianie) → rektor
Julia Doria-Pamphili (Europejczycy) → przewodniczący Konklawe Senseistów
Jin Im-Jin (Gordianie) → mówca Senatu Romanovańskiego
Darcy Sok (Kuzyni) → przewodniczący Kuzynowskiego Biura Informacji Zwrotnej
Lorelei Cook (Kuzyni) → romanovański minister szkolnictwa
Ektor Carlyle Papadelias (Europejczycy) → detektyw
Tullius Mardi (Bezpasiekowi Szaroprawowcy) → podżegacz wojenny
Aldrin Bester i Voltaire Seldon (Utopianie) → ambasadorzy
Mushi Mojave (Utopianie) → marsjański entomolog
Apollo Mojave (Utopianie) → in memoriam
Do błyskawicy podobne, co znika,
Zanim się powie: błyska się.
William Szekspir, Romeo i Julia,
akt drugi, scena druga
(przełożył Jarosław Iwaszkiewicz)
Nihil obstat – „Nic temu nie przeszkadza” – to stare sformułowanie, za pomocą którego królowie i inkwizytorzy wyrażali swe arbitralne pozwolenie w stłamszonych wiekach, gdy żadna prasa drukarska nie mogła obdarzyć papieru mokrym od farby pocałunkiem, nim Tyran Kościół i Tyran Państwo zdjęli uniwersalny knebel cenzury. Ale „nihil obstet” znaczy coś innego, gdy to On umieszcza je na stronie z pozwoleniami, Dobry Jehovah Mason. „Nihil Obstet” to błaganie, które kierował wielokrotnie pod adresem licznych władz strzegących ludzkości – Swego cesarskiego ojca, przewodniczącego Kuzynów, króla Hiszpanii, Konklawe Senseistów, dalekowzrocznego cenzora, mądrego Instytutu Brilla – „niech nic temu nie przeszkodzi”. Bali się w równym stopniu o Niego, jak o samych siebie, próbowali zasiać w Nim wątpliwości, zadawali Mu pytania, zwracając się do Niego Jego licznymi imionami: jesteście pewni, że chcecie to zrobić, J.E.D.D. Mason? Trybunie? Porfirogeneto? Książę? Dziesiąty dyrektorze? Tai-kunie? Xiao Hei Wang? Jed? Jagmohanie? Mikromegasie? Jehovah Epicurusie Donatienie D’Arouet Masonie? Czy jesteście pewni, że chcecie, by ta wściekła, ranna Ziemia dowiedziała się o Was tak dużo? Jednakże Madame D’Arouet, która wychowała Ἄναξ Jehovah w tym dziwnym baszu poza czasem, założonym przez nią w pełnym złota sercu Paryża, nauczyła go również liczb – jeden i wiele, mniej i więcej. Ta sama złowroga rachuba, która kazała Cyceronowi i Senece oddać życie za krwawiący Rzym, skłania teraz Jehovah do uśmierzenia desperacji i bólu dziesięciu miliardów, które donośnym głosem domagają się odpowiedzi. Uczyni tak, nawet gdyby miało to sprawić jeszcze większy ból Jemu i tym, którzy są Mu bliscy. Dla Ciebie, Czytelniku, modlił się do jednego i do wielu. Ja również się modlę, do Mocy nieobecnej na naszej stronie z pozwoleniami, jedynej Mocy, która wciąż może nas powstrzymać, jak powstrzymała zapaleńca Apolla. Liczne usta opatrzności połknęły już tysiąc opowieści i mogą pochłonąć jeszcze jedną. Dlatego modlę się o to, by nic nie stanęło na przeszkodzie tej książce i dobru, któremu ma służyć. Jeśli masz w sobie dobrą wolę, nasz niezwykły Stwórco, nihil obstet.
ZASTRZEŻENIE: TEN FRAGMENT MUSI ZOSTAĆ WYCIĘTY, NIM CAŁY TEKST BĘDZIE MOŻNA OPUBLIKOWAĆ I UPOWSZECHNIĆ. PRYWATNE PRAWO DOSTĘPU MOŻE BYĆ PRZYZNANE NAKAZEM SĄDOWYM.
ZAKAZ WYDANY PRZEZ: Konklawe Senseistów Uniwersalnego Wolnego Sojuszu.
POWÓD: Zniesławienie licencjonowanego senseisty przez przypisanie mu czynów przestępczych.
ZAKAZ WYDANY PRZEZ: Kuzynowską Komisję Prawną.
POWÓD: Potencjalne zagrożenie dla porządku publicznego. Potencjalne szkody dla niesamodzielnych wymienionych w tekście.
ZAKAZ WYDANY PRZEZ: Ordo Quiritum Imperatorisque Masonicorum.
POWÓD: Podżeganie do przemocy wobec Familiaris Regni.
ZAKAZ WYDANY PRZEZ: Komisarza generalnego Uniwersalnego Wolnego Sojuszu, Ektora Carlyle’a Papadeliasa.
POWÓD: Wyraźne dowody na to, że znaczącą część tekstu zmieniono albo sfałszowano w złych intencjach.
CZAS TRWANIA ZAKAZU: Pięć lat z możliwością przedłużenia.
Siema, fani i wrogowie! Mówi wasze stare Sniper. Na początek zapewnię was, że żyję i czuję się świetnie. Styl życia zbiega bardzo mi odpowiada, moje rany się zagoiły, mam mnóstwo sojuszników i pewnego dnia zabiję dla was Jehovah Masona. Macie na to moje słowo. Dzisiaj, jutro, za rok, ile tylko czasu będzie trzeba. Nie mogą strzec małego księcia bez końca. Tyrani i skrytobójcy żyją w ścisłej symbiozie. Skrytobójcy zawsze są źli i gardzi się nimi (nawet jeśli efekty naszych poczynań są dobre, pozostajemy złą drogą do słusznego celu) aż do chwili, gdy pojawiają się tyrani. Wtedy nagle stajemy się bohaterami, jedynym ratunkiem, nagle tylko my mamy moc niezbędną, by uratować świat bez rewolucji i zniszczeń, jakie nieuniknienie z niej wynikają. Przyznajecie, że jesteśmy wam potrzebni. Ale w okresach, gdy nie ma tyranów, zapominacie, że skrytobójcy będą gotowi do działania, gdy okażą się przydatni, tylko wtedy, gdy pozostaną przygotowani przez cały czas. Czujecie się brudni, przechowując w domu taką broń, ale ktoś musi ją przechowywać, bo inaczej nie będzie jej, gdy zły wilk przyjdzie po świnki. Mój urząd jest jednym z filarów naszego wieku, na równi z urzędem cenzora i Anonima. Wykonuję swe obowiązki z taką samą dumą jak oni.
Po drugie, powinnom dodać, że piszę tylko ten jeden rozdział i Mycroft wróci na miejsce, gdy już powiem, co mam do powiedzenia. Mycroft zadało sobie mnóstwo trudu, żeby się ze mną skontaktować, co pozwoli mi opisać wydarzenie, do którego doszło w następnym punkcie tej narracji. Zgodziłom się je opisać wyłącznie pod warunkiem, że nie zmienicie ani jednego słowa w mojej relacji. Tego przywileju zamierzam nadużyć w najwyższym możliwym stopniu. Zanim skończę, dam wyraz swej opinii o Jehovah Masonie. Zacznę jednak od punktu, który najbardziej zdenerwuje waszego podstawowego narratora. Opowiem wam, jak naprawdę wygląda Mycroft Canner, poprawiając jego celowe przeinaczenia.
Mycroft jest średniego wzrostu, niższe, kiedy się garbi. Niemalże tonie w za dużym mundurze, który nosi. Wygląda jak czekający na odnowienie posąg owinięty w worek. Włosy ma kędzierzawe na klasycznie grecki sposób, czarniawe, ale bliżej nuty szarości niż brązu. Są za długie na czole i po bokach, jakby wyobrażało sobie, że tak cudowne stworzenie jest w stanie się ukryć pod odrobiną opadających loków. Dzięki współczesnej nauce jego twarz wygląda w wieku trzydziestu jeden lat równie świeżo jak wtedy, gdy miało siedemnaście i wystarczało jedno spojrzenie Mycrofta Cannera, by nawet najpotężniejsi drżeli trwożnie. Teraz jednak te diabelskie oczy wpatrują się potulnie w podłogę. Są brązowe, jeśli przyjrzeć się im uważnie, ich jaskrawy odcień przypomina ten, dzięki któremu stare wino wygląda atrakcyjniej od młodego. Na górnej wardze Mycroft ma bliznę, w miejscu, gdzie przemoc zbyt często rozszczepiała ciało. Szrama budzi wrażenie, że pod spodem kryją się kły. Najciekawsze jednak ujrzycie, jeśli ściągniecie mundur, odsłaniając kryjącą się pod spodem skórę. Naznaczył ją gobelin blizn najrozmaitszych kształtów i rodzajów – stare zadrapania i ukąszenia o pomarszczonych brzegach, szorstkie poparzenia, otarcie od pasów na kostkach i przedramionach, linie mocy pozostałe po operacjach, dziury po kulach, okrągłe jak małe pocałunki. Wszystko to nakłada się na siebie jak na ścianie pokrytej graffiti. Ten widok budzi pokusę dodania od siebie nowego śladu. Każda blizna ma swoją historię. Spędziłom wiele pełnych radości godzin na dotykaniu tej skóry i pytaniu o każdą z nich. Odpowiada mniej więcej w jednym przypadku na trzy,
Mycroft, które pamiętacie z wiadomości, było szczupłe i muskularne jak zagłodzony drapieżnik. To się nie zmieniło. Nawet najbardziej zdziczały kot robi się łagodny po roku głaskania i siedzenia na ciepłych kolanach. Ale nie Mycroft. Nie wierzę, by głodziło się tylko po to, by siebie ukarać. Niewykluczone, że nie chce kalać takiego ciała niezdrową breją, jaką klienci zwykle oferują usługowcom, podejrzewam jednak, że naszemu drapieżnikowi zwykłe jedzenie wydaje się pozbawione smaku po tym, czego kosztowało w przeszłości. Jego sławny kapelusz (samo się zdziwiłom wiadomością, że dostało go od Dominica Seneschala) jest okrągły i brązowy, przypomina czapeczkę noszoną przez gazeciarzy, choć w tej chwili jest w nim więcej łat niż tkaniny, a z tego, co ongiś było rondem, zostały jedynie strzępy. Wiem, że Mycroft was okłamało. Zapewniało, że nie jest królem żebraków. Sam widok tego kapelusza wystarczy, by inni usługowcy stanęli na baczność, jakby ujrzeli koronę. Uwielbiają je nie za zbrodnie, które popełniło, lecz za to, co uczyniło później. Byli w piekle i ze zdumieniem ujrzeli wśród siebie anioła, gotowego zostać ich stróżem – w takim stopniu, w jakim to tylko możliwe dla upadłych aniołów.
Dzisiejsze Mycroft rzeczywiście zachowuje się tak służalczo, jak opisywało. Uważa się za niewolnika w świecie, w którym niewolnictwo nie istnieje. Jeśli jednak spędzi się z nim trochę czasu, porozmawia z nim i ugłaska je, sztywność znika, podobnie jak zgarbiona postura maskująca nadal silne barki, dłonie zaczynają się rozcapierzać niczym szpony i na powierzchnię wysuwa nos bestia, którą nazywam Prawdziwym Mycroftem. Nie jest uwięziona wewnątrz, nie usiłuje się wyrwać na wolność, po prostu spoczywa wewnątrz Mycrofta Niewolnika jak okręt cumujący w porcie. Czeka na coś. Mycroft Niewolnik zna tylko jedną minę – przepraszającą. Jeśli zaś chodzi o Prawdziwego Mycrofta, wyrazu jego twarzy nie sposób odczytać, czy raczej popełniacie błąd, próbując coś z niej wywnioskować. To tak jak z pyskiem psa, który może się nam wydawać uśmiechnięty albo zasępiony, choć w rzeczywistości niesłusznie dopatrujemy się ludzkiego wyrazu twarzy u istoty niebędącej człowiekiem.
Jak większość z nas pierwszy raz ujrzałom Mycrofta Cannera w wiadomościach, tuż po jego zatrzymaniu, gdy policja wiozła je wzdłuż kolejnych szeregów ludzi z sił szybkiego reagowania. Było wówczas bardzo pogodne, napawało się całą tą paradą, jakby przezroczysta, przypominająca trumnę klatka była rydwanem triumfalnym. Wiedzieliśmy już, co skłoniło je do zamordowania Mardich. Dowiedzieliśmy się tego z nagranych przemówień, które pozostawiło przy ciałach późniejszych ofiar. To był najstraszliwszy akt przemocy w całym stuleciu i nie został popełniony przez rząd, Kościół, plemię ani armię, tylko przez jedną osobę. Odkąd wieśniacy po raz pierwszy wzięli w ręce zaostrzone kije w imię swego wodza, państwo miało monopol na skrajną przemoc. Jednakże system Pasiek położył kres tej sytuacji. Mycroft nazwało swe zabójstwa dowodem na to, jak wiele wolności dała nam nasza era, choć nie byliśmy tego świadomi. Jeśli siedemnaście ofiar wystarczyło, by wstrząsnąć całym światem, świadczyło to o niewiarygodnym postępie. W całej historii siedemnaście ofiar dziennie znaczyłoby, że dzień był wyjątkowo dobry. Filozofowie już od dawna snuli spekulacje o ludzkiej bestii, zastanawiali się, czy sumienie jest czymś wrodzonym, czy wszczepionym przez społeczeństwo, i zadawali też sobie pytanie, czy ludzki umysł rzeczywiście może pragnąć zła dla samego zła. Nawet najokrutniejsi zabójcy z reguły wyobrażają sobie, że mają jakiś cel (zemstę, zysk, osobistą przyjemność bądź jakiś zrodzony z szaleństwa rozkaz).To ważne pytanie, a nawet fundamentalne. Czy możemy świadomie wybrać uczynki, które czynią świat gorszym, nie czerpiąc z tego jakiejś przewrotnie wyobrażonej korzyści? Nie byliśmy jednak w stanie się przekonać, czy ludzka bestia rzeczywiście istnieje, w czasach, gdy podobne bestie stały się czymś równie nieistotnym jak rzemieślnicy w epoce masowej produkcji, pozbawionym znaczenia w porównaniu ze zdecydowanie większym złem, jakim były ludobójstwo i wojna. Przed kamerami Mycroft głosiło, że w tych pokojowych dniach, gdy sami wybieramy dla siebie Pasieki i wartości, ludzie mają wreszcie prawo zostać najgorszymi osobami na całym świecie, a także być dumnymi ze swej decyzji, jeśli tego nie zrobią. Wtedy po raz pierwszy zakochałom się w kimś spoza swego baszu.
Miesiąc po aresztowaniu Mycrofta Cannera Eureka powiedziało mi, że jednak go nie stracono. Nie ulegało wątpliwości, że musimy je zdobyć dla siebie. Pomijając moje uczucia, lubię powtarzać, że zabójca zawsze zwęszy zabójcę, a ponieważ niżej podpisanego można zobaczyć w mediach co pięć minut, Mycroft z pewnością wyczuło już prawdę o mnie. Eureka wytropiło Mycrofta wśród usługowców, a Ockham złożyło mu wizytę. Wystarczyło parę chwil, by obaj nawzajem zwęszyli, kim są.
– Polećcie ze mną – rzekło mu lakoniczne jak zwykle Ockham.
– Tak, człaaanie Saneer – wybełkotało natychmiast Mycroft w typowy dla siebie niewyraźny sposób, pozwalający słuchaczowi myśleć, że powiedziało „członku”, nawet jeśli spod spodu przebija się słowo „panie”.
Ja i Lesley poświęciliśmy wiele tygodni na przygotowanie szantażu, który założy bestii łańcuch (i zmusi ją do zachowania milczenia, o co martwiło się Ockham). Trochę się wkurzyliśmy, gdy się okazało, że wszystkie nasze wysiłki były niepotrzebne. Wysłaliśmy trapera po wilka, a otrzymaliśmy przymilne szczenię. Nie pozostało nam nic innego, jak je adoptować. Miało być moje, ale Thisbe skierowało na nie swoje spojrzenie, a gdy Thisbe się poruszy, nawet OS drży. Mycroft było moim towarzyszem zabaw, ćwiczyło ze mną i opowiadało mi historie, ale tylko Thisbe spędzało z nim noce, choć (jak się teraz dowiedziałom) nigdy go nawet nie dotknęło. I całe szczęście, bo – o czym świadczą nekrologi bogatych zboczeńców, którym Mycroft się sprzedawało, by zdobyć pieniądze dla innych usługowców – jeśli ktoś się prześpi z Mycroftem Cannerem, nie pożyje zbyt długo. Lektura pierwszej części tej opowieści uświadomiła mi, że przyczyna owego zjawiska nosi imię Saladin.
Dość już nadużywania praw autora. Miałom opowiedzieć o porwaniu mnie, które nastąpiło dwudziestego siódmego marca. Była godzina szósta rano, według mojego harmonogramu. Właśnie otrzymałom brutalny, ale zasłużony ochrzan od trenera szermierki (nie było sympatyczną osobą, ale warto je było zatrudnić, bo trudno jest znaleźć kogoś, kto nie zakocha się we mnie natychmiast. Zdjęłom lokalizator i weszłom pod prysznic, gdy bezwonny, szybko działający narkotyk pozbawił mnie nagle przytomności.
Trudno określić, kiedy się ocknęłom, bo świat, w którym się znalazłom, bardzo przypominał sen. Nic nie widziałom, nie byłom w stanie się poruszyć, nie mogłom mówić. Nie byłom związane ani zakneblowane. To były moje dłonie, moje ramiona i moje nogi. Wszystkie leżały bezwładnie, a gdy spróbowałom wezwać pomoc, nie tylko nie rozległ się żaden dźwięk, lecz moje usta nie chciały nawet uformować słów. Zachowałom jednak zdolność czucia i natychmiast uświadomiłom sobie, że leżę w dopasowanym kształtem do ciała pudełku Żywej Lalki. Znam jego kształt, ponieważ fani często proszą, by dostarczono mnie do nich w takim pojemniku. Chcą mieć przyjemność rozpakować mnie osobiście. W pierwszej chwili nasunęła mi się myśl, że mogę być jedną z własnych lalek, która nagle ożyła (nie, wówczas nie wiedziałom jeszcze o mocy Bridgera, pozwalającej mu ożywiać zabawki, po prostu ze względu na swój zawód często myślę o podobnych sprawach). Mogłom jednak poruszać językiem, przynajmniej na tyle, żeby się nie udusić. Znalazłom jego czubkiem nacięcie wewnątrz pierwszego górnego zęba trzonowego po lewej stronie. Wytrawiłom je tam z myślą o podobnych sytuacjach (mówiłom wam, że często myślę o takich sprawach). Z pewnością nie byłom lalką. Oddychałom. Mogłom przełykać ślinę (z trudnością), mrugać i poruszać gałkami ocznymi (choć taśma pakowa zasłaniająca mi oczy była równie nieprzejrzysta jak klasyczna opaska). Panowałom też nad zwieraczami pęcherza i odbytu w wystarczającym stopniu, by nie zanieczyścić pudełka. Kilka innych mięśni naprężyło się lekko, gdy spróbowałom nimi poruszyć – żuchwa, niektóre punkty brzucha i jedno miejsce na szyi. Wytężałom je coraz intensywniej, chcąc się przekonać, czy mogę pobudzić krążenie krwi i szybciej usunąć narkotyk z organizmu, jeśli rzeczywiście to on był przyczyną. Skupiwszy się, wyczułom lekko obolałe punkty na ciele. Podejrzewałom, że to ślad procesu, który spowodował paraliż. Strach? Nie bałom się zbytnio. Przyszło mi do głowy, że mogłobym wprawić się w panikę, by przyśpieszyć akcję serca. Lepiej jednak zachować spokój i gotowość do działania.
Pierwsze słowa, które usłyszałom, były stłumione zarówno przez skrzynkę, jak i przez modulator głosu, nadający sylabom mechaniczne brzmienie jak u robota.
«A teraz zobaczymy tę niespodziankę, dla której było warto ściągnąć mnie w to miejsce.»
Nie mówię po francusku, ale często słyszę ten język, a znajomość hiszpańskiego daje mi podstawy wystarczające, by zrozumieć proste zdania.
«Sprowadzenie go do biura Waszej Świątobliwości było ryzykowne. Postarałem się udekorować to pomieszczenie tak, żebyście czuli się tu jak w domu.»
«Jest idealne. Wszystkie moje ulubione plakaty i taki miękki dywan.»
«Jestem profesjonalistą.»
«Mmm. To prawda.»
Rozmówcy umilkli i, sądząc po dźwiękach, wyszli. Były dwa głosy, oba zniekształcone przez modulatory. Nie będę używać nazwisk. Policja zapewniła (na piśmie), że nie wykorzysta tego świadectwa jako dowodu, ale policjanci nie radzą sobie zbyt dobrze z dotrzymywaniem tego typu zobowiązań. Wiecie, któremu senseiście obiecano Snipera w zamian za oddanie Carlyle’a Fostera pewnemu Czarnoprawowcowi. Jeśli pominę nazwiska, nie będzie stuprocentowej pewności.
«Czy to niespodzianka, na którą liczę?»
Opakowanie ugięło się pod dotykiem dłoni.
«Jeśli się domyśliliście, to już nie jest niespodzianka.»
Poczułom na piersi dotyk chłodnego powietrza. Opakowanie się otworzyło.
«Och! Jakie piękne...» Dłonie dotknęły mojej piersi. «Czy jest autentyczne? Prawdziwe Sniper?»
«Tak. To naprawdę prawdziwe Sniper. Mogę przysiąc, jeśli w to wątpicie.»
«Czy uzyskaliście jego zgodę?»
«Z pewnością nie. Wiedziałem, że zechcecie zrobić to sami.»
«Mm. Jak się wam udało je porwać? Czy postanowiliście skorzystać z Urządzenia Cannera?»
«I ściągnąć sobie na głowę cały rój Księżycowych Ludzi? Nie, nie. Ostrożnie i cierpliwie, Wasza Świątobliwość. Ostrożnie i cierpliwie.»
Dłonie uniosły moją rękę. Ich dotyk był lekki, ale nie delikatny.
«Jest zupełnie bezwładne. Czy jest nieprzytomne?»
«Wtedy nie byłoby zabawy. Jest świadome, tylko nie może się poruszać, jak lalka. Słyszy nas, a kiedy odsłonicie mu oczy, będzie nas również widziało.»
Dłonie bawiły się moimi palcami, zginając je, by sprawdzić opór.
«Jak udało się wam to osiągnąć?»
«Paraliż? Dzięki bardzo ostrożnemu zastosowaniu tego czy tamtego. Ta metoda nie jest moim pomysłem. Madame miewała już przedtem podobne zamówienia. Efekt nie jest trwały, trzeba go odświeżać co kilka godzin, ale jeśli okaże się to konieczne, mogę podać kolejną dawkę.»
«Przeszliście samych siebie! Możecie dostać Carlyle’a! Możecie dostać każdy pionek, jakiego zechcecie!»
Drugi rozmówca się roześmiał.
«Zasłużyliście dziś na nagrodę. Ten wymyślony towarzysz zabaw, którego zidentyfikowaliście na rysunkach dziecka, był dokładnie tym, czego potrzebowałem. Skutek był natychmiastowy.»
«Czy udało się wam już złamać to dziecko, o które pytaliście?»
«Pracuję nad tym. Nie ma pośpiechu. Wziąłem trzech jego małych koleżków jako zakładników. Nie uwierzylibyście, jakie cuda łapią się już na przynętę.»
«Małych koleżków? Mam nadzieję, że nie złamaliście żadnych Czarnych Praw, krzywdząc niesamodzielnych?»
«Nic w tym rodzaju. Poza tym właściwie nie potrzebuję zakładników. Mała Carlyle załatwi wszystko za mnie.»
«A co z Bogiem? To znaczy tym zwykłym Bogiem? Zrobiliście postępy? Wasze aluzje brzmiały bardzo sugestywnie.»
Znowu nastała krótka przerwa na pocałunki.
«Bóg już jest prawie mój.»
«Jak długo jeszcze?»
Chichot.
«Cierpliwość jest cnotą, Wasza Świątobliwość. Można powiedzieć, że to zrównoważy dzisiejszy zachwycający występek. Czeka na was lalka.»
«Mmm.» Wprawne dłonie ujęły mnie pod pachy i pociągnęły mój tułów ku przodowi, aż wreszcie wpadłom w objęcia trzymającej mnie osoby. Długie włosy dotknęły moich warg. Moja twarz zetknęła się z gołą skórą. Poczułom piersi na swej klatce piersiowej. – Au! Ostrożnie! – Trzymająca mnie osoba przeszła na angielski, zwracając się do mnie. Przesunęła ze śmiechem moją głowę tak, że dotykałom policzkiem jej barku. – Jesteście bardzo delikatni, Sniper! I tacy lekcy! Zawsze sobie wyobrażałam, że oryginał będzie ważył więcej niż lalki.
«Uważajcie, żeby nie przeciążyć jego szyi. W gruncie rzeczy lepiej będzie, jeśli nałożę mu kołnierz ortopedyczny. Nie chciałem, żeby psuł efekt, gdy otworzycie skrzynię, ale ryzyko zerwania czegoś jest naprawdę spore, podobnie jak w przypadku dzieci.»
– Do tego nie możemy dopuścić, nieprawdaż, Sniper? Nic nie może się wam stać. – Moje nowe właściciel (jak inaczej może nazywać lalka tego, komu ją dano?) trzymało moją głowę nieruchomo, podczas gdy dawca prezentu zakładało kołnierz. To pomogło utrzymać głowę w prostej pozycji, podczas gdy właściciel pochyliło mnie ku przodowi, żeby mnie objąć. Uścisk był namiętny i wprawny, nie czuło się w nim niepewności ani skrępowania. Tak obejmują się tylko ludzie, którzy żyją ze sobą od dawna. Niemniej wszyscy potrafią uściskać w ten sposób pluszowego misia. To zdumiewające. – Tak lepiej? A teraz wyciągniemy was z tej skrzyni i położymy w jakimś wygodnym miejscu.
«Pomogę wam.» Poczułom dotyk dłoni drugiej osoby. Były średnich rozmiarów i nie sposób było określić płci ich właściciela, ale zaciskały się z siłą imadła. «Na trzy. Raz, dwa, trzy!»
Przenieśli mnie na niewielką odległość i ułożyli na miękkim dywanie, wspierając moją głowę i ramiona na poduszce.
– Gotowe. – Właściciel ułożyło mi ręce wzdłuż ciała. – Znacznie lepiej. A teraz zdejmiemy to opakowanie, żebyśmy mogli zobaczyć wasze ładne oczy.
Złapało za taśmę osłaniającą oczy lalki podczas transportu i odciągnęło jej koniec paznokciami, niemal w ogóle nie zadrapując mi skóry. Nawet zwykłe światło lampy oślepiało mnie po tak głębokiej ciemności. Natychmiast zamknęłom oczy i wzdrygnęłom się – na ile było to możliwe w moim stanie.
– Ojej! – zawołało właściciel. – Jaskrawe światło was oślepiło? – Pochyliło się, osłaniając mnie swym cieniem, i przywróciło całkowitą ciemność w moim lewym oku, całując mnie w powiekę. – Postaram się to naprawić. – Usta przesunęły się z jednego oka na drugie, a potem powędrowały w dół policzka. – Proszę, już jest lepiej. A teraz otwórzcie oczy. Nic wam nie grozi.
Mrużąc powieki, ujrzałom białą półmaskę zasłaniającą górną część twarzy. Nad nią była kaskada czarnych włosów opadających na gołe ciało. Zapewne nie było tak piękne, jak je zapamiętałom, ale jestem tu równie mało obiektywne jak Mycroft, gdy opisuje Thisbe. Ściany za plecami właściciela pokrywał kolaż obrazów przedstawiających mnie. Były tam plakaty i portrety, niektóre z nich naprawdę rzadkie. Na każdym nosiłom inny kostium. Były wśród nich wyzywające i skromne, wieczorowe i skąpe, stroje typowe da wszystkich pięciu dyscyplin pięcioboju i każdej z siedmiu Pasiek. Na pierwszy plan wybijało się jednak zdjęcie z 2442 roku, na którym siedzę oklapłe na krześle, rozebrane do połowy, na skórze namalowano mi stawy lalki, a sznurki marionetki utrzymują mnie w pozycji siedzącej. Zawsze lubiłom ludzi, którym podoba się to zdjęcie.
Wygodne formaty do pobrania